niedziela, 21 czerwca 2015

Tchórz (ErenxArmin)

Boże drogi, w końcu wstawiłam xD
Się zeszło, więc sobie ładnie pogratuluje ;-;
Pisało mi się....dziwnie.... 
Może dlatego że jestem z reguły fanatyczką Ereri i perspektywa pisania czegokolwiek z biednym Alertem była jakże ciekawym doświadczeniem, a jednocześnie ciężkim zadaniem...


    Dziś miał być ten dzień. Miałem przełamać swój strach i nie dać się nic nieznaczącym obawą. Nie wyszło tak, jak przewidywał to mój misterny plan, choć tak naprawdę jestem dzięki temu szczęśliwy jak nigdy w życiu. Wszystko zaczęło się wczesnym rankiem na stołówce.
- Cześć Armin.
- Cześć Connie.- Rzuciłem niezbyt zgrabnie, na chwilę odwracając wzrok od naczynia z czymś, co nosiło miano „zupy”. Mina mojego kolegi zdawała się być nienaturalnie wesoła, oczywiście nawet jak na niego. Z reguły to właśnie on w duecie z Sashą, udzielali nam zbyt optymistyczne nastawienie do świata, czasem w dość irytującym zestawieniu.
-Wiesz, jaki jest dzisiaj dzień, no nie?- Nim się obejrzałem, ramię towarzysza szarpnęło mną, obejmując na tyle mocno, że przez moment zostałem pozbawiony możliwości oddychania.
- Duszę… się…- Uścisk wokół mojej szyj natychmiast zelżał, a wesoły prześladowca, zaczął wyśpiewywać po nosem arię przeprosin.
- Przepraszam! Jestem zbyt pobudzony od samego rana…- Podrapał się niezgrabnie po karku, przyozdabiając minę zbitego psa.- Robimy Erenowi niespodziankę urodzinową! Jesteś jego przyjacielem, czyli obecność obowiązkowa.- Uśmiech na jego twarzy wykrzywił się jeszcze bardziej, wręcz nienaturalnie. O ile to w ogóle możliwe.
   No przecież! Na śmierć zapomniałem, że to dzisiaj! Sam zacząłem się sobie dziwić, w końcu Mikasa nieświadomie trajkotała o tym od dobrego tygodnia, a i dowódcy Hanij nasunęło się to jakiś czas temu.
- Ale czy Eren nie jest za stary na takie rzeczy?- Palnąłem bez zastanowienia, w końcu urodzinowe niespodzianki kojarzyły mi się głownie z kolorowymi balonikami, serpentynami i takimi tam…
- Oj daj spokój Alert!- Fuknął troszkę mniej zadowolony.- To będą urodziny na poziomie buntowniczo-młodzieńczym.
- Eee…? - O co mu chodziło? Na poziomie? Już samo określenie „buntowniczo” nie brzmiało zbyt rozważnie. Czyli zapewnie nie chodzi tu o moją sentencję z kolorowymi balonikami.- Chyba nie mówisz o…?
- A no właśnie tak.- Gdyby nie ten uroczy uśmiech, to byłbym skłonny pomyśleć, że zostałem nikczemnie oszukany przez własnego kolegę.
- Oszalałeś?!
- To nie mój pomysł. Może nie wiesz, ale nie jestem szalony, aż do tego stopnia. Wszelakie reklamację proszę zgłaszać do Pana Kirsteina.- Posłał mi jeszcze jeden firmowy uśmiech, a ja poczułem jak ostatnia cząstka wiary we własnych kolegów, którą tak zawzięcie usiłowałem zachować leci gdzieś w przestworza.
- Samobójca.- Westchnąłem tylko.
- Armin.
- Hmmm?
- Wiem, że lubisz Erena…Ale tak lubisz lubisz… Tak bardzo… No i wiesz, tak sobie z Jeanem pomyśleliśmy, że skoro nie emanujesz jakąś wielką odwagą… A w sumie dziś jest dobra okazja, a jeszcze jakbyśmy trochę tego alkoholu załatwili, to byś z nim jakoś pogadał… Bo no wiesz, tak głupio jak się za nim oglądasz krok w krok i nic nie robisz… Rozumiesz, no nie?
- Eee..?! Mam go upić? Przecież to idiotyczne…
- Lepsze to, niż wzdychanie przez całe życie.
  Spuściłem wzrok nie komentując dalszej wypowiedzi. Chwilę później Connie opuścił mnie, mówiąc, że idzie dalej przekazywać zaproszenia.
   Jedyne, co zdążył mi powiedzieć, to to, że jeśli zdecyduje się skorzystać z jego planu, to mam pomóc im w podprowadzeniu wina i innych trunków ze spiżarni. Nie podobało mi się to, ale byłem w kropce.
Chociaż, czemu by właśnie nie dziś wyznać Erenowi, co czuję.
 Gdy jest się w opresji, impreza z urodzinowym alkoholem nie była wcale złą okazją.
  W końcu jakby co, to jest szansa, że zapomni, co mówiłem. Zawsze dobrze jest mieć jakiś plan awaryjny na wypadek podobnej klapy. Jednak czy właśnie tego chciałem? Powiedzieć co czuję i później tego żałować? Byłem pewien swoich uczuć, jednak miało się to nijak do tego, co myśli o mnie Eren. 
  Jasne, przyjaźniliśmy się, to pewne i nigdy nie miałem, co do tego wątpliwości.
  Jednak ostatnio pragnąłem spędzać z nim więcej czasu, ale nie to uświadomiło mnie w swoich prawdziwych przekonaniach. Może ciężko to pojąć, ale Eren wydawał mi się być atrakcyjny…      Czerwieniłem się jak jakaś mała dziewczynka, gdy tylko moje pełne fascynacji spojrzenie, przypadkowo krzyżowało się z jego wzrokiem. Przyjaźń nie polegała na tym.
  Czasami bywałem nawet zazdrosny o Mikase, choć widziałem, że jest ona dla Erena jedynie rodziną.
  Jednak świadomość, że znaczy dla Erena bardzo dużo, wywierała we mnie dziwne uczucie pustki. Domagałem się adoracji, lecz szansa na nią była niewielka. Dziś zdecydowałem się spróbować, przełamać swój lęk i obawy.

- Oj daj spokój Jean!- Connie niemal zaczął wchodzić na głowę brunetowi.- Co ty? Przecież sam to wymyśliłeś!
Tak jak mi zaproponowano, spotkałem się wraz z Jeanem i Connim w głównej bazie, kilka metrów od pomieszczenia, gdzie znajdował się nasz łup. Jednak jak to się można było tego spodziewać, wynikły małe sprzeczki, a idealny plan, wcale nie był taki idealny.
- Eee..?!- Moja wina, że strażnicy przyłapali mnie na grzebaniu w spiżarni tydzień temu? Nie będę się narażał dla głupiego wina… Ostatnio bułki, teraz wino, a za tydzień masło! Zostanę pozbawiony tytułu żołnierza, nie z powodu utraty życia na polu bitwy, a przez podkradnie żarcia.
- Faktycznie…Mało bohaterskie… Ale to był twój pomysł!
- No właśnie! Więc skoro mój pomysł, to wykonanie będzie twoje.
- Takiś cwany?!
- A co tu się dzieje?- Wszyscy omal nie podskoczyliśmy, gdy zza ściany wyłoniła się znajoma postać Pixisa. Na pomarszczonej twarzy widniał ten sam rumieniec co zwykle, a oczy świeciły przekonującą.- Pozwoliłem sobie podsłuchać waszej lekkiej wymiany zdań. Nie uważacie, że okradanie jest nagannym zachowaniem? Żołnierz powinien podlegać dyscyplinie i być jej uległy. Wasza postawa jest iście rozczarowująca.
- Przeprasz…
- Panie Alert, tu nie ma co przepraszać…- Wyjąkałem jeszcze kilka niezgrabnych kwestii, jednak samo ich wypowiedzenie było większym non sensem niż samo ich znaczenie.
O ile to w ogóle możliwe….
- Łapcie… Gdyby nie diabelska sugestia wyniesienia połowy trunków z gabloty, może obdarowałbym was nieco hojniej, ale, że mój ulubieniec jest solenizantem, to nie będę, aż tak bezduszny.- Uśmiechnął się, wręczając nam do rąk dwie butelki wina    Zastygliśmy, jednak można było się tego spodziewać po osobie, jaką był Pixis.
   W tej chwili dziękowałem jednak Bogu, że osobą, która nakryła nas na tym małym spisku nie był kapral.
- Tylko pamiętajcie, ani słowa dowódcy. Straszny sztywniak z niego…
- T-tak jest…- Chwyciłem niezdarnie podarunek. Dopiero teraz jednak, zdałem sobie sprawę z własnej głupoty… Miałem odwagę okraść dowódcę, a boję się powiedzieć coś ważnego, ważnej dla mnie osobie? Chyba czas skończyć z wygłupami, no bo w końcu, czego tak naprawdę się boję? Przeżyłem już chyba wystarczającą dużo, by wiedzieć, że zawszę byłem najsłabszy. Szukałem lekkiej i bez konsekwentnej drogi i właśnie przez to, wciąż stałem w miejscu. Oszukiwanie samego siebie, warte jest moje tchórzostwa
- Potrzymaj to!- Zrozumiałem, że czas w końcu ruszyć się z miejsca, nawet, jeśli moja droga nie będzie należała do łatwych.
- Ej Armin! Gdzie ty leziesz?
- Zmienić swoje życie!- Odkrzyknąłem, a mój uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej.
- Aha…To powodzenia…- Jean tylko machnął ręką, a ja wciąż biegłem. Znajdowałem się właśnie na placu, napotykając zdumione spojrzenia, i choć może powinienem się nimi zainteresować, nie miało to dla mnie znaczenia. Liczyło się tylko to, co chciałem powiedzieć. Nawet, jeżeli w konsekwencji moje uczucia miałyby zostać odepchnięte, pogodziłem się z nimi, a to już w gruncie rzeczy czyniło ze mnie zwycięzcę.
  Tytani mnie przerażali, lecz bardziej przerażała mnie moja słabość, bo to właśnie wszystko, co miało być mi dane, przepływało mi między palcami niczym woda.
  Wiedziałem, że dopóki nie zburzę starego porządku, nie odbuduję nowego.
   Dotarłem na miejsce, stając kilka metrów dalej.
Eren siedział w towarzystwie Mikasy na placu, czemu towarzyszyła luźna rozmowa.
  Widząc jej matczyną troskę i jak zwykle poirytowaną twarz Erena, uśmiechnąłem się jeszcze szerzej.
  Nie miałem zamiaru dać się zatrzymywać.
- Armin?- W jednej chwili wylądowałem obok niego, obejmując stanowczo. Nie patrzyłem na otoczenie, widziałem jedynie wbite we mnie wzrokiem iskrzące tęczówki.
Zaśmiałem się cicho.
- Widzisz Eren, nie jestem tchórzem. Thórz rezygnuje i wszystko traci, a ja nie mam zamiaru.- Objąłem dłońmi jego twarz przyciągając bliżej, do momentu, gdy nasze usta złączyły się, roznosząc kojące ciepło. Moje serce przyśpieszyło, bijąc niemal w tępię przeszywającego mnie impulsu, a ciało drżało delikatnie pod wpływem rozkoszy. Eren chwycił mój nadgarstek, delikatnie muskając wargami.
- Armin… Nigdy nie byłeś tchórzem. Jesteś po prostu szalony….

6 komentarzy:

  1. Kocham ten paring <3 Świetnie wyszło! Nie mam słów opisu ak szczerze ;-; dlatego jeszcze raz powiem....ŚWIETNIEEEE <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uznajmy, że Ci wierze xD Miałam troszku wątpliwości co do tego shota, a w szczególności przez to, że nie do końca wiedziałam jak sprecyzować swój pomysł i oddać charakter bohaterów.

      Usuń
  2. Ale i tak wyszłooooo *pacza na nią* Mnie się podobało, inaczej bym nie mówiła że to jest ŚWIETNE.....XDDDD To chyba logiczne prawda? ^^"
    Ale naprawdę super wyszło ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, niech Ci będzie, uwierzyłam xD Arigatoooo *-*

      Usuń
  3. Kocham Eremin <3
    I to <3
    Znaczy shippuję też EreJean i EreRi, ale XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Łiii Eremin ♡♡♡! Tak mało jest polskich opowiadań tym bardziej dobrych, a to wyszło uroczo!

    OdpowiedzUsuń