niedziela, 31 maja 2015

3.Cudowne Imperium

Tak, w końcu się pojawiło... xD
Pseplasam, ale tak jakoś całkowicie o tym ostatnimi czasy zapomniałam....
Więc ten...Zapraszam
Aha..., to właśnie ten rozdział w którym poznajemy rzekomy pairing całej serii 


   Słońce powoli oświetlało murowaną ścieżkę podjazdu. Oddział specjalny składający się z sześciu osobowej załogi, gotowy był opuścić terytorium stolicy.
  Lekki stukot kopyt odbijał się echem od utwardzonej drogi, przyciągając ciekawe spojrzenia ludzi, lecz było coś, co ciekawiło ich jeszcze mocniej.
   Postać odzianego w czerń mężczyzny, którego skórzany płaszcz delikatnie kołysał się u dołu, kaptur częściowo zakrywał twarz, a pokaźna broń zamocowana była u jego boku.
   Aomine nie wiedział, co tak naprawdę było powodem przystania na propozycję Akashiego. Chęć wzbogacenia się nijak miała się do jego pragnień, ze względu na życie, jakie dotychczas prowadził. Wieczne ukrywanie się było chyba jedyną rzeczą, jaka była mu od pewnego czasu dana, choć sam był sobie winien. Nie liczył na jego łaski ani tym bardziej możliwość zamieszkania w stolicy. 
   Nie chciał niczego, co oferowała mu ta mała gnida.
Karą śmierci również za specjalnie się nie przejął; być może dlatego, że jego życie do odpowiednich nie należało. 
  W jednej rzeczy zgadzał się z tym małym tyranem; jego życie było całkowicie bez sensu, pozbawione jakiegokolwiek celu. Nie myślał o swojej przyszłości ani co się z nim stanie. Czemu więc się zgodził? Najlepiej by w końcu odreagować tą beztroskę i być może, choć trochę zmienić tą nudną przewidywalność, spędzaną w zaciszu Ciemnej dzielnicy.
   Skoro i tak nie miał wyjścia, postanowił ten jeden raz ulec.
- Mamy pozwolenie na opuszczenie stolicy.
  Ciemnoskóry chłopak rozejrzał się wokół, widząc jak jego załoga kroczy właśnie przez potężną bramę, żegnając się z główną siedzibą króla.
  
  Wczorajszej nocy w karczmie czuł się wściekły. Jego życiowym celem było między innymi ze wszystkich sił unikać królewskich psów i całego tego cmentarza, który ciągnął się za nimi.
On sam nie należał do ludzi złych, a przynajmniej kiedyś, kiedy jeszcze życie nie zmusiło go do gwałtownej zmiany stosunku do siebie i całego świata. Kiedy jeszcze był kimś i miał coś, o co mógł dbać. Teraz pozostała mu tylko troska o własną osobę i fala nienawiści. Nie spodziewał się jednak, że kiedykolwiek źródło jego żalu znajdzie się obok niego.
   Nigdy nie przypuszczał, że ten mały tyran będzie w stanie z bezczelnym, jarzącym się na ustach uśmieszkiem spoglądać mu w oczy, jakby z całej siły chciał utwierdzić go w fakcie, iż jest dla niego nikim, a jedynie marnym pionkiem w jego chorej grze.
- Myślisz, że jesteś w stanie zmusić mnie, bym działał dla twoich poronionych ambicji, grożąc mi tępym mieczykiem?- Stanął uśmiechając się lekko. Bronił swojego honoru, bo wiedział, że tylko on mu pozostał.
- Och, zmusić? Nie zrozumiałeś mnie chyba zbyt dobrze. Ty po prostu zrobisz coś sensownego. Prawda? Nie tego chciałeś?- Coraz głębiej wpatrywał się w twarz Aomine, która nabierała coraz poważniejszego wyrazu, a oczy niemal iskrzyły w gotowości, by raz na zawszę pozbawić życia Akashiego. Ten jednak pozostawała nieugięty, wiedząc, że jego cel jest znacznie bliżej niż przypuszczał.- Jak myślisz Aomine? Czym jest życie? Życie dla ciebie jest porażką. Straciłeś zbyt wiele by wyznaczyć sobie nową ścieżkę, a czy właśnie nie tego pragniesz? Skoro nie możesz zrobić tego sam, daj możliwość zrobienia to komuś innemu. Wynagrodzę cię hojnie, lecz sam fakt, że pomogłeś mi, twojemu władcy, który stara się odbudować sens twego żywota i istotnych ludzkich pragnień powinien mieć szersze znaczenie. Twój potencjał się marnuje, zadbaj by nie ulotnił się zbyt szybko, rozproszony przez twe nieosiągalne pragnienia. Ja przybliżę ci te, które jesteś w stanie zdobyć.
  W pomieszczeniu zapadła cisza, w której można było usłyszeć regularne, miarowe oddechy słuchaczy. Zarówno król jak i łowca stali w bezruchu, rzucając jedynie między sobą przeniknione spojrzenia,
Akashi zaśmiał się cicho mówiąc dalej:
- Wyruszycie o świcie, małym oddziałem składającym się z tych, którym ma ufność jest bezgraniczna i tym, których umiejętności wykraczają poza granice przeciętności.
  Dotrzecie na granicę z państwem Shutoku, jednak pamiętajcie, by nie narażać się na gniew jego władcy. Tam znajdziecie to, czego szukam.

  Rankiem, decydując się na udział w wyprawię, czuł się jednocześnie przybitym jak i wściekły. Głównie na to, że jest teraz pionkiem w jego rękach.
-Hej! Nowy…- Porywczy głos wyrwał go z przemyśleń. Niski, rudawy chłopak, po którego posturze nie można było spodziewać się zbyt wiele, odezwał się do niego z zaskoczenia ukazując błyszczący kieł.- Tylko nigdzie nie odbiegaj. W przeciwnym wypadku mamy nakaz pozbycia się ciebie.- Ton, jakim mówił nie miał się nijak do tego, co chciał powiedzieć. Sama jego postać zdawała się być zbyt roztrzepana i dziecinna jak na osobę, która służy jako prawa ręka króla.
-Zamknij się, jeśli chciałbym to zrobić, nie zawahałbym się podjąć ucieczki.- Ciemnowłosy tylko odburknął w odpowiedzi, nie biorąc nic nieznaczących gróźb ze strony młodego strażnika. W jego głowię po raz pierwszy zrodziło się pytanie i pewna ciekawość dotycząca osoby, którą za zadanie ma przyprowadzić Akashiemu. Musi to być ktoś najwyższej rangi, skoro obojętny na wszystko władca, skory jest do wysłania swój najlepszy oddział, w dodatku w towarzystwie takiego kogoś jak on. 
   Z minuty na minutę tłumiąca go obojętność wzbierała się w coraz silniejszą ciekawość. Czego tak naprawdę chciała ta gnida?
  Oddział wyruszył na północ, mieli w planach jechać całą noc by następnego wieczoru zatrzymać się w jakiejś gospodzie na krótki spoczynek. Teraz to było ich celem.

- Zatrzymujemy się na postój.- Wyższy nieco bardziej muskularny dowódca nakazał się zatrzymać w gospodzie przy granicy wejścia do miasta.
- Rany Boskie… Ale mi nogi zdrętwiały…
- Hayama przymknij się!- Reo zawtórował koledze, po chwili uderzając chłopaka w głowę z niemal obojętna miną.
  Jechali tak jak było to wcześniej ustalone, nie napotykając po drodze większych przeszkód, dlatego też zgodnie z planem należał im się odpoczynek.
Weszli do gospody, powoli przyzwyczajając oczy do bladego światła. Miejsca nie było może bardzo dużo, jednak panowała ogólna swoboda. Gości było również niewielu, choć w samym rogu Aomine mógł dostrzec grupkę młodych ludzi, śmiejących się żwawo tym samym ignorując pouczające spojrzenia barmana. 
   Pierwszym, na którego zwrócił uwagę, był ten najbardziej odznaczający się pośród nich; białe kosmyki sterczały mu niemal we wszystkie strony, w oczach iskrzyło się coś na zasadzie iskierek, a usta wykrzywiał równie bezczelny uśmiech. Różnił się on jednak od tego, który reprezentował król. W tym, który posiadał białowłosy chłopak siliła się pogarda i prostactwo. Nie było już to ten sam zabójczy, a równie majestatyczny i nieprzewidywalny, jakim darzył go Akashi. On był po prostu odrażający.
-Ej! Panie zagapiony!- Łowca poczuł jak ktoś szturcha go gwałtownie w ramię, tym samym zmuszając do odwrócenia wzroku od tajemniczego stolika.- Napij się, może ta chęć mordu ci w końcu ustanie.
  Aomine tylko syknął cicho siadając na miejsce obok czarnowłosego żołnierza, który jakoś nieszczególnie przejmował się ciekawskimi spojrzeniami i nadal prawił swojemu koledze wykład.
- Sześć piw!- Dowódca rzucił w kierunku barmana, nawet nie siląc się na odrobinę grzeczności. Straż królewska zdecydowanie za wiele sobie pozwalała, ale tryb życia który prowadzili, nie dość, że znacznie odznaczał się od tego jaki prowadzili zwykli poddani, był w dodatku szanowany przez znikomych ludzi średniego stopnia.
 Aomine westchnął zrezygnowany, zarzucając lekko kaptur czarnego płaszcza na głowę.
Oparł się zrezygnowany na stole, przymykając oczy.
  W tym momencie nie za bardzo uśmiechało mu się dzielić czas wśród tego obłędu, a na pewno nie spijać się w karczmie. Już chyba nic go nie było w stanie zaskoczyć. Takie to życie zawodowego łowcy.
- Przepraszam…- Do jego uszy niespodziewanie dobiegł cichy, niemal nienamacalny głos. Zaciekawiony uchylił jedną powiekę, lecz po chwili obojętność zastąpiona została niemal zauroczeniem.- Państwa zamówienie…
 Obok nich stał wysoki młodzieniec, ubrany w czarne spodnie, brązowe skórzane kozaki sięgające niemal do kolan i cienką, śnieżnobiałą koszulę z długim rękawem.
  Oczy odznaczały się jarzącym złotem, chronionym przez długie ciemne rzęsy. Twarz była niezwykle gładka i jasna kontrastując delikatnie z lekko różowymi policzkami.
  Równie jasne kosmyki były związane w kitkę, choć nawet wtedy sprawiały wrażenie niewyobrażalnie miękkich i delikatnych.
Chłopak emanował czymś w rodzaju spokoju, jednak dało się od niego wyczuć lekki speszenie.
    Po chwili zaczerwienił się raptownie, a gdy Aomine zdał sobie sprawę, że przyczyniło się ku temu jego przenikliwe spojrzenie, odwrócił się gwałtownie.
   Rozejrzał się po minach swoich towarzyszy, lecz żaden z nich zdawał się nie zauważyć jego małego incydentu. Odetchnął w duchu, czując jak oblewająca fala gorąca powoli ustaje, choć myśli w jego głowie wciąż zdawały się krążyć wokół złotych tęczówek.
  Spokój nie trwał wiecznie, przerwany przez niespodziewany krzyk i towarzyszący niemu chichot.
   Odwrócił głowę w tamtym kierunku, podobnie jak cały jego oddział. Białowłosy chłopak; którego wcześniej badał Aomine, chwycił gwałtownie za nadgarstek blond włosego kelnera, szybkim ruchem przygniatając go do stołu. 
  Tamten jęknął cicho czując jak ciało chłopaka o kpiącym uśmiechu przygniata go mocniej i krępuje ruchy.
Aomine niemal z wściekłością spostrzegł jak sprawca prawie że niezauważalnie sięgnął dłonią pod materiał cienkiej koszuli, wciąż nie odrywając z ust swego parszywego atrybutu.
- Prze-przestań…- Wyszeptał tylko, lecz jego prośba nie zadziałała, w wyniku czego, oprawca pozbawił go górnej części ubrania.
Śmiech trwał jeszcze chwilę, jednak zaraz potem w gospodzie zapanowała chwila ciszy przerwana przez nagły okrzyk.
  Białowłosy z przerażeniem poczuł jak jego policzek zaczyna znacznie piec, a wraz z tym po skórze spływa ciekła substancja.    Podniósł wzrok, widząc jak odziana cała na czarno postać celuje w niego ostrzem miecza, a spod jej kaptura jarzą się błyszczące iskry.
- Puść go, albo obiecuje ci, że nikt nie zdoła pozszywać twojej poharatanej mordy.






3 komentarze:

  1. Super *^* serio, bardzo mi się podobało <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje <3
      Szczerze powiedziawszy miałam mieszane uczucia co do tego rozdziału, ale ciesze się, że moje wątpliwości były niepotrzebne ;D

      Usuń
  2. Heh ^^ no to niepotrzebnie ;) Świetnie wyszło *^* Mi sie baaaaardzo podobało. AMEN. <3

    OdpowiedzUsuń