sobota, 20 grudnia 2014

Byłeś dla mnie wygraną. (Eren x Levi)

Panowała ciemna noc. Przyszedłeś do mnie. Rozumiałem to.
Stanąłeś w drzwiach, uśmiechnięty, niestrudzony z tym swoim dziewiczym wdziękiem. Podszedłeś do mnie bliżej. 
 Bałeś się, widziałem to, a jednak mimo wszystko czułeś się przy mnie bezpieczny – wiem - ponieważ czułem to samo.
~ Levi…- Twoje oczy zawsze błyszczały, gdy wypowiadałeś me imię. Skąd to wiem? Zawsze się w nie wpatrywałem. Czułem się wtedy doceniony.
     Musnąłeś wargami me usta. Rozkochałem się w ich cudnym smaku. Chciałem je czuć, przyciągnąłem cię bliżej siebie by rozkoszować się tobą. Zarumieniłeś się. Robiłeś to często, było to uroczę. 
 Moje dłonie wplotły się w twe włosy a ty niczym niestrudzony objąłeś mnie. Czułem jak twoje ciepłe palce mknął po moich plecach wprawiając w drżenie każdy centymetr ciała. Nie mogłem się oprzeć. 
 Pocałowałem cię namiętnie, w pełnym przekonaniu, co do ciebie czuję. 
Odwzajemniłeś pocałunek splatając swój język z moim. Czułem twoje ciepło i to jak bardzo mnie kochasz.
To było kiedyś. Pamiętam jak pewnego dnia zobaczyłeś mnie na polanie. Płakałem. Nie bałeś się podszedłeś do mnie chcąc sprawdzić jak się czuję. Zapewne nie był to miły widok, lecz ty nie uciekłeś.
~Levi! – Słyszałem jak z twego gardła wydarł się krzyk a na twarzy malowało zdumienie. Spostrzegłeś. Widziałeś. Nigdy nie zapomnisz. Nóż w mej dłoni i rany na nadgarstkach znaczyły zbyt wiele. Straciłem nadzieję. Nie chciałem byś widział mą słabość.
~Proszę…-uklęknąłeś przy mnie łapiąc za dłoń. Twoja twarz zdawała się być taka zmartwiona. W twych oczach widziałem rozpacz.
~Nie rób mi tego… - nie rozumiałem do póki nie dostrzegłem łzy spływającej po twym policzku. Byłem zszokowany.
~Eren…-wyszeptałem twe imię nie mogąc znaleźć odpowiednich słów. Co miałem ci powiedzieć? Że się poddałem? Że śmierć moich jedynych przyjaciół, moich sojuszników na polu walki sprawiła, że straciłem wiarę w wygranie tej wojny. Że chciałem skończyć z cierpieniem? 
 Nie powiedziałem tego. Jedyne, co mogłem zrobić to spojrzeć w twą twarz.
~Nie możesz…masz, dla kogo żyć, jesteś nadzieją dla tych wszystkich ludzi. Jesteś nadzieją dla mnie – ścisnąłeś mą dłoń a po twym policzku spłynęła łza. Za nią popłynęło jeszcze kilka następnych. Zdawałeś się być mimo wszystko taki silny…
~ Kocham cię – Nie spodziewałem się, że mogę być dla ciebie ważny. Byłem przecież skończonym idiotą. Idiotą będącym winny życia wielu osób. Jak mogłeś mnie kochać? Nie wierzyłem, lecz zobaczyłem. 
 Pocałowałeś mnie po raz pierwszy, wtedy zrozumiałem, co czujesz i zapragnąłem cię chronić.
Wspominam tę chwilę dotychczas jak uratowałeś mnie od bólu i cierpienia, teraz wiem, że mogę zrobić to samo. Wyciągnę cię z tego… 
Poczułem jak twe dłonie sunął po mym nagim torsie, kochałem to ciepło. Zdjąłem z ciebie koszulę, na co od powiedziałeś mi cichym jękiem. To również kochałem.
Odepchnąłeś mnie na łóżko obejmując mnie biodrami, dotykałeś mnie delikatnie wprawiając w ciche pomrukiwanie. Twoje policzki po czerwieniały pod dotykiem mych dłoni na twym nagim ciele.
Seks z tobą był jak lekarstwo, lekarstwo, którego ilekroć mi brakowało. Lekarstwo, które utrzymywało we mnie wolę. Pożądałem twego ciepła.
Wszedłem w ciebie, mocno trzymając twą dłoń. Chciałem dodać ci otuchy. Twoja twarz wykrzywiła się w grymasie bólu a spocone ciało, prosiło o więcej.
Dałem ci to. Musnąłem twą szyję, a po chwili twój krzyk zmienił się w jęk. Zamknąłeś oczy odchylając głowę do tyłu. Po chwili doszliśmy, na twej twarzy zagościł ponowny uśmiech. Mimo że ty się uśmiechałeś. Ja zacząłem szlochać. Wiedziałem, że muszę spełnić to, co obiecałem.
~ Levi, dlaczego płaczesz?- Szepnąłeś zasmucony.
~ Eren…ja obiecałem nam coś…-Załamał mi się głos. Wiedziałem, co będę musiał zrobić.
~ Co takiego obiecałeś?- Na twej twarzy przemknął cień troski. Leżałem przytulony do Ciebie. Czułeś jak moje mięśnie gwałtownie się napinają.
~ Obiecałem sobie, że będziemy szczęśliwi…- rozpacz w moim głosie raniła cię jak nóż.
Jak sztylet, którym za chwilę miałem zranić…
~Levi. Ja…-twój głos nagle stracił na silę. Wlepiłeś we mnie zdumione oczy, z których poleciała stróżka łez. Odchyliłeś głowę widząc jak ostrze w mej dłoni przebiło twój bok.
~ Dlaczego…?- Żal w twym głosie raniła mnie na wylot.
~ Nie chce byś cierpiał! Nie chce byś walczył o coś, co już jest stracone! Nie chce Eren! – Mój krzyk roznosił się echem, nakrapiany bezlitosnym żalem.
~ Skończyłem z tym piekłem Eren…Wybacz mi…- szepnąłem Ci cicho do ucha.
Odwróciłeś na mnie swe oczy. Nie było w nich strachu. Nie było w nich życia. Twe ciało powoli opadało.
~Kapralu…Kocham Cię. – Wyszeptałeś cicho ściskając mą dłoń, po czym zamknąłeś oczy.
Chciałem to zakończyć wziąłem sztylet wbijając go sobie między żebra.
~Ja ciebie też…-opadłem obok Ciebie wciąż splatając palce z twoją dłonią.
Moje oczy spowiła ciemność. W głowie krążyły mi miliony myśli, wspomnienia, niespełnione marzenia i ty. Szmery, głosy, obietnice, czy miało to jakikolwiek sens? Wszystko to, o co walczyłem już dawno przepadło.
  Znowu Ciemność. Rodzina, przyjaciele, wszystko to było niczym nic nieznacząca wizja. Tylko proch i popiół z trupów, tych, którzy oddali za mnie życie. Marne nic nieznaczące życie wypłacając za nie szczęście innej osoby. Szczęście niemające wartości…Tak jak ja.               
 Odwracam się. Otwieram oczy. Ostatni promyk oświetla moją twarz niczym znikomy znak. Nie tak chciałem skończyć. Nie tak chciałem zginąć. Nie miałem stracić tak wiele. Los człowieka jest osądzony…nie chciałem w to wierzyć, zaprzeczałem, wyrzekałem się przyszłości. 
 Przyszłość mnie oszukała, niczym króla umierającego na polu chwały, chwały, której nigdy nie doznałem. Mój oddech stał się płytszy, płuca konały, powieki zdawały się być coraz większym obciążeniem. Wiedziałem, że nie mogę już dalej walczyć. Wiedziałem, że muszę się poddać. Zasnąłem. Nie chciałem. Nie mogłem…Oparłem się….
Lekki podmuch muskał moją twarz. Zapłakaną twarz.
Łzy cisnęły mi się do oczu nieustannie. Nie chciałem. Nie mogłem a jednak zrobiłem. Czy żałuje? Nigdy. Wierzę, że to już się skończyło. Wierze, że zmieniłem bieg wydarzeń. Wierze, że będziemy szczęśliwi.
Szepnąłem twoje imię całując cię w czoło. Tak delikatnie, tak czule jak tylko mogłem… Ścisnąłem twą dłoń. Czułem, że nie jestem samotny. Oczami śmierci dostrzegłem twój szeroki uśmiech, uśmiech, dla którego oddałbym życie, uśmiech, w który zostanie we mnie na wieki…
-Kocham cię Eren.


Moja przygoda się skończyła….Z tobą…

1 komentarz:

  1. Piękne! Trochę odbiegłaś od charakteru postaci, ale ... nadrobiłas to świetnym "opisem". Bardzo mi się podobało. Wiem, że to stary post, i masz już dużo nowszych opowiadań, lecz jak moge zostawić takie opowiadanie bez komentarza?! Nie mogę... :)

    OdpowiedzUsuń