wtorek, 30 grudnia 2014

Ryzykując, możesz zyskać więcej niż miałeś. (HaruxMakoto)

Zbliża się godzina dwunasta, chyba powinienem się już zbierać.
  Umówiliśmy się z Haru, że przyjdę do niego w piątek. Zapewne dzień, jak co dzień, spotkanie jak spotkanie. Zawszę trochę rozmawialiśmy, o treningach, o naszej drużynie. W końcu Haru rzadko mówił mi, o swoich problemach osobistych. Nigdy też go o to nie prosiłem, tłumacząc się przed samym sobą, że jak będzie chciał, to sam mi powie, jeżeli takowe ma.
   Tym razem lekko się zasiedziałem, co się dziwić…
Gra na playstation zawszę sprawiała nam trochę radości ,a co za tym idzie, traciliśmy poczucie czasu.
- Jesteś pewny, że chcesz wracać w środku nocy?- Posłał mi pytające spojrzenie. Oczywiście, że nie chciałem, wolałbym zostać tu z nim, ale zdecydowałem, że nie będę mu tego mówił.
- Tak, rodzice na pewno się martwią, poza tym nie wziąłem telefonu. Spotykamy się jutro na treningu.- Ubrałem się w wiszącą nieopodal kurtkę, w końcu na zewnątrz nie było najcieplej. 
  Wychodząc posłałem jeden z tych szczerych uśmiechów, którymi raczyłem go darzyć przy najbliższej stosowności.

  Następnego dnia lekko pożałowałem swojej decyzji, w końcu i tak podszedłbym do niego z samego rana. Przez własne rozkojarzenie zapomniałem o codziennej rutynie. Ostatnio zdarza mi się za dużo myśleć i zbyt wiele zapominać.
- Wyglądasz na zmęczonego.- Nawet Nagisa zwrócił mi dziś uwagę. 
  Nie czułem się zbyt dobrze i zapewne zbyt dobrze nie wyglądałem. 
  Dzień w szkole ciągnął się strasznie, lekcję stały się na tyle nudne, że niechcący zdarzało mi się przysypiać. Przerwy za to były niemiłosiernie krótkie, co tylko pogłębiło moje zdołowanie.
- Makoto?- Gou uważnie mi się przyglądała. Widziałem nawet jak szeptała coś miedzy Nagisą, ale zbytnio mnie to nie wzruszało.- Dobrze się czujesz? Dziś po szkole mamy trening, jeżeli źle się czujesz możesz sobie odpuścić.
- Nie, nie trzeba. To dobrze się składa, bo jestem dziś z lekka osowiały…przyda mi się trochę ruchu.-   Uśmiechnąłem się lekko dając jej do zrozumienia, że wszystko w porządku i nie ma się czym przejmować. Co miałem jej powiedzieć? Ciągnie mnie do przyjaciela i mam doła? Nie, to by było głupie, w końcu sam przed sobą czułem się z tym dziwnie.
  
  Po lekcjach zdecydowałem się na spacer w kierunku pływalni. Wyjąłem z kieszeni MP3, rozkoszując się ulubionym utworem. Powiedzieć mu czy nie? Jedno i drugie ciągnie za sobą odpowiedzialność. 
  Jak mu powiem, może się ode mnie odsunąć, jednak, gdy zachowam to dla siebie to mój nastrój wcale się nie poprawi, wręcz przeciwnie. Czuję się z tym źle, a będę czuł jeszcze gorzej.    Westchnąłem ciężko wchodząc do budynku.
 Najwyraźniej byłem nieco wcześniej, próbowałem dopatrzyć się chociażby jednej znajomej twarzy, lecz nic z tego.
Wziąłem swoje rzeczy kierując się w stronę szatni.
- Może pływanie poprawi mi nastrój.- Powiedziałem sam do siebie, zakładając na głowę czepek.
  Ciepła woda nieco mnie uspokoiła, dostatecznie bym zapomniał o większości problemów. Niestety ten największy wciąż siedział w mojej głowie.
- Haru, co ja mam ci powiedzieć…
- Co chcesz.
Odwróciłem się gwałtownie. Przyjaciel był niedaleko mnie, a ja nawet go nie spostrzegłem.
  W oka mgnieniu zrobiło mi się nieswojo.
- Od jak dawna tam jesteś?- Zapytałem nieco zaskoczony.
- Od jakiegoś czasu. Zastanawiałem się, kiedy mnie zauważysz. Słyszałem od Nagisy że jesteś dziś nie swoi. Jak dla mnie już od dawna coś się z tobą dzieję.- Wbił we mnie swoje niebieskie oczy całkowicie zbijając mnie z tropu. Ech….Nie powiem mu choćbym chciał.
- Po prostu ostatnio kłócę się z rodzicami.-Musiałem mu coś powiedzieć by nie drążyć tematu. Słysząc to nie nalegał ode mnie dalszych wyjaśnień. Na całe szczęście.
  Spędziliśmy na basenie kilka godzin, jak się okazało trening został odwołany, a Gou nie mogła się z nami skontaktować. Nic dziwnego. Haru zwykle nie nosi ze sobą telefonu, a ja jak na złość zapomniałem go ze sobą.

- Te kłótnie... Makoto kłamiesz.
  Byliśmy w szatni, była niemal całkowici pusta zważywszy na późną porę. Zamknąłem szafkę wyjmując z niej ciuchy na przebranie. Mimo wszystko czułem napiętą atmosferę.
- Ech…-westchnąłem ciężko zdając sobie sprawę ze swojej przegranej pozycji.
Nie pozostało mi nic innego jak zaryzykować. 
  Podszedłem do Haru kładąc dłonie na jego biodrach.
- Makoto..?- Spojrzał na mnie zdezorientowanym wzrokiem.
 Przyciągnąłem go do siebie, delikatnie, nieco zmieszany oparł dłonie na moich ramionach.
- Chciałem ci powiedzieć, ale nie miałem odwagi…- pochyliłem się delikatnie muskając jego wargi. 
  Ku mojemu szczęściu nie protestował. Nie wiedziałem jednak czy nie przesadzam, w końcu mogłem robić coś wbrew jego woli. 
Ta myśl opuściła mnie tak szybko jak do mnie doszła. Poczułem jego splecione dłonie na mej szyj. Zerknąłem nieco zaskoczony, a na mojej twarzy pojawił się lekki rumieniec. 
 Objąłem go w pasie, przysunąłem się nieco całując go śmielej niż poprzednio, w zupełności się tego nie spodziewając.
  Haru uchylił lekko usta dając do zrozumienia, co mam zrobić. Wbiłem się, splatając swój język z jego, na co wplótł palce w moje włosy.
 Odwzajemnił pocałunek nieco natarczywiej, sprawiając, że po chwili brakowało mi powietrza. Gdy się oderwaliśmy, zlizałem pozostałości śliny na jego podbródku. Zarumienił się na mój gest.
 W dodatku bardzo mi się to spodobało.
Przesunąłem usta na jego obojczyk, wzdłuż szyj i poszczególne partie klatki piersiowej, na co jęknął.
- Nie tutaj…-szepnął mi cicho do ucha.
  Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że szatnia nie jest dobrym pomysłem. Wypuściłem go z objęć, jeszcze raz obdarowując pocałunkiem. Gdy wychodziliśmy, mój nastrój znacznie się poprawił. Może nie powinienem był podchodzić do tego z takim nastawieniem
  Jeszcze raz spojrzałem w lazurowe oczy, trzymające się mojego boku i zdałem sobie sprawę ze swojego szczęścia, na które odważyłem się zaryzykować dopiero po kilku latach.

Rozdział.2 Czy te oczy mogą kłamać (AominexKise)

 Obudziłem się oszołomiony, próbowałem wstać, lecz ktoś znacznie silniejszy odepchnął mnie z powrotem na łóżko. Gdzie jestem? Co się dzieje? Kto to jest? 
 Chciałem cokolwiek zrozumieć, lecz obraz zamazywał mi się przed oczyma. Wszystko mnie bolało, najbardziej głowa. Powoli wszystko sobie przypominałem, choć za wszelką cenę wolałbym zapomnieć.
- Kise?!- Zamazana postać pochyliła się przede mną, brzmiała zupełnie jak Aomine. Nie skąd…przecież Daiki ma w zwyczaju mieć wszystkich w dupie.
- Aomine, daj mu się wybudzić.- A jednak Daiki, nieco mnie to zdziwiło, w końcu zawsze myślałem że jestem dla niego jak powietrze, więc skąd ta troska?
  Powoli odzyskiwałem ostrość, rozejrzałem się wokół siebie. Obok mnie stali Midorima i Aomine. Obaj wpatrywali się we mnie z politowaniem. Jest aż tak źle? Mam nadzieję że się nie domyślą. A przynajmniej nie mogą się domyśleć…
- Jak się czujesz?- Midorima zagadnął do mnie, widząc, że powoli nabieram świadomość.
- Spójrz na niego, przecież to oczywiste.- Do pokoju wszedł Akashi. Zlustrował mnie wzrokiem, siadając naprzeciwko. Widocznie chciał porozmawiać, ale nie miałem zamiaru mu niczego mówić. Nawet jemu.
- Zostawcie nas samych.- Rzucił w kierunku pozostałych, jako 
potwierdzenie moich przypuszczeń.
  Kilka minut po ich wyjściu panowała głucha cisza. W pewnym momencie przerwał ją Akashi.
- Kise, skąd to jest?- Mówiąc „to” nawiązywał najpewniej do rozległego siniaka na moim oku.
.- Ktoś ci coś zrobił?- Widząc że milczę, nie zamierzał odpuszczać, wciąż zadawał mi pytania odnoście moich obrażeń, lecz ja leżałem jak sparaliżowany nie chcąc na nie odpowiadać.
Nawet on czuł się w tym momencie bezsilny.

- Boże….jak długo to już trwa?- Ciężko było mi się przyznać przed samym sobą, ale martwiłem się o tego durnia, nawet jeżeli był durniem. Oboje siedzieli tam już od dobrej godziny, nie dając nikomu chociażby zapytać o stan zdrowia Kise.
- Nie denerwuj się, Aomine-kun.- Usłyszałem przed sobą znajomy głos.
- Nie denerwuje się! Przestań się mnie czepiać!
- Mówiłem ci ,żebyś się nie denerwował.- Niebieskie oczy przeszywały mnie na wylot, kierując całą swoją moc w moją nabrzmiałą psychikę.
Wstałem z podłogi. Powoli robiło się coraz ciemniej. Ten fakt jeszcze bardziej mnie rozzłościł.
- On chyba sobie kpi…-Jak na zawołanie przed moimi oczami pojawił się Akashi.
- I co?- Dwumetrowa lodówka po raz pierwszy od godziny raczył się odezwać.
- Nie daje sobie pomóc. Nic nie chce powiedzieć.- Tylko tyle?!    Musiał mu coś powiedzieć, nie wierze ,że przez godzinę gadali o niczym. Chwyciłem go za ramię, bardzo zdenerwowany. Gotowy byłem wyciągnąć to z niego chodźmy siłą. Postąpiłem głupio.  Akashi chwycił mnie za nadgarstek przewracając z hukiem na podłogę. Mój kręgosłup przeszył ostry ból, a twarz wykrzywiła się w grymasie.
- Jeszcze raz spróbujesz, Aomine.- Pełen spokoju odszedł ode mnie, najwyraźniej zbyt zajęty by prawić mi wykład.- Aha.- Zatrzymał się przed drzwiami wyjściowymi.- Odprowadź Kise do domu. Normalnie byłbym nieźle wściekły, gdybym musiał przejść 3 razy dłuższą drogę, lecz w tym momencie cieszyłem się, że będę miał szansę z nim porozmawiać. Nawet, jeżeli ma mnie zignorować.

- Dasz radę?- Zapytałem widząc, jak twarz blondyna wykrzywia się w grymasie. Próbował go ukryć, ale słabo mu to wychodziło. Wraz z Midorimą zdążyliśmy opatrzyć jego ranę na czole, lecz ku naszemu zaskoczeniu, gdy wypytywaliśmy o inne obrażenia bronił się rękami i nogami, dlatego postanowiliśmy mimo wszystko odpuścić.
- Tak,jasne…- Powoli podniósł się z łóżka ubierając bluzę i zakładając sportową torbę.
- Nie przesadzaj, Batmanie. Ja to wezmę.- Odebrałem mu z ręki zawartość, przekładając ją sobie na ramię.
- Aominecchi…- Utkwił we mnie zdumione oczy.
- Nie przyzwyczajaj się…chodź.
Kise uśmiechnął się od ucha do ucha idąc tuż, obok mnie. Właściwie to uśmiechnął się dziś po raz pierwszy.
- Chwiejesz się.- Zauważyłem po chwili.
- To nic…lekko kręci mi się w głowie…- Punkt dla debila. Mówiąc to kiwnął się delikatnie w prawą stronę. Później tylko uśmiechnął się przepraszająco.
- Ech…jak z dzieckiem.- Westchnąłem biorąc go pod ramię. Zaczerwienił się lekko, a ja zdałem sobie sprawę, że wyglądamy niczym stare małżeństwo, przechadzające się na spacer po parku.    Pomijając fakt ,że jedno z małżonków ma podbite oko, rozcięte czoło i tak ogólnie to jest facetem. Miłe wspomnienie, będę miał co wnukom opowiadać na dobranoc.

  Szliśmy już dobry kawałek, a do domu Kise pozostało niecałe kilka metrów. Czułem się strasznie śpiący ,mimo, iż zmrok zapadł dopiero niedawno, a pora zdawała się być wczesna.
- Chce mi się spać…-Blondyn ziewnął cicho, najwyraźniej będąc w znacznie lepszym nastroju niż poprzednio. Oparł głowę na moim ramieniu ,tuląc się w miękki kołnierz bluzy.
 Poczułem jego ciepły oddech na szyj. Przeszedł mnie dreszcz, ale jeden z tych przyjemniejszych.
- Nie uśnij mi tu czasami ,bo zostawię cię na chodniku.
- Jesteśmy!- Powiadomił mnie, gdy stanęliśmy obok.
Chciałem mieć pewność, że jest wszystko w porządku. Przyjrzałem się mu jeszcze raz. Oprócz tego ,że był cholernie zmęczony, nie wyglądał za dobrze. Trochę ciężko było mi zostawić go samego, ale co mogłem zrobić.
- Te limo pod okiem nadaje ci seksapilu.- Zaśmiałem się pod nosem.
- Jesteś świnia…- Uderzył mnie lekko łokciem, na co sam się roześmiał. W sumie był całkiem słodki. Nie chciałem wypytywać go, o to ,co Akashi. Nie teraz ,gdy był w tak dobry nastroju.
- Muszę już iść.- Robiło się późno, a ja miałem przed sobą spory kawałek drogi.
- Poczekaj…- Odwróciłem się na pięcie, lecz w ostatniej chwili Kise złapał mnie za rękaw bluzy. Szybko musnął mój policzek, czerwieniąc się lekko, po czym pomachał mi na pożegnanie. Byłem bardzo zaskoczony, aczkolwiek przeszedł mnie przyjemny skurcz.
  Nie powinienem myśleć o Kise jako o sympatii, ale daje mi do tego powody…

Rozdział.3 Chowanego z diabłem

- Daleko jeszcze?- Kagami czuł się coraz bardziej zniecierpliwiony. Chodzenie po lesie to jedno, a błąkanie się po nocy to drugie.
- Jeszcze trochę, za zakrętem powinniśmy skierować się na prawo, w stronę jeziora.
- Nie nie pokoi cię to, że idziemy wydeptanym szlakiem? Ktoś może nas zauważyć, a wtedy odpadamy z gry.- Czerwono włosy jęknął w jego stronę.
Kuroko nagle staną jak wryty rozglądając się z niepokojem w stronę zarośli.
- Co się stało?
- Ktoś nas obserwuje.

- Takao!
Cisza
- Takao! Matko boska gdzie on polazł…Przecież odwróciłem się tylko na moment.- Midorima wciąż wykrzykiwał z nadzieją, że grzeczny Takao z powrotem się pojawi. Co z tego, że znał drogę, jeżeli przyjdzie bez niego, to nici z wygranej.
- Midorimacchi!- Całkowicie zaskoczony Midorima odwrócił się w kierunku wrzasku.
- Kise? Co ty tu robisz? W dodatku gdzie jest Aomine?
- Ja…znaczy…Poszedłem zrobić siusiu, a gdy wróciłem to sobie poszedł.- Blondyn wpatrywał się pełnym żalu spojrzeniem.
- Nadajemy na tych samych falach, Takao też przepadł.
- To….Może chodźmy razem, przy okazji udam nam się ich znaleźć!- Na twarz Ryoty znów pojawił się uśmiech. Midorima nie widząc innego wyjścia z sytuacji zgodził się na niezbyt wygodną propozycję, ale lepsze to niż chodzić samemu.

- Chyba się nie pogniewa, jak opuszczę go na trochę…- Takao zaśmiał się sam do siebie z nadzieją licząc drobne, które znalazł w kieszeni spodni. Spacerował szosą szukając wzrokiem pobliskiej stacji benzynowej. 
  Dobrze znał te okolicę, w końcu, jako jedyny nie spał w autokarze. Znajdował się w tym momencie niecałe 3 kilometry od ich kwatery, a pośpiech nie był mu zbyt mocno na rękę.
Może zamiast prześcigać się z innymi drużynami, wolał przeczekać ,aż Akashi wszystkich dopadnie.
- Chociaż…mogłem go ze sobą zabrać. A co jeśli jego też złapią? Wtedy na pewno nie wygramy…Jest stacja!- Chłopak uśmiechnął się z satysfakcją. 
  Mimowolnie jego radość przygasła  gdy zauważył zatrzymujący się obok radiowóz. Nastoletni chłopak chodzący sam po nocy na ulicy…Nie wyglądało to dobrze.
Samochód zatrzymał się na poboczu tuż obok niego. Szyba uchyliła się lekko.
 W środku siedziało dwóch policjantów, jeden z nich starszy, prowadził auto, drugi młodszy popatrzył się na niego z poważną miną.
- Dobry wieczór. Starszy komisarz Akerman. Mamy do pana kilka pytań.

- I wtedy wygraliśmy kolejne eliminację.
- Pokolenie Cudów widocznie zawsze miało na siebie sposób.
  Szli już od dłuższego czasu, powoli stawało się to męczące. 
Kiyoshi po raz kolejny rzucił okiem na mapę zerkając, co jakiś czas na dziewczynę, która w pełni szczęścia opowiadała o przebytych meczach. 
  Może interesowałoby go to bardziej gdyby nie fakt, że są całkowicie zgubieni. Mimo wszystko chciał z nią porozmawiać, chociaż tyle mógł zrobić w tej niezręcznej sytuacji, w międzyczasie pomyśli nad drogą.
- Słuchaj Momoi, kto twoim zdaniem był najlepszy, jeżeli mowa o Pokoleniu Cudów?
- Hmm…- Dziewczyna zamyśliła się na moment. Widocznie odpowiedź nie była jednoznaczna.- Myślę, że Dai-chan.- Rzuciła niechętnie.- Ale jest leniwy i omija treningi.
- Zawszę myślałem, że Akashi jest tym, którego wszyscy się obawiają…Wiesz mam na myśli jego nastawienie…
- Ach tak…on….Moim zdaniem czasami jest zbyt przewrażliwiony.
- Czyli ból dupy…- Chłopak zaśmiał się pod nosem, w końcu nikt i tak ich nie słuchał.
- Dokładnie.
- Z tym bólem dupy przez chwilę bym się zastanowił.
  Oboje odskoczyli jak poparzeni. Kapitan całkowicie ich zaskoczył, mało tego, nie spodziewali się, że będzie tędy chodził. Jak zdołał ich zauważyć?
- Jak nas znalazłeś?!
- Jest takie coś, nazywa się noktowizor.- Wskazał przedmiot trzymany w jego lewej ręce. O tym zupełnie nie pomyśleli.- A wy odpadacie. O bólu dupy porozmawiamy sobie później.

- Nawet tak na mnie nie patrz.- Riko kierowała wzrok na Hyuuge spod przymrużonych oczu.
- Przez ciebie się zgubiliśmy…
- Znowu zaczynasz?!
- W sumie…- Na nowo zapanowała cisza. Błąkali się już bardzo długo, kompletnie nie wiedząc gdzie się w danym momencie znajdują. Po pewnym czasie postanowili przysiąść i na nowo odczytać mapę. Coś musiało się nie zgadzać, skoro wszystkie ich próby szły na marne.
- Skoro tu jest północ to…
- Hyuuga! Patrz!- Riko wskazała palcem na szczelinę między warstwą drzew. 
 Pobiegła ku niej zostawiając chłopaka samego przy mapie.
- Czekaj! Gdzie ty leziesz?! Chcesz żebyśmy zabłądzili jeszcze bardziej?!
   Nie wiedział, o co jej chodziło, dopóki nie zobaczył.
Naprzeciwko nich rosła polana, a w samym środku stała drewniana chatka. Zza okien świeciło się pojedyncze światło, dając lekkie przebłyski.
- Może poprosimy o drogę!
- Oszalałaś…Jasia i Małgosi nigdy nie oglądałaś?!
- Tak Hyuuga, ten, kto tam mieszka na pewno jest czarownicą, chatka tak naprawdę nie jest drewniana, ale czekoladowa, gdy tam wejdziemy wiedźma zmusi mnie do szorowania podłogi, a ciebie zamknie i będzie tuczyć snickersami, a na sam koniec zje.
- Czyli jednak oglądałaś!
- Nie wydurniaj się, nie chcę spędzić nocy w lesie!
- A ja nie chce spędzić nocy w klatce…
- To sobie tu stój!- Riko szarpnęła rękę z uścisku w pełni świadoma podchodząc pod drzwi.
- Boże, za co…?! Riko, zaczekaj!
Chłopak podbiegł do niej stając ramię w ramię przed chatką. Przy barierce rosły zioła i inne rośliny hodowlane. Cały dom wydawał się być nieco stary, a raczej na taki wyglądał.
- Aaa!- Hyuuga krzyknął zataczając się do tyłu.
- Co ty wyprawiasz?!
- Coś się o mnie otarło! O moją nogę!
Dziewczyna popatrzyła się na niego z litością podnosząc z ziemi miauczący kłębek futra.
- To coś, co wprawiło cię o zawał…To KOT.
- Oh…
- Wstawaj i przestań już małpować.
Zapukała w drzwi, wyczekując, aż ktoś im otworzy. Niestety, nic się nie działo. Zapukała po raz drugi, tym razem nieco mocniej, jednak nadal nikt nie otwierał.
- W sumie możemy już iść…
- Czekaj!
 Po kilku minutach w drzwiach stanęła starsza pani. Ubrana była w szare łachmany, spod ciemnej chusty wystawały siwe włosy, a twarz pokryta była wieloma zmarszczkami.
- W czym mogę pomóc o tak późnej porze? Dzieci nie powinny chodzić w nocy po lesie.- Jej głos zdawał się nie tyle, co skrzekliwy, co nieprzyjemny. Kobieta zaśmiała się cicho, zapraszając ich do środka.
Hyuuga popatrzył się na Riko z wyrzutem „A nie mówiłem..”



sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział.2 Chowanego z diabłem




- Jak ci idzie?
- Już prawie kończę.
- Siedzimy tu już trochę czasu. Mam tylko nadzieję, że zdążymy odejść na bezpieczną odległość, zanim Akashi wypuści petardę.- Momoi zerknęła ukradkiem na chłopaka, który już od dłuższego czasu przegryzał wiązanie na rękach. Nie żeby miała coś przeciwko, w końcu nic lepszego nie przychodziło im do głowy.
   Zostali wysadzeni, jako pierwsi więc mieli trochę więcej czasu na wyspowodzenie, co w tej sytuacji niezmiernie im się przydało. Z opaskami na oczy poszło dość łatwo. Murasakibara niezbyt się przyłożył w ich zawiązanie, przez co spadły praktycznie po wyjściu z samochodu.
- Tak!- Kiyoshi uwolnił nadgarstki, po czym zabrał się do rozplątywania rąk dziewczyny.- Może mi nie uwierzysz, ale nie jest aż tak źle. Przypomniały mi się zabawy harcerskie. Poza tym bieganie nocą po lesie jest na swój sposób zabawne, nieprawdaż?- Uśmiechnął się porozumiewawczo, wypakowując z plecaka całkiem spory arkusz mapy.
- Tak, ale mimo wszystko las nocą zdaję się być lekko przerażający…-Satsuki niepewnie rozejrzała się po okolicy, nerwowo przegryzając dolną wargę.
   Drzewa rosły dość gęsto, przepuszczając pojedyncze rozbłyski, przez co było na tyle ciemno, że swobodne poruszanie się niemalże graniczyło z cudem.
   Cały las nabierał groźnego wyrazu, a panująca cisza tylko przy tym utwierdzała.
  - Pomyśl o tym nieco inaczej.- Chłopak założył czapkę z daszkiem wsuwając czarny plecak.- Las to skupisko drzew, ciasno ze sobą osadzonych. Gdy widzimy go w dzień wcale się go nie obawiamy, nocą za to wyczuwamy niepokój, lecz tak naprawdę nic się w nim nie zmienia, jedyne co możemy zaobserwować to zachodzące słońce, które prowadzi do tego że staje się ciemny. To tylko tyle.
- Sądzisz więc, że boimy się go tylko dlatego, że widzimy go inaczej?- Momoi nabrała pewności siebie, dotrzymując kroku brunetowi.
- Właśnie tak.- Kiyoshi uśmiechnął się porozumiewawczo.- Teraz wystarczy nam tylko spojrzeć na mapę i skierować się w stronę ośrodka.
- Naprawdę potrafisz podnieść na duchu.
- W końcu od tego jestem.
- Kiyoshi?- Dziewczyna odezwała się po chwili.- Jak myślisz? Jest szansa, że nas zauważą?
- Tak, ale my postaramy się ją ograniczyć. Jeżeli chcemy wygrać, będziemy musieli przejść niezauważeni, wtedy pozostaje nam już tylko znalezienie drogi. Trzymaj!- W ręce dziewczyny wpadła ciemna czapka z daszkiem, podobna do tej którą nosił brunet.- Upnij włosy i załóż. Mamy dobry kamuflaż, oboje jesteśmy ubrani prawie całkowicie w ciemnych kolorach, a sam fakt że nie boimy się ciemności możemy obrócić przeciwko szukającym. Oni zapewne nie zaryzykują chodząc tymi samymi ścieżkami. Kierujmy się między zaroślami, dzięki temu będziemy mogli się bezpiecznie poruszać.
- Zatem chodźmy.- Satsukę pociągnęła go uradowana.

*** 
- Mógłbyś to robić nieco szybciej?
- To zwykły pilniczek, jak niby mam to robić szybciej?
Takao westchnął wypatrując się na niebie znaku sygnalizującego rozpoczęcie. Ku radości nic takiego nie zauważył, a liny powoli zaczęły puszczać.
    Użycie pilniczka jako ostrego narzędzia był jedynym dobrym pomysłem, jaki wpadł im do głowy. 
  Kilka minut później Midorima wyswobodził ręce z uścisku, przyjmując uradowany wyraz twarzy kolegi.
- To co teraz?- Takao wstał z ziemi sięgając do plecaka który otrzymali. Wyciągnął mapę, którą po chwili wyrwał mu z rąk Midorima.
- Ej!
- Nie jęcz.
- Och, nie bądź taki samolubny, mój instynkt samozachowawczy ratował mnie już z niejednej opresji.
- Ciekawa teza.
- C-coś nie tak?- Szatyn spojrzał na skupiony wyraz twarzy kolegi, który nie odrywał wzroku od mapy.- Shin-chan?
- Wejdź na drzewo.- Oderwał się po chwili, poprawiając zsuwające się okulary.
- Hę?!
- Po prostu wejdź, chcę sprawdzić swoje przypuszczenie.
    Kiwną głową kierując się do pobliskiego drzewa.
Przytrzymał dłonią gałąź, zaczepiając stopą o zgłębienia w pieniu. Wspinaczka trwała dość długo i nie była zbyt wygodna. Gałęzie ocierały się o jego twarz co rusz gdy próbował podciągnąć się choć trochę wyżej.
  Midorima odwrócił wzrok, widząc na niebie charakterystyczną petardę. Czyli zabawa się zaczyna.
- Jestem!- Wśród korony dębu słychać było głos chłopaka.
- Spójrz w lewo i powiedz, czy widzisz gdzieś polanę.
- Nie!
- A jednak. Schodź.
  Chwilę potem Takao stał z powrotem na ziemi, wydłubując z włosów pojedyncze liście.
- Tylko po to mnie tam wysłałeś? Żebym ci polany poszukał?
- Nie tylko po to. Akashi sobie z nas zakpił, dał nam fałszywą mapę. Nic, co jest tu ujęte nie jest zgodne z prawdą. Przed wyruszeniem dokładnie zbadałem położenie naszego obozu, na tej mapie jest to całkowicie inaczej. Dodatkowo zawiera ona miejsca, których nawet nie ma. Jeżeli chcemy stąd wyjść, musimy kierować się na południe, dojdziemy nad jezioro, a tam kilometr na wschód. Jest to najpewniejsza droga.
- Bystrzach z ciebie!
- Jeżeli innym nie udało się rozgryźć mapy, jesteśmy kilka kroków przed nimi. Dodatkowo nie bez powodu kazałem ci się ubrać w ciemne ciuchy.
- No więc na co czekamy?! Choć Shin-chan! Spa czeka!

 ***
- Jesteś pewny że dobrze idziemy?- Kagami zagadnął w stronę Kuroko.
- Tak Kagami-Kun. Mapa Akashiego-kun jest fałszywa, nie możemy się nią sugerować.
- Skąd możesz to wiedzieć?
- Przechadzałem się tu na spacer.
- Coś ty kuźwa grzyby zbierał?!
- Wyszedłem z dwójką.
    Kagami westchnął cicho, przeczesując włosy dłonią. Nawet nie zauważył, kiedy wyszedł. Przecież to nie jest normalne.
- Poza tym, nie powinieneś tak krzyczeć. Dzięki temu łatwo jest nas znaleźć. Petarda została wypuszczona dobre 15 minut temu.
- Myślisz, że ten mały kretyn zdąży uwinąć taki kawał drogi w przeciągu kwadransa? Ahaha!- Chłopak zaśmiał się głośno przyciągając uwagę Tetsu.
- Mówiłem ci przecież, byś był trochę ciszej.
- Nie przesadzaj. Poza tym, wiesz którędy mamy iść?
- Tak. Znam dokładnie to miejsce, obrałem też najszybszą drogę, którą możemy bez problemu dojść. Nawet jeżeli inni spostrzegli, że mapa zawiera błędy, trochę zajmie im zorientowanie się terenie, w dodatku po ciemku.
- Pff…nie ma co liczyć by te ćwoki tak szybko się zorientowały!- Kagami zaśmiał się wesoło spoglądając na Kuroko.- Brawo, jeszcze trochę i wejściówki do spa mamy w kieszeni.
- Tak.- Niebiesko włosy chłopak przytaknął zadowolony. W końcu szło im lepiej niż przypuszczał…

***
- Zabłądziliśmy! To wszystko przez ciebie!
- Przeze mnie?! A kto jak nie ty biegał z tą mapą po całym lesie?!- Hyuuga nie czuł się zezłoszczony, jego stan emocjonalny balansował między wkurwieniem, a rozpaczą.- Daj mapę kobiecie! Przecież to takie mądre! Nigdy nie dawaj mapy kobiecie, bo będziesz chodził jak pojebany w środku nocy szukając zasranej drogi! Czemu dałem się namówić na tą głupotę…
- Zamkniesz się w końcu?!- Riko uderzyła go w twarz, hamując zażenowanie.- Myślisz, że mi się to podoba, kompletnie nie mamy pojęcia gdzie jesteśmy, może zamiast skupić się na dogryzaniu sobie nawzajem powinniśmy szukać drogi?!
- Nie potrafisz posługiwać się głupią mapą, więc o czym my rozmawiamy?!
- Nie zapominaj, kto odwiązał ci sznury.- Dziewczyna niemal gotowała się ze wściekłości.
- Raz ci coś wyszło…- Kapitan Seirin chyba jeszcze nigdy nie czuł się równie zły, co w tamtym momencie. 
   Nie chodziło już o samo wygranie tego spa, chodziło tu, o powrót. Zamiast dojść w końcu mogli się jeszcze bardziej oddalić, a co jeśli ich nie znajdą? Będą musieli spędzić noc w lesie…A to wszystko dlatego, że jakiemuś gnojkowi zachciało się wymyślać zabawy.
  Gdy oboje ochłonęli nie zamieniali ze sobą ani słowa. Hyuuga przejął mapę próbując choć trochę nakierować ich na dobrą drogę. Niestety, nikt z nich nie zdawał sobie nawet sprawy, że mapa jest fałszywa.

*** 
- Za trzy metry, skręć w lewo.- Głos GPS’a zabrzmiał w słuchawkach Kise.
- W lewo za trzy metry.- Blondyn szepnął do idącego przodem kolegi. Aomine dość szybko zorientował się że mapa dana przez Akashiego jest błędna. 
   Chodzi tu głównie o sam fakt, że ją dał.
- To nie pasuje do tej małej gnidy.-Rzekł zamyślony przecinając sznury, podręcznym scyzorykiem.- Coś tu śmierdzi, mapa na pewno jest sfałszowana. W każdej z otrzymanych rzeczy jest pewien haczyk: krótkofalówka działa tylko przez chwilę przez brak baterii, latarka zdradza nasze położenie, a kompas nie ma większej wartości gdy nie posiadamy mapy, no chyba, że znasz położenie kwatery, wtedy w zupełności ci wystarczy.
- Aomine!
- Czego? Próbuje myśleć!
- Zobacz co znalazłem w kurtce!- Kise podszedł uradowany, pokazując pudełko baterii.- Kiedyś kupiłem je na wycieczce w razie, gdyby rozładował mi się aparat.
- Możemy je użyć do krótkofalówki…- chłopak wziął ostrożnie opakowanie wyjmując z niego pojedyncze elementy.
- Ale to nie wszystko!
- Heh?
- Mam telefon!- Przed oczami Aomine ukazał się pięciocalowy wyświetlacz, mało tego, z pełną baterią i dostępem do Internetu!- Zawszę noszę go przy sobie w razie gdyby upominali się o mnie menadżerowie. Oczywiście wziąłem go z przyzwyczajenia.
- Jak chcesz, to potrafisz.
   Szli w milczeniu, co jakiś czas Kise tylko informował ich o trasie powtarzając słowo w słowo co ma im do powiedzenia urządzenie. Jedna rzecz jednak nie dawała Aomine spokoju.      
   Czemu Kise, zazwyczaj strachliwy jest w tym momencie nie dość że nie upierdliwy to w dodatku pomocny? Niestety, spokój nie trwał wiecznie.
- Aominecchi?
- Czego?
- Muszę siusiu…
Daiki stanął jak wryty oglądając się za ramię na przykurczonego blondyna.
- Kurwa, czemu teraz? Rób tutaj, jest ciemno i idziemy dalej.
- Nie.
- Jak nie?!
- To nie estetyczne, poza tym stoisz tuż obok!- Kise niemal wrzeszczał, dlatego gadka o pomocnym koledze powoli zaczęła przechodzić do historii.
- Nie puszczę cię samego, twój brak piątej klepki sprawi, że zgubisz się gdzieś w tych cholernych krzaczkach z malinkami, a ja jak ten chory będę za tobą biegał i cię szukał!
Rób tutaj albo lej w majtki, jednak pamiętaj że jeżeli odważysz się na to drugie to nogi z dupy wyrwę. Czy to jest jasne?!
Cisza
Aomine odwrócił się za siebie zdenerwowany, lecz Kise już za nim nie było.
- Kurwa…niech tylko spotkam tą szmatę to zgwałcę, zabiję, zakopie, po czym zgwałcę ziemie, w której go zakopałem! A organy sprzedam na pchlim targu jakimś zboczeńcą! Kise, niech ja cię złapię…  

Rozdział.1 Chowanego z diabłem.

Uwaga! Opowiadanie odbiega nieco od tematyki Yaoi!

- Wyłącz to! Proszę, wyłącz!
- To się nawet nie zaczęło!- Aomine trzepnął chłopaka po głowie, tak, że blondynowi przez chwilę zawirowało przed oczyma.
- Daiki ma racje. Ten horror nie zdążył się nawet dobrze zacząć.- Midorami siedział na podłodze oparty o róg kanapy, na której przesiadywali kolejno: Hyuuga, Kiyoshi, Momoi, Kuroko i Riko. 
   Tuż obok okularnika przykucnął Takao, całkowicie pochłonięty wyświetlanym obrazem.
 Daiki i Kise leżeli na materacu, który Kise ledwo napompował, ponieważ jak się okazało, zapomnieli wziąć ze sobą pompki. 
   Kagami wyszedł z Murasakibarą po popcorn, bo trochę ciężko było wysyłać go samego. 
Akashi siedział na krześle nie odzywając się. Co rusz tylko rzucał wymowne spojrzenie na telepiącego się od śmiechu Takao, mającego najwyraźniej całkiem spory ubaw z własnej głupoty. Szkoda typa…
   Obóz letni był pomysłem, na który wpadł Akashi, propozycja miała dotyczyć głównie Pokolenia Cudów, ale z niewyjaśnionych powodów chłopak dał możliwość każdemu z nich zadecydować, kogo chcą ze sobą zabrać. 
   Jak się okazało Kuroko miał na koncie połowę drużyny. Połowę, bo nie wszyscy mogli jechać. 
Z zaoszczędzonych na wakacje pieniędzy mogli spokojnie wynająć letni dom, co bardzo im się udzieliło, w końcu nie byli zmuszeni spać pod namiotami. 
   Kwatera za to wydawała się być miła i przytulna, znajdowała się w środku lasu, leżąc dosłownie kilometr od jeziora, nad którym mieli zamiar w wolnym czasie wypocząć.
- Mówiłem wam przecież, że nie lubię horrorów!- Panika Kise powoli zaczęła udzielać się wszystkim oglądającym.
- Nie bądź baba! Te flaki nie wyglądają nawet realistycznie. Historia wyssana z palca. Spójrz!-Daiki wskazał na siedzącą na kanapie dziewczynę, która z całej siły próbowała przykleić się do Tetsu.- Nawet Momoi nie sieje paniki!
   Satsuki słysząc swoje imię odwróciła się raptownie od Kuroko gromiąc Aomine spojrzeniem.
- Myślisz, że dziewczyny są bardziej strachliwe?!- Zagadnęła nieco rozzłoszczona, łapiąc porozumiewawcze spojrzenie z Riko.
- Właśnie, Daiki?
- Każda osoba grzesząca, choć odrobiną inteligencji jest w stanie stwierdzić, że najbardziej strachliwymi ludźmi są: dzieci, - Skierował złośliwe spojrzenie na Kise.- Kobiety, i w ponad 50% wybredni okularnicy.
   Słysząc tą ostatnią uwagę Takao roześmiał się głośno, dokuczając Midorimie w najbardziej bolesny temu słowu sposób.
- Pff, udajesz twardziela, Mine-chin, ale nie wiem, kogo chcesz oszukać.-W pokoju rozeszło się charakterystyczne mlaskanie. 
   Kagami wrócił z Murasakibarą i z nieco zmniejszoną zawartością jedzenia.- Może opowiedzieć im o twoim wybryku pod koniec klasy gimnazjalnej?
- Tak! Tak!- Radość Kise nie trwała długo, po chwili zwinął się z bólu, dostając gwałtownego kopniaka od siedzącego obok kolegi.
- Nie próbuj….
- Tak bardzo się wymądrzasz, byłoby wesoło.- Kąciki ust Midorimy uniosły się w nieco złośliwym uśmieszku, z przekąsem poprawiając spadające na nos okulary.
- Każdy z nas się czegoś boi, przecież to normalne.- Kiyoshi uśmiechnął się radośnie, napotykając wzrok Hyuugi, mówiący tylko coś w stylu: „Proszę, nie nakręcaj ich” 
- Kiyoshi-kun ma rację. Aomine-kun?
- Heh?
- Czego się boisz?- Kuroko zagadnął wyraźnie zaciekawiony, sam tego nie wiedział i bardzo go to zainteresowało.
- Pff….Niczego.- Aomine odburknął po chwili obrażony. Nie chciał odpowiadać na głupie pytania w głupiej sprawie. Nie powinno ich to interesować.
- Nie powinno was to interesować. Nie boję się, nie jestem babą.
- Bardzo bohatersko, Daiki,- Akashi, siedzący cicho w kącie pokoju, ośmielił się w końcu odezwać.- Z resztą wszyscy dość interesująco się wypowiadacie.
  Towarzystwo spojrzało po sobie pytająco. O co tak właściwie mu chodziło?
- Nie zapominajmy jednak, że deklarowanie czynu, a wywiązywanie się niego to dwie różne rzeczy.
- Co to ma wspólnego z tym, że Mine-chin to idiota?
- Odezwała się, chodząca lodówka o dwóch metrach wzrostu.
- Nie przerywajcie mi. Zaraz zobaczymy, do czego się nadajecie.- Kąciki ust czerwono włosego drgnęły w lekkim uśmieszku.- Przygotowałem wam pewną grę. Stawką jest wasz honor, i wartość.        Wygrywając możecie udowodnić nieco więcej niż gadając bez sensu.
- To dziecinne, wycofuje się.- Hyuuga uniósł się z kanapy, wyraźnie niezainteresowany.
- Przecież nawet nie wysłuchałeś, na czym polega!- Riko rzuciła mu zażenowane spojrzenie, które zmusiło go do pozostanie na miejscu i wysłuchania chorej propozycji.
- Zagramy w coś w stylu chowanego. Las, w którym się znajdujemy jest dosyć duży, dlatego dwoje z nas będzie szukało, a reszta dobierze się w pary. 
  Zostaniecie obwiązani opaską i linkami tak żeby było nieco ciekawiej, w końcu deklarowaliście swoją odwagę, nieprawdaż? 
Wyślę was w różne partie lasu, nie będziecie wiedzieli gdzie jesteście, dlatego zaopatrzę was w mapy. Mogą być wam w pewnym stopniu pomocne na wypadek, gdy naprawdę się zgubicie.              Dostaniecie krótkofalówki, by w razie potrzeby skontaktować się z inną z grup, ale uwaga…Pożałowałem na baterii. Po odstawieniu was w podane miejsca, waszym priorytetem jest wyswobodzenie się z pułapki. Macie na to 10 minut. Po tym czasie wypuszczę w niebo petardę, jako znak, że zaczynam was szukać. 
  Waszym celem jest dojście do kwatery, nie dając się złapać.
- Przecież to idiotyczne, dlaczego mam biegać w nocy po lesie, chowając się miedzy krzakami?- Midorima przeszył kapitana morderczym spojrzeniem.
- Ponieważ oferta jest bardzo kusząca.
- Co masz na myśli mówiąc „kusząca”?- Kagami oparł się o ścianę, nieco bardziej zainteresowany zabawą.
- Grupa, która wygra dostanie możliwość skorzystania z biletu w kwaterze „spa” kilka kilometrów stąd. Przegrani kiszą się w naszym drewnianym domku. Nie jest zły, ale przecież mogło być lepiej, prawda?
- A jeżeli wszyscy zostaniemy złapani?- Kiyoshi zerknął na chłopaka.
- To wtedy wygrywają ci, co szukają.
- A co, jeżeli zgubimy naszą parę?
- Nie zaliczę zadania.- Złowrogie tęczówki spoczęły na Aomine, dając do zrozumienia, że ten numer nie przejdzie.- Jeszcze jakieś pytania?
- Tak.- Paczka chipsów otworzyła się szelestnie.- Mogę w to nie grać?
- Ty będziesz szukającym.
- Skoro tak mówisz…-Murasakibara westchnął, chowając papierki po cukierkach do kieszeni.
- Zaczynamy dokładnie o 12.00, Przebierzcie się i bądźcie gotowi przed domkiem.- Rzucił wychodząc z pokoju.
   Przez chwilę wszyscy popatrzyli na siebie w milczeniu. To już nie był film. Sami zdecydowali się uczestniczyć w tej nieco przerażającej zabawie, która jak zapewnie sądzili, miała zamiar wyprowadzić ich z równowagi. 
   Po kilku minutach opuścili pomieszczenie, przychodząc do swoich pokoi, w celu założenia nieco bardziej wygodnych i lepszych w kamuflażu ciuchów.

  O północy, tak jak zaplanowali, organizator wyczekiwał ich na placu. 
Po jego prawej stronie leżało pięć, średniej wielkości plecaków.
- Ładnie się przygotowałeś, nie powiem.- Aomine jeszcze raz zerknął na lezący zestaw.
- W tych plecakach macie: mapę, kompas, krótkofalówkę, której nie radzę wam często używać, tylko w nadzwyczajnych wypadkach oraz latarkę. Uważajcie jednak, gdy jej używacie, bardzo łatwo jest was znaleźć.
- Co za hojność. Dam wam latarkę, ale jak jej użyjecie to was znajdę. Jednak, gdy jej nie użyjecie, najprawdopodobniej połamiecie sobie nogi.- Takao uśmiechnął się nieco zawiedziony.
- To już wasza sprawa, co z tym zrobicie.
- Wale to!- Aomine czuł się nieco zdenerwowany.- To jest głupie, o tej porze leżałbym w łóżku a nie szlajał się po lesie!
- Jestem za!- Hyuuga wystąpił z tłumu, mimo wszystko podzielając zdanie chłopaka.
   Oboje odwrócili się na pięcie kierując w stronę drzwi. Niebiesko włosy chwycił za klamkę, lecz okazały się zamknięte.
- Jaja sobie robisz?!
- Trochę integracji.- Kiyoshi posłał im lekki uśmiech, choć sam sprawiał wrażenie mało zadowolonego tym całym zamieszaniem.- Będzie zabawnie.
- Skończyliście już? Podzielę was teraz w pary. Momoi, ty pójdziesz z Kiyoshim, Kuroko, przypilnujesz Kagamiego, w końcu nie chcemy żeby coś się biedakowi stało. Midorima weźmie Takao, Rico, ty pójdziesz z Hyuugą, a Kise z Daiki.
- Dlaczego ja mam niańczyć tą pokrakę losu?!
- Aominecchi, czemu jesteś dla mnie taki okrutny…?- Kise westchnął ciężko spoglądając na niego z ukosa.
- Bo ktoś musi. Ja z Murasakibarą będziemy was szukać.Wchodźcie do samochodu, za chwilę odwiążemy wam oczy i pozostawimy w poszczególnych partiach lasu. Życzę powodzenia.
- Jestem kurwa w niebo wzięły…

Rozdział.1 Czy te oczy mogą kłamać? (Aomine x Kise)

- Kuźwa mać…-Jebnąłem stojący obok łóżka budzik. 
Nazywam się Aomine Daiki i powiadam wam: Wakacje to zajebista rzecz, jednak w przypadku, gdy mały, czerwono włosy gnojek będący kapitanem twojej drużyny zarządza trening o 8 rano, wszystko idzie, w pizdu.
   Gdyby nie zwołał mnie Akashi, miałbym to najprawdopodobniej głęboko w dupie, ale ten mały szatan zmienia postać rzeczy. Boże, dlaczego nie Momoi?!  Wtedy mógłbym w spokoju grzać dupę w łóżku.
   Przewróciłem się na drugi bok, w geście desperaci chowając twarz w miękkiej poduszce, jakby miała uchronić mnie od wszystkich nieszczęść tego podłego świata, w którym jestem rzekomą ofiarą.
    Nie nacieszyłem się długo swoim fałszywym spokojem, przerwał go wibrujący telefon. 
W pełni zrezygnowany spojrzałem na pięciocalowy ekran: „Rusz się debilu. Chyba, że chcesz mieć nożyczki w twarzy”
- Ja pierdole…- Czyli jednak pamiętali, a już myślałem...
  Wstałem, poirytowany zakładając leżące na podłodze spodnie. Nic gorszego chyba nie mogło mnie dziś spotkać. Pozbierałem potrzebne rzeczy, odgarniając z biurka kolorowe magazyny.
- Z resztą…i tak jestem już spóźniony.- Westchnąłem, wyjmując z lodówki puszkę zimnego napoju.        Miałem zamiar szybko wrócić do domu i z powrotem pójść spać. 
Jestem w końcu nieco leniwy. Chociaż nie, po co się oszukiwać, jestem tylko trochę mniej ambitny. 

- Daiki!- Matko boska…tylko nie to…- Co sprawiło, że tak nagle postanowiłeś przejąć rolę kapitana i wyznaczyć nową godzinę? Może powinienem ci ustąpić?
- Nie skąd…, znaczy no nie…- Bezsensowne tłumaczenie, ale jakoś trzeba.
- Twoje tłumaczenie jest równie żałosne jak i twoje kompetencje. Ubieraj się.
    Niczym zbity pies wyjąłem z torby sportowe ciuchy. Czemu tak się daję? Chociaż, mowa tu o Akashim, więc moja podwładność nie jest jeszcze taka zła. 
  Nałożyłem na siebie luźny t-shirt chowając resztę rzeczy do szafki. Kompletnie nie miałem dziś na nic ochoty. Boże jak ja tęsknie za musztrą Momoi, albo raczej jej brakiem. Zrezygnowany wszedłem na salę gimnastyczną.
- Midorima-kun, widziałeś Kise-kun?
- Dobre pytanie Kuro-chin, to Mine-chin zwykle ignoruje treningi.
- Hej! Może nie pozwalaj sobie.- Czy on musi ciągle nosić to jedzenie?! Ciągle słyszę tylko szeleszczące paczki w jego wielkich łapach.
- Mine-chin, nie oszukujmy się, robisz wszystko by się wyrwać. – Murasakibara spojrzał na mnie tym równie inteligentnym wzrokiem. Idealnie komponował się z jego żarciem.
- Obaj jesteście ciekawymi przypadkami
- Midorima, co to jest?!- Spojrzałem na przedmiot trzymany w jego lewej ręce.
- Figurka Batmana. Mój szczęśliwy przedmiot.
- W dupie ci się poprzewracało.- Zerknąłem jeszcze raz na podobiznę mrocznego rycerza tym samym pukając się w czoło w kierunku glona.
   Boże, on tak na serio?! Jak horoskop powie mu, że kartonowa podobizna Christiano Ronaldo jest jego szczęśliwym przedmiotem, to też się z nią przypałęta? Myślałem, że Kise bije rekordy głupoty, a tu taka niespodzianka.
- Porozmawiam z nim, gdy się zjawi.- Akashi podrzucał w dłoni piłkę rzucając, co rusz wymowne spojrzenie. Nie żebym miał mu coś do zarzucenia.
  Już sama rozgrzewka dała nam się we znaki, nim zdążyłem się obejrzeć po policzku spłynęła mi strużka potu a twarz stała się nadzwyczaj czerwona.
  Co rusz starałem się zaczerpać oddech, lecz pomiędzy ciężkimi ćwiczeniami zdawało się to trudniejsze niż zwykle? Naprawdę tęsknie za Momoi! Nie tylko za jej rozmiarem, przechadzającym się wzdłuż sali, ale za jej organizacją! Przynajmniej płuca miałem całe…
- Przepraszam kapitanie!
- Boże, Kise!- Czy ja właśnie usłyszałem Midorime? Od kiedy on się tak drze?! Heh…same niespodzianki.
   Odwróciłem się lekko. Kise opierał się o framugę drzwi, ubrany w sportowy strój, jego oczy zdawały się błyszczeć, widocznie od płaczu. Lewe oko otoczone było pokaźnym siniakiem, a czoło pokrywała rana po rozcięciu. Chłopak był zdyszany i mokry, ledwo trzymał się w pozycji stojącej.
- Hej, co się stało?- Sam byłem zaskoczony, nie wiedziałem, co się dzieje. 
   Chciał się ruszyć, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa, upadł na podłogę, krzywiąc się z bólu.
- Midorima, Aomine zanieście go do lecznicy!- Akashi podniósł się z miejsca, nawet jego spokojna twarz zdawała się w tym momencie być nieco zaniepokojona.
  Wiedziałem, że Kise to idiota, ale żeby aż tak się urządzić, nie to nie w jego stylu.

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Przeziębienie czy zboczenie? (Aomine x Kise)

Krótki one shot inspirowany naszymi obecnymi warunkami atmosferycznymi. Tak bardzo kochamy marznąć....




- Ale piździ…-Poprawiłem zawinięty na mej szyj szalik. Kierowałem się w stronę domu Kise, oczywiście nie z własnej woli…jakżeby inaczej. 
   Przecież jestem zbyt egoistyczny by donieść plany treningu choremu koledze, No chyba, że zmusi mnie do tego mój „opętany” kapitan.
- Nie wierze, że tak łatwo się dałem. No tak…ten dureń Kise wygrzewa dupę w domu, a ja muszę lecieć do niego w środku zimy. Życiowy fart, bo przecież jestem przykładną osobą…
   Poirytowany i doszczętnie zmarznięty oparłem się o drzwi oczekując łaskawego przyjęcia.
Nie to, że jestem nerwowy, po prostu złoszczę się trochę bardziej niż przewidziano to w standardach.
- Aominecchi?- Blond-dureń wyglądał gorzej niż zwykle. Stan jego włosów pozostawiał wiele do życzenia, podkrążone oczy straszyły z odległości, ubrany był w za duży t-shirt i bokserki. Chociaż całkiem mile się opinały. Wyplułem to natychmiast, zdając sobie sprawę z własnej, tępej głupoty.  
- Nie myśl sobie, że chodzę po mrozie z własnej woli.- Chciałem nieco zgasić jego entuzjazm, ale on jak głupi cieszył się ze wszystkiego. Serio…zazwyczaj nie prowadzi to do niczego zdrowego. Poza tym niech się nie przyzwyczaja, robię to po raz ostatni.
- Wejdź
   Drzwi się uchyliły. Wnętrze domu było imponujące, jak na modela z resztą przystało. Szmalu jak lodu, rodzice pracujący za granicą, nie ma się co dziwić. Dodajmy do tego jeszcze życie w pełni sukcesu, sławę, no i oczywiście ogrom fanek i wychodzi nam to, co wychodzi.
- Czuj się jak u siebie.
- Nie martw się…- Zrobiłem, co kazał, zwinnie rzuciłem się na kanapę, naprzeciw której wisiał telewizor, w dodatku bardzo pokaźnych rozmiarów.- Mógłby być większy.- Odparłem złośliwie wyczekując reakcji ze strony blondyna. Jednak on jak zwykle, tylko się roześmiał. Naprawdę, nikt zdrowy nie śmieję się ze złośliwej opinii na temat jego plazmy, ludzie!
- Pójdę zrobić coś ciepłego do picia- Odwrócił się w stronę kuchni.
   Zerknąłem z ukosa, napotykając jego nogi. Te bokserki naprawdę dobrze wyglądały. A z resztą Kise ogólnie był całkiem, całkiem, Ciekawe, jaki jest w łóżku. Mój zboczony tryb dawał się we znaki, no, ale co ja na to poradzę. Taki mój urok.
- Trzymaj- postawił przede mną kubek czekolady siadając obok. Coś szybko przylazł. Ciekawe jak szybko zeszłoby mu z czymś innym…- Co z tym treningiem?- Wyrwał mnie z przemyśleń o jego życiu seksualnym. Zapłaci mi za to.
- Twoje przynudzanie także mieści się w standardach.
-  Co?
- Nie ważne.- Upiłem łyk gorącej czekolady. Po chwili mój prężny umysł wpadł na zajebisty pomysł by podokuczać trochę koledze.- Kise?
- Tak?
- Wiesz, którą drogą dwoje ludzi najczęściej wymieniają się zarazkami?- Chichotałem cicho widząc jego zamyślony wyraz twarzy. 
   Skoro już tu jestem to, chociaż mogę się odrobinę zbawić, na przykład na nim.
- Przez ślinę?- Zagadnął cicho podciągając sobie kolana pod brodę.
- Brawo, rozpiera mnie duma. Zrób coś z tym faktem.- Dość szybko załapał, chyba jednak zbyt nisko go oceniałem. Myślałem, że zacznie nawijać coś o układzie oddechowym a tu taka niespodzianka.
- Niech zgadnę. Mówisz mi to, bo pod pretekstem „chce być chory” chcesz się ze mną lizać?
- Z skąd ci to do tego pustego łepka przyszło?- Mruknąłem pod nosem.
- Bardzo dobrze wiem ze jesteś leniwy, a chorobę chętnie wykorzystałbyś do małych wagarów. Poza tym widziałem jak patrzyłeś się na moją dupę zboczeńcu.- Próbował zachować powagę, ale rumieniec na jego twarzy mówił sam za siebie.
- Zastanawiałem się, jaki jesteś w łóżku. Bardzo pana przepraszam.- Odburknąłem lekko zdegustowany.- Poza tym chciałem się z ciebie ponabijać.
- Bezcześcisz mi wizerunek.- Zerknąłem na niego rozbawiony. Gdy się denerwował wyglądał jak dziecko, któremu odmówili lizaka. Uroczę, pedalskie, ale uroczę.
- Odniosę.- Wziął do ręki pusty kubek po czekoladzie, wstając pośpiesznie z kanapy. Chyba go zdenerwowałem, ale wcale mi to nie przeszkadzało, zamierzałem wywrzeć na nim jeszcze większą presję. Szarpnąłem za skrawek jego koszuli, po czym wylądował na moich kolanach. Mmm….Całkiem miło. 
- Co robisz?! Gazetki porno ci się skończyły?!
- Po mi one skoro mam kogoś zawodowego.- Może i trochę przesadzałem ale zdrowy rozsądek opuścił moją głowę w perfidny sposób.
- Jestem modelem a nie dziwką, tak tylko ci przypomnę!- Krzyczał próbując wyrwać się z uścisku.
- Zbadam twoje predyspozycję.- Zagadnąłem złośliwie przeczesując dłonią jego włosy.
- Lecz się…- Tego było za wiele, do mnie się nie pyskowało.
Chwyciłem go za tyłek łapiąc mordercze spojrzenie. Naprawdę go rozzłościłem. Przesunąłem dłonią po jego udzie, na co zareagował głębokim rumieńcem. Podobało mi się to, całkiem ładnie było mu z zakłopotaniem na twarzy. Bardzo podobał mi się uzyskany efekt, zbliżyłem swoje wargi do jego i pocałowałem, czego blondyn zupełnie się nie spodziewał.  
- Debil!- Pisnął, gdy oderwałem się od pocałunku.- Cholerny zbok…
- Ej…a moje uczucia?- Teatralnie przewróciłem oczami, kąpletnie nie przejmując się jego bólem dupy.
- Jesteś totalnym gnojem!
- He…?- Nim zdążyłem się zorientować leżałem przyciśnięty do podłogi. Nade mną klęczał Kise i ogólnie nawet mi się to podobało. Oprócz tej miny. Od kiedy wygląda tak…strasznie? Trudno to jakkolwiek nazwać. Jeszcze nożyczki Akashiego, trochę czerwonej farby i spokojnie może zostać psychopatą, Uśmiechnąłem się na samą myśl.
- Ło, ło, spokojnie, złość piękności szkodzi…-chichotałem jak głupi, nie zdając sobie sprawy z głupoty własnych czynów. Rada na przyszłości: Nigdy nie wypominaj zmarszczków modelowi.
- Jesteś okropny!- Nim zdążyłem cokolwiek zrobić, szarpnął za zapięcie moich spodni.- Miło ci?!
- Kise…zawsze wiedziałem, że jestem gorący, ale twoja dzikość przyprawia mnie o dreszcz.
- Skurwysyn! –Niestety, swoimi głupkowatymi uwagami spierdzieliłem wszystko.  
  Kise wstał, naburmuszony siadając na kanapie. Faktycznie zachowywał się jak małe dziecko.
  Usiadłem obok, na co tylko zgromił mnie spojrzeniem czerwonych od płaczu oczu.
- Odejdź!
- Kise…no przepraszam.
- Masz mnie za puszczalskiego…- Jękną cicho chowając twarz w dłoniach.
    Może i jestem bezdusznym chamem, a przynajmniej tak wszyscy mnie o tym informują, ale w tym momencie poczułem ukucie żalu. Więc to o to chodziło. Nie wiedziałem, co myślał Kise i powoli żałowałem tego, co wcześniej powiedziałem. Może na serio przegiąłem? Rzucił się na mnie bym poczuł jego zażenowanie, a ja głupi pogrążyłem go jeszcze bardziej niż mogłem.
- Kise…-Zacząłem cicho. Odwrócił głowę w moim kierunku. Wyglądał tak…słodko? Jak boga kocham. Nie zauważyłem tego wcześniej, ale było w nim coś uroczego. Złote oczy, delikatne kobiece rysy i jasne włosy. Miał tez fajną dupę, ale odłożę to do cech dodatkowych.
- Przepraszam.- Objąłem go delikatnie przytulając, o dziwo nie zamierzał się wyrywać.- Trochę mnie poniosło. Dobrze wiesz, że czasami jestem niezbyt poważny. Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale dokuczałem ci, bo cię lubię. Nie miałem pojęcia, że mogę cię zranić.  
- Aominecchi…?- Przetarł dłonią zapłakane oczy także mnie obejmując.
- To, co, zgoda?
- Zgoda- Na jego twarzy znów zagościł uśmiech. Odchylił się lekko i musnął mnie w policzek.- Tylko proszę cię...Nie tłumacz się tak dramatycznie, to do ciebie nie pasuję.
  Nie mam, co się nawet kłócić, prawdy nie oszukam.