środa, 30 grudnia 2015

Guren x Shinya (Owari no seraph)

- Guren? – Yuu przekręcił się na łóżku, wbijając zainteresowane spojrzenie w sylwetkę siedzącą na krześle, zaledwie dwa metry dalej. Kapitan ani na moment nie odrywał wzroku od dziennika trzymanego w dłoniach, choć mimo tego słuchał co podopieczny ma mu „mądrego” do powiedzenia.- Czemu nie masz dziewczyny?
Przez chwilę nastąpiła cisza, która na moment wydawała mu się dość niezręczna. Kilka sekund później, Guren westchnął głęboko i delikatnie zamknął ciemną oprawę. Wyglądał teraz jak zarobiony ojciec, szykujący się do długich i zawiłych tłumaczeń z myślą o mało kumatym dziecku.
- Po pierwsze, nie wiem na co ci ta wiedza - rzucił, mrużąc oczy. – Po drugie, czemu od razu zakładasz, że nie mam?
- Miecz się nie liczy.
- Oczywiście, że nie o to chodzi.
- Czyli była i martwa się nie liczy?
- Tak
Chłopak przekręcił się ponownie, wiercąc na wszystkie strony. Był ciekawy, w dodatku nie mało. Już dawno zauważył, że jego przełożony cieszył się nie małym zainteresowaniem ze strony damskiej części oddziału. Jeszcze większą zagadką było to, że zupełnie nic sobie z tego nie robił. Zwykle pozostawał obojętny na ich ton, zachowanie, a nawet ciche znaki.
Istniały dwie opcje; albo nie był nimi zainteresowany, albo tego nie zauważał. Opcja druga równała się również z tym, że najzwyczajniej w świecie był po prostu głupi. Pewnych rzeczy trudno nie zauważyć, nawet jeśli nie darzy się ich większą uwagą. Kapitan mógł być w związku, co oczywiście dla reszty drużyny pozostawało wielką zagadką.
- Jest z armii?
- Tak.- odparł nieco rozbawionym tonem, na co Yuichiro uniósł delikatnie brwi.
- Ja-jak się nazywa?- Rozmówca parsknął cicho pod nosem, przez co chłopak momentalnie się zirytował.- Nie wiem jaki ty masz problem. Nawet jeśli będzie najgorszym pasztetem w oddziale to przecież cię nie wyśmieje… Chyba – dodał po chwili, uśmiechając się złośliwie.
- Jest bardzo ładna, a o pasztecie to możesz sobie jedynie pomarzyć.- rzucił pewnie, patrząc na niego kątem oka. 
- Oho, mówić sobie możesz. Skoro tak, to czemu nie wyjawisz mi jej imienia?
- Jest bardzo nieśmiała i w ogóle. Wyobrażasz sobie, żeby poważny żołnierz paradował z rumieńcem przez masę nieetycznych pytań na mój temat?
- Eeee…?
- Powiem tylko, że jest prawie mojego wzrostu.
- Skąd ty ją wziąłeś?!
- Ma piękne, błękitne oczy. Jej włosy są gładkie, miękkie i jasne. Ma cudowny uśmiech i pięknie się śmieje. Mimo, że jest uosobieniem dobra, często bywa złośliwa i doprowadza do szału. 
- Litości, jaki romantyk...
Na zegarze dochodziła godzina dwunasta, pokój tonął w mroku rozrzedzonym przez lampkę stojącą tuż obok łóżka. Z zewnątrz dochodziły ich jedynie stłumione głosy strażników i żołnierzy.
- Ile już jesteście razem?- Yuu zaczerwienił się delikatnie, zdając sobie sprawę o czym rozmawiają od kilku minut. Nawet nie przychodziło mu do głowy, o kim była mowa.
Opis przełożonego wręcz promieniował, jednak z mimo starań nie mógł dopasować go do żadnej ze znanych mu kobiet w oddziale. Przecież nie znał wszystkich, było ich wiele, ale również rzadko widywał Gurena w towarzystwie jakiejkolwiek innej kobiety oprócz tych bardzo dobrze mu znanych.
Zagadka robiła się coraz bardziej nienormalna.
- Od dosyć dawna.
- Ktoś wie?
- Nie
- Eeeee…?!
- Naprawdę jesteś dzisiaj niemożliwy, matole.
Podopieczny już miał go zbesztać, kiedy rozległo się pukanie do drzwi, które sekundę później otworzyły się szeroko. Najwyraźniej komuś niespecjalnie zależało na łaskawym „proszę”.
Pierwszą osobą, która wpadła mu do głowy była Shinoa, ona zawsze wchodziła na „chama” 
- Gureeen, szukałem cię.- W drzwiach stanął mężczyzna o białych włosach. Mierzył ich spojrzeniem niebieskich oczu, trzymając w dłoni kromkę chleba.
- Pan Shinya?
- Bez „pan” mi tu. Czuje się stary.- Zapłakał teatralnie, wracając na nowo do wpół-uśmieszku.- Masz papierkową robotę. Chodź bo ci uciekną.
- Już idę, właśnie miałem się zbierać.- odparł, wstając leniwie z krzesła i odstawiając je na miejsce.
- Guren!
- Czego tam znowu?
- Znam ją?- wypalił od razu. Zauważył że nie są sami, dopiero po tym jak dostrzegł drugiego dowódcę.
- Lepiej niż ci się wydaje.- Podpułkownik uśmiechnął się jedynie, moment później znikając za drzwiami. Tyle było z ich rozmowy, a mętlik w głowie żołnierza pozostał taki sam, jaki był na początku.
- Dziwak


- Wcale nie jestem złośliwy – wymruczał melodyjnie, bujając się na blacie biurka.
Gabinet rozświetlała nieduża lampa stojąca nieopodal, a przez spore okno wpadały pojedyncze promienie księżyca.
Od godziny siedzieli cicho. Guren wypełniał nudne kartki, będące niczym innym jak robotą papierkową, a Shinya siedział po turecku na dębowym blacie, pomrukując i obracając w ręku dokumentami.
- Podsłuchiwałeś, tak myślałem.
- Dlatego mi tak słodziłeś?- zaśmiał się pod nosem, układając wszystko w równy stosik.- A tak w ogóle to od kiedy jestem kobietą?
- Przecież nie powiem mu, że jego przełożony jest gejem. Jeszcze powiedzą, że zgorszenie sieje.
- W sumie racja.- odparł z zamyśleniem, biorąc do ręki przypadkowy zeszyt leżący obok.
- Nie ruszaj.
- Czemu? Kolejny pamiętnik?
- Nie i zejdź z biurka.
- Czemu?
- Bo to dziwnie wygląda, poza tym twoja dupa zajmuje większą część powierzchni.
- Ałć.- Ichinose zmierzył go zmęczonym wzrokiem, na co jedynie się wyszczerzył.  
- Wiesz, ile rzeczy bym tam zmieścił?
- Czuje podtekst.
- A ja zboczeńca. Kto tu jest zgorszony?
Nastąpiła cisza, zmącona przez ciche skrobanie pióra po papierze. Guren skupił się na pracy, a białowłosy posłusznie zszedł z biurka, drepcząc po pokoju. Gabinet był dość duży i przestronny, połączony razem z pokojem sypialnym, znajdującym się tuż obok.
 Na półkach piętrzyły się książki i drewniane szkatułki.
Czymś co przykuło jego uwagę, był gramofon stojący wrogu pomieszczenia. Zwinnie znalazł się tuż obok niego, sprawnie chwytając za jedną z płyt, które zawartość całkiem dobrze kojarzył.
 Podpułkownik uniósł głowę, słysząc jak subtelna melodia roztacza się po pomieszczeniu i dociera do jego uszu wraz z krokami drugiego dowódcy.
- Chodź bo jeszcze trochę i zapuścisz brodę.- Uśmiechnął się szeroko, wysuwając w jego kierunku dłoń.
- Jesteś niemożliwy, wiesz?- prychnął z kwaśną miną, na co Shinya jeszcze bardziej się roześmiał. Wiedział, że on zawsze taki był, niby arogancki, marudny, ale jednak nigdy nie dał się namawiać. Jego biała koszula z nieco wygniecionym kołnierzykiem kontrastowała z czarnym ubraniem błękitnookiego, odbijając nikłe promienie światła.
Guren bez wahania położył jedną z dłoni na jego talii, drugą zaś złączył z jego lewą, splatając razem ich palce. Obaj umilkli, stawiając pomału kroki i poruszając się w rytm muzyki. Otoczenie przestało ich interesować.
Ichinose mocniej przyciągnął go do siebie, zbliżając do torsu i obejmując szczelnie w pasie. Shinya uśmiechnął się do siebie, obejmując wolną dłonią jego kark i delikatnie wplatając palce w miękkie włosy. Korzystając z bliskości, zbliżył się, chowając twarz w zgłębienie jego szyi, jednocześnie łaskocząc skórę gorącym oddechem. 
Po chwili poczuł usta składające na jego skroni leniwy pocałunek.
- Jak chcesz, to jesteś miły.
- Oj przymknij się…- rzucił jedynie, ignorując chichot. Trwali tak do momentu gdy muzyka przestała rozbrzmiewać echem po pokoju.
- W sumie dobrze, że mu nie mówiłem. Jeszcze pomyśli że jestem jakimś niewyżytym zboczeńcem.
- Bardzo się nie pomyli.
- Ale ty mnie wkurasz…
- Ale i tak mnie kochasz.
Prychnął, ale na usta wstąpił wyczekiwany, delikatny uśmiech.
Nic nie mówiąc, przełożył jego jasny kosmyk włosów za ucho i przyglądał się jak zamyka powoli powieki. Poczuł jak równie masywne ręce opierają się o jego tors, gładząc materiał koszuli. Pochylił się, dotykając rozgrzanymi wargami jego ust i czując na sobie ciepły oddech.
Objął dłonią jego policzek, spoglądając na błyszczące oczy. Wpatrywały się w niego zamykając leniwie, kiedy tylko schylał się by złożyć kolejne delikatne muśnięcie.
Shinya wplótł dłonie w kosmyki podpułkownika, drażniąc zaczepnie kark i prosząc się o więcej. Guren bez chwili wahania odpowiedział na tę prośbę, zgłębiając język w jego rozchylone usta i wychodząc mu naprzeciw. Westchnął kiedy błękitnooki zaczepnie skubnął jego dolną wargę i wsunął głębiej palce w ciemne włosy.
Przyjemność powoli wkradała się w obojgu z nich, potęgując ciężkie oddechy i westchnienia, kiedy odsuwali się od siebie.
- Chce…
- Nie gadaj już dzisiaj.
- To mnie ucisz.- Wymamrotał mu do ucha, pozwalając by zjechał ustami wzdłuż jego szyj.
Jęknął mimowolnie, gdy poczuł lekkie ssanie we wrażliwym miejscu. Jakby machinalnie przyciągnął go bliżej, pozwalając na pogłębienie pieszczoty. Nie trwała ona długo, ponieważ silne ręce zaprowadziły go wręcz uwodzicielsko do pobliskiego pokoju, sprawiając że jego serce zaczęło bić szybciej.  
Guren bez słowa zdjął z siebie koszulę, powoli rozpinając również guziki drugiego dowódcy. Powoli wyczuwał, że jest coraz bardziej podniecony.
Shinya położył się na całkiem sporym łóżku, czując jak ciepło penetruje jego wrażliwe miejsca. Ichinose pochylił się nad nim całując tors, klatkę piersiową i brzuch. Drażnił oddechem skórę, wyzwalając kolejne cichsze pojękiwania. W odpowiednim momencie odpiął guzik spodni, płynnym ruchem zdjął je i rzucił w kąt pomieszczenia. Widząc rozbawienie partnera, wywrócił tylko oczami.
Pochylił się znowu, by pocałować jego wewnętrzną część uda, delikatnie podgryzając miękką skórę i wywołując falę westchnień.
Hiragi podniósł się na łokciach, patrząc z rozbawieniem w jego oczy.
Mężczyzna lustrował go przez moment; rozczochrane białe włosy, świecące oczy w kolorze nieba, firmowy uśmieszek i równie umięśnione ciało, pokryte zaczerwienionymi śladami po jego wcześniejszych wybrykach.
- Wyglądasz jak dupa.
- Ałć. Taką dupę pan chciał, panie Ichinose.- rzucił siadając na jego kolanach i obejmując go nogami w pasie.
- Przeliczyłem się…
- Chyba przeruchałem….
- Co ty masz z tymi seksistowskimi żartami?- To mówiąc, poczuł jak Shinya podgryza jego ucho, a jedną z dłoni głaszcze jego wypukłość.- To jest chwyt poniżej pasa…
- I kto tu jest seksistowski?
Twarz Gurena powoli malowała czerwoną barwę, a oddech stawał się szybszy, odruchowo sunął dłonią wzdłuż jego kręgosłupa, czując wyrzeźbione, gorące ciało przyjaciela.
Ręka białowłosego znalazła się w jego bokserkach, delikatnie pieszcząc nabrzmiałą męskość, a na twarzy znowu zawtórował cień uśmiechu.
- Tak to nie ma…- podpułkownik westchnął, uśmiechając się do siebie. Sprawnie chwycił jego boki, przewracając na plecy i zdejmując resztę ubrań zarówno sobie jak i jemu.
Teraz oboje leżeli przywarci do siebie i szybko oddychający.
- Nie mam…
- Czego znowu?- Shinya spojrzał na niego jak na kosmitę.
- Tego…
 Po chwili roześmiał się głośni, widząc głupi wyraz twarzy partnera. Pocałował go w czoło, widząc jak fioletowe oczy lustrują go morderczo.
- Jeszcze raz się roześmiej, to cię zaknebluje.
- Tak, tak, oczywiście…
- Jakoś sobie poradzę.- Tym razem to on uśmiechnął się złośliwie, widząc jak twarz przyjaciela bladnie.
- Nie waż się…- Nie słuchał. Jedyne co zrobił, to rozchylił jego uda, powoli ocierając się o jego członka, który w tym momencie przeżywał ciężkie chwilę. Przejechał ustami po jego długości, dosłownie moment później schodząc niżej. Na bladej twarzy odznaczał się rumieniec, a oczy patrzyły na niego spod ściągniętych brwi.- Nie Guren, nie kombinuj, do cholery.
- To za te śmieszki.- rzucił na wychodne, powoli pieszcząc ustami jego wejście. Shinya jęknął przeciągle, mamrocząc pod nosem ciche przekleństwo.
Szatyn skierował dłoń w jego kierunku, powoli zatapiając palce w jego ustach i delikatnie sunąc drugą dłonią po członku.
Skierował jeden z nawilżonych w jego wejście i wsunął delikatnie, po chwili dołączając drugi.
Poruszył nimi, czując jak gorące wnętrze zaciska się na  nich, powodując kolejny jęk.
- Starczy tego dobrego… Guren, weź… Proszę, zrób coś z tym…
- Obiecaj, że nie będziesz się chichrał.
- N-nie będę…
- Ani siadał na moim biurku.
- N-nie będę…Obiecuje…
- Ani czytał moich pamiętników…
- A t-tego nie mogę… Aaa!
- Bo cię z tym zostawię.
- Dobra, nie będę! Okrutniku…
Podpułkownik uśmiechnął się pod nosem, zmieniając palce swoim członkiem i powoli wsuwając się w niego. Wzdychał z każdym nabywanym centymetrem, a Shinya wbijał palce w jego łopatki.
Guren pocałował jego skroń, wplatając jedną z dłoni we włosy. Uśmiechnął się jedynie, czując jak dłonie partnera przyciągają go bliżej i odciskając na skórze, pokrytej licznymi bliznami. Pchnął powolnie, słysząc stłumione westchnienie, moment później przyśpieszając tępo i powodując coraz mocniejszy uścisk.
Trafił w czuły punk, ponieważ kręgosłup Hiragii wygiął się nagle, a z ust wydobył się cichy krzyk. Trafił w niego jeszcze kilka razy, obserwując z uśmiechem jak twarz partnera wykrzywia się w grymasie przyjemności, a głos odbija od ścian pomieszczenia. Nie interesowało ich, czy ktokolwiek zwróci im uwagę, albo dowie się o ich związku.
- M-mocniej!
- Patrzcie, jaki niewyżyty... – wychrypiał, spełniając jego prośbę.
Dosłownie minutę później skończyli razem, opadając na łóżko i zastanawiając się czy bardzo było ich słychać.
Naciągnęli na siebie koc leżący tuż obok, po czym uspokajali pobudzone oddechy. Shinya przesunął się do niego, wtulając w klatkę piersiową i obejmując mocno ramieniem,
Powoli zastanawiał się, czy spokój jak ten będzie trwał wiecznie. Jego druga twarz… 
- Pogłaskaj mnie…- wymruczał ostatecznie.
- Co ty? Pies?- rzucił, choć wbrew temu zaczął głaskać jego włosy, ponownie czując znany oddech.
- Kocham cię, wiesz? Zastanawiam się, kiedy ta wojna w końcu się zakończy i będziemy mogli żyć spokojnie
- Żyjemy spokojnie jedynie w takich chwilach jak ta, kiedy nie musimy sobie o tym przypominać. Też cię kocham, nawet jeśli masz chleb zamiast mózgu.
- Zepsułeś romantyczną chwilę…
- Chleb nie jest romantyczny?

Parsknął jedynie, zbliżając ufnie policzek i jednocześnie wiedząc, że może czuć się z nim spokojny.

NO HEJ Katzuko wita 
( ͡° ͜ʖ ͡°) 
Tamtaratam, kocham ich ;-; <3
Po dokończeniu 2 sezonu czuje się rozbita na tysiąc kawałków jednocześnie. Jako, że wykupili sobie w moim sziperskim serduszku pierwszą klasę, a na internecie jest bardzo mało ficków, postanawiam napisać coś dłuższego. Dla własnej radości i ku chwale Gureshinka. 
Enyoj! :3
Jaki ten art jest ładny <3 xD

niedziela, 13 grudnia 2015

INFO ŻYCIA

Ekhem, otóż ostatnio stwierdziłam, że warto by było napisać coś od siebie. Coś autorskiego.
Jak wymyśliłam, tak uczyniła i powstało małe co nieco.
Coś łagodnego, w Polskich realiach, skupionego na codzienności i stosunkowo oryginalnych bohaterach. Założyłam dodatkowego bloga, gdzie mam zamiar publikować kolejne rozdziały w przeciągu tygodnia-dwóch. O dalsze info zapraszam do zakładki "o opowiadaniu" i obserwowaniu bloga.
Oczywiście opinie jak zwykle mile widziane.
Enjoy :3

LINK: http://zupelnieinniajednaktacysami.blogspot.com


sobota, 5 grudnia 2015

Tajemnica z dzieciństwa (MikaxYuu)

W oczekiwaniu na nowy odcinek Owari przekazuje wam w łapki mały bonusik :D
Enjoy! 

Gruz. Słowo to staje się początkiem całej opowieści, ulotnego wspomnienia, zasianego niczym ziarnko w pragnieniach młodej osoby. Ono, choć początkowo małe i niezauważalne dla tych, którzy nie chcą go widzieć, wzrasta w coś, czego nie da się przeoczyć.
Czasem jednak nie może urosnąć. Gdy dostęp do stymulatora zanika, przestaje się rozwijać. Gdy warstwa gruzu zakryje jego dostęp do światła, marzenia uciekają poza jego zasięg.
   Betonowa konstrukcja, będąca niegdyś dziełem wykonanym przez ludzi, upadła.
Chłodny wiatr muskał suche liście, wprawiając w ruch i przenosząc gdzieś daleko nim nic nie stanie im na przeszkodzie. Chmura pyłu przybierała postać ledwo widocznego obłoczka, a w powietrzu unosił się zapach stęchlizny.
   Yuu rozejrzał się wokół, nad wyraz spokojny. Kroki stawiał ostrożnie, jakby najmniejszy ruch mógł zaprzepaścić całą tę aurę.
   Miejsce nie miało znaczenia, choć bywało obłudne, snując w jego głowie obrazy z dzieciństwa. Może nie było to odpowiednie określenie, bo jakby nie patrzeć wciąż był dzieckiem. Dzieckiem którego dzieciństwo legło właśnie w gruzach, poprzedzone kilkoma porażkami i trudną rzeczywistością, od której nie dane było mu się uwolnić.
  Cisza zawładnęła otoczeniem, dając uczucie fałszywego spokoju.
Nie mógł przestać o tym myśleć. Czemu czuł się tak bezpiecznie?
  Krajobraz w końcu siał grozę. Dawniej wysokie budynki obróciły się w pył, bądź też zostały po nich jedynie nic nie warte konstrukcje, mogące w każdej chwili runąć z hukiem. Ziemie gdzieniegdzie porastało gęste zielsko, pnące się aż do momentu gdy żyzny grunt zastąpił zimny kamień.
   Zielone oczy rozejrzały się ponownie, napotykając przed sobą jeszcze jedną samotna „budowle”, jednakże ta kojarzyła mu się z tym prawdziwym dzieciństwem.
   Łagodny wietrzyk wprawił w ruch jego ciemne kosmyki, a moment później usłyszał delikatne skrzypnięcie, które wystarczyło najzupełniej by zawładnąć jego umysłem.
   Chłopak wciąż stał, a mimo to był coraz bliżej.
 Metalowe rury pokryły się rdzą, drewniane siedzenie nieco się skrzywiło, a drewno wyglądało jakby przeszło więcej, niż można było podejrzewać. Huśtawka wprawiana w nierówny ruch zaburzyła jego spokój w mgnieniu oka.
  Dlaczego akurat teraz? Czemu jedno ze starych wspomnień było pierwszym, które wpadło mu do głowy?
  Postawił kilka kroków przed siebie, by moment później móc dotknąć koniuszkami palców zniszczonych linek. Mieli taką samą, kiedyś w sierocińcu. Zbyt dobrze ją pamiętał.
Pamiętał dobrze dzień, w którym jesienna pora dała się we znaki pod postacią spadających, złotych liści.
Spadały z drzew, energicznie unosząc się na wietrze, zaś potem powoli obumierały,  przybierając najwspanialsze kolory złota i czerwieni.
Słońce chyliło się ku zachodowi, oświetlając świat swymi ostatnimi promieniami. Yuu czuł jak robi się coraz chłodniej, mimo że wietrzyk był bardzo delikatny i ledwo zdołał musnąć jego skórę.
Zagłębił twarz w ciepły szalik, pozwalając by miękki materiał otulił częściowo jego policzki.
Powoli odbijał stopy od podłoża i kładł z powrotem, zachowując równowagę.
Zawiasy skrzypiały w rytm jego ruchów, a jasne linki prężyły się pod nabytym ciężarem.
Nie chciał by ktokolwiek go znalazł, interesował się nim czy nawet chciał mu pomóc. Potrzebował jedynie samotności, by móc przemyśleć sobie to wszystko.
Jego nowa rodzina? Czym różni się  stara od nowej? Dlaczego był zmuszony do zmiany?
Czy w ogóle mógł nazwać starą rodzinę „rodziną’? Podobno ta prawdziwa nigdy nie opuszcza swoich członków, a służy im pomocą, ale tego jeszcze nie zdołał potwierdzić. Jak można potwierdzić coś, czego nie zdołało się doznać?
 - Yuu-chan! Szukaliśmy cię.- Jego głos. To właśnie on był osobą, która najbardziej utkwiła mu w pamięci gdy tylko przekroczył próg placówki.
Jaśniejący żywym szczęściem i energią, a zarazem irytującym do granic ludzkiej możliwości.- Niedługo kolacja, a zaraz się ściemni. Musimy wracać.- Chłopiec spuścił wzrok na swoje znoszone adidasy, które wciąż delikatnie wprawiały w ruch huśtawkę. Nie odzywał się, zamiast tego udając obrażonego.
- Nie jestem głodny.- Odparł cicho, tak że stojący niemal obok blondyn, ledwo go dosłyszał.
- Nie ładnie jest kłamać.- Choć wciąż nie uniósł wzroku, słyszał jego śmiech.
- Co cię tak śmieszy?
- To że jesteś taki nieporadny.- Dopiero teraz zmusił się by spojrzeć w jego błękitne oczy i szeroki uśmiech.
- Nie widzę w tym powodu do śmiechu.- Szatyn odparł pewny swego, krzyżując ramiona na piersi, co zawtórowało tylko kolejnej fali chichotu.
- Też tak uważam.
- Więc czemu się cieszysz? Wiesz, dziwny jesteś…
Mika podszedł bliżej, poniekąd wciąż się uśmiechając. Mimo to po chwili jego twarz przybrała poważnego wyrazu.
- Yuu…
- Czego?
- Pozwól mi cię bronić.
- Eee?!- Na moment huśtawka niebezpiecznie się poruszyła, łapiąc w ostatniej chwili równowagę.- Naprawdę dziwak z ciebie!
- Yuu pozwól mi zostać twoim obrońcą! Będę ci pomagał i nigdy nie opuszczę. Będziesz miał we mnie zaufanie, obiecuje ci.- Mika klękną przed nim, na co niemal chłopak runął do tyłu.- Bądź damą mego serca!
- Co proszę?! Dobra, dobra tylko nie klękaj! Jeśli chcesz to w porządku!
- Czyli zgadzasz się?- Blondyn podniósł się uradowany, gdy tylko Yuu westchną twierdząco.
Wbrew pozorom właśnie te chwilę pamiętał najbardziej.
 Chmury powoli przysłaniały niebo, zaś słońce chowało się za budynkami. Nieduży plac otoczony złotymi drzewami ginął w mroku. Obie postaci otuliły się szczelniej szalikiem, stając naprzeciw siebie.
- Wracajmy.
- Poczekaj.- Mika pochłonięty przez własny entuzjazm sięgnął do torby, chwilę potem wyjmując z niej drugi, znacznie grubszy szal.- Obiecałem że będę cię bronił.- Mówiąc to, owinął szczelnie jego szyje, łapiąc kolejne zagadkowe spojrzenia.
- Przed czym niby? Chyba przed drobnoustrojami…
Znowu się zaśmiał, jednak tym razem jego śmiech był zagadkowy, jak gdyby skrywał więcej niż zdołał zauważyć.
 Momentalnie przestał się trząść, a jego policzki oblało gorąco. Nie czuł tego aż dotychczas.
Mika powoli pochylił się nad nim muskając jego policzek ciepłym oddechem. Wrażliwym a jednocześnie intensywnym. Yuu miał wrażenie jakby odbijał się przyjemnym dreszczem po całym jego ciele, mimo że usta chłopca wywierały wpływ w zaledwie jednym małym punkcie. Szczupłe, lekko drżące ręce zatopiły się w gęstych kosmykach, czując pod opuszkami ich miękkość.   
- Wracajmy do domu Yuu-chan.- Palce odszukały jego dłoń, łącząc wspólnie razem, a twarz pełna radości lustrowała jego rumieńce.
- Taa..- Rzucił cicho, ale wiedział, że Mika i tak zdoła go usłyszeć, choćby nikt inny nie mógł.
   Powieki powoli, wręcz leniwie powędrowały do góry.
Na chwilę stracił poczucie czasu i miejsca, więc podniósł się delikatnie na łokciu by po chwili rozejrzeć wokół. Meble skąpane były w księżycowej poświacie widniejącej zza żaluzji.
Leżał pod miękka pościelą, a na niedużym wieszaku przewieszony był jego mundur.
Znowu śnił. Powolnym ruchem uniósł dłoń, gładząc palcami wilgotny policzek.
Sen, choć był tylko snem, dla niego był również wspomnieniem, które choć niezapomniane często pojawiało się w jego głowie na nowo.
Było jak coś, czego nie mógł się pozbyć.
Powędrował wzrokiem tuż obok, w miejscu gdzie słychać było płytki oddech.
- Czy ty nie masz własnego łóżka?- Odfuknął cicho pod nosem, widząc na wpół leżącego podpułkownika z książką na kolanach.- Imperialna Armia Demonów, tak bogata a zarazem tak biedna.- Rzucił tylko, ponownie przykrywając się pościelą. Mimo, że jego przełożony zajmował większą część łóżka, to nie miał tego za złe. Kiedyś Mika miał nad nim pieczę, czuwał nad nim kiedy spał i prawie zginął w jego obronie. Gdy byli młodsi, myślał że jego żelazne obietnice są tylko żartem, lecz szybko przekonał się jak bardzo się mylił.
W jak wielkim fałszu żył dotychczas. Teraz chciał tylko jednego – odnaleźć tego, który zrobił dla niego aż zbyt wiele.


niedziela, 18 października 2015

Zacna reinkarnacja w wielkim stylu i pierwsza część gwiazd *--*


Gorące powitanko po długiej nieobecności :D
Co się do tego przyczyniło? 
Na pewno po części szkoła *jako, że Katzuko ma w tym roku nagonkę egzaminów*, ale również brak weny czy nawet chęci na naskrobanie czegokolwiek.
Ale mamy odrodzenie Proszę Państwa, nowy szablon, pokłady weny, fandom *pozdrawiam diamenty* i zapał. 
Posty będą pojawiać się w miarę regularnie, chyba że przedmioty ścisłe postanowią mnie zniszczyć. 

Co nowego?
A no jak widać pojawił się nowy zacny, tęczowy fandom jakim jest Ace of Diamond. 

Właśnie jego będzie dotyczyć rozdziałówka Gwiazdy w plenerze. 
Cóż mogę powiedzieć? Do połapania się nie będzie potrzebna znajomość tej serii, więc z góry zapowiadam, że zamierzam poprowadzić to w taki sposób, by osoby nie znające do końca anime, jeśli będą chciały przeczytać - zrozumieją co i jak. 

Zapraszam oczywiście do zapoznania się z nowym układem i kartami.
A tymczasem rozdział 1 :) 

KLIK    



Gwiazdy w plenerze 1

  
  Nowo zakupiony garnitur od Armaniego, przeżywał właśnie ciężkie chwilę, gniotąc się za każdym razem, gdy Sawamura usiłował przepchnąć się przez tłum ludzi.
  Głowę zaprzątały mu miliony myśli, a każda zdawała się być gorsza od poprzedniej; Jak ma się zachować? Jakie pytania zadać? Co się stanie jeśli zawali? Czy będą w stanie go zwolnić? Z tym ostatnim wolał nie ryzykować, jako że jego szef witał go wszech i wobec z szerokim uśmiechem, gdy tylko przekraczał próg gabinetu. Może było to tylko zwykłą grą pokazową, by w rzeczywistości zaczął czuć się zbyt pewnie, a nawet zaczął zaniedbywał swoje obowiązki.   Nawet jeśli, to bardzo mało prawdopodobne, w końcu w takiej sytuacji nie dostałby tak ważnego zlecenia. Ile to ubiegali się o sam wywiad? Podobno długo i bez sukcesu, a teraz gdy już się udało, to wysłali tam najmniej doświadczonego pracownika. 
  Jaki rozsądny człowiek się na to decyduje? Nikt, chyba że jest albo wariatem, albo skończonym kretynem.
  Skręcił w jedną z ulic, kierując się w stronę centrum. Ostatecznie rozejrzał się wokół, jakby miejska panorama rozciągająca się za pryzmatem delikatnego deszczu, miała pomóc mu pozbierać myśli. Spojrzał na kawiarnię, do której często chodził gdy tylko skończył pracę, bądź też gdy ktoś ze znajomych zaproponował mu filiżankę herbaty. On decydowanie wolałby znaleźć się na boisku, rozładować energie i cieszyć się grą, jednak w tej chwili żądał zbyt dużo. 
  Otaczała go nieco inna atmosfera, do której musiał się przystosować czy mu się to podobało, czy nie. Nie znał po części źródła swojej irytacji i zastanawiał się czy to z nim jest coś nie tak, czy z całym otoczeniem. Rozwiązania były dwa; albo wszystko jest za spokojne, albo on jest zbyt energiczny by móc w pełni funkcjonować w całej tej otoczce.
  Sawamura Ejiun, dwudziestojednoletni student, któremu życie z jednej strony wyrządziło największą możliwą krzywdę, a z drugiej zawzięcie stara się go uszczęśliwić.
  W ten sposób czuł się jedynie obciążony, nie zauważając „szczęścia”, które rzekomo spotykało go na każdym kroku.
„ Taki młody, a drzwi do kariery powoli się uchylają!”- mimo, że słyszał już nie raz, to ten temat wciąż go krępował. Zwykle gdy słyszał to z ust innej osoby, uśmiechał się delikatnie jak gdyby w podzięce za miłe słowa, po czym dyskretnie odwracał głowę w bok, by nie dać po sobie poznać brak entuzjazmu. Prawda była jednak taka, że nie miał najmniejszego prawa się nie zgodzić.
  Niegdyś były miotacz w liceum Seidou, porzucił pasje, czy raczej została mu ona odebrana, na rzecz pracy w Nowym Yorku. Daleko od domu, bliskich i tego z czym związany był od dawien dawna. Mieszkał tu już od momentu skończenia pierwszej klasy liceum, początkowo uczęszczając do normalnej szkoły. Było ciężko, jednakże nawet on potrafił poradzić sobie w niekorzystnych sytuacjach i obrócić je na swoją korzyść. Co prawda znajomość języka momentami dawała mu się we znaki, ale został zmuszony by pozbyć się tego problemu i to jak najszybciej. W jego zawodzie było to konieczne.
  Gdy tłum rozszedł się w różne kierunki, za sprawą pobliskiego skrzyżowania, Sawamura rozejrzał się nerwowo w poszukiwaniu odpowiedniego zejścia na peron.
Czasami on sam nie rozumiał jakim sposobem nie jest w stanie zapamiętać tej samej trasy, choć uczęszczał nią od długiego czasu, ponadto robiąc to dzień w dzień.
  Zdjął z głowy kaptur, gdy tylko znalazł się na niższym piętrze, prowadzącym do stacji metro. Upewniwszy się, że srogo kosztujący go garnitur, wciąż trzyma się na miejscu; choć jego stan daje sporo do myślenia, wyjął z kieszeni służbowy telefon.
  W jednej chwili nie wiedział, co przeraziło go bardziej; trzy smsy od współpracownika, czy niebezpiecznie późna godzina widniejąca w samym rogu ekranu. Wczorajsza gra do późna dała mu się we znaki, i choć nie był to pierwszy raz, to mimo wszystko miał wrażenie, że nigdy się nie nauczy. Który to już raz zaspał? Ciężko zliczyć coś, co powtarza się notorycznie od długiego czasu.
  Zawsze trudno było mu przyswoić sobie coś raz, a dobrze. Często słyszał to od kolegów, a nawet najbliższej rodziny, w końcu jego zachowanie czy nawet samo banalne postrzeganie rzeczywistości, udzielało się dosłownie wszystkim w najbliższym otoczeniu. 
 Energiczny, chaotyczny i hałaśliwy, o ile nie wyzwany od durnia… Czasami miał wrażenie, że to ich szczerość jest bardziej nie na miejscu, niż jego natura, ale nigdy nie miał im tego za złe.
 Wręcz przeciwnie, uznał że to odpowiednie określenie.
Teraz stał na jednym z podziemnych peronów, obmyślając w głowię sensowne wytłumaczenie i opatulając się mocniej wełnianym szalikiem. Miękki materiał delikatnie łaskotał jego skórę, a oddech przybierał postać nikłego obłoczka, gdy tylko spotkał się z zimnym powietrzem.
  Wyciągnął z kieszeni kurtki drżącą dłoń, spoglądając ponownie na zegarek. Przerażenie powoli ogarniało jego podświadomość, w momencie gdy przypomniał sobie o konsekwencjach jakie go spotkają.
- Cholera, znowu się spóźnię!- przełknął nerwowo ślinę, wiedząc że tym razem nie pójdzie mu tak łatwo. Może i ostatnio odpracował te półtorej godziny, jednak odjęło mu to czas przeznaczony na naukę. Robił zbyt wiele na raz, do tego stopnia, że z pozoru skromny grafik uginał się od natłoku zajęć.
  Jeszcze niedawno naukę stawiał nieco niżej, ale teraz nie miał zbyt wiele do powiedzenia i bardzo dobrze o tym wiedział.
  Oderwał się, wracając z  powrotem na ziemie, gdy w jednym z głośników dobiegł go melodyjny, amerykański akcent.
  Odetchnął głęboko, widząc jak pociąg wjeżdża dokładnie tam gdzie powinien. Nie zastanawiając się nawet chwili dłużej, pobiegł do drzwi, gdzie wyczekiwała już grupka równie poirytowanych pasażerów.
  Wsiadając do przedziału, uderzyło w niego ciepłe powietrze, a zdrętwiałe ręce wracały powoli do normalności. Mrowiące koniuszki palców wyciągnęły służbowy telefon, lecz ku nieszczęściu ich właściciela, zegar nie miał najmniejszego zamiaru się cofnąć. Zawsze może zwalić winę na pociąg, choć szczerze wątpił w to, że ktoś nabierze się na ten numer po raz kolejny. To prawda, w Japonii transport miejski był znacznie bardziej szybszy i punktualny, ale tu też nie miał za bardzo na co narzekać. Mógł jechać taksówką, ale w ramach oszczędności postanowił ograniczyć ten sposób podróży. Mógł też zrobić prawo jazdy, ale co mu po tym, skoro większość czasu spędzi w korkach?
- Cześć Ejiun.- zapominając na moment, o swoim okrutnym losie, spojrzał w kierunku, skąd dochodził do niego kobiecy głos.
- Emily?
- Znowu spóźniłeś się na pierwszy pociąg? Który to już raz?- blondynka zerknęła na niego znużona.
- A ty? Od kiedy dojeżdżasz tak późno?- wytknął, chcąc postawić koleżankę do pionu.
- Od kiedy mam na drugą zmianę.- odparła dobitnie, zakładając ręce na biodrach.- Choć z tego co wiem, to tobie bardziej by się przydała.- Pociąg ruszył powoli, a ona usiadła obok bruneta, wyjmując z teczki arkusz dokumentów.- Nie wiem, jak masz zamiar wytłumaczyć się tym razem, ale postaraj się nie wylecieć.
- Nie musisz mi przypominać.- Sawamura pochylił się do szyby, opierając zmęczoną głowę na zimnej nawierzchni.- A to co?
- A, o tym mówisz?- podniosła z kolan stosik kartek.- Resztki wywiadu z zeszłego tygodnia.
Muszę to złożyć do kupy. Wiesz jak trudno przeprowadzić rozmowę z kimś, kto nagminnie odwraca kota ogonem? Dołóżmy do tego jeszcze nagonkę terminów i wychodzi nam to, co wychodzi.
  Zerknął na nią kontem oka. Mimo iż byli w podobnym wieku, to całkowicie się różnili. Ona, miała za sobą dobrą szkołę, dyplom i krótkie, aczkolwiek sukcesywne doświadczenie. Chciała zostać dziennikarką, więc czuła się w tym zawodzie jak ryba w wodzie. Potrafiła działać i  i poradzić sobie nawet z najtrudniejszym rozmówcą, dyskretnie wyciągając nawet najskrytsze fakty z jego wypowiedzi. On był zupełnym przeciwieństwem.
  Zaledwie kilka lat temu piął się w karierze sportowca, jednak w związku z pewnymi wydarzeniami ostatecznie zrezygnował. Po znajomości dostał o dziwo dobrą pracę, do której miał się jako tako nadawać. Może i tego właśnie oczekiwali, jednak w głębi serca czuł się strasznie przytłoczony całym tym środowiskiem. Zdawał sobie sprawę, że nie jest to coś, co chciałby robić.  
  Wyjechał do Nowego Yorku, zostając dziennikarzem sportowym. Choć określenie „dziennikarz”, to trochę za dużo powiedziane. Z początku jedynie asystował i pomagał ale dopiero od pewnego czasu zaczęto traktować jako osobną jednostkę. Nie wykonywał jakiś specjalnie skomplikowanych prac. Szefostwo z reguły zlecało mu łatwą i mało odpowiedzialną pracę, to też patrząc na nijakie doświadczenie, czy bardzo młody wiek.
Co mógł powiedzieć? Miał zaledwie 21 lat, a co za tym idzie czuł się jak ciężko pracujący gówniarz.
  Właśnie, miał 21 lat i prawie kompletnie się nie zmienił. Ni to z zachowania, ni to z wyglądu, ni to z głupoty, która towarzyszyła mu do teraz. Może tylko zgubił odrobinę swojego nadmiernego entuzjazmu, ale to akurat mógł zwalić na otaczających go ważniaków w garniturach i kolorowych krawatach, z którymi zmuszony był spędzać większość swojego czasu. Mimo tego, naprawdę potrzebował tej pracy.
- Niedługo wysiadamy.- koleżanka z pracy rzuciła mu jedynie, chowając dokumentacje z powrotem do damskiej torebki.- Nie przyśnij znowu.
- Nie mam zamiaru.
- Twoje wory pod oczami, zdają się mówić zupełnie co innego. Macie dwa różne zeznania, a tobie coś trudno zaufać.
- Dzięki.- burknął tylko, z powrotem nerwowo obracając telefon w dłoni.
   Na chwilę zapanowała cisza. W przedziale siedziało zaledwie kilkoro pasażerów, którzy  zdawali się nie zauważać ludzi wokół siebie. Kilka miejsc dalej ciemnoskóry chłopak przysypiał ze słuchawkami na uszach, okularnik w garniturze stukał w klawiaturę laptopa, a pani na wysokich obcasach, przekładała kolejne strony książki. Nic ciekawego.
- Powodzenia.
- Hę?
- W rozmowie.
- Aa… Jasne.- westchnął, znowu spoglądając na zegarek, jak zwykle niezbyt pocieszony.
 Gdy tylko pociąg staną na stacji, Sawamura puścił się biegiem ku schodom, pozostawiając skołowaną koleżankę. O mały włos nie potrącił kilku niewinnych przechodniów, a jego czerwony szalik ledwo trzymał się na miejscu, niebezpiecznie wisząc.
Był spóźniony, w dodatku bardzo.
  Mijał ludzi, wbiegając przed maski samochodów i prawie gubiąc czarna teczkę, która towarzyszyła mu od momentu wyjścia z pociągu. W takich chwilach przeklinał cały ten tłok i miejski chaos. 
  Uśmiechnął się delikatnie, widząc niezbyt wysoki biurowiec, połyskujący w porannych promieniach. Zostało mu zaledwie kilka metrów…
  Chęć jak najszybszego dostania się na miejsce, przysłoniła cały zdrowy rozsądek. Nie rozglądając się na boki, wbiegł na ulicę, za którą rozciągało się jego miejsce pracy.
Nagle poczuł jak coś mknie obok niego, powodując znaczące draśnięcie. Jego serce zabiło szybciej, a ciało straciło równowagę, upadając ciężko na asfalt. Zdążył odwrócić na moment wzrok, by zobaczyć jak czarny motocyklista w ostatnim momencie łapie równowagę, niemal cudem wymijając nadjeżdżający samochód. Z przerażeniem poczuł, jak jego przed ramie pulsuje w rytm zwiększającego się bólu, a ciało drży. Wstał dopiero w momencie, gdy kierowca samochodu, stojącego tuż za nim, skarcił go włączając klakson.
  Świadomość powoli przebijała się przez nagły paraliż, a zdarzenia który trwały zaledwie przez ułamek sekundy, stawały się jaśniejsze.
  Wbiegł na ulicę, cudem unikając potrącenia przez motocyklistę. Kierowca chciał go wyminąć, jednak zdołał go lekko drasnąć, przez co obaj stracili równowagę. On upadł na ulicę jednak tamten w ostatniej chwili złapał stabilność, cudem wymijając samochód, wyjeżdżający nieopodal.
  Sawamura z przerażeniem zdał sobie sprawę, że od nieszczęścia dzielił go zaledwie ułamek sekundy. Jeden nic nie znaczący ułamek, który był dla niego granicą. Mógł to samo powiedzieć o kierowcy. Z jednej strony czuł się potwornie winny i nad wyraz głupi, w końcu prawie doprowadził do poważnego wypadku, a z drugiej czuł ogromny podziw. Reakcja tego człowieka była natychmiastowa, tak jakby z góry wiedział, co ma się wydarzyć. Był prawie że pewien, że szczęście to za mało. Osoba której wleciał pod koła, uratowała zarówno i siebie jak i jego. Odetchnął jeszcze raz, chcąc by tlen powoli przeniknął do jego płuc i ukoił drżące ciało.  
  Kilku przechodniów zebrało się wokół, siejąc zainteresowanie. Zapewne bardziej interesował ich chłopak siedzący na środku ulicy niż sam stan jego zdrowia. Choć cała sytuacja z ich punktu widzenia nie wyglądała na nic niezwykłego, to z jego strony miało to zupełnie inne znaczenie. To też gdy pospiesznie zszedł, idąc wciąż lekko oszołomiony do budynku, gapie szybko powrócili do normalnego trybu, z powrotem powracając do swojej naturalnej ignorancji.
  Ostatecznie próbował się uspokoić, chcąc stworzyć pozory spokoju i swojej wiecznie energicznej twarzy. Było to trudniejsze niż przypuszczał.  
 Wchodząc przez duże, oszklone drzwi, otrzepał ubrudzone spodnie i kątem oka spojrzał na zegar, wiszący tuż nad recepcją, gdzie starsza kobieta notowała coś z przekąsem w podręcznym kalendarzu.
- Dzień dobry.- rzucił przez ramię, biegnąc do windy. Jak na złość metalowe drzwi zatrzasnęły mu się niemal przed nosem, czemu towarzyszyło głębokie westchnienie. Czuł się, jakby całe zło tego świata oddziaływało właśnie na niego.
  Jego dłoń wciąż drżała, ale z sekundy na sekundę czuł się coraz spokojniejszy.
Niestety nie trwało to zbyt długo. Wchodząc do windy, jak na złość przypomniał sobie że jest mocno spóźniony. 
  Kiedy drzwi otworzyły się ponownie, brunet ruszył szybkim krokiem przez jasny korytarz. Nie czuł się dobrze w tej pracy, wiedział też że nie nadaje się do zawodu dziennikarza. Schludne ubranie za blatem biurka, czy bieganie z notesem za sławnymi twarzami, w dodatku daleko od domu, było do niego niepodobne. Mimo tego nie miał wyboru.
- Sawamura Ejiun?- przed jego twarzą pojawiła się młoda kobieta. Sekretarka szefa.- Pan Evans prosi, by stawił się pan u niego w trybie natychmiastowym.
  Na moment gula podeszła mu do gardła, zaraz potem odpowiedział nieco głośniej niż przypuszczał;
- Tak jest!
Kobieta widocznie przyzwyczajona, kiwnęła tylko głową. Zaraz potem zniknęła za pierwszym lepszym zakrętem, stukając obcasami.
  Sawamura mruknął pod nosem ciche „przepraszam”, po czym skierował się do szatni.
Szalik ledwo trzymał się wyznaczonego miejsca, spodnie odznaczały się śladem po upadku na asfalt, a ramie ponownie bolało przy choćby delikatnym dotknięciu. Mimo wszystko ręka była zaledwie stłuczona, nic poza tym.
  Zdjął kurtkę, krzywiąc się przy tym bardziej niż by należało, po czym skierował się w najmniej przyjemnym kierunku.
Jego kroki odbijały się echem w korytarzu, by w końcu ucichnąć przy progu dużych, ciemnych drzwi. Zapukał kilka razy, czując lekki niepokój. Stłumiony głos dochodzący z środka pomieszczenia, nakazał mu wejść, więc nieśmiało uchylił je, kątem oka zaglądając do środka.
  Przestronny pokój, z jasnymi ścianami. W kącie stało spore akwarium, a za biurkiem siedział mężczyzna w średnim wieku, nagminnie przeglądający stosy kartek. Tuż nad nim wisiała spora tablica, na której widniały liczne fotografie, karteczki samoprzylepne i dane statystyczne. Sawamura nie miał pojęcia co jest do czego, jednak nie była to jego działka. Postanowił ograniczyć swoją ciekawość i nerwowym krokiem skierował się ku siedzeniu naprzeciwko szefa, na którym siedział zaledwie kilka dni temu.
- Słyszałem, że dziś ponownie się spóźniłeś.- znudzony głos dotarł do jego uszu.
- Tak.- rzucił nerwowo, na co mężczyzna oderwał wzrok od tego co właśnie robił i skierował go na znacznie młodszą twarz. Przez moment patrzył na niego beznamiętnym spojrzeniem, po czym przejechał dłonią po twarzy, opadając na oparcie krzesła.
  Na jasnych włosach jaśniał nadmiar żelu, a nierówno ogolona twarz idealnie komponowała się z przekrwionymi oczami. Nie trzeba być geniuszem, by zauważyć, że zapewne zarwał nockę, o ile nie kilka.
- Szczerze powiedziawszy pojawiło się na ciebie ostatnimi czasy sporo uwag ze strony innych pracowników.
- Ja…
- Ale ja dobrze wiem, kogo zatrudniam. Od twojego pierwszego wejścia wiedziałem, że kwalifikuje do tej pracy małe tornado. Rozgadanego, niedoświadczonego, chaotycznego, bardzo młodego i zbyt energicznego pracownika. Ewidentnie nie przeszkadza mi to. W środowisku nadmiernie sztywnych ludzi, ktoś o podobnych cechach zrobi sporo dobrego. Znam twoją sytuacje i wiem, że ta praca jest ci potrzebna.
- Dziękuje…
- Co nie zmienia faktu, że musisz natychmiast zmienić nastawienie. Jeśli tego nie zrobisz, ja zmienię nastawienie do ciebie. Rozumiemy się?
- Tak…- odpowiedź padła niemal szeptem, a twarz Sawamury ściągnęła się nieco.
- To teraz czekam na odpowiedź.- Mężczyzna uśmiechną się momentalnie, wyciągając z biurka kilka kartek.- Porozmawiajmy o twoim zleceniu. 
  Sawamura patrzył na niego zmieszany. Przez większość swojej pracy głównie asystował, by nabrać choć niewielkiego pojęcia na temat pracy dziennikarskiej. Przysłuchiwał się, przyglądał i poznał kilkorgu sławnych sportowców. Od jakiegoś czasu działał osobno. Dawano mu łatwe i przejrzyste zadania, choć musiał przyznać, że momentami było mu naprawdę trudno. Wiele razy zapominał co miał wykonać, to też był zbyt nachalny, to wypytywał nie o to co trzeba, lub też robił z siebie pośmiewisko. Mimo tego, jakoś mu to szło, lecz poziom stresu przy każdym najmniejszym spotkaniu sięgał zenitu.
- Mówiłem ci to już kilka dni temu. Jedna z naszych kluczowych dziennikarek zachorowała. Walczyliśmy o ten wywiad bardzo długo, a gdy już uzyskaliśmy zgodę, znowu pojawiły się problemy. Nie możemy tak po prostu sobie go odpuścić.- Kąciki jego ust ponownie powędrowały ku górze.- Przeprowadzisz wywiad z drużyną baseballową.- Sawamura wpatrywał się w niego z szeroko otwartymi oczami, jakby chcąc zaprzeczyć.- Znasz się na tym, prawda? Powinieneś sobie poradzić.
- Ale…- Nie był na to przygotowany, właściwie zastanawiał się nad tym od kilku dni, jednak najwyraźniej jego szef postanowił wydać ostateczną odpowiedź. 
- Nie masz się o co martwić.- sięgnął po jeden z segregatorów, kontynuując- Nie zmuszę cię do biegania po trybunach. W przyszły piątek odbędzie się gala dotycząca akcji charytatywnej, połączonej z otwarciem nowej kliniki sportowej. Poinformowano mnie, że pojawi się na niej również łapacz zespołu, jako przedstawiciel całej drużyny. Niestety reszta zawodników nie mogła uczestniczyć ze względu na przygotowania do półfinałów.
  Na moment w pokoju zapanowała cisza, Sawamura wpatrywał się tępo w blondyna o zmęczonym spojrzeniu i entuzjastycznym uśmiechu. Wiedział jedno, że jeśli chce wyjść z twarzą, to powinien przyjąć tą robotę. Baseball był czymś, co niegdyś kochał i poświęcał się ku niemu do samego końca. Teraz miał szansę zdobyć odskocznie od niezbyt wygodnej pracy. Czuł jednak niepokój myśląc o gali, na której miał być niczym szpieg. Wkradać się między ludzi i dać się pokroić za choćby najmniejsze informacje.
- Przyjmę to zlecenie. Bardzo dziękuje.- odparł po chwili, wytężając wzrok w rozłożony na biurku segregator.
- To wspaniale. Teraz posłuchaj… Z tego co wiemy, ich łapacz jest dość otwarty na wywiady, to tym lepiej dla ciebie. Chcę przestrzec cię natomiast przed jego dość ekscentryczną naturą… Z tego co wiem, niektórzy mieli problem by odróżnić to, co mówi żartem, a kiedy mówi prawdę. Czuje się bardzo śmiało w towarzystwie, a czasami wybija z rytmu, rzucając choćby złośliwe uwagi. Szczery do bólu, momentami arogancki i sprytny w rozmowie. 
Jeśli chce coś ukryć, zrobi to w taki sposób, że nikt nie zdoła dostrzec kiedy to nastąpiło.
  Sawamura słuchał uważnie, jakby pochłaniają każdą informacje. Wiedział, że zadanie nie będzie tak łatwe, jak mogło się wydawać. Wszystko będzie zależeć od tego, czy zawodnik będzie chciał z nim otwarcie mówić, nie wykręcając kota ogonem.
- Nazywa się Ronnell Thompson.
Wyjął z kartoteki kilka druków i podał chłopakowi:
- Tu masz w skrócie kilka informacji o samej drużynie. Zespół jest dość młody, więc informacje o poszczególnych zawodnikach są znikome,  jednak to co tu jest, powinno nadać trochę światła całej sprawie.
- Bardzo dziękuje!- Sawamura przyjął wszystko, czując się już nieco spokojniej.
Wstał z krzesła, kierując się ku wyjściu.
- Sawamura…
Dłoń zatrzymała się na klamce, a Ejiun odwrócił wzrok w stronę pracodawcy.
- Na drugi raz uważaj na drodze…


wtorek, 4 sierpnia 2015

WYWIAD Pytania do Liebster Award.

Tak się zastanawiałam, kiedy i do mnie dojdzie, więc z tego oto skromnego powodu przygotowałam się nawet psychicznie xD
No dobra, nie przedłużam bo to bez sensu, lecim z tym...


Pytanka od zawodowego cygana:


1. Ulubiony bohater z anime?

ODP: NO KURDE DOPIERO PIERWSZE PYTANIE A JA JUŻ MAM PROBLEM XD
I weź wybierz coś z ok 50 tytułów ;_; Żyje w bezprawiu, kocham męskie romanse, wszystko mi wolno...podam 3 w kolejności od najlepszego...
1. Midorima (KNB)
2. Guren (Owari no Seraph)
3. Diarmuid (Fate/zero)  
Jako że kocham ich równo, jednak musiałam ponumerować, to oczywistym jest że mąż leci na pierwsze miejsce xD

2. Najbardziej lubiany oraz znienawidzony pairing yaoi?

ODP: No to mamy jaja jak berety... Uwaga uwaga, ceremonia rozdania nagród tu du du duum... 
Oskara za najlepszy pairing otrzymuje.... *chwila napięcia*..... AOKISE! XD No kto by się tego spodziewał drodzy państwo! xD *OKLASKI* Tworze nowy kierunek filozoficzny.... AOKISYCYZM NA WIEKI... 
....
Nie lubię Aokaga ;-; Nie wypowiem się więcej...

3. Ulubiony kolor?

ODP: Polecę po konkretach... Brąz (A tak naprawdę to przezroczysty ( ͡° ͜ʖ ͡°))

4. Od jak dawna piszesz opowiadania?
ODP: Od 6 klasy...czyli momentu gdy niechcący zgubiłam się na yt i wyszukałam yaoi... Teraz nawet egzorcysta nie pomoże.

5. Jeśli miałabyś taką możliwość do jakiego anime byś się przeniosła?

ODP: Momento....kminie..
Btoom....Nie bo bezludna wyspa...
KNB... Nie bo ruchu za dużo
Mirai Nikki.... lol NIE ;-;
Najpewniej do Durarara :3 

6. Jaką pogodę najbardziej lubisz?

ODP: Jak pada i JEST CIEMNO JAK W DUPIE U MURZYNA.... I niech jeszcze chłodno będzie.... i git... Słońce przeszkadza w pisaniu... GRRR

7. Lubisz kabarety?

ODP: Aż mi się ten z Cezarym Pazurą przypomniał na zakupach z teściową był i miał papier toaletowy kupić xD 
O kabarety mnie nie pytaj bo to wiadomo xD

8. Dlaczego piszesz?

ODP: Bo muszę się wyładować i satysfakcjonuje mnie zrobienie czegoś, z czego potem mogę być dumna i powiedzieć sobie: "Dobra robota ziomeczku ;-;"

9. Ulubiony film?

ODP: Podałabym tytanica jak 80% populacji, ale nie będę kłamczuszyć... Władca pierścieni 4EVER 

10. Najlepsze i najgorsze anime jakie obejrzałaś?\

ODP: Najlepsze (i tak dam 3) 
1. Fate
2. Kaichou wa Maid-sama 
3. Zankyou no terror 
..... no i w sumie Gangsta też xD
NAJGORSZE 
1.Brother Conflicts
2.Uta no prince sama której nie przebolałam...

11. Ulubiony gatunek filmowy/

ODP: Akcja i dobra gangsterka.

No i git, to chyba wszystko :D 
Mam nadzieje, że był choć odrobinę zwięźle i na temat xD *I TAK NIE BYŁO* 
Akatsu nominuje cię, ale dla oszczędności odpowiesz na te same pytanka ^^ 
I to by było na tyle ;-; 


niedziela, 2 sierpnia 2015

Kłótnia (Mika x Yuu)

Ostatnio Akatsu, to teraz coś ode mnie.
Może i nie mój klimat, ale pisało się przyjemnie... ^---^
Mam nadzieje, że podoba się nowy motyw bloga i całość jakoś wygląda.


   Dziś znów to samo choć obiecuje mi to już któryś raz z kolej, nici z jego smętnych deklaracji. Czemu znowu to robi? Jaki to ma cel? Jeżeli chodzi o to bym wyszedł z siebie, do czego oczywiście nie miałem zamiaru się przyznać, to idzie mu całkiem dobrze. Oby tak dalej, a własny egoizm przerośnie go trzykrotnie, o ile nie stukrotnie. W gruncie rzeczy i tak może się wydarzyć.
- Eeeech…- Westchnąłem bezsilny i równocześnie zmęczony całym tym oczekiwaniem, które jakby nie patrzyć towarzyszyło mi od dłuższego czasu.- Mika, kiedy ty mnie posłuchasz?- Nie zawsze miałem rację, może i czasem wpychałem nos nie tam gdzie jest mi to dane, jednak w tej sprawie to ja tu byłem mądry, a to Mika był debilem. Robi to dla nas? Dobrego sobie. Nic to nie da. W takiej zagrywce stał się ich ulubionym napojem, kimś, kto zniżył się o kilka szczebli dla kruchej próby ratunku. Żeby tak każdy był realistą, to na świecie byłoby znacznie mniej nieporozumień.
  Przymknąłem leniwie oczy, usadawiając się wygodniej na miejscu i tym samym oparłem łokcie na stole, by dać sobie odrobinę odpoczynku. Zmęczenie wkradało mi się powoli do głowy przysłaniając całą wizję, towarzyszącą od czasu, gdy głowa smętnie opadła mi na blat. Naprzeciw mnie stała miska w której stygło i tak już zimne jedzenie. Nie miałem ochoty jeść to, co mój przyjaciel dostawał od wampirów, za potulne bycie kimś takim jak ofiarą, w dodatku z własnej woli.
- Głupek…- Mruknąłem do siebie ledwo przytomnie, po czym pochyliłem się nad drewnianą płytą, omal się na niej nie kładąc.- Poproś o rozum, może to też ci dadzą.
  Pochłonęła mnie ciemność, jednak działo się to zaledwie przez moment, bo zaledwie minutę później do moich uszu dobiegło ciche skrzypienie. Zawsze robił to tak samo. Za każdym razem myślał, że nie będę w stanie przyłapać go na późnym powrocie, jednak znałem go aż zbyt dobrze.
- Czemu znowu tam poszedłeś?- Fuknąłem będąc już lekko śpiącym, a mój głos załamał się odrobinę.
- Yuu-chan?- Usłyszałem jak podchodzi do mnie i odsuwa krzesło znajdujące się naprzeciw.- Jak zwykle czekasz na mój powrót. Czemu nic nie zjadłeś?
- Nie zmieniaj tematu.- Odparłem nieco oschle. Na tamten moment nic mi było po miłej rozmowie.- Dlaczego znowu robisz z siebie stołówkę?
  Zerknąłem na jego twarz, lecz jak się spodziewałem, lustrował mnie tym samym ciepłym spojrzeniem co zwykle. Denerwowało mnie to niemiłosiernie, jak w ogóle miał prawo zachowywać się w ten sposób?
- Robię to dla naszego dobra.- Słysząc to już któryś raz z kolej, nie miałem zamiaru ponownie komentować. Poirytowany nie chciałem ciągnąć tego w nieskończoność, dlatego powoli opuściłem pomieszczenie pozostawiając Mike samego. Jedynym, o czym teraz marzyłem był spokojny sen, który pozwoli mi choć na chwilę zapomnieć o tym jak bardzo się gniewam.
  Bo prawda jest taka, że gniewałem się na tego cymbała… Robiłem to raz za razem, gdy stawiał mnie w podobnej sytuacji, ale później jak na złość udawało mu się wyciągnąć mnie z tej ponurej zagrywki.
  Ułożyłem się na niezbyt wygodnej nawierzchni. Byłem już przyzwyczajony do trudu z jakim musiałem się zmagać, dlatego też stał się o moją codziennością, a nawet racją bytu.
Przymknąłem powieki odczuwając przyjemne uczucie ukojenia i wraz z tym czułem jak ciemność powoli przechwytuje moją podświadomość. Rzadko udaje mi się tak po prostu usnąć, od momentu gdy pokłócę się z Miką.

- Yuu-chan zaczekaj!- Nasza mała wymiana zdań, albo raczej jej zbytni brak, przeciągnęła się do następnego dnia. Nie miałem zamiaru tak szybko się ugłaskać, nie jak zwykle. Jak kaprys to kaprys, z lekkomyślnymi głupkami nie rozmawiam.
  Rozejrzałem się wokół, przez lekko oświetloną kamienną drogę przechodziła spora grupka dzieci, zapewne już po „poborze”. Nie przystanąłem, przyglądając się wzniesionym budynkom i konstrukcją. Podziemne miasto było ich miejscem gdzie mogli się w spokoju zaszyć i przetrzymywać nas w najlepsze. My za to mamy za zadanie robić im za pożywienie. Tak wygląda cena naszej „wolności”.  Miałem resztki nadziej by opuścić to miejsce i uciec jak najdalej razem z Miką i pozostałą moją rodziną. Nie wiedziałem, co czeka mnie na zewnątrz i czy wirus, który przyczynił się do śmierci tak wielu osób nadal jest obecny, ale w tamtym momencie myślałem, że wszystko może być lepsze od naszej teraźniejszości.
- Yuu-chan! Zwolnij, czemu się do mnie nie odzywasz?
- Dobrze wiesz za co.- Odfuknąłem tylko, zadzierając lekko podbródek- Powtarzam ci tyle razy abyś wreszcie przestał, a ty dalej swoje.
- Oh, znowu o to chodzi?- Nie musiałem się odwracać by poczuć, że dobrze znane niebieskie tęczówki kierowane są w tym momencie w moją stronę, a sam ich właściciel nie zdejmuje z twarzy swojego serdecznego uśmiechu. Zupełnie jakby nie brał na poważnie tego, co do niego mówię…
- Bierzesz choć trochę na poważnie to, co do ciebie mówię?- Odparłem nieco rozzłoszczony, przez co mina blondyna lekko posmutniała.
- Nie dopóki nie zrozumiesz, że robię to dla nas.- Przystanąłem słysząc spokojny, pewny siebie głos. Jego pewność to jedno, a głupota to drugie.
  Ruszyłem dalej przyśpieszając kroku i miarowo oddalałem się od niego. Szedł za mną niemalże biegnąc i przy tym wykrzykując bym zwolnił, ale ja miałem swoją rację. Za nic mi było niepotrzebnych konfrontacji.
  Odwróciłem się momentalnie słysząc przerwany jęk. Mika siedział na ziemi, a tuż nad nim stał jeden z wampirów, lustrując go beznamiętnym wzrokiem. Nie potrzeba mi było wiele czasu, by odgadnąć, że mój przyjaciel i ten blady potwór weszli sobie w drogę.
- Prz-przepraszam…- Mika lekko się zająkał próbując wstać z kamiennego podłoża, jednak obaj wiedzieliśmy, że te szkarady mają swój honor, o ile można go w ten sposób nazwać.
Choć mimika wampira nie wyrażała nic, czułem, że lada moment stanie się coś niedobrego i jak na zawołanie blondyn osunął się lekko przyjmując kopnięcie w okolicach brzucha.
- Hej!- Tego było za wiele. Nie mogłem dłużej zdzierżyć jak Mika staje się ich popychadłem, w dodatku kompletnie nic sobie z tego nie robiąc. Już zbliżałem się w stronę ubranej na biało, dość wysokiej postaci, mając ogromną chęć wyrządzenia krzywdy.
- Yuu! Przestań!- Mika wstał lekko chwiejnym krokiem, doglądając mnie nieco surowym wzrokiem. Tym razem to on wydawał się być mocno podenerwowany. Przystanąłem momentalnie i potulnie niczym piesek przeprosiłem. Nie wiem za co. Nie wiem czemu. Nie wiem dlaczego. Wiedziałem, że nie mam innego wyjścia, nie ważne jak bardzo bym chciał.
  Zdałem sobie sprawę, że nigdy stąd nie wyjdę, pozostanę ich bydłem oni będą tymi, co będzie te bydło ubijać. Machinalnie, bez wyrzeczeń i bez skrupułów.
  Taka była moja przyszłość.

  Wróciłem do domu, albo przynajmniej do rodziny. Określenie „dom” niezbyt pasuje do tego miejsca.
Mika nie poszedł ze mną, kazał mi wracać samemu, a sam oddalił się gdzieś nic więcej mi nie mówiąc.
  Był naprawdę zły, równie mocno jak ja na niego, a przynajmniej jeszcze wczoraj. Teraz było mi jedynie głupio, bo jak można to inaczej nazwać?
 Wieczorem wszystko odbyło się po staremu, marna kolacja, a zaraz po niej chwila wyciszenia pod postacią snu.
  Nie chciałem czekać na powrót Miki, w końcu wiedziałem, że nie nastąpi zbyt szybko, a oczekiwanie na nic się nie zda. 
  Obszedłem kilka razy nasze cztery ściany w zamyśleniu spoglądając w stronę drzwi. Zupełnie jakby aż nazbyt sympatyczny blondyn miał się w nich lada moment pojawić. 
  Pogrążony w tym pragnieniu stałem tak jeszcze przez chwilę, jednak gdy w końcu przekonałem się że w każdym wypadku nie są niczym realnym, ułożyłem się tam gdzie zwykle przymykając powieki.
  Nie wyobrażałem sobie nic szczególnego, nic, na co zamieniłbym swoje chwilę z Miką. Nic co by mi go zastąpiło. Zdałem sobie sprawę, że chciałbym by był przy mnie w tej chwili.
Nie potrzebnie sprowokowałem kłótnię, a jeszcze bardziej niepotrzebnie ją rozwinąłem.
  Może to nie on jest mniemanym debilem, a właśnie ja? Nie wątpiłem.
Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. W dodatku jestem taki dziecinny.
- Przepraszam.- Zamarłem w bezruchu czując jak chude ramiona obejmują mnie od tyłu a jasne kosmyki delikatnie łaskoczą po policzku.- Za to jak się zachowywałem… Nie powinienem…- Cichy głosik, niemal drżący kołysał się w mojej głowie dając dziwny ucisk w żołądku. Nie wytrzymałem roniąc kolejne łzy, które z zapałem spływały po mojej twarzy malując niemal niewidoczne, mokre szlaczki.
 Głowa Miki znalazła się w zagłębieniu mojej szyj, a ja nie potrafiłem wykrztusić nic więcej. Nie potrzeba nam było słów. Rozumienie płynęło poprzez dotyk i odczucia jakie biły od naszych ciał przekazując sobie wzajemnie to, co mogliśmy wyrazić za pomocą słów. Piękne i jednocześnie smutne. Wtuliłem się w niego, jak gdyby szukając pocieszenia, bo wiedziałem, że znajdę je właśnie tam. Delikatnie ujął moją twarz, a ja napotkałem niezrażony błękit jego tęczówek, wprawiający mnie w coś, co można nazwać zauroczeniem. Bezgranicznym, szczerym i obłędnym. Coś co jest piękne, pociągające i raniące. 
  Kochałem to, prawdę będącą tak realną iż niemal niemożliwą.
- Przepraszam… Kiedyś stąd uciekniemy…Obiecuję.- Jego usta ukoiły mnie, a ja przymknąłem powieki. Złożył delikatny pocałunek w ich kąciku. Tak lekki, jakby nieistniejący, jednak ta chwila, na którą czekałem działa znacznie dłużej. Obdarzył mnie ostatnim szerokim uśmiechem, a ja nie zrobiłem nic. Ten obraz mi wystarczył…

 Ten wyraz był niczym pryzmat spokoju… Mika….