środa, 24 czerwca 2015

4.Cudowne Imperium

Ajajaj....Niby krótkie ale nie wyrobiłam się z korektą...
Wstawiłabym wczoraj, no ale...
;-; 


      Białowłosy z przerażeniem poczuł jak jego policzek zaczyna znacznie piec, a wraz z tym po skórze spływa ciekła substancja.    Podniósł wzrok, widząc jak odziana cała na czarno postać celuje w niego ostrzem miecza, a spod jej kaptura jarzą się błyszczące iskry.
- Puść go, albo obiecuje ci, że nikt nie zdoła pozszywać twojej poharatanej mordy.
  Oczy wszystkich zgromadzonych skierowały się w to samo miejsce, dając następstwo głuchej ciszy. Nikt z obecnych nie miał odwagi by przeszkodzić im w ich małej konfrontacji.
   Ciemnoskóry łowca syknął cicho, trzymając broń na wysokości gardła chłopaka. Tamten jednak uśmiechnął się lekko, jakby dając innym do zrozumienia, że nie żałuje tego co zrobił, ani nie obawia się konsekwencji.
- Cudzoziemiec, a kto by pomyślał, że taki skory do robienia sobie problemów.- Machnął lekceważąco dłonią, oblizując koniuszek palca. Otoczka ludzi siedząca obok niego zawtórowała cichym chichotem, aczkolwiek żadne z nich nie czuło się równie śmiało. W międzyczasie po karczmie chodziły ciche plotki i towarzyszące temu zdumione twarze.
- Mówiłem coś!
- No już! Spokojnie…- Speszył się lekko, wciąż jednak nie puszczając trzymanego kelnera. Jego jasna twarz przybrała odcień lekkiej purpury, a w oczach zaczęły szklić się łzy. Aomine spostrzegł także, że siła która coraz mocniej przygniatała go do stołu, wcale nie zmalała, a wręcz przeciwnie, wokół nadgarstków tworzyły się delikatne obrzęki. Mimo wszystko nie odzywał się, patrząc przed siebie nieobecnym wzrokiem, jakby ból który wprawiał go w odrętwienie był czymś, z czym zdążył się pogodzić.- Zawsze możemy się jakoś dogadać, prawda? Ja go zostawię a ty mi zapłacisz. Pomyślny układ, nie uważasz? O ile się nie mylę po twoim wizerunku, uchodzisz za osobę o nieco większym budżecie niż przeciętny mieszczanin, o wieśniakach nie wspominając. Ja będę zadowolony, blondas i ty z resztą też, w dodatku sam wiesz jak teraz trudno o jakiekolwiek cywilizowane życie, oczywiście nie twierdzę że tego właśnie oczekuje, ale…
- Oj zamknij się wreszcie… - Ostrzę zgrabnym ruchem przecięło powietrze rozcinając materiał koszuli między łopatkami napastnika, który po chwili zaczął przybierać szkarłatny kolor. Chłopak wydarł z siebie głośne syknięcie, opadając na kolana. Cisza panująca w budynku przybrała na sile, a chichoty umilkły niemal całkowicie, z przerażeniem spoglądając na postać odzianą w skórzany płaszcz.- Cholera… Świat jest pełen gnojków twojego pokroju, ale ty wyjątkowo mocno mnie wkurwiłeś…- Lekko kpiący znudzony ton odbijał się teraz echem od ścian, dołączając do tego pogardliwy warkot rannego.
- Zabije cię ty skur…
- Może innym razem.
Afera nie trwała długo, zarówno jedna jak i druga strona miała dość poniżenia jak i zbędnych aktów.    Białowłosy chłopak, którego kosmyki były w tej chwili lepkie od potu, a po policzku odznaczał się rozmazany ślad po wypływającej krwi, podniósł się niezgrabnie z podłogi. 
  Krzywy i zarówno odrażający uśmiech zdobiącą jego twarz od samego początku nie znikał, a wręcz przyprawiał o coś w rodzaju nienawiści i determinacji.
  On jak i jego obstawa nie pobyli długo, od razu po tym opuścili karczmę pozostawiając po sobie ślady sporu i zaciekawionych gości. W okolicy plotki rozchodziły się natychmiastowo, każdy bezceremonialny akt prowokacji, wypadek, bójka i pobyty ważnych ludzi, bądź tych którzy za nich uchodzili, rozwiewały się w każdą stronę, docierając nawet pod czujne oko stolicy. Nie wszystkie bywały istotne, lecz bywały również ścisłe informację, za które sam król gotowy był poświęcić własny oddział, byleby tylko poznać ich tajemnice.
   Mogły być to informację o położeniu grup mających na celu spisek przeciw koronie, które wbrew pozorom solidnie się rozwijały, jednakże ataki i wszelkie akty wciąż pozostawały w sferze fantazji. Rakuzan było zbyt mocne, nawet dla tych najlepiej zorganizowanych.
-Hej, dasz radę?- Dłoń ubrana w kruczo czarne, skórzane rękawicę śmiało sięgnęła w kierunku blondyna. Jego złote oczy zlustrowały łowcę, jednak po tym co dla niego zrobił, nie był w stanie tak po prostu nie być w stanie mu zaufać. Po raz pierwszy od bardzo dawna ktoś stanął w jego obronie nie żądając nic w zamian, ani tak naprawdę go nie znając.
  Mężczyzna był od niego wyższy, ale i masywniejszy. Mrok panujący w pomieszczeniu i naciągnięty kaptur nie pozwalały mu, aby dokładnie przyjrzeć się jego twarzy. Mimo to światło rzucane przez świecę odkrywało nieznacznie męski zarys i ciemne oczy.        Głos był mocny i niemal hipnotyzujący, wprawiając w odrętwienie i podziw.
- Taa….Poradzę sobie…- Odetchnął siląc się na lekki uśmiech.        Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nic wielkiego nie pozostało z jego koszuli, ukazując przy tym delikatny rumieniec.
- Powinno się robić coś z takimi jak on... Masz chwilę na rozmowę z wybawcą?- Wskazał ręką na stół stojący w samym kącie. Miejsce sprawiało wrażenie cichego, odizolowanego od reszty sali, a panujący wokół niego półmrok tylko to potwierdzał.- Chciałbym wiedzieć co to za typ. Poza tym wiesz…- Obejrzał się przez ramię na żołnierzy, pijących w najlepsze. 
  Zapewne gdyby w tej chwili wyszedł, żaden z nich nawet by się nie zorientował. Można by i było próbować, lecz w końcu sam zgodził się na to szaleństwo z własnej woli. Nie miał co wymyślać, powinien odpocząć i umilić sobie jakoś w międzyczasie czekanie, aż oddział wytrzeźwieje na tyle, że dadzą radę wznowić poszukiwania.- Czuje się trochę jak pilnowane dziecko. Pozwól zatem że skorzystam z chwilowej nieuwagi rodziców.- Podrapał się po karku odwracając wzrok powrotem do złotookiego rozmówcy.
-A pijani rodzice nie podchodzą czasem pod patologię?- Na bladej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, a w oczach zaiskrzyło coś na kształt iskierek. Mimo, że jeszcze niedawno szkliły się w nich łzy, teraz emanował czymś w rodzaju sympatii.
   Aomine zastanawiał się, czy tak gwałtowna zmiana nastawienia jest w ogóle realna, jednak w tym momencie nie miał zamiaru oceniać realności chłopaka, a jedyną rzeczą na jakiej mu zależało, była rozmowa.
   Cicho podeszli do wskazanego miejsca. Na szczęście po tym jak członek dość niebezpiecznej grupki opuścił budynek, goście wrócili do dawnych czynności, po części sprawiając wrażenie obojętnych. Nikt już nie błądził za nimi ciekawskimi spojrzeniami, lecz dla własnego bezpieczeństwa i komfortu Aomine wolał zachować lekki azyl.
- Jak masz na imię?- Rzucił odsuwając oparcie krzesła.
- Kise…Kise Ryota.- Odparł lekko speszony. Właśnie w tej chwili miał również zapytać się o imię swego rozmówcy, jednak ten wyraźnie go wyprzedził:
- Wybacz, ale mogę zdradzać swojej tożsamości. Nie jestem nikim niebezpiecznym, szczególnie w tych okolicznościach. Mam pewne usterki w samej stolicy, więc wolałbym pozostać niezauważalny, przynajmniej dla władz.
- Rozumiem…. Nie ma problemu…
- Nie za zimno ci przypadkiem? Wszystko rozumiem, też nie lubię ubierać się jak baba na bazarze, ale mimo wszystko chodzenie bez czegokolwiek jakoś specjalnie nie służy.- Na twarzy Kise pojawił się lekki rumieniec. Mimo wszystko liczył na to, że mężczyzna w kapturze nie będzie wypominał mu czegoś takiego. Najwyraźniej życie bywa bardziej zaskakujące niż mu się wydawało.- Poczekaj moment.- Zgrabnym ruchem zaczął odpinać skórzane sprzączki i paski wierzchniego nakrycia. Płaszcz sięgał do kolan, lekko wyprofilowany w talii i rozszerzany u dołu, wykonany był z czarnej skóry, jednak miał w sobie połysk, profesjonalny krój wzmocniony metalowymi uchwytami i łańcuszkami. 
  Tego typu ubiór był niespotykany. Nikt nawet nie wysilał się by pomyśleć skąd nabył go sam właściciel. 
  Podał go chłopakowi, a ten z wielką dozą nieśmiałości nakrył go na ramiona.
  Kaptur zniknął. Teraz siedział przed nim chłopak o mocno zarysowanych rysach twarzy o których równie dobrze mógłby marzyć dorosły mężczyzna, jego krótkie, granatowe włosy idealnie współgrały z ciemną karnacją, a iskrzące oczy bacznie wypatrywały jego własnych.
   Nosił na sobie luźną, czarną koszulę z lekko rozpiętym kołnierzykiem i podwiniętymi rękawami, na jego biodrach osadzony był pas w kolorze kasztanowego brązu, przez który przełożone były liczne pochwy i umiejscowienia na miecz bądź nóż.
   Na obu udach także widniała mała uprząż, do której umocowane były pojedyncze ostrza.
  Kise lekko speszony odwrócił wzrok od chodzącego arsenału. 
   Teraz jedynie siedział lekko zgarbiony, cały czas zastanawiając się kim tak naprawdę jest mężczyzna z którym rozmawia i dlaczego aż tak bardzo mu ufa. Nie mógł nazwać tego lekkomyślnością, lecz było w nim coś co w pewnym sensie go zauroczyło. Pozostawał też fakt, że stanął w jego obronie, a przecież nawet się nie znali.  Wiedział jedno, mianowicie że musi go poznać.
 - Czemu cię zaczepił?
- Nie pierwszy, ani nie ostatni raz. To Haizaki, znany w okolicy jako tutejszy zbir. Zwykle nie rusza się bez obstawy i rzadko kto zwraca uwagę na jego wyczyny.
- Co masz na myśli z tymi wyczynami?
- Przychodzi tu, bądź też do innych knajp i sklepów niedaleko miasteczka. Dalej sam widziałeś co się dzieje. Robi wokół siebie szum, jednakże nic poza tym.
- Królewskie psy rzadko pozwalają na coś takiego. Nie mogę uwierzyć, że nikt nie zwraca uwagi na to małe ścierwo.
- Prawo go nie dotyka, zawszę udaje mu się umknąć i w jakiś sposób uniknąć kary.
- Skurwiel.- Aomine syknął do siebie pochylając się lekko na oparciu krzesła. Chłopak siedzący przed nim wydawał się być w pewien sposób pociągający. Nie chodziło tu tylko o jego urodę, która już na początku zrobiła na nim ogromne wrażenie. Było w nim coś, co w pewien sposób był w stanie dostrzec niemal przez pryzmat.
   Nie wiedział jednak, że właśnie tu zaczyna się jego historia.

1 komentarz:

  1. Super *^* Suodko XD Kise z rumieńcem na policzku <3 kocham go takiego *-* XD
    I jak Aomine go obronił *^* Megaaa *^* Chyba zaczynam lubić AoKise....*obraca głowę*
    To dobrze czy źle? XD

    OdpowiedzUsuń