środa, 22 lipca 2015

Truskawki. cz.1 (AkashixKuroko)

-Twoja obecność przyprawia mnie o dreszcze.
-Domyślam się.
-Tęsknię, gdy ciebie nie ma w pobliżu.
-Wiem.
-Jesteś taki mądry i błyskotliwy. To pewnie też wiesz, prawda?
-Za bardzo się dzisiaj podlizujesz.
Czerwonowłosy prychnął z zadowoloniem. Coraz bardziej przymilał się do swojego towarzysza, przytulając się do niego i dotykając po całym ciele.
-Tak na mnie działasz.- Przejechał ręką po zielonych włosach, gdzie nie gdzie robiąc małe skręciki. Okularnik nie stawiał oporu. Po czasie zaczął go nawet poganiać. Kochanek z czerwonymi tęczówkami spełniał jego prośby.
-Trochę tu niewygodnie, nie sądzisz?- zagadnął do niego.
-Faktycznie, magazyn na piłki to nie najlepsze miejsce na takie czynności, ale cóż, mówi się trudno, czyż nie?
-Akashi... przerwijmy to.
-Nie dobrze ci? Możemy przejść już od razu do rzeczy, jeśli chcesz..
-A jak ktoś nas przyłapie? Wole nie ryzykować
-Nie będę głośno jęczeć, obiecuje. Chce tego tu i teraz, Midorima.- Seijuuro zaczął nalegać coraz bardziej. Zauważył, w swoim kochanku nutę niepewności. To go bardziej nakręcało.
-N-nie...- nie lubił, gdy mu się odmawia. Jego wzrok od razu przeszedł w stan wściekłości. Uśmiech z jego twarzy również został zastąpiony na groźnie wyglądającą minę- spotkamy się potem i to dokończymy, co ty na to?
Akashi jedynie westchnął z słyszalnym niezadowoleniem ciągle patrząc na Midorimę. Chciał go jeszcze tym sposobem nakłonić jednak to nic. Shintaro nie dał się przekonać.
Okularnik nie chcąc narażać się na dalsze nieprzyjemności ze strony kochanka, po prostu wyszedł bez słowa, zostawiając chłopaka samego. Seijuuro westchnął wypluwając swoją ślinę obok stoiska z piłkami.
-Wiedziałem, że po raz kolejny się nabierze- powiedział sam do siebie, uśmiechając się trumfalnie. Wyciągłął z kieszeni spodni nawilżoną chusteczkę i dokładnymi ruchami przetarł swoje usta. Nie chciał czuć smaku jego śliny oraz ciała. Na samą myśl o tym dostawał drgawek.
Gdy dostatecznie się ogarnął opuścił magazyn i ruszył w stronę sali treningowej, na której wszyscy na niego czekali.
-Akashi, idioto! Ile można na ciebie czekać!?
-Standardowe powitanie z Twojej strony, Aomine. Powinieneś je trochę zmienić, bo to wszystko staję się monotonne. -Ciemnoskóry chłopak jedynie prychnął i usiadł na ławcę.
-Zacznijcie ćwiczyć. Ja za chwilę do was dołącze, tylko się przebiorę.- mówiąc to szybko wyszedł z sali udając się w stronę szatni. W pomieszczeniu czekała na niego niebieskowłosa osoba.
-Kuroko?
-Witaj, Akashi-kun -powoli wstał do niego. Kapitan drużyny zauważył w jego oczach łzy. Natychmiastowo przycisnął go do siebie. Dłonią zaczął głaskać jego włosy, próbując go jakoś uspokoić. Jednak efekt był odwrotny- Tetsuya rozkleił się na dobre.
-Znowu ci to zrobili?
-T-tak... - pięść Seijuuro zaczeła się coraz mocniej zaciskać.
-Banda gnojów. Powiedz mi Kuroko, ile jeszcze wytrzymasz? W każdej chwili możemy to wszystko przerwać.
-Nie trzeba!
-Jesteś pewien?
Po słowach Akashiego nastąpiła niezręczna cisza. Kuroko nie chciał odpowiedzieć. Wachał się.
-Jak mineło ci spotkanie z Midorimą-kun?
-Prosze nie zmieniaj tak tematu...- chłopak coraz mocniej zaczał go ściskać.- Chciałem go nakłonić do czegoś więcej, ale stwierdził, że ktoś nas usłyszy. Powiedział, że mam udać się do niego potem.
-Czyli plan idzie w jak najleszym porządku?
-Zgadza się.
-Obiecujesz, że to się skończy?
-Obiecuję- Akashi pocałował go w czoło. Usłyszał, że Tetsuya już nie płakał. Widocznie uspokoił go tym.
Stali tak jeszcze ponad pięć minut. Akashi w ramach pocieszenie delikatnie kołysał Kuroko, śpiewając mu przy tym ich wspólną piosenkę. Tym razem jego intencje były szczere.
Moment relaksu przerwało im łomotanie do drzwi. Sprawcą hałasu był nie kto inny jak Aomine.
-Akashi!
-Nie musisz tak walić w te drzwi, Aomine. Już wychodzę.
-Chyba zapomniałeś się przebrać.
-Dzisiaj siedzę na ławcę. I żadnego ale. Na salę, już.
Wyszedł dyskretnie odwracając się w stronę Kuroko. Ten tylko delikatnie się uśmiechał.

***

-Na co masz ochotę?
-Wystarczy szklanka wody- Midorima zrobił to o co go proszono. Wyjął szklankę, i dość sprawnie napełnił ją cieczą. Równie szybko podał ją do rąk Akashiemu- Dziękuje.
Shintaro usiadł naprzeciw Seijuuro i bacznie go obserwował. Przypomniał sobie sytuacje sprzed paru godzin i to, jak spławił Akashiego. Zrobiło mu się trochę głupio.
-Przepraszam- Czerwonowłosy spojrzał obojętnym wzrokiem na swojego towarzysza.
-Za co?
-Za dzisiaj- wzrok okularnika powędrował w dół. Nagle poczuł, jak jego głowa zostaje podniesiona, tak, aby była naprzeciw twarzy Akashiego. Zorientował się, że dostaje rumieńce.
-Nie szkodzi. W pełni ci wybaczę, jeśli dokończymy to, co zaczeliśmy- kapitan Teiko wbił się w prost w jego usta. Całował powoli, ale dokładnie i namiętnie. Midorima biernie odbierał pieszczotę. Pod wpływem szoku nie mógł wykonać żadnego działania. Akashiemu to nie przeszkadzało. Wstał, przerywając pocałunek. Rozchylił nogi zielonowłosego i usiadł na nich. Powrócił z pocałunkami. Obcałowywał jego policzki, szyję, obojczyki, aż w końcu dotarł do torsu. Podczas tych pieszczot, delikatnie kręcił biodrami. Chciał sprawić, by jego kochanek się podniecił.
-Mhh.. - najwyraźniej to mu się udało. Odgłosy jakie wydawał Midorima oraz uczucie czegoś twardego to potwierdzało- n- nie.. wytrzymam..
-Nie powstrzymuj się- szepnął mu do ucha.- ale poczekaj jeszcze chwilę.
Czerwonowłosy wstał i podszedł do swojego plecaka leżącego na stole. Wyjął z niego metalowe, średniej wielkości pudełeczko. Podszedł razem z nim do Midorimy.
-Co tam masz?- spytał zaciekawiony sięgając po pudełko.
-Drobny deserek z myślą o Tobie- Akashi szeroko się uśmiechnął
-Truskawki? Dziękuje- rzekł z zadowoleniem.- Poczęstuj się.
-Nie mogę. Mam na nie uczulenie.
-Na prawdę? Nie wiedziałem.
-Już nie ważne. Zjedz je, proszę.
-Jak od ciebie to na pewno są smaczne- powiedział
-Na pewno..- powtórzył cicho Akashi, patrząc, jak Midorima pomału je jedną truskawkę po drugiej.
-Smakowało?- spytał, gdy pudełko zostało całkowicie opróżnione.
-I to jak.
-Cieszę się- podszedł do zielonowłosego łapiąc go za ręcę.- powiesz mi, co się dzieje, gdy jestem nieobecny na treningach?
-E-e .. Ćwiczymy - usłyszał nutę niepewności  w jego głosie. Ten sygnał dał mu już stu procentową pewność.
-Na pewno?- zmusił Shintaro do leżenia.
-Oczywiście.
-Masz szansę, jeszcze się z tego wywiązać.
-O czym ty mówisz?- Midorima denerwował się coraz bardziej. Domyślał się, że Akashi zna już prawdę.
-O czym ja mówię?- w oczach Seijuuro pojawił się błysk, sygnalizujący furię. Usiadł na Midorimę, w międzyczasie wyciągając zdjęcie.- Nie pamiętasz tego?
Rzucił w okularnika zdjęciem ukazującym jego oraz pozostałych w momencie, gdy zmuszają Kuroko do współżycia. Niebieskowłosy był związany. W jego oczach było widać łzy.
-Wiesz, jaka kara was za to spotka?- Akashi nadal nie stracił swojego uśmiechu.
Midorima, momentalnie zaczał się dusić, a z jego oczu zaczeły lecieć krwawe łzy.
-C-co to by-były z-za trus-truskawki..?- jedynie tyle potrafił z siebie wydusić
-Zatrute. Mówiłem, deserek z myślą o tobie... I twojej bolesnej śmierci.- ostatnie słowo prawie mu wykrzyczał. Midorima, robił się siny, a jego twarz była coraz bardziej pobrudzona od lecącej krwi.
Kiedy Shintaru po raz ostatni zaciągnął powietrze Akashi zaśmiał się. Zszedł z niego i przymknął mu powieki. Zostawił jego zwłoki na kanapie i wyszedł z jego domu.
-Taka kara czeka wszystkich, którzy skrzywdzili Kuroko- powiedział sam do siebie. Był wściekły i jednocześnie zadowolony z siebie. W końcu załatwił jednego z oprawców.

Zrozumienie ( ImayoshixHanamiya )

FOR YUUUI 
Chciałam Ci Fluffa napisać, ale coś mi nie wyszło...bo do tego pairingu to jakieś takie nieodpowiednie...
Napiszę Ci w drugim zamówieniu jakąś dłuższą cukrzycę! :3 
A tymczasem zapraszam na pełną sprośnych przeżyć, wątków, opisów i sytuacji notkę...
Wyszłam z założenia krótkiego i klimatycznego przekazu, co to by się nie zmęczyć... *A tak na serio to piszę z tym pierwszy raz i obczajam grunt* 


   Cień niknął między słabym światłem latarni, która tej nocy zdawała się być jeszcze bledsza niż zwykle. Wszystko wokół umilkło, spowite ciszą której bezwzględnie dosłuchiwał się pewien okularnik.
  Znał siebie, swój charakter i dobrze wiedział, że należy do tego świata. Świata którego nie każdy dawał radę zrozumieć. Zagorzałego i opętanego przez cień i ledwo dostające się słabe światło, niczym te rozciągnięte i sztuczne. Nie palił szczerymi uczuciami, nie był równie dobry jak inni. 
  Każdy ma swoją ciemną stronę, z którą stara się wygrać, lecz on poddał się jej. Dobrowolnie podporządkował się uczuciu, które inni mogliby nazwać negatywnym.
Czy czuł się samotny? Odizolowany? Nie, w każdym razie był ktoś jeszcze, kto postanowił wraz z nim przekroczyć tą nikłą granicę.
- Imayoshi… Twoja obecność daje się we znaki otoczeniu.- Zza ciemnej uliczki widniała postać chłopaka. Makoto Hanamiya.
- Równie dobrze mogę to powiedzieć o tobie.- Drwiący uśmiech, który tak hojnie posyłał, zdobił teraz jego usta.
   Rozmówca zawtórował, powtarzając gest, jakby na wyraz zrozumienia.
- Powiedz mi…- Czarnowłosy znalazł się krok przed nim, z namysłem wodząc dłonią wzdłuż jego karku.- Czemu akurat darzysz mnie tak chorym zrozumieniem? W końcu sama wzajemna adoracja opiera się głównie na zrozumieniu, ale wciąż nie wiem czemu przemawiasz ze mną tym samym głosem. Tylko mnie jesteś w stanie dopuścić do swojej prywatnej sfery, i tak hojnie mnie w niej ugościć.- Uśmieszek na jego wargach wciąż pozostawał niezmywalny, a oczy zaiskrzyły w ciemności spowitej delikatnym światłem.
   Głucha cisza przerywana między szeptem powoli gasła.
- Ludzie intrygują się wzajemnie. Szukają ze sobą wspólnych cech, by budować na nich stały fundament. Są ci, otwarci na innych, skory do pomocy, uprzejmi, lecz nie zawszę prawdziwi.
  Lecz są też tacy, którzy żyją w gorzkiej prawdzie. Osobowość tych prawdziwych, nie zawsze jest słodka w swym smaku. Znając innych, troszczą się głównie o siebie, nie patrząc na cudze problemy, a czasem nawet starają się je prowokować. Ludzie nazywają ich sadystami.
  Ja jednak myślę, że postrzegany przez nas świat jest prawdziwy, a my jesteśmy tym prawdziwym, nie pokolorowanym obrazem ludzkiej natury.- Brunet przechwycił delikatnie podbródek chłopaka, jarząc ognikami.- Rozumiemy się bardziej niż nam się wydaję Makoto… Czymże jest życie bez zrozumienia? Rozumiesz mnie…Prawda?
- Rozumiem… Dlatego będziesz moją zabawką, a ja twoją…
   Imayoshi zaśmiał się cicho, przyciągając koszykarza bliżej siebie, do momentu, aż ich wargi znalazły się w nieznacznej odległości.
   Ręce bruneta zaczęły wodzić po nim, do momentu gdy palce subtelnie wbiły się między jego rozchylone łopatki. Nie czekając dłużej, przegryzł dolną wargę Makoto, delikatnie muskając końcówką języka, na co ten, jęknął cicho, choć mimo wszystko nie ukrywał złośliwego wyrazu twarzy.
  Gorący oddech muskał jego szyje mieszając się z chłodnym wieczornym powiewem, doprowadzając niemal do ekstazy. Chęć zaspokojenia, którą tak bardzo chciał ukryć, zaczęła powoli wdrążać się w jego tęczówki, i coraz zachłanniejsze usta.
  Wplótł ręce w jego włosy, przyciągając z lubością i pogłębiając mokry pocałunek.

   Obie strony zdawały się czerpać korzyści, jak również obie strony rozumiały się najlepiej.
    Czy nie na tym polega pragnienie?



I'm not uke Baby... ( AominexKise)

Aomine na dole...
Czyli co by było gdyby było...
Trochę komiczne, więc notka raczej ustawiona śmiechowo... xD



   Dochodziła 11 w nocy. Blondyn ziewnął przeciągle wychodząc z łazienki. Ubrał cienki szlafrok, związując dłuższe pasma blond kosmyków w króciutki kucyk. Zmęczony opadł
na łóżko, sprawnym ruchem zakładając odziane w duże czarne oprawki okulary i wyjął z szafki książkę, rozkoszując się świętym spokojem. Albo raczej jego brakiem.
- Ło cholera, padam na ryj. Nie dość, że staż na komisariacie to jakiś facet przypierdolił się, że nierówno zaparkowałem. Co z tego, że obok był praktycznie pusty parking? On chciał stanąć akurat tam!- Chłopak zrzucił ręcznik i mając na sobie jedynie bokserki rzucił się wygodnie na dwuosobowe łóżko, olewając poirytowane spojrzenie towarzysza.
- Uważaj! Wylejesz mi herbatę!- Zlustrował z przerażeniem kiwającą się filiżankę.
- Zrobisz sobie drugą.
- Nie chce spać w mokrym łóżku, a wątpię żeby chciało ci się zmieniać pościel, dlatego zapewne ja musiałbym to zrobić.- Westchnął wciąż wpatrując się w drobny druk.
  Przez chwilę Aomine kręcił się niespokojnie w poszukiwaniu pilota, lecz po kilku usilnych próbach dał sobie spokój. 
  Wstał z łóżka sięgając po laptopa, lecz ku nieszczęściu okazał się być rozładowany.
- Kise?
- Czego…
- Gdzie ładowarka?
- Nie używałem twojego laptopa, więc nie mam pojęcia.- Wytknął, nie spuszczając wzroku z książki.
- Nudzi mi się…
- To idź spać.
- Eeee…- Pożądana przez blondyna cisza nie trwała długo. Daiki tak łatwo się nie poddawał, wyszedł z pokoju, zapewne tym razem w poszukiwaniu telefonu.
- I nie wracaj…- Chłopak uśmiechnął się sam do siebie, biorąc kolejny łyk gorącego napoju i ponownie skupi się na lekturze.
- Kurwa!- Niecałe pięć minut później słyszał z salonu głośny huk i towarzyszącą temu arię przekleństw.
- Co on znowu odwala…- Zatrzasnął książkę, wygrzebując się spod pościeli by sprawdzić źródło wszelkich jęków. Nie zdążył dobrze zejść z łóżka, gdy w drzwiach stanął podenerwowany Aomine.
- Co znowu zrobiłeś?
- Dlaczego akurat miałem coś zrobić! Postrzegasz mnie, jako totalnego debila nie zdolnego do prostych codziennych czynności! Czemu ja sobie na to zasłużyłem?! Od razu, co zrobiłem…
A może pomyślałbyś, chociaż raz, że to nie ja! Wszystko ja! Zawsze ja!
  Ryota wbił w niego znużone spojrzenie spod czarnych oprawek.
- No dobra! Stłukłem lampę…- Blondyn westchnął tylko, z powrotem kładąc się na łóżku.
- Przecież nic się nie stało.- Daiki z miną zbolałego pieska z powrotem położył się obok partnera, uważnie lustrując jego skupioną twarz.
- Co czytasz?- Zapytał jakby od niechcenia.
- 50 twarzy Greya.
- Są obrazki?!
- Ograniczają się jedynie do okładki.
- Co za chujowe wydawnictwo…
- Jak chcesz możesz zrobić sesję i im przesłać…
- A wiesz, że nie głupie?!
  Ryota westchnął tylko załamany, pukając się w czoło. Czasami nie wiedział, co ten dureń bierze na serio a co nie. 
Zrezygnowany odłożył książkę. Aomine za bardzo go rozpraszał.
  Sięgnął dłonią pod kołdrę, wyjmując pilota.
- Ale z ciebie szuja…Szukałem tego gówna!
- Było się spytać.
- Pytałem!
- Pytałeś o ładowarkę, a nie o pilota.
Nie minęło dobre pół godziny, gdy Daiki odezwał się ponownie, zakłócając chłopakowi spokojny seans.
- Mam ochotę…
- Nie przeszkadzaj. Widzisz, że oglądam?
- Znowu to samo! On i tak umrze, bo ta ruda małpa ma zbyt dużą dupę by zmieścili się na jednym kawałku drewna! Kise, przecież to zawsze kończy się tak samo…
- Jesteś okrutny Aominechhi! Rose bardzo kocha Jacka!
- To schudłaby, chociaż trochę skoro go tak bardzo kocha!
- Chuda jest!
- Chyba w cyckach, bo na pewno nie w dupie!
- Ty jak coś powiesz…
 Złote tęczówki zwróciły się w kierunku ekranu, całkowicie ignorując wędrujące wzdłuż uda dłonie. Aomine widocznie zauważył to, dlatego przysunął się bliżej. Sięgnął po pilota, wyłączając telewizor, po czym pochylił się, składając na jego ustach delikatny pocałunek.
- Czemu to zrobiłeś?- Nadął z irytacją policzki odbierając złośliwe iskierki, jarzące się w niebieskich tęczówkach.
- Odegramy sobie 50 twarzy Aomine, co ty na to?
- Daleko ci do bogatego biznesmena.
- Aż tak nisko mnie oceniasz?- Uśmiechnął się, całując uwodzicielsko zagłębienie wewnątrz szyi. Przesunął rękami po jego ciele, zsuwając rękawy cienkiego szlafroka.
- Czekaj!
- Heh?- Daiki zaprzestał czując rozbawiony ton głosu partnera.
- Chce czegoś spróbować!- W złotych tęczówkach zapłonęły dwuznaczne iskierki a twarz drugiego chłopaka nabierała coraz większego zakłopotania. Blondyn był nieprzyzwoicie podekscytowany nawet jak na niego.
- Chce być na górze!- Wypalił ni z gruszki ni z pietruszki, staczając ciemnoskórego na samo dno.
- Żartujesz?!- Odezwał się po chwili ciszy.- Jak ty sobie to wyobrażasz? Że niby ja? Ja mam być pod tobą?- Głos mu się łamał, na samą myśl, że Kise miał mu cokolwiek wsadzić.
- Czemu to zawsze ja mam robić za potulnego?- Naburmuszył się jak przewrażliwiona dziewczynka.- Też raz chce być dominującym!
- Zły pomysł…- Rzekł wyobrażając sobie samego siebie w tej damskiej roli.
- To nie ma seksów.- Rzucił mu złośliwe spojrzenie przewracając się na drugi bok.
Może faktycznie powinienem mu pozwolić. Ten jeden raz…
- Kise…Niech będzie. Ten jeden raz.- Westchnął, czując wypełniającą go porażkę.
- Dziękuje Aominechhi!- W mgnieniu oka poczuł jak ramiona blondyna oplatają go ciasno w
uścisku.
- Coś czuje, że tego pożałuje…

PÓŁ GODZINY PÓŹNIEJ.

- Połóż się na plecach.- Kise zsunął z niego bokserki, rzucając w kąt pokoju.
- Czemu się zgodziłem…
- Bo mnie kochasz. Teraz kładź się i rozluźnij, bo inaczej się nie uda.
  Ciemnowłosy zrobił tak, jak mu polecono. Jeszcze nigdy nie odgrywał roli uke i najprawdopodobniej będzie to dość ciężkie przeżycie.
- Jesteś spięty…- Wygładził dłońmi okolice krocza.- To wcale mi nie pomoże Aominecchi.
- Nie gadaj tyle…Rób, co trzeba.- Westchnął cicho, mrużąc oczy.
- Chyba nie chcesz tak bez przygotowania…-Zagadnął złośliwie.
- Wkładaj i nie jazgocz!
- Dobra…
Aomine poczuł jak powoli jego ścianki obejmują palec blondyna. Zadrżał mimowolnie.
- Wkładam drugi…
Kise dołączył drugi palec, wywołując u chłopaka lekki grymas.
- Wkładam trzeci…
- Ręce też włożysz?!
Pchnął złośliwie trzeci palec, hamując przekleństwo z ust Aomine.
- Jak się czujesz?
- Jak napastowana dziewica w męskiej toalecie.
- Czyli w porządku.- :3
Blondyn objął go nogami, odkładając pośpiesznie okulary.
-To co? Zaczynamy?
  Nie czekając na odpowiedź, Ryota wsunął powoli swojego członka, wywołując u chłopaka gwałtowny dreszcz.
- Jak się teraz czujesz?
- Jak napastowana dziewica w męskiej toalecie z kijem w dupie.
- Nie takiej odpowiedzi się spodziewałem, ale też jest w porządku.

RANO

- Kise!
- Co się stało?!
- Jestem w ciąży.- Wyciągnął w jego kierunku test ciążowy z prawidłowym wynikiem.
- Jak to możliwe?! Nie jestem gotowy na dzieci!- Kise podniósł się gwałtownie chwytając chłopaka za ramiona.
  W jednej chwili Aomine sparaliżował wybuch histerycznego śmiechu. Usiadł na łóżku, nie mogąc powstrzymać łez.
- Co?!- Ryota wpatrywał się w niego jak w ósmy cud świata, próbując przywrócić szarym komórką odpowiedni rozruch, by jakoś ogarnąć całą tą sytuację.
- Kurwa! Kise! To test koleżanki z pracy! Chciałem zobaczyć twoją reakcję.
- Blond włosy wpatrywał się w niego jak w kosmitę. Po chwili dotarło do niego co tak naprawdę usłyszał.
- Ale z ciebie dupek.- Naburmuszył się poirytowany.
- Przestań…Zabawnie było.- Aomine ucałował czule czoło blondyna.- Aha…Dziś ja jestem na górze!

-Niech ci będzie…

Apokalipsa Zombie? o___O

Tak... Nadchodzi taki moment w życiu każdego autora, kiedy ma pomysł, lepszy lub gorszy ale ma....
Ostatnio zdarzyło mi się oglądnąć kilka odcinków The Walking Dead i dostałam olśnienia.
Przyznam jeszcze, że nie spotkałam yaoica na tle chodzących jelit i trupów, o szkszach podczas apokalipsy nie wspominając...xD 
Pomyślałam zatem, żeby zrobić troszkę radości wszystkim małym kochanym sadystą :3
Opowiadanie zajmie kilka dłuższych rozdziałów, na które ustalę konkretny dzień tygodnia i obejmie tak....hmmmm 4 pairingi z czego jeden główny. 
Mam nadzieję, że jest ktoś zainteresowany takowym pomysłem, jeśli tak, to szykuję pierwszy rozdział ^^ 
Dla rozjaśnienia sprawy, przedstawiam krótki opis :3 <Katzuko> 

Życie młodego koszykarza z niezwykłym talentem; Akashiego Sejiuro, usłane jest zarówno sukcesami jak i porażkami. Posiadanie przyjaciół, znaczącego statusu, umiejętności i majątku jest tym, o czym mógłby marzyć każdy. Jedyną wadą może zdawać się jego ojciec, a raczej to, co jest z nim powiązane. Gang, któremu sławny biznesmen dłużny jest ponad kilka tysięcy, porywa jego syna. Pod wpływem wysokiego uszczerbku na zdrowiu, Akashi trafia do szpitala zapadając w śpiączkę farmakologiczną. Przebudzenie następuje kilka lat później, jednak czy świat który spotka będzie dla niego miłosierny? Czy pozna chłopaka, który być może ocalił mu życie już nie jeden raz? 





wtorek, 21 lipca 2015

5.Cudowne Imperium

Tu duuu duu dum... 
NO WRESZCIE XD
Co tu dużo mówić, wreszcie doczekaliśmy się akcji ^--^
Apropo, na blogu jeszcze przez kilka najbliższych dni będzie lekki sajgon...
Remont i te sprawy :3



     Rozmowa z Kise przepełniła go doszczętnie. Chłopak sprawiał wrażenie ogromnie sympatycznego, poza tym może głupio było mu się do tego przyznać, ale patrząc na niego czuł dziwne ukojenie.
  Śmiali się, dyskutowali na poważne i mniej ciężkie tematy, ciesząc się swoją obecnością.
Czas jakby na chwilę zwolnił, dając mi przyjemne uczucie odprężenia i spokoju, które kojąco wypełniało ich od środka.
  Aomine może i kochał cycki, jednak sam był przekonany w tym, że jego rozmówca był po prostu śliczny…
    W tamtej chwili cieszył się w duchu, że czytanie w myślach jest rzeczą niemożliwą.
 Z koncentracją też w sumie kiepsko.
-Oho… Chyba moi towarzysze podróży postanowili zebrać swoje zwłoki od stołu.- Oderwał na moment wzrok od złotych oczu, koncentrując się na niezbyt subtelnych ruchach Reo, który ostatkami sił próbował podnieść się do pozycji stojącej. No i kto tu jest niemożliwy? W pierwszej chwili Aomine miał wrażenie jakby naprawdę ufali mu, że nie wymknę się gdzieś po cichu, jednakże co jakiś czas przypadkiem krzyżował wzrok z kapitanem załogi. Dało mu to do zrozumienia, że mają na niego oko.
   Ucieczka, której wbrew pozorom nie planował, wcale nie byłaby taka cicha.
-A-Aomine…- Łowca odwrócił się żwawo z powrotem w stronę łagodnego głosiku.- Tak sobie pomyślałem, że przygotuje pokój…
-Ja-Jasne.- Widząc jak cała reszta wykopuje nocleg, który co prawda planowali już od samego początku wyprawy, zgodził się na propozycję. Wiedział, że nawet jeśli przyśnie to minie zaledwie kilka godzin do momentu gdy opuszczą gospodę i wyruszą w dalszą drogę.
   Skierował  się krok w krok za blond czupryną, idąc w stronę stromych schodów.
Skrzypiały cicho co rusz gdy stawiali stopę na jednym ze spróchniałych stopni.
   Budynek mimo tego nie był tak stary na jaki wyglądał. Drewno o kolorze ciemnego brązu tworzyło kontrast z kamiennymi wzmocnieniami.
   Przechodzili korytarzem, mijając mniejsze bądź większe pomieszczenia.
-To tu…- Odparł cicho trzymając w dłoni lampę, dzięki której można było zorientować się w ciemnym pomieszczeniu. Pokój był mały. Na środku znajdowało się dwuosobowe łóżko, tuż obok niego stała nisko osadzona półka, a okno przyodziane było czerwonymi zasłonami.
   Tak jak myślał, mała gnida nie szczędziła na funduszach. Już dawno nie pamiętał, kiedy ostatnio spał w wygodnym łóżku. Zwykle jego ciało przyzwyczajone było do nieco ciężkich warunków, jeżeli mowa o wypoczynku.
-To ja już pójdę, chyba że mogę się jeszcze do czegoś przydać…
-Poradzę sobie. Dzięki za dotrzymanie mi towarzystwa… Wiesz, miło było…- Jęknął drapiąc się po karku.
-Ja-Jasne…Nie ma sprawy. To ja powinienem podziękować za uratowanie dupy…- Złotowłosy spuścił nieco wzrok, lekko się czerwieniąc na myśl o swoim wybawcy.- Dobranoc…
-Taa… dzięki.- Poczochrał go po blond pasmach, chwilę potem kierując się w głąb pokoju.
   Drzwi skrzypnęły cicho, wypełniając pomieszczenie głuchą ciszą.
Łowca ziewną przeciągle zdejmując z siebie skórzane nakrycie i długie kozaki.
Zmęczony rzucił się na miękkie posłanie, na chwilę zapominając o całym świecie. Wpatrywał się w okno, za którym jarzyła się lśniąca tarcza księżyca. Pełnia.
-Chociaż nie było nudno.- Wymamrotał przeciągle obracając się na drugi bok i tuląc w białą poduszkę. Powinien iść spać, w końcu warunki były niczego sobie, jednakże było coś, co nie pozwalało mu na pełny wypoczynek. Wcześniej nie zastanawiał się bardzo nad sensem całej tej misji. Po co to wszystko? Czemu gnidzie tak bardzo zależy? Co chciał przez to wszystko osiągnąć? Rzadko maczał palce w czymś co nie miało związku z gnębieniem ludzi, bądź podbojem nowych terenów.
   Próbował przypomnieć sobie czego tak naprawdę szukali, albo raczej kogo…
-Jak on miał…?- Nucił sam do siebie wbijając wzrok w sufit.- Chociaż w sumie co to za różnica?- Zadanie było tylko zadaniem, a on robił to, co mu kazano. Wszystko dla świętego spokoju.
Jedyne co go teraz interesowało, to blond włosy towarzysz…
   Chłopak o niespotykanej urodzie, złotych oczach i miodowych włosach, które delikatnie okalały jego rumianą twarz.
-Kise..- W jego imieniu było coś, co wprawiało go w lekki niepokój. Wydawało mu się, że już gdzieś je słyszał. Tylko od kogo? Nie przypominał sobie, by ktoś z jego otoczenia obdarzony był tego typu przydomkiem.- Kise Ryo…- Jego usta zamarły, a oddech gwałtownie przyśpieszył.
  Wiedział już  z czyich ust usłyszał te słowa. ,

Jak mu na imię?
Nazywa się Kise Ryota. Przyprowadzicie go do mnie, nic więcej nie musicie wiedzieć…

-Kurwa! Czemu się nie domyśliłem!?- Ciemna sylwetka sunęła po pokoju zarzucając na ramiona skórzany płaszcz.
   W głowie Aomine krążyło milion pytań, przede wszystkim czemu Akashi chce dorwać Kise?
 Skąd zna chłopaka? Po co mu on? Rozmawiał z blondynem jak i z władcą, jednak nie wiedział co o tym myśleć. Nie znał blondyna wystarczająco długo, właściwie zamienili ze sobą zaledwie kilka zdań. Wiedział jednak, kim jest Akashi. Okrutny tyran, władca bez serca, potwór gnębiący niewinnych dla własnych korzyści i chorych fantazji. Czemu miał być jego marionetką? Czemu miał dostarczyć w jego łapy niewinnego chłopaka, w dodatku nie znając nawet powodu? Czuł, że jest między młotem a kowadłem.
   Musiał zaufać któremuś z nich, lub najzwyczajniej w świecie powierzyć decyzję własnemu instynktowi.
   Przed oczyma przemknęły mu te wszystkie szkody, a w raz z nimi ich czerwono włosy sprawca. Pusta droga, przestraszone kobiety, głodujące dzieci, egzekucja, walka o życie, chore podporządkowanie, zastraszanie i odór śmierci… Decyzja była niemal oczywista.
   Zarzucił na głowę obszerny kaptur, powoli przyzwyczajając oczy do ciemności.
 Niemal bezszelestnie uchylił drewniane drzwi, stąpając cicho wzdłuż korytarza. 
   Zadanie było proste, a mianowicie znaleźć Kise i wyjaśnić całą sprawę. Nie chciał by reszta załogi go nakryła, w końcu jeśli poznaliby tożsamość blond włosego kelnera, zapewne nie daliby mu nawet szansy na rozmowę czy wyjaśnienia. Byli zbyt posłuszni królowi.
   Syknął, gdy jedna z desek skrzypnęła ostrzegawczo pod jego ciężarem.
Z tego co słyszał, pokój Kise znajdował się piętro niżej na samym końcu korytarza, co dawało mu spory dystans, w dodatku biorąc pod uwagę fakt, że pokoje które napotykał po drodze zajęte były przez jego kompanów. Zadanie nie było proste, lecz on nie miał zamiaru rezygnować.
   Poruszał się prawie że niezauważalnie, co jakiś czas tylko światło księżyca delikatnie oświetlało jego sylwetkę odbijając na ścianie niewyraźny cień.
   Przystanął gwałtownie słysząc z oddali nikłe kroki. Jego serce zabiło nieco mocniej, a zmysły wyostrzyły się niczym łowcy, za którego uchodził.
   Sprawnie chwycił za pierwsze lepsze drzwi do jednej z sypialni. Przemknął do środka oddychając z ulgą. Zamknął oczy, przyciskając plecy do zimnej nawierzchni ściany.
-Ledwo… Jeszcze chwila i…- Osunął się gwałtownie na ziemie, czując jak coś ciężkiego uderza go z tyłu głowy. Syknął głośno, próbując wstać z klęczek, jednak zawroty głowy skutecznie przycisnęły go do podłogi. Sprawca jeszcze moment stał tuż za nim, zaraz jednak pisnął ostrzegawczo, na co łowca potrząsnął głową zdezorientowany. 
-Boże Aomine! Przepraszam! Nie strasz mnie więcej!- Szczupła postać uklęknęła przy nim biorąc jego twarz w dłonie i przeczesując delikatnie zranione miejsce.- Ja nie miałem pojęcia!
- Ton jego głosu drżał niezauważalnie, sprawiając wrażenie że lada chwila miał zamiar się rozpłakać.
-Spokojnie… Nic się nie sta…ło….- Uniósł wzrok na twarz blondyna. Jego złote oczy błyszczały delikatnie, a na policzkach malował się głęboki rumieniec kontrastujący z jego śnieżnobiałą karnacją. Złote włosy muskały delikatnie policzki, a pasma ochoczo zsuwały się w okolice oczu. W pierwszej chwili miał ochotę wyciągnąć do niego dłoń, chwycić pojedyncze pasmo i odgarnąć za ucho.
-Kise! Musimy porozmawiać!
Na moment twarz pełna skruchy stała się odzwierciedleniem niepokoju.
-Co się stało?- Zapytał lekko drżący głosem.
-Mój oddział cię poszukuje. Nie wiem dlaczego i nie wiem po co, jednakże chodzi tu o samego króla. Zgodziłem się, nie znając nawet szczegółów misji, lecz coraz mniej mi się to wszystko podoba. Nie jestem wiernym giermkiem tego tyrana, nie mam zamiaru wydać cię w jego ręce. Nie ufam mu.
-Ale co dalej?- Chłopak spojrzał na niego niemal błagalnym wzrokiem, zapewne wciąż nie rozumiejąc czemu znalazł się w centrum czegoś, o czym nie miał zielonego pojęcia. 
-Ucieknijmy im…- Tak, to była chyba najlepsza opcja. Nie ufał nikomu, jednakże mógł powierzyć swoje nadzieje w ręce pewnego blond włosego chłopaka. Osobie przed którą się otworzył, z kimś z kim mógł porozmawiać choć na moment, zapomnieć o problemach. Brakowało mu tego przez kilka dobrych lat, kiedy to zaczął prowadzić życie w cieniu, z dala od ludzi którym nie potrafił zaufać.- Jeżeli mój oddział dowie się kim tak naprawdę jesteś, możemy tego pożałować. Musimy przemknąć niezauważalnie.
-Dokąd…?
-Tam, gdzie jest bezpiecznie.- Znał jedno miejsce. Miejsce gdzie rządy Akashiego są znikome, gdzie oboje wytchną z ulgą.
-A-Aomine!
-Hę?
-Zapomniałem ci powiedzieć! Niedawno przechodził w tę stronę żołnierz. Ubrany był w barwach stolicy. Zdawało mi się, że idzie wzdłuż korytarza…
-Kurwa! Tego jeszcze brakowało. Możliwe, że odkryli moją nieobecność.- Łowca chwycił za rękojeść miecza, poprawiając skórzany pas.- Zmywamy się.
-Stajnia… Niedaleko jest zejście wprost do niej!
  Kise przemknął w stronę szafy wyjmując średniej wielkości torbę, po czym chwycił za nadgarstek Aomine, ciągnąc pośpiesznie wzdłuż ciemnego korytarza.
Ich kroki brzmiały echem, a przyspieszone oddechy zrównały się w regularnym tempie.
   Cienie odbijały się od ścian lustrując rozmazane postacie, a tętno z powrotem przyspieszyło dając uczucie adrenaliny. Uczucie którego nie czuli już od dawna.
-Tędy!- Okapturzona postać otworzyła z rozmachem drzwi, zaraz potem chwytając za broń.
   Żołnierz przyodziany w barwy stolicy naparł na niego ostrzem miecza, niemalże pozbawiając równowagi. Czarne rękawice zacisnęły się na mosiężnej rękojeści napierając coraz większą siłą, do momentu aż napastnik odskoczył kilka kroków dalej. 
-Czyż nie ostrzegałem cię, że zdrada zostanie ukarana wedle życzenia władcy?- Rudowłosy chłopak stał teraz nie lada kilka metrów dalej, wciąż trzymając przed sobą lśniące narzędzie.- Myślałeś, że tak po prostu uda ci się wymknąć? Masz nas za głupców? Jesteśmy pierwszym królewskim oddziałem, nie lekceważ wysłanników władcy Rakuzan.
-Skończyłeś już?- Łowca z niewyobrażalną szybkością natarł na niego ostrzem, jednakże przeciwnik był na to przygotowany. Miecz Hayamy odbił się z ogromną siłą wytrącając Aomine z równowagi. Mężczyzna upadł ciężko, chwytając umiejscowione w okolicach pasa małe sztylety. Nim żołnierz zdołał zareagować, jedno z ostrzy trafiło wprost w jego udo, drugie zaś przebiło obojczyk.
Rudzielec syknął tylko, upadając na kolana.
-Kise ruchy!
-Gdzie się wybierasz?- Zza rogu zderzyła się z nim kolejna sylwetka. Ciemne kosmyki chłopaka delikatnie opadały na twarz, a usta wykrzywione były w subtelnym uśmiechu. Podręczny nożyk, który dzierżył w prawej dłoni, sięgnął do gardła Aomine, jednakże ten upadł do tyłu, unikając bolesnego starcia.- Musimy dać ci nauczkę za to, że zadarłeś z pierwszy oddziałem. Król Akashi byłby zawiedziony jeżeli nie zrobimy z tobą porządku, nie uważasz?- Strzała wylądowała niemal kilka centymetrów od głowy Aomine. Warknął w duchu wiedząc stojąco naprzeciw niego wywyższającą postać.
-Chciałbyś!-  Wciąż nie podnosząc się z ziemi, zablokował atak Reo. Miecz trzymany przez żołnierza wymsknął mu się z rąk, dając poczucie bezradności. Przeciwnik wykorzystał chwilę nieuwagi, wymierzając mocne uderzenie w piszczel. Chłopak syknął z bólu, gdy tylko łowca korzystając z chwili podniósł się z ziemi i przeciął jego bok. Na białym mundurze chwilę potem pojawił się szkarłatny ślad.
    Nie czekając na nic,  Aomine chwyci nadgarstek Kise, kierując dalej przed siebie. Najgorsze za nimi, w końcu nie zjawił się tu cały oddział, a poszczególne osoby. Od teraz mogli spokojnie uciec. Niebezpieczeństwo zostało unieszkodliwione.
    Pomylił się.
-Aomine!- W jednej chwili Aomine usłyszał krzyk, a sekundę później poczuł jak coś z łatwością przeszywa jego bok, a z ust delikatnie wylewa się ciekła strużka. Oddech zamarł mu w gardle, a kaszle zaczął atakować płuca. Opadł na kolana, czując jak obraz staje się nieco zamglony. Co się działo? Trafił? No tak, przecież nie Reo wystrzelił strzałę. Zapomniał o czymś tak oczywistym i na tym właśnie poległ.
   Że to niby koniec? Nie wyobrażał sobie tego. Chciał chwycić za miecz, jednak nie mógł. Ręce odmawiały mu posłuszeństwa, czuł jak cała energia opuszcza jego ciało.
   Zamrugał dwa razy, a tuż przed oczyma ukazał mu się obraz chłopaka o szarych włosach i nieobecnym wzroku, naprzeciw którego stał znajomy blondyn.
No tak, zapomniał o nim. Jak mógł zapomnieć o jednym z członków oddziału?! Nie podobało mu się tylko jedno…
-Kise! Uciekaj! Nie dasz mu rady!- Miał obawy, w dodatku ogromne. Pierwszy oddział to nie byle kto, a akurat osoba naprzeciw której stał znajomy kelner, była tego przykładem. Dobrze wiedział, że Kise nie ma z nim szans. Zginie. Zginie bez sensu…- Nie bądź głupi!- Nie mógł krzyknąć głośniej, czując jak coraz więcej czerwonej substancji wydostaje się z jego ust zniekształcając wymowę.
   Blondyn odgarnął kawałek jasnej płachty, zakrywającej jego blade ramiona. Na biodrach umocowany był pas w kolorze jasnego brązu, do którego umocowana była pokaźna pochwa.
Aomine zerknął na jego twarz. Zwykle zawstydzona, w tym momencie sprawiała wrażenie opanowanej. Oczy wypatrywały uważnie przeciwnika a szczupłe palce zaciskały się na rękojeści miecza.
   Żołnierz z zawrotną szybkością natarł na Kise, lecz ten uchylił się spokojnie w bok z zamachem wyciągając niemalże przezroczyste ostrze, które przecięło materiał munduru przeciwnika wzdłuż pleców. Nie trzeba było długo czekać, aż nasiąknie on rubinową barwą. Szare tęczówki, lustrowały blondyna, a twarz wciąż pozostawała obojętna.
  Postanowił zaatakować na nowo. Uniósł rękę do góry, jednakże chwilę potem miecz Kise wykonał szybki zamach, zanim ktokolwiek zdążył to zauważyć.
   Ręka chłopaka opadła na ziemię utrzymując przy tym bolesny okrzyk. Aomine nic nie mówił, czuł jak żołądek podchodzi mu do gardła. Spoglądał na blond piękność szerokimi oczyma. Kise, nieśmiały niemalże przepełniony anielską naturą, z pozoru bezbronny…
   Żołnierz Rakuzan zdecydował się na ostatni atak. Skierował ostrze w stronę Kise biegnąc do niego z zawrotną prędkością.
-Haha…- Na jasnej twarzy pojawił się drapieżny uśmieszek i towarzyszący ku temu cichy chichot.- Wiesz kolego, znudziłeś mi się.- Aomine poczuł na moment jak kołuje mu się w głowię. Pierwsze co zauważył to śmiejącego się blondyna, robiącego zgrabny piruet, wraz z delikatnym zamachem nadgarstka. Drugą rzeczą był obiekt znajdujący się obok niego.
   Głowa napastnika leżała teraz przed nim, a kilka metrów dalej stał on. W jego roześmianych oczach odbijał się blask księżyca. Uśmiechną się nieśmiało chichocząc jak mała dziewczynka,  i rumieniąc przy tym,  po czym założył jeden ze zsuwających się blond pasmów za ucho. Kise Ryota… Kim ty tak naprawdę jesteś?   




Prolog "Cudowne Imperium"

  Absolutyzm jest pojęciem względnym, przez każdego postrzeganym inaczej, a i takowe znaczenie wywiera na obrazie rzeczywistym mniejszy, bądź większy wpływ.
Dawno temu, ogromne królestwo zostało podzielone poprzez sześciu młodych i uzdolnionych władców. Przybrało ono określenie "Cudownego", i to nie bez powodu.
   Każdy z poszczególnych królów reprezentujących swoją część terytorium w inny; niosący chwałę i zwycięstwo sposób, pełnił należytą władzę, tak by zachować panujący w nim pokój i wzajemną harmonię.
  Niestety, wraz z pojawieniem się utalentowanych władców, pojawiła się również chęć podbojów, zapoczątkowana przez jednego z najsilniejszych przedstawicieli; Rakuzan.
Sprawujący nad nim pieczę; Akashi Sejiuro, już od samego początku odstawał od reszty.
  Chęć powiększenia terytorium i władzy absolutnej stała się jego najskrytszym pragnieniem, które już w krótkim czasie ujrzało przeraźliwe światło dzienne.
  Reformy w państwie powoli zbijały mieszkańców na najniższe szczeble, a kraj skazany został na okrucieństwo swojego władcy, przyprawiając o ból i cierpienie.
Król był zimny i bezduszny, pragną w życiu jednej rzeczy, którą za wszelką cenę usiłował posiąść. 
  Swoją nienawistną potęgę okazał nie tylko swoim poddanym.
Wkrótce potem rozpoczął się okres wojen i podbojów wywołanych przez jego rządy, a silnie zbrojna armia najechała na ziemie Yosen, Gakuen i Kajio, powiększając swoje terytorium i zrzucając z tronu dotychczasowych władców.
   Jednakże było jeszcze coś; coś co młody władca pożądał i cenił równie mocno jak pojęcia władzy absolutnej…

***

  Lekki szum odbijał się echem od pozłacanych ścian świątyni.
 Nisko w piwnicach zamku; osadzony w ukryciu pokój, wypełniał teraz cichy stukot pojedynczej pary butów.
Butów, którego właściciela obawia się całe mocarstwo.
  Krwisto czerwona płachta sunęła po lśniącej nawierzchni, wiernie dotrzymując kroku jej właścicielowi. Błoga cisza lustrowała spokój i opanowanie, towarzyszące mu w każdej, choćby najkrótszej sekundzie życia.
  Zwykle opanowana, zimna twarz przybrała jedną z tych przerażających, nienawistnych masek rozciągniętych w nienaturalnym uśmiechu. Symbol szaleństwa prowadzącego donikąd.
  Niska czerwono włosa postać zatrzymała się nagle, stojąc naprzeciw wielkiego lustra i jakby wyczekując dalszego działania. 
  Głuchą ciszę przerwał melodyjny, pewny siebie głos:
-Lustereczko, powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy na tym podłym świecie?- Uśmiech rozciągnięty na nienaturalnie bladej twarzy przybrał na sile, a wraz z nim w oczach błysnęło coś na pozór szaleństwa. Młody władca wciąż wbijał wzrok w zwierciadło, jakby sprawiając wrażenie oczekującego na odpowiedź, jednak dobrze wiedział, że jest ona w zupełności zbędna. 
  Od zawsze był pewny swojego. Wiedział, że to on jest królem, to on ma prawo decydować o wartości państwa, ludzkiego życia, i przyszłości. Nie interesowała go cena, lecz efekt, który związany będzie z jej poświęceniem. Jedyne, czego tak bardzo pragnął to posiadanie czegoś, przy czym wartość materialna jest niczym bezużyteczna zabawka,
-Ty mój czcigodny panie.
Akashi Sejiuro pożądał bycia absolutnym w każdej kategorii.



1. Cudowne imperium

Wczoraj prolog, a dziś rozdział...
Heh, kurczę postęp...xD
Co ja tam będę gadać, liczę na opinię, a w szczególności na temat fabuły... Dobrze wiedzieć jak to wygląda. 
Kto nie czytał; zapraszam do prologu: P.R.O.L.O.G



  Słońce powoli wychyliło się znad horyzontu, posyłając na swoje miejsce nowy dzień.
Niby zwykłe zjawisko, ale coś równie pozornego, ma swoje niebanalne konsekwencje.
  Pałac, wioska, dziedziniec…, wszystko pogrążone w głuchej ciszy. To również nie było niczym niezwykłym. 
  W królestwie takim jak Rakuzan, obawa, strach i dyscyplina panująca w stolicy, była na porządku dziennym, w równym stopniu, jak ukazanie się porannego słońca.
- Jednakże czy banalność i codzienność to jedno i to samo?- Smukłe palce musnęły zimną, kamienną płytę, a różnokolorowe tęczówki wpatrywały się pustym wzrokiem w mroczną przestrzeń. 
Krwista peleryna zlewająca się z włosami jej właściciela szurała lekko po kamiennej posadce, odbijając się głuchym echem od przepełnionej ogromnymi kolumnami, ciemnej sali.- Banalność nie zawszę musi wynikać z przyzwyczajenia, lecz może być źródłem osobistych pobudek. Nie uważasz?- Spokojny, zmysłowy głos wciąż kontynuował swój monolog, niemal z zaciekawieniem przyglądając się zagubionej twarzy rozmówcy.
- Ja…
- Och, nie musisz odpowiadać. Opinie na dany temat, z pozoru wygłaszane są przez ludzi o poczuciu własnej indywidualności, co oznacza, że nie będę miał ci za złe, jeśli tego nie uczynisz. Po prostu potraktuj me słowa, jako coś, czym godzien był uraczyć cię twój król.
- Wedle tego, co rozkażesz.- Urzędnik ukłonił się nisko, niosąc w ręku kilka idealnie zwiniętych arkuszy. Znajdowali się sami, w ciemnej sali tronowej w towarzystwie głuchej ciszy i panującego mroku.- Niosę ze sobą wieści od generała drugiego oddziału armii królewskiej.
- Czyżby mój dzielny, wyższy podwładny miał dla mnie w zanadrzu nowe terytoria?- Melodyjny głos rozciągnął się wzdłuż budynku, a blada dłoń czulę gładziła oparcie kamiennego tronu.
-Właściwie to tak, Mój Panie. Armia Rakuzan po ostatnim podbiciu terytorium Yosen, zdążyła już częściowo zająć wschodnią część Seirin, jednak z tego, co mówi generał Eikichi Nebuya, całkowite przejęcie ziem to tylko kwestia czasu. Ich siły zbrojne słabną, a my mamy znaczna przewagę liczebną. Król Kuroko jest niemal bezradny, w stosunku do potęgi mocarstwa waszej wysokości.
- Miło mi to słyszeć, aczkolwiek było to bardziej, niż przewidywalne. Widzisz, niektóre rzeczy doczekają się swojego spełnienia, bez względu na opór osób trzecich. Jednakże prawidłowy obrót spraw niezmiernie mnie raduje. Niepowodzenie wiążę się z błędem, a błąd ze słabością. Nikt z większymi aspiracjami nie jest w stanie dopuścić do popełnienia błędu, a nawet, jeśli to zrobi, ilustruje to tylko niską wagę jego postanowień. Dlatego ja nigdy nie przegrywam.
- Mój Panie?
- Tak?
- Jest coś jeszcze…
- Mów śmiało, co cię trapi.- Chłopak odwrócił się lekko w stronę sługi.
- Otóż chodzi o Kuroko Tetsuye. Generał prosi o potwierdzenie dalszych czynności w stosunku do niego. Czy stosowne wraz z podbojem będzie jego zgładzenie?
  Król uśmiechnął się lekko, nadal spacerując spokojnie wzdłuż sali, po czym wyznał wprost do klęczącego urzędnika:
-Nie. W końcu ciężko jest w pełni delektować się zdobyczą, gdy nie widzi się reakcji jej byłego właściciela. Władca królestwa Gakuen, uciekł, a o jego obecnym statusie trudno cokolwiek powiedzieć, Kajio już od jakiegoś czasu cierpiało na bezkrólewie, a obecny władca, podbitego niedawno Yosen znajduje się w lochach. Naszym priorytetem jest schwytanie królów i zajęcie terenów. Zapamiętaj to sobie bardzo dobrze, bo błąd jest też oznaką niewiedzy. Nie chce chyba czuć się przeze mnie niedoinformowany, prawda urzędniku? 
- Nie,…Ale, czym jest bezkrólewie Kajio?
- Kajio posiadało swojego króla, choć nie był on nikomu do końca znany, jednak z pewnych nieznanych względów zniknął, jednak nie można wykluczyć również opcji, że został zgładzony. Ja zaś po pewnym czasie, dowiadując się o tym, że państwo osłabło, postanowiłem wyruszyć na podbój i dzięki temu łatwo zdobyliśmy ziemię. Dalsze ataki na inne królestwa były tylko kwestią czasu, i w ten sposób pod naporem niezwyciężonego dotąd wojsk Rakuzan padło również Gakuen i Yosen.
- Cieszę się, że zaspokoiła wasza wysokość moją ciekawość.- Urzędnik skłonił się ponownie, zwijając podłużny dokument.

***
- Przekaż straży nadwornej, że egzekucja odbędzie się o zmroku.
- A-ale przecież odbyła się wczoraj…- Jeden z rycerzy przystanął na moment lustrując postać urzędnika.
- To decyzja króla.
   Rakuzan nie bez powodu było bezlitosne. Publiczne egzekucje były tu na porządku dziennym, a ich przyczyny często bywały z bardzo błahych powodów, nad czym zwykle sprawował pieczę Akashi.      Stolica i podrzędne wioski były niemal całkowicie sterroryzowane przez niesprawiedliwość, obłudę i okrucieństwo, jednak nikt nie miał na to wpływu. Absolutyzm postrzegany przez pewnego ambitnego młodzieńca panował nad dobrem prostych mieszczan i wieśniaków, a tych, co śmieli się mu sprzeciwić skracał o głowy i możliwość walki o dobro swoje, i dzieci.
   Wszystko po to, by pokazać tym najniższym, ich bezradność. 

***

    Ponowne dudnienie roznosiło się echem w ciemnym korytarzu, prowadzącym do ozłoconej sali.
Dumna, wyprostowana postać, bezszelestnie przekroczyła jej próg, jak zwykle kierując kroki w stronę ogromnego zwierciadła, oprawionego w ozdobną ramę na przeciwległej ścianie.
   Akashi zjawiał się tu często, czasami nawet bywał tu cały swój wolny czas, ingerując w wypowiedziane przez wyrocznie słowa. Nie to, że bał się o swój wpływ, wiedział, że nikt nie jest w stanie go pokonać, przez co czuł się niemal niedotykalny przez wszelkiego rodzaju niepowodzenie i nieszczęścia. „Po trupach do celu” Jego droga była niemalże całkowicie nimi wyścielona, a wraz z nią wzrastała piramida sukcesu, której szczyt nie ubłagalnie piął się w górę, co rusz, gdy podejmowane były nowe reformy, a pewność siebie władcy pozostawała niezachwiana. To tylko motywowało do dalszych działań, bez względu na konsekwencję, a z poglądem na wynik.
   Dla niego życie było grą, otoczenie planszą, a ludzie bezwartościowymi pionkami, których głównym celem jest poprowadzenie go do zwycięstwa, bądź, co gorsza zawadzanie ku drodze do niemu.
   Król stanął naprzeciw zwierciadła, wciąż darząc swe odbicie władczym uśmiechem. Zawsze czuł się pewny swojego położenia.
-Lustereczko powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy w tym okrutnym świecie?- Słowa wypowiadane były powoli, tak jakby sam ich nadawca starał się wchłonąć ich treść, choć pewność siebie wciąż go nie opuszczała.
   Tafla szkła zawirowała lekko, następnie po ogromnej sali rozniósł się gęsty cień.
Czarne obłoki, wywodzące z lustra, zaczęły powoli zarysowywać kształt sylwetki.
Akashi spod przymrużonych powiek obserwował stojącą przed nim zjawę.
Na pierwszy rzut oka przypominać mogła kosiarza; ubrana była w długą, ciągnącą się po ziemi, postrzępioną szatę z głębokim kapturem; na posadce widoczne były rozlane czarne smugi; a w kościstej dłoni trzymane było przez nią małe lusterko. Twarz upiora wypełniały kłęby czarnego dymu, przez co dostrzeżenie jej było niemożliwe.
 - Wzywałeś mnie mój Panie.- Chrypy głos wywodzący się spod kaptura, mroził krew w żyłach, jednak na Akashim nie robiło to najmniejszego wrażenia.
- Zadałem ci pytanie zjawo.
  Postać kiwnęła lekko głową, podnosząc trzymane w dłoni małe lustereczko.
Chwilę potem obróciła się ona ku młodemu władcy;
- Nie, tyś nie jest najpiękniejszy na świecie.- Zachichotała przeciągle, równie ochrypłym śmiechem.
Na twarzy czerwono włosego wystąpiło coś, z pozoru przypominające szok, w końcu nigdy nie spodziewał się, że takie coś, mogło się kiedykolwiek wydarzyć. Nie wiedział, co powiedzieć, ani jak odpowiednio zareagować, a nawet jego własna świadomość nie chciała przyjąć tego do wiadomości. A co jeśli wyrocznia kłamie? Nie, przecież zjawa była mu posłuszna, zawsze mówiła prawdę i nie mogła go okłamać, nawet jeśli chciała.
-Nie wieże ci…- Wysyczał cicho, a uczucie zdziwienia powoli maskowane było uczuciem złości.- Że niby kto? Podbiłem znaczną część terenów, jestem władcą, mam wszystko!
  Duch jakby nic, rozśmieszył się jeszcze bardziej, co nie umknęło uwadze Akashiego:
-Nie wiem, co cię tak śmieszy…- Chłopak powoli czuł, że traci grunt pod nogami, w końcu już dawno nie odczuł czegoś takiego jak zagrożenie, przez co stało się to całkowicie obce, a zarazem straszne. Nie mógł wyobrazić sobie, że jest na świcie ktoś, kto może się z nim równać.
-Ambitny to ty mój panie jesteś, ale głupi…- Zjawa wciąż chichotała ochryple.- Jak wiesz, pytanie dotyczy piękna. Coś takiego jak wpływ, władza i panowanie są również brane pod uwagę. Lecz przecież nie tu jest pies pogrzebany….
- Pragniesz mi za tym powiedzieć, że osoba, która jest ode mnie lepsza, wcale nie przewyższa mnie w kategorii władzy, a w kategorii urody?
-Mniej więcej… Samą urodą przewyższyć nie mogła. Skoro lustro wskazało akurat ją, oznacza to, że może stać się lepsza od ciebie, Mój Panie, pod kątem władzy, ale w najbliższej przyszłości.
- Więc lustro w pewnym sensie przewiduje także coś, co ma prawo się zdarzyć.- Przez umysł Akashiego nigdy wcześniej nie przeszłaby nawet myśl, że jego władza mogłaby być obalona. Niepokój. W tej chwili jego umysł pełen był ciemnych myśli, które w pewien sposób zaczęły okazywać się w postaci strachu.
- Kto to jest…?
- Na pewno chcesz znać odpowiedź? Wiesz przecież, Mój Panie, że co dzień możesz raczyć mnie jednym pytaniem… Jeśli jednak masz ich więcej, za każde z nich winien mi jesteś zapłatę w postaci kilku małych zagubionych duszyczek…
-Rozkazuje ci mówić! Zapłacę ci te przeklęte dusze!
Upiór zaśmiał się ponownie, sięgając po lusterko;
- Twym wrogiem Mój Panie, jest młodzieniec twegoo wieku, wysoki o cerze jasnej jak śnieg, oczach złotych niczym wschód słońca, i włosach koloru miodu. Serce jego jest czyste jak łza a sumienie pełne troski i bezgranicznej miłości. Królu…- Zjawa wybuchła gromkim śmiechem- Twoje dni na tronie mogą stać się policzone…
Akashi przez chwilę stał nieruchomo, wiedział już, co musi zrobić.
-Jak ma na imię?- Odezwał się niemal szeptem.
-Kise Ryota.
-Kimkolwiek jest, odnajdę go i własnoręcznie zabije.