Panowała ciemna noc. Przyszedłeś do
mnie. Rozumiałem to.
Stanąłeś w drzwiach, uśmiechnięty, niestrudzony
z tym swoim dziewiczym wdziękiem. Podszedłeś do mnie bliżej.
Bałeś się,
widziałem to, a jednak mimo wszystko czułeś się przy mnie bezpieczny – wiem -
ponieważ czułem to samo.
~ Levi…- Twoje oczy zawsze błyszczały,
gdy wypowiadałeś me imię. Skąd to wiem? Zawsze się w nie wpatrywałem. Czułem
się wtedy doceniony.
Musnąłeś
wargami me usta. Rozkochałem się w ich cudnym smaku. Chciałem je czuć,
przyciągnąłem cię bliżej siebie by rozkoszować się tobą. Zarumieniłeś się.
Robiłeś to często, było to uroczę.
Moje dłonie wplotły się w twe włosy a ty
niczym niestrudzony objąłeś mnie. Czułem jak twoje ciepłe palce mknął po moich
plecach wprawiając w drżenie każdy centymetr ciała. Nie mogłem się oprzeć.
Pocałowałem cię namiętnie, w pełnym przekonaniu, co do ciebie czuję.
Odwzajemniłeś
pocałunek splatając swój język z moim. Czułem twoje ciepło i to jak bardzo mnie
kochasz.
To było
kiedyś. Pamiętam jak pewnego dnia zobaczyłeś mnie na polanie. Płakałem. Nie
bałeś się podszedłeś do mnie chcąc sprawdzić jak się czuję. Zapewne nie był to
miły widok, lecz ty nie uciekłeś.
~Levi! – Słyszałem jak z twego gardła
wydarł się krzyk a na twarzy malowało zdumienie. Spostrzegłeś. Widziałeś. Nigdy
nie zapomnisz. Nóż w mej dłoni i rany na nadgarstkach znaczyły zbyt wiele.
Straciłem nadzieję. Nie chciałem byś widział mą słabość.
~Proszę…-uklęknąłeś przy mnie łapiąc
za dłoń. Twoja twarz zdawała się być taka zmartwiona. W twych oczach widziałem
rozpacz.
~Nie rób mi tego… - nie rozumiałem do
póki nie dostrzegłem łzy spływającej po twym policzku. Byłem zszokowany.
~Eren…-wyszeptałem twe imię nie mogąc
znaleźć odpowiednich słów. Co miałem ci powiedzieć? Że się poddałem? Że śmierć
moich jedynych przyjaciół, moich sojuszników na polu walki sprawiła, że
straciłem wiarę w wygranie tej wojny. Że chciałem skończyć z cierpieniem?
Nie
powiedziałem tego. Jedyne, co mogłem zrobić to spojrzeć w twą twarz.
~Nie możesz…masz, dla kogo żyć, jesteś
nadzieją dla tych wszystkich ludzi. Jesteś nadzieją dla mnie – ścisnąłeś mą
dłoń a po twym policzku spłynęła łza. Za nią popłynęło jeszcze kilka
następnych. Zdawałeś się być mimo wszystko taki silny…
~ Kocham cię – Nie spodziewałem się,
że mogę być dla ciebie ważny. Byłem przecież skończonym idiotą. Idiotą będącym
winny życia wielu osób. Jak mogłeś mnie kochać? Nie wierzyłem, lecz zobaczyłem.
Pocałowałeś mnie po raz pierwszy, wtedy zrozumiałem, co czujesz i zapragnąłem
cię chronić.
Wspominam tę
chwilę dotychczas jak uratowałeś mnie od bólu i cierpienia, teraz wiem, że mogę
zrobić to samo. Wyciągnę cię z tego…
Poczułem jak twe dłonie sunął po mym
nagim torsie, kochałem to ciepło. Zdjąłem z ciebie koszulę, na co od
powiedziałeś mi cichym jękiem. To również kochałem.
Odepchnąłeś mnie na łóżko obejmując
mnie biodrami, dotykałeś mnie delikatnie wprawiając w ciche pomrukiwanie. Twoje
policzki po czerwieniały pod dotykiem mych dłoni na twym nagim ciele.
Seks z tobą
był jak lekarstwo, lekarstwo, którego ilekroć mi brakowało. Lekarstwo, które
utrzymywało we mnie wolę. Pożądałem twego ciepła.
Wszedłem w
ciebie, mocno trzymając twą dłoń. Chciałem dodać ci otuchy. Twoja twarz
wykrzywiła się w grymasie bólu a spocone ciało, prosiło o więcej.
Dałem ci to.
Musnąłem twą szyję, a po chwili twój krzyk zmienił się w jęk. Zamknąłeś oczy
odchylając głowę do tyłu. Po chwili doszliśmy, na twej twarzy zagościł ponowny
uśmiech. Mimo że ty się uśmiechałeś. Ja zacząłem szlochać. Wiedziałem, że muszę
spełnić to, co obiecałem.
~ Levi, dlaczego płaczesz?- Szepnąłeś
zasmucony.
~ Eren…ja obiecałem nam coś…-Załamał
mi się głos. Wiedziałem, co będę musiał zrobić.
~ Co takiego obiecałeś?- Na twej
twarzy przemknął cień troski. Leżałem przytulony do Ciebie. Czułeś jak moje
mięśnie gwałtownie się napinają.
~ Obiecałem sobie, że będziemy
szczęśliwi…- rozpacz w moim głosie raniła cię jak nóż.
Jak sztylet, którym za chwilę miałem
zranić…
~Levi. Ja…-twój głos nagle stracił na
silę. Wlepiłeś we mnie zdumione oczy, z których poleciała stróżka łez.
Odchyliłeś głowę widząc jak ostrze w mej dłoni przebiło twój bok.
~ Dlaczego…?- Żal w twym głosie raniła
mnie na wylot.
~ Nie chce byś cierpiał! Nie chce byś
walczył o coś, co już jest stracone! Nie chce Eren! – Mój krzyk roznosił się
echem, nakrapiany bezlitosnym żalem.
~ Skończyłem z tym piekłem Eren…Wybacz
mi…- szepnąłem Ci cicho do ucha.
Odwróciłeś na mnie swe oczy. Nie było
w nich strachu. Nie było w nich życia. Twe ciało powoli opadało.
~Kapralu…Kocham Cię. – Wyszeptałeś
cicho ściskając mą dłoń, po czym zamknąłeś oczy.
Chciałem to zakończyć wziąłem sztylet
wbijając go sobie między żebra.
~Ja ciebie też…-opadłem obok Ciebie
wciąż splatając palce z twoją dłonią.
Moje oczy
spowiła ciemność. W głowie krążyły mi miliony myśli, wspomnienia, niespełnione
marzenia i ty. Szmery, głosy, obietnice, czy miało to jakikolwiek sens?
Wszystko to, o co walczyłem już dawno przepadło.
Znowu Ciemność. Rodzina, przyjaciele, wszystko to było niczym nic nieznacząca
wizja. Tylko proch i popiół z trupów, tych, którzy oddali za mnie życie. Marne
nic nieznaczące życie wypłacając za nie szczęście innej osoby. Szczęście niemające
wartości…Tak jak ja.
Odwracam
się. Otwieram oczy. Ostatni promyk oświetla moją twarz niczym znikomy znak. Nie
tak chciałem skończyć. Nie tak chciałem zginąć. Nie miałem stracić tak wiele.
Los człowieka jest osądzony…nie chciałem w to wierzyć, zaprzeczałem, wyrzekałem
się przyszłości.
Przyszłość mnie oszukała, niczym króla umierającego na polu
chwały, chwały, której nigdy nie doznałem. Mój oddech stał się płytszy, płuca
konały, powieki zdawały się być coraz większym obciążeniem. Wiedziałem, że nie
mogę już dalej walczyć. Wiedziałem, że muszę się poddać. Zasnąłem. Nie
chciałem. Nie mogłem…Oparłem się….
Lekki podmuch muskał moją twarz.
Zapłakaną twarz.
Łzy cisnęły mi
się do oczu nieustannie. Nie chciałem. Nie mogłem a jednak zrobiłem. Czy
żałuje? Nigdy. Wierzę, że to już się skończyło. Wierze, że zmieniłem bieg
wydarzeń. Wierze, że będziemy szczęśliwi.
Szepnąłem
twoje imię całując cię w czoło. Tak delikatnie, tak czule jak tylko mogłem…
Ścisnąłem twą dłoń. Czułem, że nie jestem samotny. Oczami śmierci dostrzegłem
twój szeroki uśmiech, uśmiech, dla którego oddałbym życie, uśmiech, w który
zostanie we mnie na wieki…
-Kocham cię Eren.
Moja przygoda się skończyła….Z tobą…
Piękne! Trochę odbiegłaś od charakteru postaci, ale ... nadrobiłas to świetnym "opisem". Bardzo mi się podobało. Wiem, że to stary post, i masz już dużo nowszych opowiadań, lecz jak moge zostawić takie opowiadanie bez komentarza?! Nie mogę... :)
OdpowiedzUsuń