Tak, w końcu się pojawiło... xD
Pseplasam, ale tak jakoś całkowicie o tym ostatnimi czasy zapomniałam....
Więc ten...Zapraszam
Aha..., to właśnie ten rozdział w którym poznajemy rzekomy pairing całej serii
Słońce powoli oświetlało murowaną ścieżkę podjazdu. Oddział
specjalny składający się z sześciu osobowej załogi, gotowy był opuścić
terytorium stolicy.
Lekki stukot kopyt odbijał się echem od utwardzonej drogi,
przyciągając ciekawe spojrzenia ludzi, lecz było coś, co ciekawiło ich jeszcze
mocniej.
Postać odzianego w czerń mężczyzny, którego skórzany płaszcz
delikatnie kołysał się u dołu, kaptur częściowo zakrywał twarz, a pokaźna broń
zamocowana była u jego boku.
Aomine nie wiedział, co tak naprawdę było powodem przystania
na propozycję Akashiego. Chęć wzbogacenia się nijak miała się do jego pragnień,
ze względu na życie, jakie dotychczas prowadził. Wieczne ukrywanie się było
chyba jedyną rzeczą, jaka była mu od pewnego czasu dana, choć sam był sobie
winien. Nie liczył na jego łaski ani tym bardziej możliwość zamieszkania w
stolicy.
Nie chciał niczego, co oferowała mu ta mała gnida.
Karą śmierci również za specjalnie się nie przejął; być może
dlatego, że jego życie do odpowiednich nie należało.
W jednej rzeczy zgadzał się
z tym małym tyranem; jego życie było całkowicie bez sensu, pozbawione
jakiegokolwiek celu. Nie myślał o swojej przyszłości ani co się z nim stanie.
Czemu więc się zgodził? Najlepiej by w końcu odreagować tą beztroskę i być może,
choć trochę zmienić tą nudną przewidywalność, spędzaną w zaciszu Ciemnej dzielnicy.
Skoro i tak nie miał wyjścia, postanowił ten jeden raz ulec.
- Mamy pozwolenie na opuszczenie stolicy.
Ciemnoskóry chłopak rozejrzał się wokół, widząc jak jego
załoga kroczy właśnie przez potężną bramę, żegnając się z główną siedzibą
króla.
Wczorajszej nocy w karczmie czuł się wściekły. Jego życiowym
celem było między innymi ze wszystkich sił unikać królewskich psów i całego
tego cmentarza, który ciągnął się za nimi.
On sam nie należał do ludzi złych, a przynajmniej kiedyś,
kiedy jeszcze życie nie zmusiło go do gwałtownej zmiany stosunku do siebie i
całego świata. Kiedy jeszcze był kimś i miał coś, o co mógł dbać. Teraz
pozostała mu tylko troska o własną osobę i fala nienawiści. Nie spodziewał się
jednak, że kiedykolwiek źródło jego żalu znajdzie się obok niego.
Nigdy nie przypuszczał, że ten mały tyran będzie w stanie z
bezczelnym, jarzącym się na ustach uśmieszkiem spoglądać mu w oczy, jakby z
całej siły chciał utwierdzić go w fakcie, iż jest dla niego nikim, a jedynie
marnym pionkiem w jego chorej grze.
- Myślisz, że jesteś w stanie zmusić mnie, bym działał dla
twoich poronionych ambicji, grożąc mi tępym mieczykiem?- Stanął uśmiechając się
lekko. Bronił swojego honoru, bo wiedział, że tylko on mu pozostał.
- Och, zmusić? Nie zrozumiałeś mnie chyba zbyt dobrze. Ty po
prostu zrobisz coś sensownego. Prawda? Nie tego chciałeś?- Coraz głębiej
wpatrywał się w twarz Aomine, która nabierała coraz poważniejszego wyrazu, a
oczy niemal iskrzyły w gotowości, by raz na zawszę pozbawić życia Akashiego.
Ten jednak pozostawała nieugięty, wiedząc, że jego cel jest znacznie bliżej niż
przypuszczał.- Jak myślisz Aomine? Czym jest życie? Życie dla ciebie jest
porażką. Straciłeś zbyt wiele by wyznaczyć sobie nową ścieżkę, a czy właśnie
nie tego pragniesz? Skoro nie możesz zrobić tego sam, daj możliwość zrobienia
to komuś innemu. Wynagrodzę cię hojnie, lecz sam fakt, że pomogłeś mi,
twojemu władcy, który stara się odbudować sens twego żywota i istotnych
ludzkich pragnień powinien mieć szersze znaczenie. Twój potencjał się marnuje,
zadbaj by nie ulotnił się zbyt szybko, rozproszony przez twe nieosiągalne
pragnienia. Ja przybliżę ci te, które jesteś w stanie zdobyć.
W pomieszczeniu zapadła cisza, w której można było usłyszeć
regularne, miarowe oddechy słuchaczy. Zarówno król jak i łowca stali w
bezruchu, rzucając jedynie między sobą przeniknione spojrzenia,
Akashi zaśmiał się cicho mówiąc dalej:
- Wyruszycie o świcie, małym oddziałem składającym się z
tych, którym ma ufność jest bezgraniczna i tym, których umiejętności wykraczają
poza granice przeciętności.
Dotrzecie na granicę z państwem Shutoku, jednak pamiętajcie,
by nie narażać się na gniew jego władcy. Tam znajdziecie to, czego szukam.
Rankiem, decydując się na udział w wyprawię, czuł się
jednocześnie przybitym jak i wściekły. Głównie na to, że jest teraz pionkiem w
jego rękach.
-Hej! Nowy…- Porywczy głos wyrwał go z przemyśleń. Niski,
rudawy chłopak, po którego posturze nie można było spodziewać się zbyt wiele,
odezwał się do niego z zaskoczenia ukazując błyszczący kieł.- Tylko nigdzie nie
odbiegaj. W przeciwnym wypadku mamy nakaz pozbycia się ciebie.- Ton, jakim
mówił nie miał się nijak do tego, co chciał powiedzieć. Sama jego postać zdawała
się być zbyt roztrzepana i dziecinna jak na osobę, która służy jako
prawa ręka króla.
-Zamknij się, jeśli chciałbym to zrobić, nie zawahałbym się
podjąć ucieczki.- Ciemnowłosy tylko odburknął w odpowiedzi, nie biorąc nic nieznaczących
gróźb ze strony młodego strażnika. W jego głowię po raz pierwszy zrodziło się
pytanie i pewna ciekawość dotycząca osoby, którą za zadanie ma przyprowadzić
Akashiemu. Musi to być ktoś najwyższej rangi, skoro obojętny na wszystko
władca, skory jest do wysłania swój najlepszy oddział, w dodatku w towarzystwie
takiego kogoś jak on.
Z minuty na minutę tłumiąca go obojętność wzbierała się w coraz silniejszą ciekawość. Czego tak naprawdę chciała ta gnida?
Z minuty na minutę tłumiąca go obojętność wzbierała się w coraz silniejszą ciekawość. Czego tak naprawdę chciała ta gnida?
Oddział wyruszył na północ, mieli w planach jechać całą noc
by następnego wieczoru zatrzymać się w jakiejś gospodzie na krótki spoczynek. Teraz
to było ich celem.
- Zatrzymujemy się na postój.- Wyższy nieco bardziej
muskularny dowódca nakazał się zatrzymać w gospodzie przy granicy wejścia do
miasta.
- Rany Boskie… Ale mi nogi zdrętwiały…
- Hayama przymknij się!- Reo zawtórował koledze, po chwili
uderzając chłopaka w głowę z niemal obojętna miną.
Jechali tak jak było to wcześniej ustalone, nie napotykając
po drodze większych przeszkód, dlatego też zgodnie z planem należał im się
odpoczynek.
Weszli do gospody, powoli przyzwyczajając oczy do bladego
światła. Miejsca nie było może bardzo dużo, jednak panowała ogólna swoboda.
Gości było również niewielu, choć w samym rogu Aomine mógł dostrzec grupkę
młodych ludzi, śmiejących się żwawo tym samym ignorując pouczające spojrzenia
barmana.
Pierwszym, na którego zwrócił uwagę, był ten najbardziej odznaczający
się pośród nich; białe kosmyki sterczały mu niemal we wszystkie strony, w
oczach iskrzyło się coś na zasadzie iskierek, a usta wykrzywiał równie
bezczelny uśmiech. Różnił się on jednak od tego, który reprezentował król. W
tym, który posiadał białowłosy chłopak siliła się pogarda i prostactwo. Nie
było już to ten sam zabójczy, a równie majestatyczny i nieprzewidywalny, jakim
darzył go Akashi. On był po prostu odrażający.
-Ej! Panie zagapiony!- Łowca poczuł jak ktoś szturcha go
gwałtownie w ramię, tym samym zmuszając do odwrócenia wzroku od tajemniczego
stolika.- Napij się, może ta chęć mordu ci w końcu ustanie.
Aomine tylko syknął cicho siadając na miejsce obok
czarnowłosego żołnierza, który jakoś nieszczególnie przejmował się ciekawskimi
spojrzeniami i nadal prawił swojemu koledze wykład.
- Sześć piw!- Dowódca rzucił w kierunku barmana, nawet nie
siląc się na odrobinę grzeczności. Straż królewska zdecydowanie za wiele sobie
pozwalała, ale tryb życia który prowadzili, nie dość, że znacznie odznaczał się
od tego jaki prowadzili zwykli poddani, był w dodatku szanowany przez znikomych
ludzi średniego stopnia.
Aomine westchnął zrezygnowany, zarzucając lekko kaptur
czarnego płaszcza na głowę.
Oparł się zrezygnowany na stole, przymykając oczy.
W tym momencie nie za bardzo uśmiechało mu się dzielić czas
wśród tego obłędu, a na pewno nie spijać się w karczmie. Już chyba nic go nie
było w stanie zaskoczyć. Takie to życie zawodowego łowcy.
- Przepraszam…- Do jego uszy niespodziewanie dobiegł cichy,
niemal nienamacalny głos. Zaciekawiony uchylił jedną powiekę, lecz po chwili
obojętność zastąpiona została niemal zauroczeniem.- Państwa zamówienie…
Obok nich stał wysoki
młodzieniec, ubrany w czarne spodnie, brązowe skórzane kozaki sięgające niemal
do kolan i cienką, śnieżnobiałą koszulę z długim rękawem.
Oczy odznaczały się jarzącym złotem, chronionym przez długie
ciemne rzęsy. Twarz była niezwykle gładka i jasna kontrastując delikatnie z
lekko różowymi policzkami.
Równie jasne kosmyki były związane w kitkę, choć nawet wtedy
sprawiały wrażenie niewyobrażalnie miękkich i delikatnych.
Chłopak emanował czymś w rodzaju spokoju, jednak dało się od
niego wyczuć lekki speszenie.
Po chwili zaczerwienił się raptownie, a gdy Aomine zdał
sobie sprawę, że przyczyniło się ku temu jego przenikliwe spojrzenie, odwrócił
się gwałtownie.
Rozejrzał się po minach swoich towarzyszy, lecz żaden z nich
zdawał się nie zauważyć jego małego incydentu. Odetchnął w duchu, czując jak
oblewająca fala gorąca powoli ustaje, choć myśli w jego głowie wciąż zdawały
się krążyć wokół złotych tęczówek.
Spokój nie trwał wiecznie, przerwany przez niespodziewany
krzyk i towarzyszący niemu chichot.
Odwrócił głowę w tamtym kierunku, podobnie jak cały jego
oddział. Białowłosy chłopak; którego wcześniej badał Aomine, chwycił gwałtownie
za nadgarstek blond włosego kelnera, szybkim ruchem przygniatając go do stołu.
Tamten jęknął cicho czując jak ciało chłopaka o kpiącym uśmiechu przygniata go mocniej i krępuje ruchy.
Tamten jęknął cicho czując jak ciało chłopaka o kpiącym uśmiechu przygniata go mocniej i krępuje ruchy.
Aomine niemal z wściekłością spostrzegł jak sprawca prawie że niezauważalnie sięgnął dłonią pod materiał cienkiej koszuli, wciąż nie
odrywając z ust swego parszywego atrybutu.
- Prze-przestań…- Wyszeptał tylko, lecz jego prośba nie
zadziałała, w wyniku czego, oprawca pozbawił go górnej części ubrania.
Śmiech trwał jeszcze chwilę, jednak zaraz potem w gospodzie
zapanowała chwila ciszy przerwana przez nagły okrzyk.
Białowłosy z przerażeniem poczuł jak jego policzek zaczyna
znacznie piec, a wraz z tym po skórze spływa ciekła substancja. Podniósł wzrok,
widząc jak odziana cała na czarno postać celuje w niego ostrzem miecza, a spod
jej kaptura jarzą się błyszczące iskry.
- Puść go, albo obiecuje ci, że nikt nie zdoła pozszywać
twojej poharatanej mordy.