W oczekiwaniu na nowy odcinek Owari przekazuje wam w łapki mały bonusik :D
Enjoy!
Gruz. Słowo to staje się początkiem całej opowieści,
ulotnego wspomnienia, zasianego niczym ziarnko w pragnieniach młodej osoby.
Ono, choć początkowo małe i niezauważalne dla tych, którzy nie chcą go widzieć,
wzrasta w coś, czego nie da się przeoczyć.
Czasem jednak nie może urosnąć. Gdy dostęp do stymulatora
zanika, przestaje się rozwijać. Gdy warstwa gruzu zakryje jego dostęp do
światła, marzenia uciekają poza jego zasięg.
Betonowa konstrukcja,
będąca niegdyś dziełem wykonanym przez ludzi, upadła.
Chłodny wiatr muskał suche liście, wprawiając w ruch i
przenosząc gdzieś daleko nim nic nie stanie im na przeszkodzie. Chmura pyłu
przybierała postać ledwo widocznego obłoczka, a w powietrzu unosił się zapach
stęchlizny.
Yuu rozejrzał się
wokół, nad wyraz spokojny. Kroki stawiał ostrożnie, jakby najmniejszy ruch mógł
zaprzepaścić całą tę aurę.
Miejsce nie miało znaczenia,
choć bywało obłudne, snując w jego głowie obrazy z dzieciństwa. Może nie było
to odpowiednie określenie, bo jakby nie patrzeć wciąż był dzieckiem. Dzieckiem
którego dzieciństwo legło właśnie w gruzach, poprzedzone kilkoma porażkami i
trudną rzeczywistością, od której nie dane było mu się uwolnić.
Cisza zawładnęła
otoczeniem, dając uczucie fałszywego spokoju.
Nie mógł przestać o tym myśleć. Czemu czuł się tak
bezpiecznie?
Krajobraz w końcu siał grozę. Dawniej wysokie
budynki obróciły się w pył, bądź też zostały po nich jedynie nic nie warte
konstrukcje, mogące w każdej chwili runąć z hukiem. Ziemie gdzieniegdzie
porastało gęste zielsko, pnące się aż do momentu gdy żyzny grunt zastąpił zimny
kamień.
Zielone oczy
rozejrzały się ponownie, napotykając przed sobą jeszcze jedną samotna „budowle”,
jednakże ta kojarzyła mu się z tym prawdziwym dzieciństwem.
Łagodny wietrzyk wprawił w ruch jego ciemne
kosmyki, a moment później usłyszał delikatne skrzypnięcie, które wystarczyło
najzupełniej by zawładnąć jego umysłem.
Chłopak wciąż stał,
a mimo to był coraz bliżej.
Metalowe rury pokryły
się rdzą, drewniane siedzenie nieco się skrzywiło, a drewno wyglądało jakby
przeszło więcej, niż można było podejrzewać. Huśtawka wprawiana w nierówny ruch
zaburzyła jego spokój w mgnieniu oka.
Dlaczego akurat
teraz? Czemu jedno ze starych wspomnień było pierwszym, które wpadło mu do
głowy?
Postawił kilka
kroków przed siebie, by moment później móc dotknąć koniuszkami palców
zniszczonych linek. Mieli taką samą, kiedyś w sierocińcu. Zbyt dobrze ją
pamiętał.
Pamiętał dobrze dzień, w którym jesienna
pora dała się we znaki pod postacią spadających, złotych liści.
Spadały z drzew, energicznie unosząc się na wietrze, zaś
potem powoli obumierały, przybierając
najwspanialsze kolory złota i czerwieni.
Słońce chyliło się ku zachodowi, oświetlając świat swymi
ostatnimi promieniami. Yuu czuł jak robi się coraz chłodniej, mimo że wietrzyk
był bardzo delikatny i ledwo zdołał musnąć jego skórę.
Zagłębił twarz w ciepły szalik, pozwalając by miękki
materiał otulił częściowo jego policzki.
Powoli odbijał stopy od podłoża i kładł z powrotem,
zachowując równowagę.
Zawiasy skrzypiały w rytm jego ruchów, a jasne linki prężyły
się pod nabytym ciężarem.
Nie chciał by ktokolwiek go znalazł, interesował się nim czy
nawet chciał mu pomóc. Potrzebował jedynie samotności, by móc przemyśleć sobie
to wszystko.
Jego nowa rodzina? Czym różni się stara od nowej? Dlaczego był zmuszony do
zmiany?
Czy w ogóle mógł nazwać starą rodzinę „rodziną’? Podobno ta
prawdziwa nigdy nie opuszcza swoich członków, a służy im pomocą, ale tego
jeszcze nie zdołał potwierdzić. Jak można potwierdzić coś, czego nie zdołało
się doznać?
- Yuu-chan!
Szukaliśmy cię.- Jego głos. To właśnie on był osobą, która najbardziej utkwiła
mu w pamięci gdy tylko przekroczył próg placówki.
Jaśniejący żywym szczęściem i energią, a zarazem irytującym
do granic ludzkiej możliwości.- Niedługo kolacja, a zaraz się ściemni. Musimy
wracać.- Chłopiec spuścił wzrok na swoje znoszone adidasy, które wciąż
delikatnie wprawiały w ruch huśtawkę. Nie odzywał się, zamiast tego udając
obrażonego.
- Nie jestem głodny.- Odparł cicho, tak że stojący niemal
obok blondyn, ledwo go dosłyszał.
- Nie ładnie jest kłamać.- Choć wciąż nie uniósł wzroku,
słyszał jego śmiech.
- Co cię tak śmieszy?
- To że jesteś taki nieporadny.- Dopiero teraz zmusił się by
spojrzeć w jego błękitne oczy i szeroki uśmiech.
- Nie widzę w tym powodu do śmiechu.- Szatyn odparł pewny
swego, krzyżując ramiona na piersi, co zawtórowało tylko kolejnej fali
chichotu.
- Też tak uważam.
- Więc czemu się cieszysz? Wiesz, dziwny jesteś…
Mika podszedł bliżej, poniekąd wciąż się uśmiechając. Mimo
to po chwili jego twarz przybrała poważnego wyrazu.
- Yuu…
- Czego?
- Pozwól mi cię bronić.
- Eee?!- Na moment huśtawka niebezpiecznie się poruszyła,
łapiąc w ostatniej chwili równowagę.- Naprawdę dziwak z ciebie!
- Yuu pozwól mi zostać twoim obrońcą! Będę ci pomagał i
nigdy nie opuszczę. Będziesz miał we mnie zaufanie, obiecuje ci.- Mika klękną
przed nim, na co niemal chłopak runął do tyłu.- Bądź damą mego serca!
- Co proszę?! Dobra, dobra tylko nie klękaj! Jeśli chcesz to
w porządku!
- Czyli zgadzasz się?- Blondyn podniósł się uradowany, gdy
tylko Yuu westchną twierdząco.
Wbrew pozorom właśnie te chwilę pamiętał najbardziej.
Chmury powoli
przysłaniały niebo, zaś słońce chowało się za budynkami. Nieduży plac otoczony
złotymi drzewami ginął w mroku. Obie postaci otuliły się szczelniej szalikiem,
stając naprzeciw siebie.
- Wracajmy.
- Poczekaj.- Mika pochłonięty przez własny entuzjazm sięgnął
do torby, chwilę potem wyjmując z niej drugi, znacznie grubszy szal.- Obiecałem
że będę cię bronił.- Mówiąc to, owinął szczelnie jego szyje, łapiąc kolejne
zagadkowe spojrzenia.
- Przed czym niby? Chyba przed drobnoustrojami…
Znowu się zaśmiał, jednak tym razem jego śmiech był
zagadkowy, jak gdyby skrywał więcej niż zdołał zauważyć.
Momentalnie przestał
się trząść, a jego policzki oblało gorąco. Nie czuł tego aż dotychczas.
Mika powoli pochylił się nad nim muskając jego policzek
ciepłym oddechem. Wrażliwym a jednocześnie intensywnym. Yuu miał wrażenie jakby
odbijał się przyjemnym dreszczem po całym jego ciele, mimo że usta chłopca
wywierały wpływ w zaledwie jednym małym punkcie. Szczupłe, lekko drżące ręce
zatopiły się w gęstych kosmykach, czując pod opuszkami ich miękkość.
- Wracajmy do domu Yuu-chan.- Palce odszukały jego dłoń,
łącząc wspólnie razem, a twarz pełna radości lustrowała jego rumieńce.
- Taa..- Rzucił cicho, ale wiedział, że Mika i tak zdoła go
usłyszeć, choćby nikt inny nie mógł.
Powieki powoli,
wręcz leniwie powędrowały do góry.
Na chwilę stracił poczucie czasu i miejsca, więc podniósł
się delikatnie na łokciu by po chwili rozejrzeć wokół. Meble skąpane były w
księżycowej poświacie widniejącej zza żaluzji.
Leżał pod miękka pościelą, a na niedużym wieszaku
przewieszony był jego mundur.
Znowu śnił. Powolnym ruchem uniósł dłoń, gładząc palcami
wilgotny policzek.
Sen, choć był tylko snem, dla niego był również
wspomnieniem, które choć niezapomniane często pojawiało się w jego głowie na
nowo.
Było jak coś, czego nie mógł się pozbyć.
Powędrował wzrokiem tuż obok, w miejscu gdzie słychać było
płytki oddech.
- Czy ty nie masz własnego łóżka?- Odfuknął cicho pod nosem,
widząc na wpół leżącego podpułkownika z książką na kolanach.- Imperialna Armia
Demonów, tak bogata a zarazem tak biedna.- Rzucił tylko, ponownie przykrywając
się pościelą. Mimo, że jego przełożony zajmował większą część łóżka, to nie
miał tego za złe. Kiedyś Mika miał nad nim pieczę, czuwał nad nim kiedy spał i
prawie zginął w jego obronie. Gdy byli młodsi, myślał że jego żelazne obietnice
są tylko żartem, lecz szybko przekonał się jak bardzo się mylił.
W jak wielkim fałszu żył dotychczas. Teraz chciał tylko
jednego – odnaleźć tego, który zrobił dla niego aż zbyt wiele.
Wow *v* Świetnie piszesz! Dawno nie czytałam takiego dobrego opowiadania
OdpowiedzUsuń