poniedziałek, 25 maja 2015

Pracownik (Shizaya)

ZAMÓWIENIE :3
Tak zrealizowałam, a mało tego, bo cieszyłam się jak dziecko słońca xD
Aczkolwiek w planach mam jeszcze jedno dłuższe.
Raczej taki parodiowy z lekka klimacik, ale to przez narastającą aurę szczęścia, towarzyszącą mi od wczoraj, także git.
To ten tego... Opinie proszę ;_: 
I dla odmiany, jaki klimacik Shizaji chcecie w następnym opowiadaniu? ^^ 


    Dzień w Ikebukuro toczył się jak zwykle, dając następstwo chłodnemu zmroku, a zaraz po tym wszechobecnej nocy.
  Jeden z obywateli Tokio pląsał oczyma po ekranie, już od niespełna kilku godzin, szukając ukojenia w masie bezsensownych plików i dokumentów. Pod oczami coraz wyraźniej odznaczały mu się ślady po zarwanej nocy, a mózg automatycznie prosił o kolejną dawkę kofeiny.
- Namie. Jeszcze jedną.- Drobna postać siedząca za ekranem komputera wychyliła rękę trzymając kolejny pusty kubek.
- Wychodzę, bo nie wiem czy wiesz, ale skończyłam już godzinę temu.- Brunetka odwarknęła przez zaciśnięte zęby, wciąż maltretując wzrokiem puste naczynie i jego jakżeby zainteresowanego właściciela.
  Izaya nie odezwał się, pochłonięty masą otwartych folderów. Siedział przygarbiony na fotelu, a przekrwione oczy wpatrywały się na obszerny monitor zza dużych szkieł okularów.
- Po prostu mi zrób…
- Nie, nie, nie! Sam sobie zrobisz.- Zdenerwowana kobieta zamachnęła płaszczem, dodatkowo zwinnym ruchem biorąc z komody podręczną torbę.- Nie jestem twoją matką, ciotką babką…  Skończyłam pracę dawno temu, ale twoje pranie przeszkodziło mi w wyjściu. W ogóle, po co ja Ciebie słucham? Nie zatrudniłam się tu po to by prać Ci skarpetki! Teraz jeszcze kawa… Jestem tu na stanowisku sekretarki, ale jakby coś, to żądam podwyżki… Ej! Słuchasz mnie w ogóle? 
   Izaya otrząsnął się nagle przecierając energicznie oczy.
- To dostanę tą kawę?- Wbił puste spojrzenie na mocno rozgorączkowaną pracowniczkę, która w ostatniej chwili opuściła dom trzaskając efektownie drzwiami.
- A później będzie podwyżki chciała…- Chłopak oparł się zrezygnowany na łokciu, przechodząc w dział statystyk i rachunków. Nie sądził, że nawet on, nie będzie w stanie choćby ruszyć ręką, obserwować ludzi…cokolwiek. Robota wciągnęła go do tego stopnia, że zapomniał o wstawionej wcześniej do piekarnika pizzy.- Pewnie i tak już jej nie zjem.
   Zegar wybił godzinę 01: 00 tykając w rytmie szumu jarzeniówki. Błoga cisza odbijała się od ścian pomieszczenia tworząc coś na obraz pustki, której centrum dalej zatracało się wirze obowiązków.
Informator nagle podskoczył, słysząc huk wyważanych drzwi, jednak postanowił pozostawić tą kwestię bez komentarza. 
   W końcu, po co komentować coś, co jest na porządku dziennym?
Tak, dziennym. Obrócił się z powrotem na krześle, wracając do tego, co wcześniej robił. Ignorował krążący wokół niego pył po gruzie, pochodzący zapewne z kawałka jego framugi.
  No nic, przecież Namie przyjdzie jutro o 10: 00, a nawet jeśli, to może miły gość dostanie mopa. Chyba się nie pogniewa?
- IZAAAYAAA!- Barman wpadł do jego biura trzymając w jednej z dłoni znak drogowy, a drugiej jakiegoś poharatanego gnojka.
- Shizu-chan… Dobrze, że jesteś. Zrobisz mi kawy?- Spojrzał na niego bezbarwnym wzrokiem, poprawiając spadające i oprawki i podał pusty kubek.
- Jaja sobie śmieciu robisz?- Warknął w jego stronę, wytrącając Bogu ducha winny kubek, który jak to można było przewidzieć, zakończył swój marny żywot na panelach podłogowych.
- Zbiłeś mi ulubiony kubek.- Odparł zmęczony, z powrotem kierując wzrok na ekran komputera.- A to w twojej lewej, to po co tu?
- Kurna nie żartuj sobie ze mnie, wszo jedna…- Podniósł wlokącego się po podłodze chłopaka, którego mózg zapewne w tym momencie rejestrował cały swój życiorys.- Oprócz swojego smrodu zostawiłeś w Ikebukuro tego gada. Mówił, że jest od Ciebie.
  Szatyn wychylił lekko głowę zza ekranu monitora, lustrując istny obraz nieszczęścia.
- To nie moje.- Ocenił po chwili powracając wzrokiem.
- Kłamiesz…
- Skąd wiesz?
- Ma na kołnierzu podpis: „Orihaya Sp.z.o.o”? Więc czemu od razu oceniasz, że to moje?
-  Zabije cię…- Wysyczał, wyrzucając zbędny ładunek, który w obecnym stanie nie mógł wydusić z siebie nawet słowa protestu, przez pierwsze lepsze okno.  
- Czemu wyrzuciłeś tego pana przez okno?
- I tak kurwa mówiłeś, że nie był twój…- Krzesło, prowadzące spokojny i nienaganny żywot znalazło się w rękach bestii.
- Czyli jakby był mój, to byś go nie wywalił…?
- Tego do cholery nie powiedziałem!
- Czyli wywaliłeś go bez powodu?
- I co z tego?
- To, że przyszedłeś z nim do mojego domu i tak sobie po prostu wyrzuciłeś go przez okno. Jeszcze o coś chciałeś zapytać? Muszę wracać do obowiązków.
- Zajebie cię…- Blondyn wściekły na podrygi szatyna, rozbił trzymane siedzenie na pierwszej lepszej ścianie.
- Masz strasznie uciążliwą tendencję do tłuczenia moich ulubionych rzeczy.- Ciemne tęczówki spojrzały na niego bez wyrazu, co jeszcze bardziej potęgowało złość barmana.
- Nienawidzę cię!- Shizuo, wkurwiony do potęgi, opadł z hukiem na kanapę stojącą niedaleko biurka. Przez chwilę rozglądał się po pomieszczeniu, rozświetlonym przez delikatne światło lamp, jednak okazało się wyjątkowo nudne i przygnębiające, toteż zwrócił wzrok z powrotem nam„biurowego trupa”.
   Cisza trwała jeszcze moment przerwana przez zniecierpliwiony ton głosu:
- Długo masz zamiar tak siedzieć?
- Dopóki nie skończę pracować.
- Aha…
Shizuo usadowił się wygodniej wyciągając z kieszeni paczkę papierosów. Żadna to frajda…
  Przyszedł się nim trochę zająć, ale całkowita ignorancja ze strony wszy, zbiła go z tropu.
 Nie reagował na pomiatanie własnych pracowników, burzenie domu, palenie w biurze i co najważniejsze groźby śmierci.
- To kiedy skoczysz?
- …
- Tylko się kuźwa pytam…- Barman od tak niechcący złamał jarzącego się papierosa, toteż zasięgnął po kolejnego.
  Cisza ponownie pochłonęła pomieszczenie, mieszając się z wyrazistym zapachem tytoniu, lecz nawet to, nie było w stanie poruszyć informatora.
  Minęło pół godziny w ciągu której Shizuo zdążył zmienić pozycję jakieś pierdyliard razy, odwiedzić łazienkę, wyjeść pół lodówki i zniszczyć kilka mało ważnych rzeczy, takich jak chociażby telewizor w salonie i wynucić pół playlisty puszczanej tego dnia rano w radiu.
 Wszystko z daremnym skutkiem.
- Dużo jeszcze tegooo?- Przysiadła na rogu kanapy, lustrując go spod byka. Monitor przysłaniał twarz informatora, jednak po chwili ciszy Shizuo mógł stwierdzić, że głowa szatyna znalazła się znacznie niżej niż kilka minut temu.- Ej wszo?! Mówi się do Ciebie..
   Ruszył z wolna ku biurku, lecz docierając na miejsce, nigdy by się tego nie spodziewał.
- Przyszedłem Cię zajebać, a ty tu takie numery odstawiasz? Zobaczysz, że przy najbliższej okazji upierdolę Ci nogi przy samej dupie.- Zerknął z ukosa na śpiącego w najlepsze, z poduszką pod postacią klawiatury Izaye. Mimo iż był wkurwiający…zarozumiały…powalony…zwichnięty umysłowo…niedorozwinięty…śmierdzący…bardzo śmierdzący… To wyglądał całkiem słodko. W szczególności, gdy ślinił Spacje. *No przepraszam xD To zbyt komiczne…*
- I co ja mam z tobą zrobić…?- Barman westchnął załamany.- Zaniosę Cię na do łóżka niczym Edward Cullen…Ok.?- Gdy po chwili zorientował się, co powiedział, zrobił efektywnego face plama błagając Boga, o zlitowanie się nad swoją głupotą.- Chyba późna pora powoli mi się udziela… Ech, no cóż…
  Delikatnie (Omal nie gubiąc jego szczątków po pokoju) wziął go na ręce i położył na ciemnej skórzanej kanapie. Usiadł na jej rogu zdezorientowany, jednak nie trwało to długo..
- A może by tak...- Szybkim krokiem sunął w stronę ogromnego biurka, omal nie zaliczając bliskiego spotkania z podłogą przez wszechobecne kable.- Co my tu mamy…?
 Przed oczyma Shizuo wyskoczyło kilka okienek i folderów, które zapewne były tym, czym zajmował się ostatnimi czasy Izaya.-  Jeszcze mi podziękujesz kleszczu.

  Izaya poczuł pod sobą coś miękkiego. Nie mogło być to jego biurowe krzesło. Mimo tego jednak, usilnie próbował przypomnieć sobie, jakim cudem był tam, a teraz jest tu…
 Uchylił lekko powieki zerkając na tarczę zegara; 10:00.
- Muszę wracać do pracy!- Poderwał się z miejsca zrzucając przykryty wcześniej koc, jednak po chwili zorientował się, że jego miejsce jest zajęte.
- Shi…Shizu-chan?!
- Nie, kurwa…Babcia Tereska.
Izaya spoczął wzrokiem na wyprostowanego na krześle blondyna.  Barmański ubiór zmienił się na biały t-shirt i jeansowe szorty. Blond pasma związane były w króciutką kitkę, a oczy przysłaniały okulary w dużych czarnych oprawkach.
- Tu masz kopię dokumentów z marca, tu masz rozpiski i rozliczenia, a tu pokwitowania.- Blondyn poprawił okulary podając mu stosik idealnie kserowanych papierów.
- Shizuś,…- Informator przez chwilę stał nieruchomy, wpatrując się z miłością na swojego zbawiciela.- Jak ty? Kiedy ty…? Jak ci ładnie w tym spodenkach…
- Zamknij się. Jeszcze raz będziesz mnie ignorował to Ci rozpierdolę łeb na ścianie. Jasne?!
- Mój Shizuś tak bardzo kochany!- Chłopak cmoknął go szybko w usta, wybiegając radośnie z gabinetu w towarzystwie idealnie wypełnionych dokumentów.
 Minutę później do pomieszczenia weszła sekretarka Izaji, która widząc przy biurku Shizuo krzyknęła cienko, w tym samym czasie opuszczając trzymaną torbę.
- O! Namie… Dobrze, że jesteś.- Skierował w jej stronę rękę z pustym kubkiem- Zrobiłabyś mi kawy?
- Izaya! Przegiąłeś! Zwalniam się!

1 komentarz:

  1. XDXDXDXD hehehe niezłe! Miałam orzez ciebie problem z opanowaniem śmiech xd. Pani w autobusie dziwnie się na mnie gapiła xd jak rechotałam przed telefonem

    OdpowiedzUsuń