Obudziłem się oszołomiony, próbowałem wstać, lecz ktoś
znacznie silniejszy odepchnął mnie z powrotem na łóżko. Gdzie jestem? Co się
dzieje? Kto to jest?
Chciałem cokolwiek zrozumieć, lecz obraz zamazywał mi się
przed oczyma. Wszystko mnie bolało, najbardziej głowa. Powoli wszystko sobie
przypominałem, choć za wszelką cenę wolałbym zapomnieć.
- Kise?!- Zamazana postać pochyliła się przede mną, brzmiała
zupełnie jak Aomine. Nie skąd…przecież Daiki ma w zwyczaju mieć wszystkich w
dupie.
- Aomine, daj mu się wybudzić.- A jednak Daiki, nieco mnie to
zdziwiło, w końcu zawsze myślałem że jestem dla niego jak powietrze, więc skąd
ta troska?
Powoli odzyskiwałem ostrość, rozejrzałem się wokół siebie. Obok mnie stali Midorima i Aomine. Obaj wpatrywali się we mnie z politowaniem.
Jest aż tak źle? Mam nadzieję że się nie domyślą. A przynajmniej nie mogą się domyśleć…
- Jak się czujesz?- Midorima zagadnął do mnie, widząc, że
powoli nabieram świadomość.
- Spójrz na niego, przecież to oczywiste.- Do pokoju wszedł
Akashi. Zlustrował mnie wzrokiem, siadając naprzeciwko. Widocznie chciał
porozmawiać, ale nie miałem zamiaru mu niczego mówić. Nawet jemu.
- Zostawcie nas samych.- Rzucił w kierunku pozostałych, jako
potwierdzenie moich przypuszczeń.
potwierdzenie moich przypuszczeń.
Kilka minut po ich wyjściu panowała głucha cisza. W pewnym
momencie przerwał ją Akashi.
- Kise, skąd to jest?- Mówiąc „to” nawiązywał najpewniej do
rozległego siniaka na moim oku.
.- Ktoś ci coś zrobił?- Widząc że milczę, nie zamierzał
odpuszczać, wciąż zadawał mi pytania odnoście moich obrażeń, lecz ja leżałem
jak sparaliżowany nie chcąc na nie odpowiadać.
Nawet on czuł się w tym momencie bezsilny.
- Boże….jak długo to już trwa?- Ciężko było mi się przyznać
przed samym sobą, ale martwiłem się o tego durnia, nawet jeżeli był durniem.
Oboje siedzieli tam już od dobrej godziny, nie dając nikomu chociażby zapytać o
stan zdrowia Kise.
- Nie denerwuj się, Aomine-kun.- Usłyszałem przed sobą znajomy
głos.
- Nie denerwuje się! Przestań się mnie czepiać!
- Mówiłem ci ,żebyś się nie denerwował.- Niebieskie oczy
przeszywały mnie na wylot, kierując całą swoją moc w moją nabrzmiałą psychikę.
Wstałem z podłogi. Powoli robiło się coraz ciemniej. Ten
fakt jeszcze bardziej mnie rozzłościł.
- On chyba sobie kpi…-Jak na zawołanie przed moimi oczami
pojawił się Akashi.
- I co?- Dwumetrowa lodówka po raz pierwszy od godziny raczył
się odezwać.
- Nie daje sobie pomóc. Nic nie chce powiedzieć.-
Tylko tyle?! Musiał mu coś powiedzieć, nie wierze ,że przez godzinę gadali o
niczym. Chwyciłem go za ramię, bardzo zdenerwowany. Gotowy byłem wyciągnąć to z
niego chodźmy siłą. Postąpiłem głupio. Akashi chwycił mnie za nadgarstek przewracając
z hukiem na podłogę. Mój kręgosłup przeszył ostry ból, a twarz wykrzywiła się w
grymasie.
- Jeszcze raz spróbujesz, Aomine.- Pełen spokoju odszedł ode
mnie, najwyraźniej zbyt zajęty by prawić mi wykład.- Aha.- Zatrzymał się przed
drzwiami wyjściowymi.- Odprowadź Kise do domu. Normalnie byłbym nieźle
wściekły, gdybym musiał przejść 3 razy dłuższą drogę, lecz w tym momencie
cieszyłem się, że będę miał szansę z nim porozmawiać. Nawet, jeżeli ma mnie
zignorować.
- Dasz radę?- Zapytałem widząc, jak twarz blondyna wykrzywia
się w grymasie. Próbował go ukryć, ale słabo mu to wychodziło. Wraz z Midorimą
zdążyliśmy opatrzyć jego ranę na czole, lecz ku naszemu zaskoczeniu, gdy
wypytywaliśmy o inne obrażenia bronił się rękami i nogami, dlatego
postanowiliśmy mimo wszystko odpuścić.
- Tak,jasne…- Powoli podniósł się z łóżka ubierając bluzę i
zakładając sportową torbę.
- Nie przesadzaj, Batmanie. Ja to wezmę.- Odebrałem mu z ręki
zawartość, przekładając ją sobie na ramię.
- Aominecchi…- Utkwił we mnie zdumione oczy.
- Nie przyzwyczajaj się…chodź.
Kise uśmiechnął się od ucha do ucha idąc tuż, obok mnie.
Właściwie to uśmiechnął się dziś po raz pierwszy.
- Chwiejesz się.- Zauważyłem po chwili.
- To nic…lekko kręci mi się w głowie…- Punkt dla debila.
Mówiąc to kiwnął się delikatnie w prawą stronę. Później tylko uśmiechnął się
przepraszająco.
- Ech…jak z dzieckiem.- Westchnąłem biorąc go pod ramię.
Zaczerwienił się lekko, a ja zdałem sobie sprawę, że wyglądamy niczym stare małżeństwo,
przechadzające się na spacer po parku. Pomijając fakt ,że jedno z małżonków ma
podbite oko, rozcięte czoło i tak ogólnie to jest facetem. Miłe wspomnienie,
będę miał co wnukom opowiadać na dobranoc.
Szliśmy już dobry kawałek, a do domu Kise pozostało niecałe kilka metrów. Czułem się strasznie śpiący ,mimo, iż zmrok zapadł dopiero niedawno, a pora zdawała się być wczesna.
- Chce mi się spać…-Blondyn ziewnął cicho, najwyraźniej będąc
w znacznie lepszym nastroju niż poprzednio. Oparł głowę na moim ramieniu ,tuląc
się w miękki kołnierz bluzy.
Poczułem jego ciepły oddech na szyj. Przeszedł mnie dreszcz,
ale jeden z tych przyjemniejszych.
- Nie uśnij mi tu czasami ,bo zostawię cię na chodniku.
- Jesteśmy!- Powiadomił mnie, gdy stanęliśmy obok.
Chciałem mieć pewność, że jest wszystko w porządku. Przyjrzałem się mu jeszcze raz. Oprócz tego ,że był cholernie zmęczony, nie
wyglądał za dobrze. Trochę ciężko było mi zostawić go samego, ale co mogłem
zrobić.
- Te limo pod okiem nadaje ci seksapilu.- Zaśmiałem się pod
nosem.
- Jesteś świnia…- Uderzył mnie lekko łokciem, na co sam się
roześmiał. W sumie był całkiem słodki. Nie chciałem wypytywać go, o to ,co
Akashi. Nie teraz ,gdy był w tak dobry nastroju.
- Muszę już iść.- Robiło się późno, a ja miałem przed sobą
spory kawałek drogi.
- Poczekaj…- Odwróciłem się na pięcie, lecz w ostatniej
chwili Kise złapał mnie za rękaw bluzy. Szybko musnął mój policzek,
czerwieniąc się lekko, po czym pomachał mi na pożegnanie. Byłem bardzo zaskoczony,
aczkolwiek przeszedł mnie przyjemny skurcz.
Nie powinienem myśleć o Kise jako o sympatii, ale daje mi do
tego powody…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz