niedziela, 31 maja 2015

3.Cudowne Imperium

Tak, w końcu się pojawiło... xD
Pseplasam, ale tak jakoś całkowicie o tym ostatnimi czasy zapomniałam....
Więc ten...Zapraszam
Aha..., to właśnie ten rozdział w którym poznajemy rzekomy pairing całej serii 


   Słońce powoli oświetlało murowaną ścieżkę podjazdu. Oddział specjalny składający się z sześciu osobowej załogi, gotowy był opuścić terytorium stolicy.
  Lekki stukot kopyt odbijał się echem od utwardzonej drogi, przyciągając ciekawe spojrzenia ludzi, lecz było coś, co ciekawiło ich jeszcze mocniej.
   Postać odzianego w czerń mężczyzny, którego skórzany płaszcz delikatnie kołysał się u dołu, kaptur częściowo zakrywał twarz, a pokaźna broń zamocowana była u jego boku.
   Aomine nie wiedział, co tak naprawdę było powodem przystania na propozycję Akashiego. Chęć wzbogacenia się nijak miała się do jego pragnień, ze względu na życie, jakie dotychczas prowadził. Wieczne ukrywanie się było chyba jedyną rzeczą, jaka była mu od pewnego czasu dana, choć sam był sobie winien. Nie liczył na jego łaski ani tym bardziej możliwość zamieszkania w stolicy. 
   Nie chciał niczego, co oferowała mu ta mała gnida.
Karą śmierci również za specjalnie się nie przejął; być może dlatego, że jego życie do odpowiednich nie należało. 
  W jednej rzeczy zgadzał się z tym małym tyranem; jego życie było całkowicie bez sensu, pozbawione jakiegokolwiek celu. Nie myślał o swojej przyszłości ani co się z nim stanie. Czemu więc się zgodził? Najlepiej by w końcu odreagować tą beztroskę i być może, choć trochę zmienić tą nudną przewidywalność, spędzaną w zaciszu Ciemnej dzielnicy.
   Skoro i tak nie miał wyjścia, postanowił ten jeden raz ulec.
- Mamy pozwolenie na opuszczenie stolicy.
  Ciemnoskóry chłopak rozejrzał się wokół, widząc jak jego załoga kroczy właśnie przez potężną bramę, żegnając się z główną siedzibą króla.
  
  Wczorajszej nocy w karczmie czuł się wściekły. Jego życiowym celem było między innymi ze wszystkich sił unikać królewskich psów i całego tego cmentarza, który ciągnął się za nimi.
On sam nie należał do ludzi złych, a przynajmniej kiedyś, kiedy jeszcze życie nie zmusiło go do gwałtownej zmiany stosunku do siebie i całego świata. Kiedy jeszcze był kimś i miał coś, o co mógł dbać. Teraz pozostała mu tylko troska o własną osobę i fala nienawiści. Nie spodziewał się jednak, że kiedykolwiek źródło jego żalu znajdzie się obok niego.
   Nigdy nie przypuszczał, że ten mały tyran będzie w stanie z bezczelnym, jarzącym się na ustach uśmieszkiem spoglądać mu w oczy, jakby z całej siły chciał utwierdzić go w fakcie, iż jest dla niego nikim, a jedynie marnym pionkiem w jego chorej grze.
- Myślisz, że jesteś w stanie zmusić mnie, bym działał dla twoich poronionych ambicji, grożąc mi tępym mieczykiem?- Stanął uśmiechając się lekko. Bronił swojego honoru, bo wiedział, że tylko on mu pozostał.
- Och, zmusić? Nie zrozumiałeś mnie chyba zbyt dobrze. Ty po prostu zrobisz coś sensownego. Prawda? Nie tego chciałeś?- Coraz głębiej wpatrywał się w twarz Aomine, która nabierała coraz poważniejszego wyrazu, a oczy niemal iskrzyły w gotowości, by raz na zawszę pozbawić życia Akashiego. Ten jednak pozostawała nieugięty, wiedząc, że jego cel jest znacznie bliżej niż przypuszczał.- Jak myślisz Aomine? Czym jest życie? Życie dla ciebie jest porażką. Straciłeś zbyt wiele by wyznaczyć sobie nową ścieżkę, a czy właśnie nie tego pragniesz? Skoro nie możesz zrobić tego sam, daj możliwość zrobienia to komuś innemu. Wynagrodzę cię hojnie, lecz sam fakt, że pomogłeś mi, twojemu władcy, który stara się odbudować sens twego żywota i istotnych ludzkich pragnień powinien mieć szersze znaczenie. Twój potencjał się marnuje, zadbaj by nie ulotnił się zbyt szybko, rozproszony przez twe nieosiągalne pragnienia. Ja przybliżę ci te, które jesteś w stanie zdobyć.
  W pomieszczeniu zapadła cisza, w której można było usłyszeć regularne, miarowe oddechy słuchaczy. Zarówno król jak i łowca stali w bezruchu, rzucając jedynie między sobą przeniknione spojrzenia,
Akashi zaśmiał się cicho mówiąc dalej:
- Wyruszycie o świcie, małym oddziałem składającym się z tych, którym ma ufność jest bezgraniczna i tym, których umiejętności wykraczają poza granice przeciętności.
  Dotrzecie na granicę z państwem Shutoku, jednak pamiętajcie, by nie narażać się na gniew jego władcy. Tam znajdziecie to, czego szukam.

  Rankiem, decydując się na udział w wyprawię, czuł się jednocześnie przybitym jak i wściekły. Głównie na to, że jest teraz pionkiem w jego rękach.
-Hej! Nowy…- Porywczy głos wyrwał go z przemyśleń. Niski, rudawy chłopak, po którego posturze nie można było spodziewać się zbyt wiele, odezwał się do niego z zaskoczenia ukazując błyszczący kieł.- Tylko nigdzie nie odbiegaj. W przeciwnym wypadku mamy nakaz pozbycia się ciebie.- Ton, jakim mówił nie miał się nijak do tego, co chciał powiedzieć. Sama jego postać zdawała się być zbyt roztrzepana i dziecinna jak na osobę, która służy jako prawa ręka króla.
-Zamknij się, jeśli chciałbym to zrobić, nie zawahałbym się podjąć ucieczki.- Ciemnowłosy tylko odburknął w odpowiedzi, nie biorąc nic nieznaczących gróźb ze strony młodego strażnika. W jego głowię po raz pierwszy zrodziło się pytanie i pewna ciekawość dotycząca osoby, którą za zadanie ma przyprowadzić Akashiemu. Musi to być ktoś najwyższej rangi, skoro obojętny na wszystko władca, skory jest do wysłania swój najlepszy oddział, w dodatku w towarzystwie takiego kogoś jak on. 
   Z minuty na minutę tłumiąca go obojętność wzbierała się w coraz silniejszą ciekawość. Czego tak naprawdę chciała ta gnida?
  Oddział wyruszył na północ, mieli w planach jechać całą noc by następnego wieczoru zatrzymać się w jakiejś gospodzie na krótki spoczynek. Teraz to było ich celem.

- Zatrzymujemy się na postój.- Wyższy nieco bardziej muskularny dowódca nakazał się zatrzymać w gospodzie przy granicy wejścia do miasta.
- Rany Boskie… Ale mi nogi zdrętwiały…
- Hayama przymknij się!- Reo zawtórował koledze, po chwili uderzając chłopaka w głowę z niemal obojętna miną.
  Jechali tak jak było to wcześniej ustalone, nie napotykając po drodze większych przeszkód, dlatego też zgodnie z planem należał im się odpoczynek.
Weszli do gospody, powoli przyzwyczajając oczy do bladego światła. Miejsca nie było może bardzo dużo, jednak panowała ogólna swoboda. Gości było również niewielu, choć w samym rogu Aomine mógł dostrzec grupkę młodych ludzi, śmiejących się żwawo tym samym ignorując pouczające spojrzenia barmana. 
   Pierwszym, na którego zwrócił uwagę, był ten najbardziej odznaczający się pośród nich; białe kosmyki sterczały mu niemal we wszystkie strony, w oczach iskrzyło się coś na zasadzie iskierek, a usta wykrzywiał równie bezczelny uśmiech. Różnił się on jednak od tego, który reprezentował król. W tym, który posiadał białowłosy chłopak siliła się pogarda i prostactwo. Nie było już to ten sam zabójczy, a równie majestatyczny i nieprzewidywalny, jakim darzył go Akashi. On był po prostu odrażający.
-Ej! Panie zagapiony!- Łowca poczuł jak ktoś szturcha go gwałtownie w ramię, tym samym zmuszając do odwrócenia wzroku od tajemniczego stolika.- Napij się, może ta chęć mordu ci w końcu ustanie.
  Aomine tylko syknął cicho siadając na miejsce obok czarnowłosego żołnierza, który jakoś nieszczególnie przejmował się ciekawskimi spojrzeniami i nadal prawił swojemu koledze wykład.
- Sześć piw!- Dowódca rzucił w kierunku barmana, nawet nie siląc się na odrobinę grzeczności. Straż królewska zdecydowanie za wiele sobie pozwalała, ale tryb życia który prowadzili, nie dość, że znacznie odznaczał się od tego jaki prowadzili zwykli poddani, był w dodatku szanowany przez znikomych ludzi średniego stopnia.
 Aomine westchnął zrezygnowany, zarzucając lekko kaptur czarnego płaszcza na głowę.
Oparł się zrezygnowany na stole, przymykając oczy.
  W tym momencie nie za bardzo uśmiechało mu się dzielić czas wśród tego obłędu, a na pewno nie spijać się w karczmie. Już chyba nic go nie było w stanie zaskoczyć. Takie to życie zawodowego łowcy.
- Przepraszam…- Do jego uszy niespodziewanie dobiegł cichy, niemal nienamacalny głos. Zaciekawiony uchylił jedną powiekę, lecz po chwili obojętność zastąpiona została niemal zauroczeniem.- Państwa zamówienie…
 Obok nich stał wysoki młodzieniec, ubrany w czarne spodnie, brązowe skórzane kozaki sięgające niemal do kolan i cienką, śnieżnobiałą koszulę z długim rękawem.
  Oczy odznaczały się jarzącym złotem, chronionym przez długie ciemne rzęsy. Twarz była niezwykle gładka i jasna kontrastując delikatnie z lekko różowymi policzkami.
  Równie jasne kosmyki były związane w kitkę, choć nawet wtedy sprawiały wrażenie niewyobrażalnie miękkich i delikatnych.
Chłopak emanował czymś w rodzaju spokoju, jednak dało się od niego wyczuć lekki speszenie.
    Po chwili zaczerwienił się raptownie, a gdy Aomine zdał sobie sprawę, że przyczyniło się ku temu jego przenikliwe spojrzenie, odwrócił się gwałtownie.
   Rozejrzał się po minach swoich towarzyszy, lecz żaden z nich zdawał się nie zauważyć jego małego incydentu. Odetchnął w duchu, czując jak oblewająca fala gorąca powoli ustaje, choć myśli w jego głowie wciąż zdawały się krążyć wokół złotych tęczówek.
  Spokój nie trwał wiecznie, przerwany przez niespodziewany krzyk i towarzyszący niemu chichot.
   Odwrócił głowę w tamtym kierunku, podobnie jak cały jego oddział. Białowłosy chłopak; którego wcześniej badał Aomine, chwycił gwałtownie za nadgarstek blond włosego kelnera, szybkim ruchem przygniatając go do stołu. 
  Tamten jęknął cicho czując jak ciało chłopaka o kpiącym uśmiechu przygniata go mocniej i krępuje ruchy.
Aomine niemal z wściekłością spostrzegł jak sprawca prawie że niezauważalnie sięgnął dłonią pod materiał cienkiej koszuli, wciąż nie odrywając z ust swego parszywego atrybutu.
- Prze-przestań…- Wyszeptał tylko, lecz jego prośba nie zadziałała, w wyniku czego, oprawca pozbawił go górnej części ubrania.
Śmiech trwał jeszcze chwilę, jednak zaraz potem w gospodzie zapanowała chwila ciszy przerwana przez nagły okrzyk.
  Białowłosy z przerażeniem poczuł jak jego policzek zaczyna znacznie piec, a wraz z tym po skórze spływa ciekła substancja.    Podniósł wzrok, widząc jak odziana cała na czarno postać celuje w niego ostrzem miecza, a spod jej kaptura jarzą się błyszczące iskry.
- Puść go, albo obiecuje ci, że nikt nie zdoła pozszywać twojej poharatanej mordy.






Nie płacz (AkashixKuroko)

Witam wszystkich zgromadzonych!
No więc tak.. Jestem Akatsu i zostałam drugą osobą, która będzie zajmować się tym oto blogiem :3 
Mam nadzieję, że będę dobrze radzić sobie w tej nowej roli ^^
Po tym bardzo krótkim i skromnym przywitaniu ( wybaczcie ;_; ) zapraszam do czytania mojego pierwszego opowiadania z pairingiem AkashixKuroko *siedzi pod ścianą z nadzieją, że komuś się spodoba* Z góry przepraszam, że tak krótko ;_;

Z nadzieją obiecuję, że mój nowy kompan zapewni wam szczęście i dobrobyt 
spowity Ereri i Akakuro xD 


*Dobra już idę i nie przeszkadzam...* <Katzuko>

Nie płacz, nie warto.

  Cały czas jestem przy tobie. Cały czas pilnuję, abyś był bezpieczny. Jak myślisz, dlaczego od tamtej chwili wszystko ci się nagle układa? To przeze mnie. Sprawiam, abyś miał wszystko co najlepsze. Żeby te chwile grozy, smutku i cierpienia zniknęły z twojego życia. 

Nie płacz, jestem przy Tobie. 

  Nie widzisz mnie. Z jednej strony to dobrze, bo wiem, że z tęsknoty i smutku rozkleiłbyś się. A ja nie chcę. Nie chcę widzieć tych przezroczystych i bolesnych kropel snujących po Twoim policzku. 
  Za dużo już wycierpiałeś. 

Nie płacz, będzie dobrze. 

  Wierzę w twoje siły. W to, że pokonasz wszystkie negatywne uczucia i spojrzysz z nadzieją w przyszłość. Że zapomnisz o wydarzeniu, które zniszczyło Twoje życie. 

Nie płacz, wspieram cię. 

  Mój cień wiernie podąża za tobą. Czuj się w takim bądź razie bezpieczny. Nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić. 

Nie płacz, będę tęsknić. 

  Za głosem. Za błękitnymi włosami, które były Twoim znakiem rozpoznawczym. Będę tęsknić za każdym centymetrem Twojego ciała. 
  Za oddechem, który czułem na swoim karku. Oraz za pocałunkami, słodkimi jak najlepszy cukierek i uzależniającymi jak najmocniejszy narkotyk.

Nie płacz, kocham cię. 

   Zapamiętaj te dwa słowa, które wypowiadałem Ci tak rzadko. Żałuję. Żałuję, że dopiero po fakcie dokonanym uświadomiłem to sobie. Czuję się z tym okropnie.
 Wybaczysz mi?

Nie płacz. 

  Ten wypadek sprawił, że utraciłeś mnie na zawsze. Widziałem, jak stoisz nade mną i błagasz, abym wytrzymał. Nie mogłem. Byłem bezsilny. Nie zapomnę sobie tej chwili słabości, przez którą płakałeś dniami i nocami. Umierałem na Twoich oczach, które i tak za dużo zobaczyły. 
  Przytuliłeś mnie. Była to ostatnia rzecz jaką zrobiliśmy.

Nie płacz, Tetsuya.

sobota, 30 maja 2015

To o czym zapomnieliśmy w przeszłości, rzuca cień na przyszłość. ( AominexKuroko )

Hmmm...
Nie będę psuć notki swoimi mało twórczymi opisami
Ale...
Dodam tylko, że ten pairing, jest zaskakująco kojący w takim wydaniu.
Relacje Aomine jak i Kuroko, wydają się być naprawdę melancholijne, dlatego przedstawiłam to w takim, a nie innym wydaniu. 
Mimo wszystko myślę, że uchwyciłam to, na czym mi tak bardzo zależało. 


Ostatni dźwięk odbijanej na boisku piłki uderza echem w mojej głowie.
Wygrałeś Kuroko, cieszysz się… prawda?
Ja też myślałem, że będę się cieszył, wiedząc, że był ktoś, kto dał radę mi sprostać.
Ale tak nie jest…
A wiesz dlaczego?
Ponieważ jest ktoś, z kim dzieliłeś zwycięstwo…
Kiedyś robiłeś to ze mną, a ja byłem tym nieugiętym centrum twoich podań.
Ja dostarczałem Ci światło i rozpromieniałem je wraz z twym cieniem.
Razem tworzyły coś wyjątkowego.
Pamiętasz to jeszcze?

  Tego dnia po rozegranym meczu, wyszedłem na zewnątrz sam, bez drużyny, którą tak usilnie starałem się Ciebie zastąpić, choć wiedziałem, że było to niewykonalne.

Może to ja tu jestem egoistą…

   Nie zerkałem na Ciebie, ponieważ starałem się sprawiać wrażenie, że nie obchodzi mnie to czy coś do mnie czujesz. 
Starałem się udawać, że nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.

Jestem egoistą, pobudzonym przez własną łaskę…

 Nie chciałem cię spotkać, a przynajmniej przez jakiś czas.

Co mi po twoim współczuciu…?

  Tak się nie stało.
Spotkaliśmy się podczas ulewnego deszczu, niby to niechcący na siebie wpadając, a jednak oboje  próbowaliśmy tego uniknąć.

Ja na pewno…

  Milczeliśmy… Ja bałem się tego, co od Ciebie usłyszę, a ty bałeś się cokolwiek powiedzieć, bo w głębi serca wiedziałeś, co czuję.

Po co zaczynać, coś co będzie mieć swój koniec?
Czemu po prostu nie było jak dawniej, kiedy to nasze więzi były niemal nierozłączne?
Ja chciałbym tego, Kuroko, ale wiem, że to niemożliwe.
Teraz zostałem przez Ciebie pokonany…
Ciebie i Kagamiego, który od dawna stał się twoim światłem.
I wiesz co, chyba to najbardziej mnie boli i to z tym nie mogę się pogodzić.

   Wiedziałeś, że byłeś dla mnie kimś ważnym, ale to zignorowałeś, a teraz nie ma możliwości wrócić do tego co już było. 
  Możemy tylko żałować tego czego nie zrobiliśmy gdy była taka szansa.

A jeśli ty nic do mnie nie czujesz?
Wtedy na pewno ja jestem jedynym, co żałuje…

  Po ciszy, którą po pewnym czasie zacząłem gardzić, odezwałem się mocnym i stanowczym tonem, jakby to on miał Cię odpowiednio uzmysłowić:
- Powiedz mi Kuroko… Żałujesz tego, że teraz to Kagami jest twym światłem, a nie ja?
  Żałujesz tego, że kiedyś mieliśmy szansę aby być blisko siebie, ale tego nie wykorzystaliśmy?
Żałujesz, że to ty i on pokonaliście mnie?
  Wolałbym gdybyś ty wraz ze mną pokonał jego…

Nie chciałem żyć z kłamstwem.
Chciałem żyć z tobą jako swym wsparciem.
Chciałem czuć twoje emanujące ciepło…
Chciałem darzyć cię ochroną, tak byś czuł się przy mnie bezpieczny.
Marzyłem o tym, by nasz niepokonany duet z podstawówki powrócił..

  Zamknąłem oczy, ale ty skorzystałeś okazji.
Poczułem jak szczupłe ramiona owijają się wokół mojego ciała, tworząc coś na wzór paradoksu wspomaganego przez chłodny deszcz.
  Nie wiedziałem czy jesteś szczery, ale nie chciałem Cię odpychać, bo nawet jeśli twój uścisk był kłamstwem, to pragnąłem w nim żyć.

Chcę się oszukiwać, jeśli kłamstwo zdaje się być tak piękne i zarazem nierealne…

  Nie chciałeś podnieść na mnie oczu, a ja nie byłem w stanie spuścić wzroku by w nie spojrzeć.

Błoga nieświadomość…

   Twoje owinięte wokół mnie ramiona dawały mi coś więcej niż radość, dlatego chciałem poczuć je jeszcze mocniej.   Przytuliłem Cię, kładąc rozgrzany policzek na twych miękkich kosmykach, których zawszę chciałem dotknąć.

Ich zapach mnie napędzał.

   Stygliśmy tak długo, pogrążeni w rozmyślaniach i szczęśliwi z własnej, niemal nierealnej obecności, ciesząc się chwilą.
   Uniosłeś podbródek łącząc nasze wargi razem, rozkoszując między nimi ten niewyobrażalnie słodki smak, a jednocześnie tak zabójczy. 
  Wyszeptałeś mi wtedy coś na ucho, pamiętasz?

Jeszcze nie jest za późno, by zrobić to, czego nie mieliśmy odwagi uczynić w przeszłości…

Desperata ( AominexKagami)

Na początek pragnę powiedzieć, że kosztowało mnie to wysiłek i poświęcenie... 
*Płaczę z Kise i Himuro w kącie jedząc czekoladę... ~Spokojnie chłopcy, naprawię to..~*
Ale dałam radę, więc w geście pocieszenia proszę o komentarz ;__________: 
Chociaż tyle od życia żądam.
Mój problem z tym pairingiem polega na tym, że ja nie wyobrażam sobie łączyć Aomine i Kise z nikim innym poza sobą nawzajem... 
ALE TO NIE OZNACZA, ŻE TEGO NIE NAPISZĘ. 
Także, zamówienia przyjmę jak najbardziej, ale sobie troszkę pojęczę i popłaczę podczas pisania.... Jakoś się trzeba wyładować xD 
To zapraszam, na tą jakżeby wciągającą lekturę :3
*Podaje Kise chusteczkę*



   Dochodziła godzina 11.00. Obecnie trwał środek tygodnia, a co za tym idzie szkoła.
  Pilny jak dotąd uczeń, Kagami Taiga, jakby nazbyt zajęty wypatrywaniem przez okno wszystkiego, co tylko nie ma związku z tym, co robi na lekcji, pomrukiwał co jakiś czas przeciągle, bądź przekręcał się na drugi bok ławki.
   Nie to, że się nie wyspał, spędzając większość czasu na boisku, tym samym całkowicie ignorując potrzebę snu. Ani nawet nie to, że stres przed nadchodzącym meczem obłąkał go do tego stopnia, że nie jest w stanie porządnie się wyspać.
   Czuł, że jego myśli odlatują niekoniecznie tam gdzie potrzeba. W kierunku pewnego zapyziałego osobnika, którym był Aomine Daiki.
   Może uznałby się za głupiego, darząc go tak wielką uwagą, jednak jak na złość jego postać wciąż tkwiła mu głowie, odtrącając wszystko, co nie było z nim choć odrobinę powiązane.
Czy było w tym coś nadzwyczajnego? W pewnym sensie tak, w końcu myślenie o kimś w równie wysokim stopniu, do czegoś zobowiązuje, albo podchodzi pod obsesje, a tego z kolei się obawiał. 
  Gdyby nawet zdobył się na odwagę, aby wyznać mu to, co czuję, nie miał pewności czy Aomine dobrze to przyjmie. Albo czy w ogóle będzie miał odwagę mu to wyznać. Chociaż jeśli tego nie zrobi, prędzej czy później zostanie pożarty przez własne myśli i skryte pragnienia, a to byłoby chyba gorszę.

- Kagami Taiga.- Z przemyśleń wyrwał go gwałtowny głos nauczyciela, doprawiony znaczącym kopnięciem w krzesło.    Zapewne przez Kuroko, który co jakiś czas czuł się odpowiedzialny za wybudzanie go z odrętwienia. Oczywiście, jeśli sam nie przysypiał.
- T-tak...?- Z niemal nieprzytomnym spojrzeniem rozejrzał się po klasie, zdając sobie sprawę, że nie jest tym jedynym nic nierobiącym.
- Zadałem Ci pytanie, zatem oczekuje odpowiedzi. Chyba, że coś, o czym tak zacięcie myślisz od początku tygodnia, odpowie za ciebie.- Profesor poprawił z oburzeniem okulary, wielce urażony, choć pogodzony z faktem, że otrzymanie odpowiedzi od rozkojarzonego ucznia jest niemal niewykonalne.
  Wątpię czy obiekt mojej zamuły byłby w stanie odpowiedzieć…- Pomyślał Kagami wracając do prowadzenia jakoby aktywnego trybu życia. Jego brak pomysłu był w tej chwili największym problemem. Nie wiedział, co zrobić, lecz chyba znalazłby się ktoś, kto być może byłby w stanie mu pomóc.

   Nim ktoś zdążył zauważyć, zadzwonił dzwonek ogłaszając spracowanym uczniom przerwę.
- Chciałeś się spotkać Kagami-kun.- Drobny niebieskooki chłopak niezauważalnie przemknął korytarzem napotykając zniecierpliwione spojrzenie.  
- Sprawa jest dość poważna…- Burknął po chwili drapiąc się po karku.- Chodźmy na zewnątrz.- Szum i harmider spowodowany dość obfitym ruchem na korytarzu, nie był w stanie przeszkodzić mu w zasięgnięciu życiowej rady. W końcu Kuroko powinien to i owo wiedzieć..

  Dwójka przyjaciół po chwili znalazła się w zacisznym miejscu na zewnątrz budynku, poza zasięgiem ciekawskich uszu.
- Chodzi o to, że…- Cisza jak między nimi nastała, została przerwana przez przyciszony ton głosu czerwonowłosego. Czuł się głupio, bardzo głupio. Bał się powiedzieć o tym Kuroko, a co dopiero Aomine.
- Z mostu.- Niebieskie tęczówki niemal wypalały w nim dziurę, słysząc niezdarnie wypowiadane słowa i widoczne zawstydzenie.
- Bo zakochałem się w Aomine! Zadowolony?!
- Wniebowzięty.- Rzekł z kamienną twarzą, wypatrując złośliwie rumieniec na policzkach kolegi.
- Wiesz Kuroko, z ciebie to menda jak ich mało…
- Nie zaprzeczę.
- Chodzenie z Akashim powoli zaczyna ci się udzielać…- Wywrócił z przekąsem oczami.- To jak? Gdzie trzymacie zwłoki? Szafa, zamrażalnik?
- Akashi prosił, aby zakopywać w ogródku, bo później nie może doprać dywanu.- Kącik ust Kuroko, uniósł się nieznacznie.   
- A tak na poważnie…- Kagami załamał nieznacznie ręce.- Co ja mam zrobić? Przyjść do jego domu, stanąć pod oknem i wyrecytować Szekspira? Nie rozśmieszaj mnie Kuroko..
- Wybacz, ale ja tego nie zaproponowałem.
- Bo ty to się tak przydajesz… Pomógłbyś przyjacielowi…- Rezygnacja i załamanie powoli zaczęły dawać mu się we znaki. Kuroko albo uważał, że żartuje, albo po prostu postanowił przybrać wcielenie małej mendy i udać, że nie ma o niczym pojęcia. Ale on chodzi z Akashim do cholery! Powinien mieć jakąś nieograniczoną wiedzę, a w tym momencie po prostu leci se w kulki.
- Kagami-kun. Mam pomysł.
- No słucham cię,.. Słucham…
- Nie jestem w stanie ci pomóc, ale znam kogoś, kto zrobi to z przyjemnością.
- No to się cieszę. Więc rób, co należy..
- Okey- Kuroko sięgnął po telefon przeszukując książkę telefoniczną.- Już dzwonie po Momoi.
- Co zrobisz?!- W ułamku sekundy komórka zmieniła właściciela, omal nie lądując na ziemi.
- Przecież mówiłem…
- Nie prosiłem cię o podejmowanie tak radykalnych kroków!
- Więc, co planujesz?- Zdecydowanie zaciekawiony ton głosu zawodnika widmo powoli doprowadzał koszykarza do szału.
- Jeszcze nie wiem.
- Jeśli nie masz odwagi mu tego powiedzieć, zawsze możesz napisać list.- Tetsuya mruknął porozumiewawczo.- Musze się zbierać Kagami-kun. Mam coś do załatwienia. Życzę powodzenia.
-Tsaa…dzięki…- Odburknął w podzięce, idąc w kierunku wyjścia.
  List? Nie głupie, w końcu zawszę lepsze to, niż zawracanie sobie głowy niepotrzebnym monologiem, i zawszę jest to mniejsza szansa na zrobienie z siebie debila w oczach Aomine. Pozostaje tylko jeden szczegół. Jak ten list napisać…?

 - Niech cię szlak jasny trafi Kuroko…- Kagami warknął stojąc odrętwiały pod pokojem trenera w szkole Akashiego. Z tego co wiedział, ta mała menda zostaje tu po zajęciach, aby powypełniać papiery, dlatego też postanowił pofatygować się aż tutaj. Miał tylko nadzieję, że go zastanie, w końcu sam raczej tego listu nie napisze, a Kuroko zdawał się być zbyt zajęty by poświęcić mu odrobinę czasu.
  Pełny wątpliwości zapukał w drzwi, powoli odchylając klamkę do dołu.
Widok, jaki zastał w środku niespecjalnie go ździwił. Kapitan siedział przy biurku ubrany w zwykłą szarą koszulę i luźny krawat. Widząc swojego gościa na chwilę zaprzestał pisania po stercie arkuszy.
- Kogo my tu mamy… Kagami, co Cię do mnie sprowadza? Mimo iż jestem w stanie przewidzieć wiele, w zupełności nie dotyczy to twojej wizyty u mnie.- Odparł spokojnie, opierając się o krzesło, a jego oczy wciąż zwrócone były na zdezorientowanego chłopaka.
- Chciałbym Cię o coś prosić.- Niemal wyszeptał, widząc jak kąciki ust rozmówcy wykrzywiają się w delikatnym uśmieszku.
- Prośba? Ojej, czuję się zaszczycony, że jesteś aż tak zdesperowany. No wiec?
- Pomóż mi napisać list.
- List? Myślałem, że uczą tego w podstawówce. Ach te życiowe pomyłki…
- Nie o to chodzi! Miłosny! List miłosny…
- Ooo…a to już co innego.- Na jego usta niepostrzeżenie wdarł się nieco szerszy uśmiech, a w oczach zabłysło coś na wzór iskierek.- Słucham zatem… Do kogo?
- Do Aomine, ale to nie powinno cię jakoś specjalnie interesować.- Warknął cicho, po tym jak lekki chichot kapitana zaczął rzucać się w oczy. W ogóle to, od kiedy jemu tak wesoło…?
- Pomogę ci.- Uśmiechnął się znacznie szerzej niż ustawa przewiduje i sięgnął po białą kartkę, wraz z ozdobnym długopisem, po czym podał czerwonemu do granic możliwości rozmówcy.- Ja będę ci dyktował a ty pisz.
- Ja-Jasne…
    Kagami sięgnął po podarunek wprawiając w ruch długopis, Akashi zaś pełen tajemniczego entuzjazmu zaczął przemieszczać się po pokoju nieco tanecznym krokiem.
   Odchrząknął cicho powoli dyktując.
- Drogi Aomine, to ja twój kochanek… Ty, jako mój wybranek bądźże spleciony uczuciem, mym, niczym wiosenny wianek…- Uśmiech na twarzy Akashiego został zastąpiony czymś na rodzaj teatralnej mimiki. Z płynnością przechadzał się po pokoju jakby recytując to, co właśnie dyktował i z uczuciem gestykulując, między piruetami.- Ma miłość jest wielka…Niczym twa udręka… Bądźże związany w sidła mej miłości, co serce twe w mej duszy ugości… Ja, jako twój kochanek, będę twym wybawcą w każdy poranek…
- Plis…skończ!
- Zepsułeś mi koncepcję…
- Jakbym chciał to tak napisać, to równie dobrze mógłbym po Szekspira sięgnąć.
- Czuję się doceniony.- Ukłonił się teatralnie wracając na swoje miejsce za blatem biurka.
- Wybacz, ale podziękuje za twą niezastąpioną pomoc.- Podźwignął się z fotela mocno poirytowany, idąc w kierunku drzwi. Być może znajdzie się ktoś, kto będzie w stanie mu pomóc, nie robiąc przy tym cyrku na kółkach. Chociaż mógł się tego spodziewać.

- Midorima! Musisz mi pomóc.- A oto i ostatnia deska ratunku.
Ku radości, wychodząc ze szkoły Kagami spotkał go na ulicy, co uznał ze przebłysk szczęścia. Chyba po raz pierwszy tak się cieszył na jego widok.
- Kagami baka? Od kiedy prosisz mnie o pomoc? Wybacz, ale nie mam czasu…
- Ale to ważne…!
- Też mam coś ważnego do zrobienia.- Prychnął poprawiając okulary.- Może kiedy indziej, tym czasem nie zawracaj mi dziś głowy, jeśli możesz.
- Tsa…jasne...- Odburknął tylko, widząc jak zielonowłosy zmierza w swoją stronę, pozostawiając go całkowicie samego i zdezorientowanego. Może faktycznie powinien napisać to, co dyktował mu Akashi… Życie było by wtedy prostsze, choć spędziłby je, jako pośmiewisko tygodnia na łasce małego diabła.
- Nie! Aż tak zdesperowany nie jestem!- Krzyknął robiąc efektywnego faceplama, tym samym przyciągając zaciekawione spojrzenia przechodniów. Jakoś za specjalnie się tym nie przejął, w końcu zdążył zrobić z siebie dziś już wystarczającego klauna.- Gorzej być nie może…

- Kagami…
  Chłopak odwrócił się, napotykając nikogo innego jak Momoi. Nie wiedział jak długo stała tuż za jego plecami, lecz w tym momencie nawet się cieszył, co było nieco szokujące.
- Co ty tu robisz?
- Kuroko mi powiedział…- Odparła nieco przyciszonym głosem, zgryzając dolną wargę.
- Zabije mendę przy najbliższej okazji…
- Wiesz Kagami, myślę, że powinieneś mu to po prostu powiedzieć. Aomine może jest, jaki jest, ale myślę też, że cię wysłucha…
- Coś w to wątpię- Podrapał się zrezygnowany po karku wracając myślami do Aomine.
- Uwierz mi, w końcu jakby nie patrzyć znam go od dziecka.- Uśmiechnęła się lekko dając do zrozumienia, że warto spróbować i tym samym nadając całej tej beznadziejnej sytuacji światełko nadziei, które było czymś więcej niż tylko nikłą niespełnioną szansą. To, czego bał się na początku zaczynało nabierać kolorów, a strach powoli ustępował zupełnie innemu uczuciu, którym z całej siły chciał się podzielić z nikim innym jak z Aomine.- Dasz radę.
- Dziękuję, życz mi powodzenia.- Może zwariował, a może nie, ale nie przekona się póki nie spróbuje. W dodatku nic innego mu nie pozostało.

   Następne godziny mijały w czymś na rodzaj strachu i podekscytowania. Obłok wątpliwości zataczał w jego głowię wielkie koło, ujawniając coraz większe zniecierpliwienie. Jeszcze trochę i wyzna mu, co tak naprawdę czuję. Może popełni błąd, ale nie będzie w stanie stwierdzić czy tak się stało, jeśli tego nie zrobi. Najwyżej będzie miała życiową nauczkę.
  Wchodził właśnie na dach budynku, gdzie w najlepsze leżał jego obiekt westchnień.
- Ech.. Raz kozie śmierć.- Skierował się w jego kierunku wolnym krokiem, przeciążony przez wątpliwości, a mimo tego nieugięty.    Napotkał wzrokiem chłopaka, leżącego w najlepsze na dachu budynku i po raz kolejny poczuł ukucie wątpliwości.
- Aomine, chciałem z tobą pogadać…- Z bijącym sercem patrzył jak niebiesko włosy chłopak wstał bez słowa i skierował się w jego kierunku.
  Serce Kagamiego znacznie przyśpieszyło, a obraz jakby zawirował na myśl o tym, czego musi się podjąć. Może nie powinien słuchać Momoi, może powinien zostawić sprawę, może powinien wysłać ten pieprzony list i liczyć na cud…, ale w tym momencie nie miał wyjścia. Musiał zebrać się na odwagę i zrobić to, czego nie chciał. Zaryzykować…
- Chciałem ci powiedzieć, że…
  Nie zdążył dokończyć, ponieważ jego serce na moment stanęło, a myśli zaczęły kotłować się w rozmyte obrazy.
  Nieoczekiwanie niemal krzyknął ze zdumienia, gdy poczuł na swoich ustach wargi chłopaka i jego ręce, które w tym momencie obejmowały jego twarz. Skąd wiedział? Jak to możliwe?    Przysiągłby, że cała ta sytuacja nie miała prawa dziać się realnie, jednak fakty były niezaprzeczalne. Wilgotne usta, które przyprawiały go o lekkie mrowienie, zawtórowały wraz z falą gorąca, jako dowód na to, co się działo.
 Aomine wycofał się powoli, stykając czoło Kagamiego wraz z jego własnym.
- Ale…- Ponownie czerwony do granic możliwości zawodnik Seirin, nie był w stanie wydusić nic więcej..
- Podziękuj Kuroko…- Aomine uśmiechnął się lekko, w duszy prosząc żeby Kuroko zdążył się dobrze ukryć… Przynajmniej na jakiś czas.



poniedziałek, 25 maja 2015

"Parodia Akashi"???? o___O KNB

Dziś przeglądałam swoje opowiadania na komputrze, i to co znalazłam...tak z lekka rzuciło mną o nawierzchnię.... 
ZAPOMNIAŁAM O TYM ;_______: 
Napisałam to kilka...w ciul dawno temu, no nie oszukujmy się xD 
Tak czy siak, jest to parodia... ;_:
Jezus, ciężko to parodią nazwać nawet...

Ostrzeżenia;
Z lekka wulgarny język
Skrajny brak sensu xD
Zboczenie...
DZIĘKUJE ZA UWAGĘ I ZAPRASZAM NA SEANS ;-; 
Proszę mi to skomentować.... bo seryjnie popadnę w depresję xD *Siada w kącie i z przerażeniem patrzy na to co napisała*



- Pić czy nie pić..?- Butelka wina stała przede mną niczym obnażona dziewczyna w oczach Daikiego. Cały świat jest na tyle wkurwiający, że postanowiłem utopić swoje martwienia w tej kochanej substancji, powoli wypalającej ludzkości ostatnie nikłe ślady po szarych komórkach.- To co kochanie? Może nexta?- Zaśmiałem się jak pojebany czule macając szkło kieliszka. Naprawdę jestem samotny…Może czas sobie znaleźć dziewczynę, bo stanę się naczyniofilem gwałcącym talerze. Hyhy…Kochana porcelana…- Chichotałem jeszcze mocniej, a świat wokół spowiła radość, pokój i inne kolorowe śmieci. Ja za to byłem tym słoneczkiem, słoneczkiem jak w teletubisiach….Tak! Jestem słoneczkiem, a te małe gnidy to obracające się wokół mnie marne planetki, pławiące się w moim świetle chwały i wiecznej zajebistości…
- Jestem gorący…- Sapnąłem ochryple opróżniając resztki butelki. Każda dziewczyna mnie pożąda, każdy facet mnie chcę.   Oczywiście nie chcą się do tego przyznać, ale ja to kurwa wiem. Dajmy na to takiego Aomine, niby cycki mu w głowie, ale ja wiem, że mnie pragnie…Sam siebie pragnę…
- Ruchałbym…Sam siebie…- Kontynuowałem monolog, pokładając się na stole. Ojciec poszedł, mówił, że jedzie na spotkanie, ale on akurat mnie nie pożąda, więc nie będę płakał.
  Dom jest moim małym królestwem, ja jestem królem, a słodki trunek berłem. Brakuje jeszcze korony.
  Chwiejnym krokiem zatoczyłem się w stronę komody zakładając na łepetynę bezbronną miskę. Trochę to trwało, ponieważ byłem tak nawalony, że nie wiedziałem jak to zrobić, a każda moja zryta próba kończyła się arią przekleństw i wyzwisk na wszystkie przedmioty domowego użytku.
- Pianino kurwa!- Albo gitara, ale szczerze powiedziawszy było mi wszystko jedno. Każdy zdrowy człowiek wie, że władca ma poddanych, a tego mi brakowało.
- Ja wam dam małe gnidy…- Przewróciłem się na wersalkę, robiąc zajebistego fikołka, po czym chwyciłem leżący telefon.- Nie ignorujcie swojego pana…
  Z trudem go odblokowałem, a gdy już udało mi się z tym uporać, pozostało wysłać kilka SMS-ów a te niemoty przylezą jak na otwarcie wyprzedaży poświątecznych. Tsa…łatwo powiedzieć, ale gorzej zrobić. Po pijaku klawiatura zdaje się być wyjątkowo mała i nieporadna…
- Pierdolony kalkulator!
- Paniczu?
- Noo?!- Zerknąłem na sztywniaka w garniaku. Profesjonalnie nazywającego się lokajem. Tak…on też mnie wielbi.
- Proszę…- Wyrwał mi z ręki ustrojstwo do tabliczki mnożenia, wręczając 4 calowy telefon.
- Thank you very sracz…-Czy jakoś tak…
Wystukałem na klawiaturze treść wiadomości, oczywiście bez zbędnych kombinacji.

„Przyjdźcie moi poddani. Ja wasz Sauron wzywam was do Mordoru, jeśli mi odmówicie, zrobię wam sekcję zwłok… Nożyczkami do paznokci…”

Telefon zawibrował przeciągle a na ekranie ukazało się imię rozmówcy.
- Mydło? O kurwa…mam kontakty z Rossmana…Ciekawe czy z Tesco też…- Wykrzywiłem się jak głupi, uważnie przeczesując książkę z kontaktami.

Do pokoju wpadł Kise, przez co na moment straciłem równowagę, staczając się z kanapy.
- Czego chciało?!- Wyjąkałem podenerwowany.
- Akashicchin…Przechodziłem obok twojego domu...
- Jakbyś koło burdelu przeszedł to też byś wlazł?
  Blondas czuł się najwyraźniej spławiony i co najlepsze zaprzestał ułomnych, nawet jak na jego rozumowanie wypowiedzi.
- Siadaj…!- Klepnąłem ręką miejsce obok.
Posłusznie jak piesek…Hyhy moja planetka…
- Jesteś piany!- Się kurwa krzywi jak głupi,…Co to? Ja niby nie mogę? Pff
- Słuchaj Ryota! Będzie impra…Zagramy sobie w butelkę!- Zaśmiałem się histerycznie, łapiąc błagające o litość spojrzenie blondyna.

KILKA GODZIN PÓŹNIEJ
- Dajesz!- Aomine polał następny kieliszek, szczerząc się w złośliwym uśmieszku.
- Co to jest?! Teściową całujesz?!- Murasakibara oblizał oklejone czekoladą palce.
Kuroko z trudem podpierał się o regał, całując zawzięcie, nieco wyższą od niego rzeźbę.
- Kurokocchi!
  Niby zwykły i niepozorny na pierwszy rzut oka sobotni wieczór zmienił się w istną patologię. Pijany w trzy dupy kapitan zaprosił każdego z osobna do siebie, na niewinną grę.
Niewinną, gdyby odjąć od niej ilość wypitego alkoholu. W zasobach tej nieco bogatszej rodziny aż roiło się od mocnych trunków, z których ochoczo korzystali. Nie wszyscy z początku byli ku temu chętni, a inni wręcz przeciwnie (Aomine XD), jednak po groźbach ze strony nawalonego Akashiego nie mieli większego wyjścia. Pierwszy kieliszek….Drugi…trzeci a dalej już samo poszło.
  Butelki opróżniały się jedna za drugą, a zabawa stawała się coraz śmielsza.
- Skończ już, bo gips zliżesz!- Daiki zlustrował niebiesko włosego błagalnym wzrokiem.
- Wątpisz w moje pożądanie?- Ręka Tetsu z przekąsem wygładziła szczękę cezara.
- Kurokocchi to takie romantyczne!- Jego nie komentujmy… Podobno alkohol niszczy szare komórki, jednak, gdy ktoś ma ich całkowity brak…w takim razie, co niszczy?
- Kto teraz kręci?- Kapitan spojrzał wymownie po  zafascynowanych twarzach.
- Ja chce!
- Spokojnie lala, jeszcze zakręcisz.
- Aominecchi! Przestań!
- Czemu?
- Jesteś zboczony!
- Sherlocku….
- W takim razie Ryota, czyń honory.- Akashi zerknął z ukosa na roześmianą twarz blondyna, która jeszcze moment temu malowała wielkiego focha.
- Zaczynam!- Płynnym ruchem przekręcił pustą po winie butelkę.    Cała szóstka wyczekiwała w zniecierpliwieniu na wynik, który nieoczekiwanie padł na siedzącego naprzeciw okularnika.
- Midorimacchi! Daj mi chwilę…- Kise zamyślił się na moment, za to Midorima wyszczerzył się w lekkim uśmieszku, wypijając następny kieliszek. Przez chwilę każdy z nich zastanawiał się czy strzelec naprawdę może się nawalić, jednak po ilości wypitego alkoholu każdy z nich posłał sobie tylko porozumiewawcze spojrzenie. Będąc w takim stanie stawał się istną zagadką.
- Zatańczysz!
- Teraz wymyśliłeś! Glon nie zatańczy! Żądasz nie możliwego!- Ciemnoskóry pokładał się na podłodze, łapiąc smutny wzrok blondyna.
- Aż tak słabo mnie oceniasz?- Chłopak podniósł się z siadu, topiąc w nim błagalne spojrzenie.
- No nie pierdol…- Aomine przekręcił z zaciekawieniem głową widząc jak zielonowłosy podchodzi do stereo, zmieniając muzykę na coś nieco bardziej odpowiedniego.
Po twarzy blondyna na moment przejawił się cień wątpliwości czy oby dobrze zdecydował.
  Muzyka zabrzmiała nieoczekiwanie, a sam tancerz rzucił przebiegłe spojrzenie, płynnym ruchem pozbywając się okularów.   Widzów w pierwszej sekundzie sparaliżowały zielone oczy chłopaka, tym samym mrożąc krew w żyłach.
 Ruchem dłoni odgarnął opadającą na oczy grzywkę, odsłaniając zarysowaną twarz. Szczupłe palce sprośnie powędrowały w kierunku zapięcia koszuli, erotycznie zaginając każdy z jej kantów, by pod koniec odsłonić wyrzeźbione ciało. Biały materiał wylądował zachęcająco na ziemi, odrzucony przez umięśnione ramiona.
- Kurwa…Niezły jest…- Daiki nie ukrywał ździwienia.
- Uważaj, bo jeszcze gejem zostaniesz…- Kapitan dogryzł mu kąśliwie, nie mogąc powstrzymać złośliwego komentarza.
- Chciałbyś ty…- Opanował się w ostatniej chwili, czując jak czerwone nożyczki, poruszają się szyderczo, czemu towarzyszy złośliwe pocmokiwanie ich właściciela.
- Co tam jęczysz?
- Midorimacchi!- Dziewczęcy pisk zawładną gardłem Kise, czując jak spodnie zielonowłosego striptizera przeszywają powietrze by w elegancki sposób wylądować na jego twarzy.
 Kuroko spojrzał nieco zbyt wesoło jak na niego, Akashi powoli zastanawiał się czy nie zareagować odpowiednio w tej sytuacji, Murasakibara zaprzestał szeleścić a Aomine pogwizdywał pod nosem, nie zwracając uwagi na zakłopotany wyraz twarzy blondyna.
  Strzelec przedstawiał się zaskakująco dobrze, a jego twarz nie malowała, choć odrobiny zakłopotania. Bez dwóch zdań promile zabiły mu resztki zdrowego rozsądku.
  Rzucił jeszcze jedno pełne żądzy spojrzenie, tym razem w kierunku zaczerwienionego blondyna, po czym ruchem dłoni chwycił za skrawek czarnych bokserek.
- Matko Boska…- Akashi powoli uniósł się z fotela, na którym wygodnie grzały się jego cztery litery. Czas przystopować. Murasakibara drgnął zaskoczony, Kuroko wyszczerzył się sadystycznie, uśmiech Aomine nieco zbladł a sam Kise rzucił się w kierunku chłopaka.
- Midorimachhi! Starczy!
- Koniec!- Aomine wstał z kucek.
- Spadaj blondi!- Kuroko przygasł nieco, a na jego twarzy pojawił się poirytowany wyraz.- Zepsułeś!
- Kuroko! Ty niewyżyty dzieciaku! Idź Juliusza Cezara gwałcić, czeka na ciebie w przedpokoju!- Paczka chipsów obiła się o twarz najmłodszego.
- Pewno mu coś dosypał, psychol jeden! Chciał by się rozebrał!- Aomine przeszył go spojrzeniem. Kise skulił się lekko, zaś Midorima zarzucił na siebie pogniecioną koszulę, kompletnie nic sobie z tego nie robiąc.
- Kise-kun przerwał zadanie!
- Kto powiedział, że ma się rozebrać?!
- Jest popcorn?
- Zamilknij!
- Ryj gnidy!- Nożyczki ogrodowe przecięły ze świstem powietrze, choć nieco po skosie, bacząc na fakt, że w krwi kapitana było już nieco ponad kilka promili.- Nie ma takiego czegoś! Ja tu jestem od opierdalania was, więc siadać na dupie!
  Czerwono włosy odetchnął ciężko, nawet on był w takich momentach wykończony.
- Zadanie zaliczone, wracamy do gry, Tetsuya kręci. Jeszcze jakieś specjalne życzenia?
- To jest ten popcorn w końcu?
- Dostanę pornola?
- Gdzie moje spodnie? Z tego co pamiętam były na głowie Kise…
- Udajmy że nie pytałem!- Twarz Akashiego wykrzywiła się w morderczym spojrzeniu.

  Kuroko chwycił za butelkę, obracając ją jednym płynnym ruchem. Każdy z graczy spojrzał po sobie z niepokojem. Kuroko po alkoholu zdolny był do wszystkiego.
Jak na zrządzenie losu, ten zaszczyt padł na przerażonego blondyna, podczas gdy reszta usiłowała zamaskować uczucie ulgi, że to nie oni musieli dzielić ten smutny los.
  Usta chłopaka wygięły się w szerokim uśmiechu, a w oczach zaświeciły ostrzegawcze ogniki, budząc jeszcze większy strach.
- Przeliżesz się z Aomine.- Wyparował momentalnie.
  Twarz Ryoty oblał mocny rumieniec, jednak mimo zawstydzenia nie miał zamiaru tak łatwo ustąpić.
- Okey…
- Nie skończyłem. Z Akashim też.
 Szatan momentalne wypluł to, co przed momentem wypił.
- Tetsuya? Nie za dobrze ci kraść mojej posady terrorysty?!
- Ostatnio mało się w niej spełniasz…
- A chcesz to zobaczyć z bliska?!- Wycelował ostrzegawczo nożyczkami.
- Taka prawda…
- Jak ci make up zrobię to cię nawet ta rzeźba nie zechce!- Rzucił się w kierunku chłopaka, biegnąć na drugie piętro. W tym czasie, gdy kapitan usiłował wydłubać oczy Kuroko, Murasakibara wyżerał z szafki słodycze, a Midorima wciąż usiłował znaleźć koszulę.
 Blondyn patrzył skołowany na ten cały syf, tracąc możliwość logicznego myślenia.
- Choć…

  Towarzystwo zebrało się w drzwiach wyjściowych w przeciągu kilku minut. Kuroko cudem uszedł z życiem, ale chociaż oczy miał na miejscu a Midorima cudem odnalazł spodnie.
 Akashi zamknął za nimi drzwi, z trudem łapiąc oddech.
- Kurwa…Te gnidy to istna męczarnia…- Mimo wszystko miał coraz większe wrażenie, że o czymś zapomniał, i ta myśl nie dawała mu spokoju.
- Nie będę se dupy zawracał…-Zamarł idąc w połowie, rozglądając się wokół.

- Aomiecchin…!- Chłopak wyjęczał wbijając paznokcie w ciało ciemnoskórego. Objął go nogami, przyciągając bliżej.
  Krzyknął cicho, przyjmując namiętne pocałunki wewnątrz zagłębienia w szyi.
Odchylał głowę pojękując przeciągle pod wpływem ciepłego języka.
  Ręce Aomine wygładziły jego włosy, a biodra poruszały się kojąco.
Pchnął w niego mocniej, na co Kise uchylił lekko usta, przymykając z rozkoszy powieki. Czerwony rumieniec oblał jego policzki.
- Daiki…możesz pieprzyć Ryte gdzieś indziej, ale nie w moim łóżku?- Akashi oparł się o framugę. Nie trzeba było długo czekać…Kise postękał trochę, Aomine ponarzekał, jednak dość szybko się ulotnili.
- Nooo….Teraz tylko trzeba to będzie wytłumaczyć ojcu…- Rzucił krytyczne spojrzenie na ślady po imprezie, pozostałe w salonie.
Impreza udana. Wnioski:
1.Juliusz Cezar pociąga Kuroko…
2.Glon nie jest taki drętwy…
3.Patrz do czyjego łóżka idziesz za potrzebą…

Pracownik (Shizaya)

ZAMÓWIENIE :3
Tak zrealizowałam, a mało tego, bo cieszyłam się jak dziecko słońca xD
Aczkolwiek w planach mam jeszcze jedno dłuższe.
Raczej taki parodiowy z lekka klimacik, ale to przez narastającą aurę szczęścia, towarzyszącą mi od wczoraj, także git.
To ten tego... Opinie proszę ;_: 
I dla odmiany, jaki klimacik Shizaji chcecie w następnym opowiadaniu? ^^ 


    Dzień w Ikebukuro toczył się jak zwykle, dając następstwo chłodnemu zmroku, a zaraz po tym wszechobecnej nocy.
  Jeden z obywateli Tokio pląsał oczyma po ekranie, już od niespełna kilku godzin, szukając ukojenia w masie bezsensownych plików i dokumentów. Pod oczami coraz wyraźniej odznaczały mu się ślady po zarwanej nocy, a mózg automatycznie prosił o kolejną dawkę kofeiny.
- Namie. Jeszcze jedną.- Drobna postać siedząca za ekranem komputera wychyliła rękę trzymając kolejny pusty kubek.
- Wychodzę, bo nie wiem czy wiesz, ale skończyłam już godzinę temu.- Brunetka odwarknęła przez zaciśnięte zęby, wciąż maltretując wzrokiem puste naczynie i jego jakżeby zainteresowanego właściciela.
  Izaya nie odezwał się, pochłonięty masą otwartych folderów. Siedział przygarbiony na fotelu, a przekrwione oczy wpatrywały się na obszerny monitor zza dużych szkieł okularów.
- Po prostu mi zrób…
- Nie, nie, nie! Sam sobie zrobisz.- Zdenerwowana kobieta zamachnęła płaszczem, dodatkowo zwinnym ruchem biorąc z komody podręczną torbę.- Nie jestem twoją matką, ciotką babką…  Skończyłam pracę dawno temu, ale twoje pranie przeszkodziło mi w wyjściu. W ogóle, po co ja Ciebie słucham? Nie zatrudniłam się tu po to by prać Ci skarpetki! Teraz jeszcze kawa… Jestem tu na stanowisku sekretarki, ale jakby coś, to żądam podwyżki… Ej! Słuchasz mnie w ogóle? 
   Izaya otrząsnął się nagle przecierając energicznie oczy.
- To dostanę tą kawę?- Wbił puste spojrzenie na mocno rozgorączkowaną pracowniczkę, która w ostatniej chwili opuściła dom trzaskając efektownie drzwiami.
- A później będzie podwyżki chciała…- Chłopak oparł się zrezygnowany na łokciu, przechodząc w dział statystyk i rachunków. Nie sądził, że nawet on, nie będzie w stanie choćby ruszyć ręką, obserwować ludzi…cokolwiek. Robota wciągnęła go do tego stopnia, że zapomniał o wstawionej wcześniej do piekarnika pizzy.- Pewnie i tak już jej nie zjem.
   Zegar wybił godzinę 01: 00 tykając w rytmie szumu jarzeniówki. Błoga cisza odbijała się od ścian pomieszczenia tworząc coś na obraz pustki, której centrum dalej zatracało się wirze obowiązków.
Informator nagle podskoczył, słysząc huk wyważanych drzwi, jednak postanowił pozostawić tą kwestię bez komentarza. 
   W końcu, po co komentować coś, co jest na porządku dziennym?
Tak, dziennym. Obrócił się z powrotem na krześle, wracając do tego, co wcześniej robił. Ignorował krążący wokół niego pył po gruzie, pochodzący zapewne z kawałka jego framugi.
  No nic, przecież Namie przyjdzie jutro o 10: 00, a nawet jeśli, to może miły gość dostanie mopa. Chyba się nie pogniewa?
- IZAAAYAAA!- Barman wpadł do jego biura trzymając w jednej z dłoni znak drogowy, a drugiej jakiegoś poharatanego gnojka.
- Shizu-chan… Dobrze, że jesteś. Zrobisz mi kawy?- Spojrzał na niego bezbarwnym wzrokiem, poprawiając spadające i oprawki i podał pusty kubek.
- Jaja sobie śmieciu robisz?- Warknął w jego stronę, wytrącając Bogu ducha winny kubek, który jak to można było przewidzieć, zakończył swój marny żywot na panelach podłogowych.
- Zbiłeś mi ulubiony kubek.- Odparł zmęczony, z powrotem kierując wzrok na ekran komputera.- A to w twojej lewej, to po co tu?
- Kurna nie żartuj sobie ze mnie, wszo jedna…- Podniósł wlokącego się po podłodze chłopaka, którego mózg zapewne w tym momencie rejestrował cały swój życiorys.- Oprócz swojego smrodu zostawiłeś w Ikebukuro tego gada. Mówił, że jest od Ciebie.
  Szatyn wychylił lekko głowę zza ekranu monitora, lustrując istny obraz nieszczęścia.
- To nie moje.- Ocenił po chwili powracając wzrokiem.
- Kłamiesz…
- Skąd wiesz?
- Ma na kołnierzu podpis: „Orihaya Sp.z.o.o”? Więc czemu od razu oceniasz, że to moje?
-  Zabije cię…- Wysyczał, wyrzucając zbędny ładunek, który w obecnym stanie nie mógł wydusić z siebie nawet słowa protestu, przez pierwsze lepsze okno.  
- Czemu wyrzuciłeś tego pana przez okno?
- I tak kurwa mówiłeś, że nie był twój…- Krzesło, prowadzące spokojny i nienaganny żywot znalazło się w rękach bestii.
- Czyli jakby był mój, to byś go nie wywalił…?
- Tego do cholery nie powiedziałem!
- Czyli wywaliłeś go bez powodu?
- I co z tego?
- To, że przyszedłeś z nim do mojego domu i tak sobie po prostu wyrzuciłeś go przez okno. Jeszcze o coś chciałeś zapytać? Muszę wracać do obowiązków.
- Zajebie cię…- Blondyn wściekły na podrygi szatyna, rozbił trzymane siedzenie na pierwszej lepszej ścianie.
- Masz strasznie uciążliwą tendencję do tłuczenia moich ulubionych rzeczy.- Ciemne tęczówki spojrzały na niego bez wyrazu, co jeszcze bardziej potęgowało złość barmana.
- Nienawidzę cię!- Shizuo, wkurwiony do potęgi, opadł z hukiem na kanapę stojącą niedaleko biurka. Przez chwilę rozglądał się po pomieszczeniu, rozświetlonym przez delikatne światło lamp, jednak okazało się wyjątkowo nudne i przygnębiające, toteż zwrócił wzrok z powrotem nam„biurowego trupa”.
   Cisza trwała jeszcze moment przerwana przez zniecierpliwiony ton głosu:
- Długo masz zamiar tak siedzieć?
- Dopóki nie skończę pracować.
- Aha…
Shizuo usadowił się wygodniej wyciągając z kieszeni paczkę papierosów. Żadna to frajda…
  Przyszedł się nim trochę zająć, ale całkowita ignorancja ze strony wszy, zbiła go z tropu.
 Nie reagował na pomiatanie własnych pracowników, burzenie domu, palenie w biurze i co najważniejsze groźby śmierci.
- To kiedy skoczysz?
- …
- Tylko się kuźwa pytam…- Barman od tak niechcący złamał jarzącego się papierosa, toteż zasięgnął po kolejnego.
  Cisza ponownie pochłonęła pomieszczenie, mieszając się z wyrazistym zapachem tytoniu, lecz nawet to, nie było w stanie poruszyć informatora.
  Minęło pół godziny w ciągu której Shizuo zdążył zmienić pozycję jakieś pierdyliard razy, odwiedzić łazienkę, wyjeść pół lodówki i zniszczyć kilka mało ważnych rzeczy, takich jak chociażby telewizor w salonie i wynucić pół playlisty puszczanej tego dnia rano w radiu.
 Wszystko z daremnym skutkiem.
- Dużo jeszcze tegooo?- Przysiadła na rogu kanapy, lustrując go spod byka. Monitor przysłaniał twarz informatora, jednak po chwili ciszy Shizuo mógł stwierdzić, że głowa szatyna znalazła się znacznie niżej niż kilka minut temu.- Ej wszo?! Mówi się do Ciebie..
   Ruszył z wolna ku biurku, lecz docierając na miejsce, nigdy by się tego nie spodziewał.
- Przyszedłem Cię zajebać, a ty tu takie numery odstawiasz? Zobaczysz, że przy najbliższej okazji upierdolę Ci nogi przy samej dupie.- Zerknął z ukosa na śpiącego w najlepsze, z poduszką pod postacią klawiatury Izaye. Mimo iż był wkurwiający…zarozumiały…powalony…zwichnięty umysłowo…niedorozwinięty…śmierdzący…bardzo śmierdzący… To wyglądał całkiem słodko. W szczególności, gdy ślinił Spacje. *No przepraszam xD To zbyt komiczne…*
- I co ja mam z tobą zrobić…?- Barman westchnął załamany.- Zaniosę Cię na do łóżka niczym Edward Cullen…Ok.?- Gdy po chwili zorientował się, co powiedział, zrobił efektywnego face plama błagając Boga, o zlitowanie się nad swoją głupotą.- Chyba późna pora powoli mi się udziela… Ech, no cóż…
  Delikatnie (Omal nie gubiąc jego szczątków po pokoju) wziął go na ręce i położył na ciemnej skórzanej kanapie. Usiadł na jej rogu zdezorientowany, jednak nie trwało to długo..
- A może by tak...- Szybkim krokiem sunął w stronę ogromnego biurka, omal nie zaliczając bliskiego spotkania z podłogą przez wszechobecne kable.- Co my tu mamy…?
 Przed oczyma Shizuo wyskoczyło kilka okienek i folderów, które zapewne były tym, czym zajmował się ostatnimi czasy Izaya.-  Jeszcze mi podziękujesz kleszczu.

  Izaya poczuł pod sobą coś miękkiego. Nie mogło być to jego biurowe krzesło. Mimo tego jednak, usilnie próbował przypomnieć sobie, jakim cudem był tam, a teraz jest tu…
 Uchylił lekko powieki zerkając na tarczę zegara; 10:00.
- Muszę wracać do pracy!- Poderwał się z miejsca zrzucając przykryty wcześniej koc, jednak po chwili zorientował się, że jego miejsce jest zajęte.
- Shi…Shizu-chan?!
- Nie, kurwa…Babcia Tereska.
Izaya spoczął wzrokiem na wyprostowanego na krześle blondyna.  Barmański ubiór zmienił się na biały t-shirt i jeansowe szorty. Blond pasma związane były w króciutką kitkę, a oczy przysłaniały okulary w dużych czarnych oprawkach.
- Tu masz kopię dokumentów z marca, tu masz rozpiski i rozliczenia, a tu pokwitowania.- Blondyn poprawił okulary podając mu stosik idealnie kserowanych papierów.
- Shizuś,…- Informator przez chwilę stał nieruchomy, wpatrując się z miłością na swojego zbawiciela.- Jak ty? Kiedy ty…? Jak ci ładnie w tym spodenkach…
- Zamknij się. Jeszcze raz będziesz mnie ignorował to Ci rozpierdolę łeb na ścianie. Jasne?!
- Mój Shizuś tak bardzo kochany!- Chłopak cmoknął go szybko w usta, wybiegając radośnie z gabinetu w towarzystwie idealnie wypełnionych dokumentów.
 Minutę później do pomieszczenia weszła sekretarka Izaji, która widząc przy biurku Shizuo krzyknęła cienko, w tym samym czasie opuszczając trzymaną torbę.
- O! Namie… Dobrze, że jesteś.- Skierował w jej stronę rękę z pustym kubkiem- Zrobiłabyś mi kawy?
- Izaya! Przegiąłeś! Zwalniam się!