- Kuźwa mać…-Jebnąłem stojący obok łóżka budzik.
Nazywam się
Aomine Daiki i powiadam wam: Wakacje to zajebista rzecz, jednak w przypadku,
gdy mały, czerwono włosy gnojek będący kapitanem twojej drużyny zarządza
trening o 8 rano, wszystko idzie, w pizdu.
Gdyby nie zwołał mnie Akashi, miałbym to najprawdopodobniej
głęboko w dupie, ale ten mały szatan zmienia postać rzeczy. Boże, dlaczego nie
Momoi?! Wtedy mógłbym w spokoju grzać
dupę w łóżku.
Przewróciłem się na drugi bok, w geście desperaci chowając twarz w miękkiej poduszce, jakby miała uchronić mnie od wszystkich nieszczęść tego podłego świata, w którym jestem rzekomą ofiarą.
Przewróciłem się na drugi bok, w geście desperaci chowając twarz w miękkiej poduszce, jakby miała uchronić mnie od wszystkich nieszczęść tego podłego świata, w którym jestem rzekomą ofiarą.
Nie nacieszyłem się
długo swoim fałszywym spokojem, przerwał go wibrujący telefon.
W pełni
zrezygnowany spojrzałem na pięciocalowy ekran: „Rusz się debilu. Chyba, że
chcesz mieć nożyczki w twarzy”
- Ja pierdole…- Czyli jednak pamiętali, a już myślałem...
Wstałem, poirytowany zakładając leżące na podłodze spodnie. Nic gorszego chyba nie mogło mnie dziś spotkać. Pozbierałem potrzebne rzeczy, odgarniając z biurka kolorowe magazyny.
Wstałem, poirytowany zakładając leżące na podłodze spodnie. Nic gorszego chyba nie mogło mnie dziś spotkać. Pozbierałem potrzebne rzeczy, odgarniając z biurka kolorowe magazyny.
- Z resztą…i tak jestem już spóźniony.- Westchnąłem, wyjmując
z lodówki puszkę zimnego napoju. Miałem zamiar szybko wrócić do domu i z powrotem
pójść spać.
Jestem w końcu nieco leniwy. Chociaż nie, po co się oszukiwać,
jestem tylko trochę mniej ambitny.
- Daiki!- Matko boska…tylko nie to…- Co sprawiło, że tak
nagle postanowiłeś przejąć rolę kapitana i wyznaczyć nową godzinę? Może
powinienem ci ustąpić?
- Nie skąd…, znaczy no nie…- Bezsensowne tłumaczenie, ale jakoś
trzeba.
- Twoje tłumaczenie jest równie żałosne jak i twoje
kompetencje. Ubieraj się.
Niczym zbity pies wyjąłem z torby sportowe ciuchy. Czemu tak
się daję? Chociaż, mowa tu o Akashim, więc moja podwładność nie jest jeszcze
taka zła.
Nałożyłem na siebie luźny t-shirt chowając resztę rzeczy do szafki.
Kompletnie nie miałem dziś na nic ochoty. Boże jak ja tęsknie za musztrą Momoi,
albo raczej jej brakiem. Zrezygnowany wszedłem na salę gimnastyczną.
- Midorima-kun, widziałeś Kise-kun?
- Dobre pytanie Kuro-chin, to Mine-chin zwykle ignoruje treningi.
- Hej! Może nie pozwalaj sobie.- Czy on musi ciągle nosić to
jedzenie?! Ciągle słyszę tylko szeleszczące paczki w jego wielkich łapach.
- Mine-chin, nie oszukujmy się, robisz wszystko by się wyrwać. –
Murasakibara spojrzał na mnie tym równie inteligentnym wzrokiem. Idealnie
komponował się z jego żarciem.
- Obaj jesteście ciekawymi przypadkami
- Midorima, co to jest?!- Spojrzałem na przedmiot trzymany w
jego lewej ręce.
- Figurka Batmana. Mój szczęśliwy przedmiot.
- W dupie ci się poprzewracało.- Zerknąłem jeszcze raz na
podobiznę mrocznego rycerza tym samym pukając się w czoło w kierunku glona.
Boże, on tak na serio?! Jak horoskop powie mu, że kartonowa
podobizna Christiano Ronaldo jest jego szczęśliwym przedmiotem, to też się z nią
przypałęta? Myślałem, że Kise bije rekordy głupoty, a tu taka niespodzianka.
- Porozmawiam z nim, gdy się zjawi.- Akashi podrzucał w dłoni
piłkę rzucając, co rusz wymowne spojrzenie. Nie żebym miał mu coś do
zarzucenia.
Już sama rozgrzewka dała nam się we znaki, nim zdążyłem się
obejrzeć po policzku spłynęła mi strużka potu a twarz stała się nadzwyczaj
czerwona.
Co rusz starałem się zaczerpać oddech, lecz pomiędzy ciężkimi
ćwiczeniami zdawało się to trudniejsze niż zwykle? Naprawdę tęsknie za Momoi!
Nie tylko za jej rozmiarem, przechadzającym się wzdłuż sali, ale za jej organizacją!
Przynajmniej płuca miałem całe…
- Przepraszam kapitanie!
- Boże, Kise!- Czy ja właśnie usłyszałem Midorime? Od kiedy
on się tak drze?! Heh…same niespodzianki.
Odwróciłem się lekko. Kise opierał się o framugę drzwi, ubrany
w sportowy strój, jego oczy zdawały się błyszczeć, widocznie od płaczu. Lewe
oko otoczone było pokaźnym siniakiem, a czoło pokrywała rana po rozcięciu.
Chłopak był zdyszany i mokry, ledwo trzymał się w pozycji stojącej.
- Hej, co się stało?- Sam byłem zaskoczony, nie wiedziałem,
co się dzieje.
Chciał się ruszyć, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa, upadł na podłogę,
krzywiąc się z bólu.
- Midorima, Aomine zanieście go do lecznicy!- Akashi podniósł
się z miejsca, nawet jego spokojna twarz zdawała się w tym momencie być nieco
zaniepokojona.
Wiedziałem, że Kise to idiota, ale żeby aż tak się urządzić,
nie to nie w jego stylu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz