Dla tych, co wiedzieli o konkursie Yuuki, zapewne nie będzie to żadna niespodzianka, jednak dopiero po czasie przypomniało mi się, że miałam to opublikować.
Jako, że opek ten zajął 1 miejsce, jestem z niego szczególnie zadowolona i przyznam że czas poświęcony na jego napisanie nie był niczym straconym.
Stwierdziłam, że wygodniej będzie podzielić go na 2 części, ponieważ jakby nie patrzeć jest dosyć długi... Proponuje zatem zaopatrzyć się w kubek herbaty i zarezerwować kawałek wieczoru ^-^
Życzę miłej lektury :D
Kise 15.00 Lotnisko w Jokohamie
Lotnisko w samym centrum Jokohamy zdawało się tętnić życiem. Nie było to niczym niezwykłym, w końcu przemieszczanie się z miejsca na miejsce podczas wakacji zdawało się być dość normalnym zjawiskiem. Mimo całego tego przepychu turystów, który kłębił się tu i ówdzie, odetchnąłem głęboko ciesząc się nienaturalnym spokojem.
Wyjąłem z kieszeni lekko potargany plik dokumentów, a wraz z nim opakowanie tabletek. Szybko sięgnąłem po jedną z kapsułek i na nowo powróciłem wzrokiem w stronę małego druczku.
- Lepsze to niż nic.- Mruknąłem po chwili. Nie zawsze nadążałem za logiką, jaką kieruje się medycyna. Szczególnie, gdy twój lekarz przynajmniej raz w miesiącu, każe ci lecieć samolotem na wizytę kontrolną. Nie bacząc nawet na to, że pacjent może być super ciężkim przypadkiem, uważałem to za głupotę.
Mój odlot liczył sobie godzinę 17.00, a co za tym idzie, zostałem zmuszony do dwóch godzin spędzonych w samotności i oczekiwaniu. Chyba już nic gorszego nie mogło się zdarzyć, wliczając w to oczywiście sam fakt, że pozostawiłem swoją siostrę na kilka dni samą, by podczas mojej chwilowej nieobecności przejęła pałeczkę szefa w kawiarni. Nie zgodziłbym się na to, gdyby nie wymagała tego obecna sytuacja. Zawsze lepsze to, niż ciche zamartwianie się o stałych klientów. Chowając dokumenty, zerknąłem na nie ostatni raz.
Zdawałem sobie sprawę, że moja przeszłość nie była kolorowa, wręcz przeciwnie. Wspomnienia dawnych lat rzucają w mojej głowie pryzmat niepokoju i lęków, z którymi tak uparcie walczyłem.
Jakby nie było wygrałem. Jestem samotnym singlem, mieszkającym w centrum Osaki wraz ze swoją siostrą, której zawdzięczam aż nazbyt wiele. Mam własny interes; prowadzę niewielką kawiarnie i tym samym jestem w siebie w pewnym sensie dumny. Powinienem.
- Przepraszam bardzo…- Odwróciłem się szybko słysząc cichy, nieco drżący głos.- Nie
widział pan może mojej córki?- Przede mną stała niskiego wzrostu kobieta. Po wyglądzie można było rzec, że była koło trzydziestki. Lekko falowane, ciemne włosy sięgały jej do ramion, a delikatnie umalowana twarz patrzyła na mnie z niepokojem.- Niska dziewczynka, ma długie czarne włosy i ubrana była w białą sukienkę. Mogła również mieć przy sobie pluszową maskotkę. Nie przechodziła może tędy?
Ze wszystkich sił próbowałem odtworzyć sobie obraz dziecka, ale niestety nie mogłem pomóc.
- Przepraszam panią najmocniej, jednak siedzę tu od kilku minut i niestety nie widziałem nikogo takiego.
Odrzekłem nieco smutniej, gdy twarz szatynki przybrała prawie że rozpaczliwy wyraz.
Nie dziwiłem jej się. Sytuacja, w której dziecko gubi się na lotnisku nie należała do bezpiecznych.
- Przepraszam zatem najmocniej, może ktoś inny ją widział.
Spojrzałem na nią jeszcze raz i co rusz gdy robiłem to ponownie, zdawała się być coraz bardziej załamana. Z sekundy na sekundę, robiło mi się jej naprawdę szkoda.
- Pomogę pani w poszukiwaniach.- Odrzekłem pośpiesznie zanim zdążyła się ode mnie oddalić.
Jakby nie patrzeć do odlotu miałem mnóstwo czasu, jak również zdawałem sobie sprawę, że szukanie dziewczynki w pojedynkę, na tak dużym terenie będzie trudne.
- Naprawdę? Nie musi pan, w końcu nie chcę panu zawracać głowę… Ale w obecnej sytuacji bardzo dziękuje. Pół godziny temu stała jeszcze obok mnie, wówczas gdy odwróciłam się na moment od tak po prostu zniknęła.- Chciałem pomóc tej kobiecie. Dobry uczynek, nawet ten najmniejszy, napawał mnie ogromną radością. Momentami zdawałem sobie sprawę, że to właśnie uśmiech innych powoduje u mnie to samo, zaś niepokój i lęk oddalają się gdzieś w popłochu.
- Może pani na mnie liczyć, córka na pewno się odnajdzie.
Aomine 15.00 Lotnisko w Jokohamie
- Szlak by to wszystko trafił.- Załamany z powodu tych wszystkich boskich wyroków, jakie mnie spotkały, klapnąłem ciężko na siedzenie w korytarzu.- Powalony lekarz, powalone terminy, powalone lotnisko…- Równie dobrze mógłbym w tym momencie siedzieć w domu i jak co dzień wyszukiwać się ofert pracy, których prawdopodobnie i tak nie znajdę. Info sprawdzone.
Leniwy? W życiu… Zrezygnowany? A skądże… Bezrobotny? A i owszem… Niezdolny do wykonywania określonego zawodu? Perfecto, strzał w dziesiątkę!
„Niezdolny” Właśnie to miałem wypisane we wszystkich papierach, które przewinęły mi się przez ręce.
Jestem 25 letnim policjantem po głębokiej depresji, załamaniu psychicznym i innych ciekawych zaburzeniach, dyskwalifikujących do pracy w policji, której jakby nie patrzyć oddałem się aż za bardzo. Teraz było mi wszystko jedno, zupełnie jak po tych wszystkich terapiach, nad którymi spędziłem ostatnie lata, ale jak to powiedział gościu w fartuchu: „ Jestem na skraju wyczerpania nerwowego”. Lekarzom o wysokim wykształceniu i milionie certyfikatów nie zostało nic innego, jak zamknąć mnie w wariatkowie i czekać niczym na zanik gorączki.
W tym momencie zachowuje się bardzo potulnie i wracam z kontroli. Co prawda byłem do niej zmuszony przez niezliczoną ilość telefonów z poradni, w której wesoło niczym piesek merdam sobie na uwięzi robiąc za pociesznego wariata.
Zły jak również okaleczony przez świat przymknąłem powieki rozluźniając się na oparciu siedzenia. Jedyne co było mi w tej chwili potrzebne, to święty spokój. Bezsenność nadal mocno malowała się na mojej twarzy, dając swój upust w emocjach.
Spokój trwał tylko moment, bo zaraz potem usłyszałem ciche pochlipywanie.
Z jednej strony zaintrygowany, a z drugiej podenerwowany, odchyliłem leniwie powiekę.
- Hej!- Odfuknąłem, choć szybko tego pożałowałem.
Obok mnie siedziała mała dziewczynka, po jej policzku delikatnie spływały niemal niewyraźne kropelki, a oczy przenikliwie badały otoczenie. Mimo, że robiły to z niepokojem, siedziała prawie że w bezruchu, tak jakby bała się zrobić choć najmniejszy gest, który tylko pogorszyłby jej sytuacje.
Znałem to uczucie. Praca nauczyła mnie wiele, jednak odczytywanie reakcji ludzi było czymś, za co byłem z jednej strony wdzięczny, a z drugiej pragnąłem wymazać z pamięci.
Mimika, gesty i słowa zmieniają się w zależności od sytuacji. Każdy reaguje inaczej, lecz prawdziwa twarz człowieka ukazuje się w momencie, gdy stoi pod ścianą. Stoi czekając na to, co najgorsze. Przeżywa tragedię bądź coś, z czym nie może się pogodzić. Dopiero wtedy widać, kim tak naprawdę jest i do czego jest zdolny.
Przekonałem się o tym na własnej skórze, a zdarzyło się to kilka lat temu, gdy byłem jeszcze początkującym stróżem prawa. Pewne młode małżeństwo zostało napadnięte w środku nocy. Jak się później okazało, sprawcą był złodziej, wmieszany w liczne kradzieże na terenie miasta. Wedle zeznań i szczegółowych badań, kobieta zeszła na dolne piętro, zaniepokojona czyjąś obecnością. Sprawca w panice pchnął ofiarę, która niefortunnie uderzyła tyłem głowy o róg kuchennego blatu. Do śmierci prawdopodobnie nie doszłoby, gdyby jej mąż, w obawie o samego siebie nie uciekł, pozostawiając ją bez udzielenia choćby najmniejszej pomocy. Teraz ta myśl powraca do mnie niczym bumerang, a obraz z pozoru kochającego się małżeństwa, pęka niczym mydlana bańka.
Wzdychając do siebie, uklęknąłem przed zapłakanym dzieckiem. Jej oczy zaprzestały nerwowo przeskakiwać po otoczeniu, z lekkim niepokojem skupiając się na mojej twarzy.
- Zgubiłaś się?- Wysiliłem się na lekki uśmiech. Siedziała jeszcze chwilę w ciszy, przyciskając mocniej pluszowego misia, po czym odparła z lekkim wahaniem w głosie:
- Tak… Chciałam tylko pójść do toalety, ale gdy wróciłam, to mamy już nie było…- Jej oczy zaszkliły się jeszcze mocniej, a ja zostałem przyparty do ściany. Spojrzałem na zegarek, oddychając z ulgą. Ktoś miał mnie w opatrzności, skoro do samego odlotu miałem kupę czasu. W sam raz by znaleźć zaginioną mamuśkę, stać się bohaterem dnia i wiwatować na swoją cześć. O ile przeszukanie takiego terenu będzie w ogóle możliwe do wykonania…
Nie miałem wyjścia.
- Chodź, poszukamy razem.- Łzy na chwilę ustały, a na jej usta wstąpił lekki uśmiech. Bez krępacji chwyciła moją dłoń, a ja z góry czułem, że porażka nie wchodzi w grę.
Kise
Kolejny przedział, kolejny punkt informacyjny i kolejna grupka turystów. Byłem coraz mocniej zrezygnowany, lecz nie miałem zamiaru od tak sobie odpuścić. Obiecałem tej kobiecie, że jej pomogę, więc jestem do tego zobowiązany, choćbym musiał szukać nawet na pasach startowych i w sterowniach. Na pewno nie mogła oddalić się zbyt daleko, a nawet jeśli, to jest szansa, że znalazł ją któryś z pracowników. Zawszę mogą podać to jako informację w radiowęźle, ale byłem pewny, że do tej pory nic takiego nie powiedzieli.
Gdzie może przebywać dziecko zagubione na lotnisku? Jestem głupi, to oczywiste, że może przebywać wszędzie! Wszędzie, w sensie dosłownym. Dać sobie spokój?
Byłem jedną z tych upartych osób, które spełnią swoje postanowienie, choćby napotkały na swojej drodze jedynie przeciwieństwa. Tak nauczyli mnie tego rodzice…
Udało im się, wyszedłem na dobrą drogę, wyswobadzając się z łańcucha upokorzeń, odwiecznie wprawiającego mnie w strach i rozpacz. Zawszę walczyłem z przeciwnościami i gdy tylko moje ciało dotknęło dna, miałem siłę by podnieść je z powrotem.
Kierowałem się do punktu odlotów, rozglądając uważnie. Choć tak silnie starałem się jej dopatrzeć, wciąż nigdzie jej nie było.
W pewnym sensie zacząłem się nawet niepokoić. Ludzie są różni, jedni chcą pomóc, a drudzy wręcz przeciwnie. Czy gdyby ktoś ją znalazł, mógłby ją porwać? Tak, to było możliwe, w każdym razie jako jedna z najgorszych opcji.
- Przestań…- Skarciłem siebie samego. Musiałem szukać dalej, zamiast gdybać sobie jak gdyby nigdy nic. Z całej siły chciałem, by dziecko się odnalazło. Bym spełnił swoją obietnicę i dał radę. Chciałem by na ustach tej kobiety wstąpił uśmiech, który zastąpiłby rozpacz wzbierającą się w jej oczach.
Przebiegłem jeszcze kilka metrów, chwilę potem stojąc jak wryty. Nie wiedziałem, czy ktoś z góry wysłuchał moich usilnych błagań, czy mój mózg zaczął tworzyć jakieś urojenia.
Zaledwie kilka kroków dalej, w białej sukience, siedziała mała dziewczynka. Jej długie, czarne włosy opadały na ramiona, a w dłoniach usilnie trzymana była pluszowa maskotka. Obok niej stał mężczyzna ubrany w czarny podkoszulek i starte jeansy, był wysoki na około 190 cm i silnie zbudowany. Jego twarz odznaczała się męskimi rysami, a krótkie granatowe włosy komponowały się z ciemną karnacją. Nie mogłem jedynie dopatrzyć się jego oczu, gdyż przysłaniały mi je okulary przeciwsłoneczne. Mój mózg stał się kopalnią myśli, nie zastanawiając się dłużej, podszedłem do nich aż nazbyt pewny siebie.
Aomine
Nie rozumiem zachowania niektórych osób. Moje przekonanie co do tego, nasiliło się dzisiejszego dnia, kiedy to jakiś nieznajomy facet szarpnął mnie awanturując się przy tym.
- Proszę zostawić tą dziewczynkę albo wezwę ochronę!- Przez chwilę stałem jak wryty. Moment później gwałtownie szarpnąłem się, strącając z ramienia nieznajomą dłoń.
Obok mnie stał wpieniony mężczyzna, choć musiałem poświęcić minutkę aby to wydedukować. Oczywiście nie fakt, że jest wpieniony, bo to akurat i ślepy by zauważył. Chodziło raczej o to, że to facet. Zlustrowałem go od góry do dołu.
Ubrany był w beżową kurtkę i jasny szalik. Wydawał się być odrobinę niższy ode mnie, o w miarę pokaźnej budowie. Twarz była zupełnie inna. Przydługie blond włosy okalały jego twarz, w uchu lśnił dość widoczny kolczyk, a złote oczy patrzyły na mnie spod długich, ciemnych rzęs. Może maluje jaką Mascarą albo innym cholerstwem? Może to transwestyta? No w sumie wszystko fajnie, tylko czemu się tak pieklił?!
- Człowieku, o co ci chodzi do cholery?- Nie wytrzymałem i wybuchłem, sprowadzając na nas apokalipsę pod postacią ponownej fali płaczu. Zerknął to na dziewczynkę, to na mnie, denerwując się jeszcze bardziej.
- Powiem to jeszcze raz, proszę zostawić te dziecko, natychmiast!- Z początku myślałem, że robi sobie ze mnie mało śmieszne żarty, ale jak widać wcale się na to nie zapowiadało.
- Proszę pana, tak teraz na poważnie… Czy ma pan wściekliznę?- Nie wydusiłem tego z głupoty. Naprawdę zacząłem się nad tym zastanawiać, w końcu kto normalny podchodzi do nieznajomego człowieka i robi taką akcje?
- Nie zostawię tak tego, proszę mi w tej chwili oddać dziecko, a pan niech szykuje się na wizytę na komisariacie.- Wtedy miałem nieokiełznane wrażenie, że jakaś kosmiczna siła teleportowała mnie do wariatkowa. By się upewnić rozejrzałem się wokół. Jednak, nie, wciąż lotnisko.
- Tak się składa, że wylali mnie jakiś czas temu, więc wolałbym się tam nie pokazywać.- Otworzył momentalnie usta i wpatrywał się we mnie jak w coś nadprzyrodzonego.
- Policjant, w dodatku z takimi zamiarami? Niech będzie pan pewny, że sprawa trafi do…
- Zaraz! Jakie znowu zamiary?!- Teraz to ja wpatrywałem się z oniemiałym wyrazem twarzy.- Znalazłem ją, zgubiła się, a teraz szukamy jej matki…
Nie wiem przez ile wpatrywaliśmy się w siebie w ciszy, ale miałem wrażenie, że w tym wypadku doszło do lekkiej pomyłki.
Kise
Zachciało mi się być bohaterem od siedmiu boleści! Czułem się jakby ktoś wepchnął mnie w błoto, podał rękę i pchnął z powrotem. Stałem czerwieniąc się jak burak i nerwowo rozmasowywałem tył głowy. Powinienem się odezwać, przeprosić! Niestety, ciało odmawiało mi posłuszeństwa, a zamiast tego dukałem pod nosem, przeskakując nerwowo wzrokiem to na zaniepokojoną dziewczynkę, to na lekko zszokowaną twarz mężczyzny.
Czemu jestem tak głupi?!
- Ja… Ja bardzo przepraszam!- Choć nie brzmiało to dobrze, bo głos drżał mi niemiłosiernie, a ręce żwawo gestykulowały, ktoś przybył mi na ratunek.
- Sakura!- Chwilę potem między nami stanęła matka dziewczynki, a ja odetchnąłem w duchu. Gęsta atmosfera nieco opadła, za to cała uwaga skupiła się na zaginionym dziecku.
- Bardzo panom dziękuje, najchętniej zrekompensowałabym się filiżanką kawy, jednak lada moment mamy odlot, więc naprawdę przepraszam…- Twarz brunetki przybrała spokojniejszy wyraz, a na ustach silił się uśmiech. Piwne oczy patrzyły teraz z troską i wdzięcznością. Widząc ją uczułem, że dobrze wykonałem swoje zadanie. Porozmawiała jeszcze chwilę z facetem stojącym obok nas, w którego oczach zrobiłem z siebie niewyobrażalne dziwadło, podziękowała i opuściła nas ciągnąc za sobą podróżną walizkę.
Teraz zaczęło się najgorsze, w końcu zostałem pozostawiony sam w jego towarzystwie.
Co jeśli darował sobie ochrzanianie mnie przy dziecku? Teraz spokojnie może wyżyć swoją frustracje. Jakby nie patrzeć zrobiłem wokół niezłą awanturę. Skuliłem się w sobie licząc na jakiś fenomenalny cud.
Niech ogłoszą ewakuacje, spadnie deszcz meteorów, wpadnie brygada antyterrorystyczna, Boże, cokolwiek, bym nie musiał jeszcze gorzej zapaść się pod ziemie!
Nagle jakby ktoś z góry słyszał moje błagalne wołane i zlitował się nad mym losem.
Facet w okularach przeciwsłonecznych wzdrygną się gwałtownie, zerknął na zegarek i z zawrotną prędkością pobiegł w przeciwnym kierunku, pozostawiając mnie skołowanego na środku lotniska. Cud.
Automatycznie sam zerknąłem na telefon. Do odlotu zostało mi zaledwie pół godziny, lecz nie to było w tym wszystkim najgorsze.
- Cholera, gdzie mój bagaż?!
Aomine
Niech mnie coś strzeli, bo nie ręczę za siebie! Nie dosyć, że pomogłem to jeszcze ta buraczana blond masa wyzwała mnie bezpodstawnie. Mało tego, na policje mu się zachciało.
Fajnie by było gdyby chociaż „przepraszam” wykrztusił, ale nie… Stał rozglądając się wokół jakby galerie sztuki oglądał. Doprawdy, a podobno to ja jestem chamem.
Mogłem postać tam nieco dłużej, jednak w tym momencie lecę na łeb na szyje w poszukiwaniu szczęścia. Albo dla sprostowania „mojego bagażu”.
Nie wiem czemu jestem tak głupi, jednak zostawiłem go na samym końcu lotniska, szukając w najlepsze zaginionej mamuśki. Teraz najprawdopodobniej pozostała z niego jedynie szczoteczka do zębów, o ile w ogóle coś zostało.
Biegłem przed siebie, potrącając po drodze połowę podróżnych, aż w końcu dotarłem na miejsce. Nie byłem zaskoczony, jednak czułem jak moja furia rośnie do góry niczym palemka, przebijając się przez sufit. Rozejrzałem się wokół siebie licząc, że ten co zarąbał mój bagaż jakimś cudem jeszcze to stoi, ale się przeliczyłem. Bagażu brak.
- Nosz cholera!
- Przepraszam bardzo, pan szuka może ciemnej walizki? Niedawno zabrał ją pracownik lotniska.- Odwróciłem się momentalnie. Tuż za mną stał wysoki facet. Wyglądał na kogoś w moim wieku, ubrany był w luźną białą koszulę i szare spodnie. Wszystko byłoby zupełnie normalne, gdyby nie jego zielone włosy i czajnik trzymany w zabandażowanej dłoni.- Proszę sprawdzić w biurze rzeczy znalezionych.
Postanowiłem olać typa, jednak dobrze prawił.
- Dziękuje.- Rzuciłem ostatecznie, po czym kontynuowałem swój wesoły maraton biegowy.
Kise
Tym sposobem znalazłem się w biurze. Nie dość, że miałem niecałe pół godziny, to w dodatku zgubiłem walizkę. Westchnąłem ciężko nad swoim losem, w końcu ten dzień nie należał do najlepszych. Jedyne o czym marzyłem, to czym prędzej udać się do strefy odlotów i być już w domu.
Rozejrzałem się, aż moim oczom ukazał się upragniony napis: „Biuro rzeczy znalezionych”.
- Jestem uratowany…- W jednej chwili na moje usta ponownie wstąpił uśmiech. Z zapałem chwyciłem za klamkę, lecz sekundę później przeszedł mnie gwałtowny dreszcz. Wiedziałem, że nie znaczy to nic dobrego więc spuściłem powoli wzrok. Na mojej dłoni spoczywała czyjaś większa, w dodatku o nieco ciemniejszej karnacji.- Bardzo przepraszam, już otwie…
Spodziewałem się chyba wszystkiego, ale nie tego faceta!
Aomine
Spodziewałem się chyba wszystkiego, ale nie tej blond masy!
Kise 21.00 Mieszkanie w Tokio
- Kise?- Zamknąłem za sobą drzwi, wchodząc do przedpokoju.- Już jesteś? Myślałam, że później odlatujesz.- Nic nie odpowiedziałem. Nie miałem siły na chociaż najkrótszą rozmowę. Jednego dnia najadłem się tyle stresu i poniżenia, że poziom mojego nieszczęścia wszedł na poziom krytyczny. Po tym jak spotkałem mężczyznę w okularach, starałem się z całych sił unikać jego wzroku. Okazało się, że obaj zgubiliśmy walizki, które na szczęście zostały zabrane do biura rzeczy znalezionych. Obojgu z nas cholernie się śpieszyło, za co również dziękuje. Dzięki temu udało mi się uciec od odpowiedzialności i nieprzyjemnej rozmowy. Pamiętam, że w ostatniej chwili zdążyłem na samolot. Mimo wszystko nie żałowałem, że pomogłem tej kobiecie.
Uśmiechnąłem się do siebie na wspomnienie jej uśmiechu, gdy z zapałem tuliła do siebie znalezione dziecko.
- Ej!- Skrzywiłem się dostając po głowie poduszką.- Słuchasz ty mnie czasem?- Szczupła blondynka o nienagannym makijażu i długich włosach, ubrana w kwiecistą koszulę nocną, lustrowała mnie spod byka.- Naprawdę, żądam od ciebie tylko tyci zainteresowania.
- Coś mówiłaś?
- Pytałam się co zalecił ci lekarz.
- Nic ważnego, cała ta wizyta była całkowicie zbędna. Nakazał mi dalej stosować leki i pojawić się za kilka miesięcy na ponownej kontroli. Coś jeszcze?- Odparłem zrezygnowany. Siostra musiała wyczuć w moim głosie nutkę sarkazmu, bo zaraz potem odwróciła się z powrotem w stronę telewizji. Dobrze znałem to podejście, ale za nic w świecie go nienawiedziłem.
Podszedłem wolno, siadając obok niej na miękkiej kanapie. Nasze mieszkanie było całkiem spore, czasami wydawało mi się, że za duże jak na naszą dwójkę. Urządzone zostało w nieco nowoczesnym stylu: proste meble o jasnych kolorach, duże okna, ciemne panele i gustowne dodatki. Musiałem przyznać, że moja siostra znała się na rzeczy i postanowiłem nie wnikać za mocno w jej plany, jeśli chodzi o sam wizaż, co nie zmienia faktu, że większość rzeczy kupiliśmy razem. Posiadaliśmy całkiem konkretne zarobki, ja prowadziłem całkiem znaną kawiarenkę, a Junko zdobyła awans w korporacji, dlatego pozwalaliśmy sobie na większą swobodę.
- Przepraszam, po prostu jestem zmęczony. Mam dość wrażeń jak na jeden dzień.- Wydukałem w końcu, patrząc na nią spod przymkniętych powiek.
- Martwię się o ciebie.- Westchnęła cicho, patrząc przed siebie pustym wzrokiem.- Zwykle gdy widzę jak uśmiechasz się, rozmawiasz wesoło z klientami i emanujesz energią, to przypominają mi się dawne czasy. Zapominam o tym co się stało, jakby to w ogóle się nie wydarzyło. Jestem wtedy spokojna i uśmiecham się razem z tobą. Nieraz ten obraz znika… Widząc na twojej twarzy zmęczenie powracam wspomnieniami do momentu, gdy ledwo dawałeś sobie rade. Wiem, że udało ci się podnieść, a jednak nadal się niepokoje. Niepokoje się, że powrócisz do tego stanu, bądź maskujesz to przede mną.- Junko była osobą, której zawdzięczam wszystko. Zawsze miałem wyrzuty sumienia gdy obarczała się w ten sposób. To nie była jej wina, ani nawet moja. Mogłem winić tylko i wyłącznie naszych rodziców.
- Ej, nie po to z tego wyszedłem, aby skończyć tak z powrotem.- Uśmiechnąłem się lekko, klepiąc ją po głowie.
- Hej! Nie po to się czesałam.- Odfuknęła, nadymając policzki.- Dobra, nawet ci wierzę…- Zlustrowała mnie wzrokiem, czochrając zaczepnie jak domowego pieska.
Aomine 22.30 Dom w Osace
Po powrocie czułem się jak ostatnie gówno, dlatego też zrobienie czegokolwiek pożytecznego było niemożliwe. Tak jak myślałem, rodziców nie było, więc chata wolna. Jedynym minusem był brak jedzenia, więc musiałem zadowolić się złożoną kolacją pod postacią zupek błyskawicznych.
Tak, mieszkałem z rodzicami. Niestety, ale obecny brak pracy nie pozwalał mi na choćby najmniejszą kawalerkę. Ojciec postanowił więc, że mogę z nimi mieszkać, do czasu aż nie wyjdę na prostą i nie zdobędę stałej pracy. Nie myślałem, że kiedykolwiek zatęsknię za pracą w policji, a jednak robota do której byłem stworzony przeleciała mi koło nosa.
Powlokłem się do swojego pokoju, odstawiając bagaż gdzieś w kącie, a sam rzuciłem się na łóżko.
- Tęskniłem za tobą, przyjacielu… Już nigdy cię nie opuszczę, obiecuje.- Wymruczałem czule, tuląc twarz w miękkiej pościeli. Przymknąłem powieki, rozkoszując się świętym spokojem i ciszą jaka panowała. Moje nozdrza wypełnił przyjemny kwiatowy zapach. Za pewnie była to zasługa mamy, czasami zastanawiałem się skąd ona bierze te wszystkie pachnidła i olejki.
Myśli zaczęły powoli zanikać, a ja poczułem jak moje ciało rozluźnia się, by iść na spoczynek.
- Co jest?- Ta piękna chwila nie trwała długo. Do moich uszu dobiegł głośny dźwięk wydobywający się z czarnej walizki. Zerwałem się jak oparzony, z przerażeniem patrząc na źródło tego jazgotu.
- Jesteś moim najlepsiejszym przyjacielem.- Zawyła kochana walizka.
- No nie gadaj…- Skrzywiłem się, wciąż patrząc szeroko otwartymi oczyma.
Dobiegłem do niej z szybkością rasowego ninjia, rozpinając suwak.
Z przerażeniem spojrzałem na jej zawartość, i pikający smartfon, który wydawał tego typu dźwięki. Wziąłem do ręki dzwoniący telefon. Jakież było moje zdziwienie, gdy na ekranie ukazał się mój własny numer…
- Halo?
- Przepraszam, czy ma pan w tym momencie mój bagaż?- Ze słuchawki dobiegł mnie melodyjny głos i właśnie w tej chwili zdałem sobie sprawę. z kim mam do czynienia.
Kise
Siliłem się, by wypaść choć odrobinie poważnie. Nie do końca mi to wychodziło, niestety drżący głos co i rusz przecinał słuchawkę, kierując się do mojego odbiorcy.
- Tak, najwidoczniej musiała nastąpić mała pomyłka…- Ku mojemu udziwnieniu, nie wyczułem zdenerwowania czy nawet rozdrażnienia z jego strony. Może to i dobrze, w końcu jakby nie patrzeć nic wielkiego się nie stało.
- Przepraszam, że zapytam, ale czy odesłanie panu walizki wchodzi w grę?
- Myślę, że nie będzie to potrzebne. Mogę spotkać się z panem, z tego co wiem, mieszka pan w Tokio. Proszę wybaczyć, że przejrzałem pańskie dokumenty, jednak w tej sytuacji wolałem być przekonany, że nie mieszka pan na drugim końcu globu.- Zamilkłem na moment. Mimo że człowiek po drugiej stronie słuchawki był mi całkowicie obcy, czułem lekkie ukłucie złości, na myśl, że mógł bez uprzedzeń zgłębiać się w zawartość mojego bagażu. Nie lubiłem gdy ktoś oglądał całe te obszerne wyposażenie, nie wspominając o grubym pliku szpitalnych dokumentów. Chociaż czy był na tyle wścibski, by sprawdzić i tam? Nie sądzę.
- Nie, nic nie szkodzi. Chciałem się tylko zapytać, czy zna pan mój adres?
- Nie.- Ta odpowiedź mi wystarczyła. Chciałem sprawdzić, czy oby na pewno nie widział moich prywatnych rzeczy, na których chcieć nie chcieć, podany był dokładny adres zamieszkania. Odetchnąłem z ulgą.- Mam kilka spraw do załatwienia, więc przyjazd nie powinien być dla mnie problemem, poza tym prosiłbym o spotkanie na mieście. Wie pan, kawiarnia lub coś takiego…- Skrzywiłem się lekko. W sumie co za różnica gdzie się spotkamy? Choć było mi wszystko jedno, może najzwyczajniej w świecie mój rozmówca nie chciał się narzucać.
- W porządku, w takim razie proszę skontaktować się ze mną, gdy będzie pan przebywał w mieście.
- Nie ma problemu, proszę się mnie spodziewać w przeciągu dwóch dni. Do widzenia
- Do widzenia.
Odłożyłem telefon, z westchnieniem ulgi kładąc się na łóżku. W gruncie rzeczy przejmowałem się tą rozmową. Facet który sprowadził na mnie fale nieporozumień wydawał mi się nieco straszny. Jego postawa, wygląd i nieco zimne zachowanie… Poczułem na nowo, jak coś ciąży mi na żołądku. No tak, zapomniałem, że jestem z nim umówiony.
- Ech, prawdziwa rozmowa to nie to samo, co przez telefon…- Ułożyłem się na poduszce. Od momentu gdy zdałem sobie sprawę z zamiany, jaka się dokonała, coś bezustannie wprawiało mnie w niepokój. Uczucie te sprawiało, że zdecydowanie bardziej zacząłem się przejmować byle błahostkami, a intuicja nie dawała mi spokoju. Intuicja, że coś się wydarzy, a nieporozumienie w którym uczestniczyłem, było zaledwie początkiem czegoś gorszego.
Zrobiłem się senny, przypomniałem sobie również, że leki które kupiłem zostały w bagażu. Nie chciałem się tym martwić, przynajmniej nie teraz. Przymknąłem powieki, czując jak powoli odrywam się od świadomości.
Aomine
Nie chciałem tego robić, ale jednak zrobiłem. Gdy dzwonił ten zajebiście denerwujący dzwonek, niemal rozgrzebałem pół walizki, a samo urządzenie znalazłem dopiero po czasie.
Nie interesowało mnie co ten gość ma do ubrania, bądź jakiego żelu pod prysznic używa.
W momencie gdy próbowałem ogarnąć cały ten bałagan, trafiłem na gruby plik papierów. Kątem oka zauważyłem lekarską pieczątkę i nieco mocniej się zainteresowałem. Nie chodzi tu o sam fakt, że blond masa była u lekarza. Obok całej tej biblioteczki leżała mała torebka z lekami. Wiele z nich kojarzyłem, w końcu pamiętałem jak sam zmuszony byłem je zażywać.
W większości były to środki na uspokojenie, tu coś nasennego, tu z kolej antydepresanty. Może i blondyn nie zachowywał się do końca normalnie. Od samego początku wydawał mi się być nieco nerwowy i impulsywny, bo kto normalny podchodzi do obcego faceta i robi mu awanturę tuż przy dziecku?
- Kiedyś ta ciekawość mnie udupi…- Zmieszany, wziąłem do ręki jedną z teczek, powoli przeglądając jej zawartość.
Nic bardzo nie przykuło mojej uwagi. W środku znajdowały się głównie recepty, dawkowania, czy pełno rozpisek ze zaleceniami. Właściwie nie wiem, co tak naprawdę podkusiło mnie do szperania w cudzych rzeczach. Wiem natomiast jedno. Podczas pracy w policji zdawałem się głównie na instynkt, była to moja skuteczna broń i gdy coś było nie tak, wewnętrznie byłem w stanie to odczuć.
Szczerze powiedziawszy, to szukałem roboty w której w miarę możliwości będę umiał się odnaleźć. W młodym wieku gdy przystąpiłem do pracy, okazało się że mam do tego talent. Szybko zdobyłem zaufanie i szacunek przełożonych, co sprawiło że dopuszczono mnie do coraz ważniejszych spraw. Cieszyłem się, no bo kto by się nie cieszył? Byłem kimś ważnym, a ponadto czułem się potrzebny. Niestety do czasu… Do tej pory nie potrafię sobie tego wybaczyć.
- Ech… Znowu to rozdrapuje…- Skarciłem sam siebie. Już miałem odłożyć teczkę, gdy coś przykuło moją uwagę. Moment później karta pacjenta znajdowała się w moich dłoniach, a wraz z nią wszystko czego na ten moment mogłem się dowiedzieć.
Mknąłem wzrokiem po drobnym druczku, do momentu aż doszedłem do tego właściwego podpunktu: „Diagnoza”.
Widząc cały ten zamęt przeróżnych schorzeń, przełknąłem cicho ślinę. Wodziłem oczami po arkuszu, jakby doszukując się przyczyny tego wszystkiego. Czy możliwe jest, aby człowiek w tak głębokiej zapaści, stanął na nogi tak szybko? Czy w ogóle możliwe jest, że dał radę funkcjonować? Zawsze myślałem, że to ja mam ciężko, jednak ten incydent uświadomił mnie, że wcale tak nie było. Może i moje życie również nie było kolorowe, to prawda, jednak cała na rubryka sprawiała, że zacząłem czuć coś na wzór podziwu. Podziwu i współczucia.
- Cholera, a ja chciałem go opieprzyć…- Położyłem dłoń na czole, nerwowo je rozmasowując. Zrobiło mi się niewyobrażalnie głupio, chciałem jak najszybciej oddać mu to wszystko, ale jeszcze bardziej nie mogłem doczekać się naszej rozmowy. Spojrzałem jeszcze raz na kartę, jakby w utwierdzeniu tego co zobaczyłem, lecz w tym momencie moją uwagę przykuło coś zupełnie innego. Data, widniejąca na w poszczególnych miejscach, skądś ją znałem. Miałem wrażenie, jakbym czytał między wierszami.
- Dobra koniec tego dobrego, jutro czeka mnie wycieczka.- Natychmiast odrzuciłem tą myśl. Wziąłem do ręki telefon, który bądź co bądź nie należał do mnie, a utwierdziła mnie w tym kolorowa tapeta i multum niepotrzebnych aplikacji.
Ignorując resztę korespondencji napisałem szybkiego sms-a i uporządkowałem cały ten bałagan. Mimo wszystko nie chciałem ukrywać, że potajemnie wpychałem nos w nieswoje sprawy. Zdecydowałem się przyznać do wszystkiego podczas naszej najbliższej rozmowy, a co najważniejsze dowiedzieć się czegoś więcej. Tak, jak nakazała mi to moja intuicja.
Kise 15.30 Centrum Tokio
Delikatny wiatr rozdmuchiwał moje włosy. Chcąc nie chcąc skrzywiłem się delikatnie, chowając głębiej w wełnianym szaliku. Sprawdziłem dla pewności treść sms-a, po czym odruchowo schowałem ręce do kieszeni płaszcza. „Spotkajmy się jutro o 16.00 w kawiarni naprzeciwko stacji.” Odetchnąłem głęboko, próbując zapanować nad przyśpieszonym biciem serca.
Zrobiłem zaledwie kilka kroków i lada moment stanąłem przed stacją, na której czekała grupka ludzi. Wiedziałem że jestem dość wcześnie, jednak to dobrze. Miałem trochę czasu na przemyślenie sprawy i ułożenie stosownych przeprosin. Tym razem ucieczka nie wchodziła grę. Chwyciłem za klamkę, zawtórował mi cichy dzwonek wiszący tuż nad futryną.
Wnętrze było nie wielkie, jednak mimo tego całkiem przestrzenne. Wystrój panujący w nim odznaczał się beżowymi barwami z subtelnymi dodatkami. Lubiłem tego typu styl, przypominał mi trochę mój własny.
Wybrałem miejsce nieznacznie odizolowane od reszty stolików, tuż przy szklanej szybie zza której rozciągał się widok na minioną stację. Czułem że mogę spodziewać się wszystkiego.
Usiadłem na miejscu spoglądając ponownie na zegarek. Do przyjścia zostało 15 minut, rozluźniłem się więc nieco, w między czasie zamawiając szklankę wody. Kawiarnia nie tętniła zbytnim życiem, z racji iż ludzie albo przesiadywali w tym czasie pracy, albo właśnie z niej wracają. Ze mną byłoby podobnie, gdybym oczywiście nie brał kolejnego urlopu.
Dzwonek na framudze drzwi zadzwonił ponownie informując o przyjściu kolejnego klienta. Podniosłem wzrok, czując jak mój żołądek ściska się w dyskretny supeł.
Wysoki mężczyzna, w ciemnych jeansach i skórzanej kurtce kierował się w moją stronę, nawet nie rozglądając się po sali. Wszędzie poznałbym te męskie rysy i mocną posturę. Moją uwagę zwrócił jeden szczegół, który ostatnio umknął mej wadze ze sprawą ciemnych okularów.
- Dzień dobry.- Oczy o niebieskiej barwie spoglądały teraz na mnie wyczekująco. Odpowiedziałem nerwowo, w myślach uspokajając się ze wszystkich sił, kiedy mój rozmówca usiadł naprzeciwko.
- Wiesz, trochę mi głupio używając „pan”. Aomine Daiki.- Uśmiechnął się delikatnie, na co zrobiło mi się trochę lżej. Wiedziałem chociaż, że nie ma mi tak bardzo za złe, tego numeru na lotnisku.
- Kise Ryota.- Odwzajemniłem uśmiech.
- Trochę głupio wyszło z tą akcją na lotnisku, więc sorry. Powinienem był lepiej spojrzeć co biorę do ręki.
- To nie ty powinieneś przepraszać.- Spojrzał na mnie uważnie, lekko wytrącając.- To ja powinienem przeprosić za tą awanturę. Nie powinienem tego robić, nie wiem co mnie napadło…
- Każdy czasami ma gorszy dzień, poza tym to nic takiego, ważne że dziecko się znalazło bez zbędnych ceregieli.
- W sumie prawda, ale i tak lepiej mi będzie jak przeproszę.- Uśmiechnąłem się tym razem, jako na wyraz szczęścia i wewnętrznej ulgi.
Dalsza rozmowa przebiegała w miłej atmosferze, nie tylko za sprawą wyjaśnionej sytuacji, ale też dlatego, że na wskroś moim oczekiwaniom udało nam się znaleźć wspólny język. Aomine Daiki, który wydawał mi się być chłodną i zarazem niedostępną osobą, całkowicie się różnił.
Miło było mi przebywać w jego towarzystwie, a delikatny uśmiech na jego męskiej twarzy sprawiał, że sam zaczynałem się uśmiechać. Nie miałem zamiaru ograniczać naszej znajomości na jednym spotkaniu, to wiedziałem na pewno.
- Może to trochę głupie pytanie, ale ile masz lat?- Zagadnąłem siorbiąc już drugą filiżankę kawy.
- 25
- Wooo! Wyglądasz starzej, takie było moje pierwsze wrażenie.- Wyglądało na to, że poznałem swojego rówieśnika. Do tej pory z naszego spotkania odczuwałem jedynie plusy. Wreszcie była okazja, kiedy mogłem z kimś pożartować i normalnie porozmawiać. Brakowało mi tego od pewnego czasu.
Jasne, miałem siostrę, ale niestety odkąd zdobyła awans, zostaje do późna w pracy. Mam też przyjaciółkę, pracuje jako fotoreporterka, więc z czasem też u niej średnio. Mimo tego co jakiś czas wpada do mojej kawiarni, choć ostatnimi czasy dzieje się to sporadycznie.
Wyjrzałem za okno, ludzie ze stacji zniknęli, a niebo przybierało ciemnawą barwę. Zagadałem się do tego stopnia, że nawet nie zauważyłem kiedy zaczął zapadać wieczór. Jako, że perspektywa wyjścia w jesienną, chłodnawą aurę, nie napawała mnie zbytnim optymizmem, postanowiłem, że jeszcze trochę zostanę.
- Wybacz na moment.- Uśmiechnąłem się przelotnie, sięgając po podręczne opakowanie tabletek. Wyjąłem jedną z nich, popijając wodą. Aomine wciąż nie spuszczał ze mnie wzroku, marszcząc lekko brwi. Nie powiem, poczułem się wtedy lekko rozkojarzony. Jego wyraz twarzy najbardziej mnie zastanawiał. Sprawiał wrażenie jakby uparcie nad czymś rozmyślał, a nasza rozmowa przygasła na moment.
- Kise, jak pracujesz?- Rzucił, machinalnie się prostując i mimo to, że nadal patrzył się na mnie z wymalowaną powagą, odpowiedziałem dość lekkim tonem:
- Mam własną kawiarnie na drugi końcu miasta. A ty? Sądząc po twojej postawie nadajesz się na sportowca, albo chociaż na ochroniarza.
- Wybacz, to dość trudna sprawa, nie do końca chce podejmować tego tematu.
- Rozumiem.- Byłem nieco zawiedziony, w końcu z Aomine do tej pory śmiało odpowiadał na każde moje pytanie. To gdzie pracuje nie powinno być wielce poufną informacją.
- Zazdroszczę ci własnego interesu.
- Dzięki, ale to chyba nie jest nic niezwykłego. Każdy kto ma jakiś pomysł na siebie, może być sam dla siebie szefem.
- Nie, nie… Chodziło mi raczej o to, że z takimi wynikami jesteś w stanie bezproblemowo pracować. Wiesz, całkiem sporo tego masz, a wielu takich ludzi jest już z góry skreślanych.
W jednej chwili cała moja radość i spokój pękły jak mydlana bańka. Wiedziałem, że obiecuje sobie zbyt wiele. Wiedział to, więc musiał je czytać… Musiał przejrzeć moje rzeczy, nawet coś tak osobistego jak wyniki badań! Dlaczego w tym momencie mówi o tym jakby palił jakimś podziwem? Tu nie ma nic do podziwiania do cholery… Nie mam zamiaru okazywać tego ludziom, nie po tym jak zniwelowałem to wszystko, by oni tak po prostu mi to wypominali…
- Wiesz, co to są prywatne rzeczy?!
Aomine
To co zrobiłem nie było mądre, w jednej chwili przyjemnie rozmawiało mi się z blondynem, a moment później zrobił mi kolejną awanturę. Może nie tyle co awanturę, co wywód,
Na samo wspomnienie lekarskich akt miał mi za złe, że trzymałem je w ręku. Nie rozumiałem, dlaczego tak bardzo chciał to ukryć. To, że dowiedziałem się prawdy nie oznacza jeszcze, że go oleje i zażądam zerwania kontaktów. Choć było to nasze pierwsze prawdziwe spotkanie, czułem się zaniepokojony.
Kise powiedział mi niemal od razu co o tym wszystkim myśli, wziął swoją walizkę i trzasnął drzwiami pozostawiając mnie samego przy stoliku z szeroko otwartymi oczyma.
- Szlak by to…- Westchnąłem zirytowanym. Nie wiedziałem jednak za co bardziej, za niego czy za siebie? Spojrzałem na ekran telefonu; tym razem mojego. Może powinienem zadzwonić? Nic mi to nie da, sądząc po jego zachowaniu, wbiłem właśnie gwóźdź w naszą znajomość, tracąc szansę na jej rozwinięcie. Z jednej strony było mi szkoda, miałem wyrzuty, w końcu jakby nie patrzeć zdążyłem go polubić.
- Przepraszam, czy mogę się dosiąść?- Jak z automatu, odwróciłem się w stronę skąd dochodził głos. Spodziewałem się chyba wszystkiego, oprócz tego że zielonowłosy facet z lotniska usiądzie obok mnie w kawiarni.
- Proszę bardzo. Zaraz i tak wychodzę.- Już brałem do ręki kurtkę, ale nowy kolega szybko mi w tym przeszkodził:
- Proszę zostać.- Ponownie skierowałem na niego wzrok, jednak ten patrzył na mnie z pełną powagą. Nie wiedziałem o co mu chodzi, ale dla świętego spokoju usadowiłem się ponownie. Na dziś już miałem dość wrażeń.
- Nazywam się Midorima Shintaro, a pan to Aomine Daiki.
- Podsłuchiwanie czyjś rozmów do kulturalnych nie należy.
- Wierz mi, że komisariat i policyjne archiwum aż huczy od twojego nazwiska.- Ponownie zostałem wytrącony z równowagi. Lustrowałem jego osobę szeroko otwartym oczyma. Miałem zadać pytanie, albo raczej cała ich masę…
- Skąd o mnie wiesz?
- Po tym jak zostałeś zwolniony, przejąłem twoje stanowisko.
- Moje stanowisko było dość wysokie, szczerze w to wątpię, że osoba z tak krótkim stażem mogła przejąć je tak szybko.
- Nie powinno cię to zbytnio interesować, a przynajmniej nie o tym chciałem z tobą porozmawiać.- Rozejrzałem się po lokalu. Tak jak myślałem, nasz stolik był lekkim azylem, a czułem ,że to co zaraz usłyszę do publicznych nie należało.
- Jestem tu prywatnie i myślę, że sprawa którą ci przybliżę powinna cię zainteresować.
- Skoro jesteś tu w jakiejś sprawie, to komenda powinna o tym wiedzieć. Wiesz, że za działanie na własną rękę mogą cię wylać?- Rozmówca uśmiechną się tylko, poprawiając okulary.
- Nad tym co robię nie stoi komenda, tu sznurkami pociąga ktoś wyższy, jednak mam całkowicie wolną rękę. Liczy się efekt, a nie sposób.- Z całej tej gadaniny rozumiałem coraz mniej, ale czegoś czego kompletnie nie wiedziałem, był fakt co ja mam z tym wspólnego.- Aomine, dobrze wiesz o sprawie, która miała miejsce 5 lat temu?- Teraz dopiero wiedziałem, o co tu tak naprawdę chodzi. Sprawa, która doprowadziła mnie na skraj zapaści i jednocześnie ta, która była moją ostatnią, najcięższą i nie rozwiązana. Nie mógłbym o niej zapomnieć.
- 5 lat temu w Tokio, pewna grupa przestępcza powiększyła swoje wpływy na terenie miasta. To co zrobili było szybkie i efektowne. Nie byli takim sobie zwykłym gangiem, wdającym się w bezsensowne bójki z innymi gówniarzami. Mieli inne cele, dzięki którym wespną się o wiele wyżej. Ich ofiarami byli bogaci ludzie, wpływowi biznesmeni, osoby z wysokim majątkiem, statusem publicznym i rodziny dziedziczne. Co dziwnego, żadna z ofiar jeszcze nigdy nie odważyła się zgłosić ich ataków.
- Wszyscy obawiali się tego gangu, wiedzieli jak działał i co by się stało, gdyby wyjawili to wszystko na policji. Postanowili zapewne podporządkować się im, mając nadzieje, że nic się nie stanie.- Dodałem jedynie przygaszonym tonem.
- To tyle, ile wie policja. Jak wiesz sprawa została zamknięta kilka lat temu, jednakże ataki ponowiły się, a służby mundurowe nadal są wobec tego bezsilne. Nikt nic nie wie, nikt nic nie widział. Bez poszlak nie możemy nic zrobić, a sprawa coraz bardziej się pogarsza.
- Skoro nie ma poszlak, to całość pewnie skończy się jak ostatnio. Wszyscy rozłożą ręce, no bo jak szukać czegoś, o czym nie wie się zupełnie nic?- Czułem, że im bardziej wdrążam się w tą rozmowę, tym moje życie zawraca ponowne koło. Jeśli teraz opuszczę stolik, zostawię przeszłość za sobą. Być może znajdę pracę i rozpocznę normalne życie. Jednak im mocniej wsłucham się w jego słowa, tym bardziej droga do odwrotu będzie znikać. Moje życie może skończyć się tak, jak kiedyś, pełne rozczarowań i życia w niepokoju.
Zacisnąłem pięści. Co ja mogłem wiedzieć? To nie ja zginąłem pod wartą najlepszego przyjaciela. Musiałem rozwiązać tą sprawę, chociażby z myślą o nim. Mogę zrobić zaledwie tyle.
- Mów dalej.
- Wcześniej nie zdawałem sobie z tego sprawy, ale ktoś z moich bliskich zdołał uratować osobę, która uciekła z rąk gangu. Przeżyła, ponadto wie kto jest szefem, jak działa system, w jaki sposób pozostają dla nas niewidoczni i gdzie przebywają.
- Przecież to oznaczałoby, że udałoby się wszystko wyjaśnić…
- Właśnie tak, ale musimy mieć całkowitą pewność. Nie wiemy czy ta osoba nie pracuje dla nich, czy jest pod ich obserwacją, ma z nimi kontakt, jest szantażowana lub milion innych opcji. Musimy dowiedzieć się tego w sposób dyskretny, bez przesłuchań i bez jej wiedzy.- Między nami zapanowała głucha cisza, oboje wpatrywaliśmy się w siebie z wyczekiwaniem. Było jednak coś, co interesowało mnie najbardziej:
- Jak ma na imię ta osoba?
- Kise Ryota.
Kise 22.00 Mieszkanie w Tokio
Chyba gorzej być nie mogło. Po tym jak wybiegłem z kawiarni, nie mogłem skoncentrować się na niczym innym, jak ciążącym mi uczuciu. Przytłaczało mnie co rusz, gdy przypominałem sobie słowa Aomine.
- Jak zazdrości? Jak?!- Rzuciłem się na łóżko. Na szczęście w mieszkaniu wiało pustką. Ostatnie czego na ten moment potrzebowałem, to obecność troskliwej siostry, która z pewnością nie zignorowałaby mnie tak łatwo. Nie zawsze potrafiłem ukryć przed nią własnego rozgoryczenia, choć ostatnim czasy nie było to nawet potrzebne. Nie miałem powodów by się zamartwiać. Oczywiście nie spodziewałem się, że uczucie beznadziejności powróci do mnie po takim czasie. Myślałem, że zapomniałem o tym raz na zawszę. A jednak rana okazała się być nietrwała, a jedne głupie wspomnienie nieznajomego faceta, szybko ją rozdrapało.
- Nie powinienem tak szybko się poddawać.- Ścisnąłem mocniej pięść, powoli siadając. Czułem jak moja skroń delikatnie pulsuje, a ucisk staje się lżejszy. Jeśli teraz się poddam, stracę wszystko nad czym pracowałem przez ostatnie lata.
- Ale nie potrafię…- Po moim policzku spłynęła powolna łza i choć tak bardzo pragnąłem zatrzymać kolejne, mój stan mi na to nie pozwolił. Zacisnąłem szczękę, wstając na równe nogi. Czemu jestem taki beznadziejny? Nie potrafię żyć normalnie, choć tak bardzo wmawiałem sobie, że już wszystko jest w porządku.
- Cholera!- Nie wytrzymałem. Uderzyłem pięścią w stojący obok regał. Nim się obejrzałem, na ziemie spadło kilka dokumentów, które niechcący strąciłem.- Jesteś słaby Kise, powinieneś się wstydzić. Robisz wszystkim problemy, wiesz? Twoja obecność jest nijaka i nie potrzebna, równie dobrze powinieneś był się im poddać. W sumie jak tam byłeś, to zdawałeś się być najbardziej potrzebny. Było z ciebie chociaż minimum pożytku…- Zaśmiałem się przez łzy. Spojrzałem ponownie na plik kartek, leżący tuż przed moimi stopami. Odetchnąłem głęboko, kucając na podłodze.
Tak jak się spodziewałem, kilka potwierdzeń i rachunków, w końcu nie miałem ostatnio zbyt wiele czasu na robienie porządków w domowych segregatorach, więc najzwyczajniej w świecie rozkładałem wszystko co ważne i potrzebne, na pierwszym lepszym miejscu. Wziąłem do ręki kilka kartek, układając starannie. Nie przejmowałem się tym, co biorę, ani nawet nie rozważałem zbytnio co i kiedy opłaciłem, a za co powinno przyjść upomnienie. Machinalnie układałem jedną na drugiej, aż do momentu gdy jedna z niepozornych teczek przykuła moją uwagę. Nie pamiętałem, by należała do mnie, a jednak skądś kojarzyłem jej wygląd.
Wbijając wzrok w niebieską tekturę, zdałem sobie sprawę, że była to jedna z teczek, które niechcący wyjąłem, szukając w walizce Aomine telefonu.
Wcześniej nie zainteresowałem się nią zbytnio, ale teraz zdawałem sobie sprawę, że nie będę miał już szansy mu jej doręczyć. Chociaż, czy było w niej coś ważnego? Nie uśmiechała mi się kolejna wizyta, a jedynym o czym marzyłem, to zapomnieć o poprzedniej. Gdyby w tej niepozornej teczce było coś niekoniecznie ważnego, to tak naprawdę nawet nie poinformowałbym go o tym, że ją posiadam, a co za tym idzie nie doszłoby do naszego kolejnego spotkania. A co jeśli chodziło tu o ważne dokumenty, chociażby coś z pracy?
Wtedy wysłałbym ją pocztą. Nie chce ryzykować.
Dłużej się nad tym nie zastanawiając, przesunąłem delikatnie gumkę, lustrując zawartość.
Może było to strasznie wścibskie z mojej strony, ale ja chociaż miałem powód. Nie to co on, by od razu grzebać w moich prywatnych rzeczach, a do tego prowadzić ze mną luźną pogawędkę na ich temat.
Spodziewałem się chyba wszystkiego. Wszystkiego prócz policyjnych akt. Widząc ciemny druczek, którym przyozdobiona była strona, poczułem jak moje ręce drżą nieznacznie, a na czole pojawiają się kropelki potu.
Więc Aomine tak naprawdę był z policji? Być może dlatego nie chciał mnie o tym poinformować, gdy pytałem się go o pracę. Ale czy to jest powód by to ukrywać? W ogóle czy to ma ze mną cokolwiek wspólnego? Za pewnie nic.
Uspokajając oddech, zacząłem przeglądać kolejne strony, do momentu, aż natrafiłem na coś, czego najprawdopodobniej nie powinienem oglądać.
W jednej chwili, wszystko o czym zapomniałem, wróciło do mnie ze zdwojoną siłą.
Sprawa gangu, w której byłem jedną z oficjalnych ofiar, była w rękach policji. Aomine Daiki, osoba z którą niechcący zamieniłem się walizkami, z którą tak ochoczo rozmawiałem, a potem wyrządziłem awanturę, była śledczym. On i niejaki Kuroko Tetsuya, zajmowali się tym od samego początku. Czy to znaczy, że nasze drogi nie skrzyżowały się przypadkiem?
Nie, to niemożliwe, w końcu obaj nie spodziewaliśmy się takiego obrotu spraw i obaj nie mieliśmy o sobie pojęcia. Ale skoro tak wygląda sytuacja, to czy Aomine wie, że ja jestem w to zamieszany?
Lustrowałem kolejne strony, ale tak jak się spodziewałem: nie było ani słowa o moim nazwisku. No tak, w końcu skąd mieli to wiedzieć? Nie zgłosiłem całej sprawy, a jedynymi osobami, które wiedziały o mojej ucieczce z gangu był lekarz z podziemia i jego znajomy.
Wygląda na to, że wszystko co miało teraz miejsce, było zwyczajnie kwestią jakiegoś magicznego przypadku.
Im więcej wiedziałem, tym bardziej chciałem się upewnić w przekonaniu, że nic na mnie nie mają. I tak oto trafiłem na kolejną rzecz, która całkowicie wytrąciła mnie z równowagi.
Badania lekarskie, dobrze je znałem, w końcu również byłem takowym posiadaczem. Ale osoba do której należały, była tą samą, której za nic w świecie bym nie podejrzewał.
- Więc ty też… Aomine?- „Niezdolny do wykonywania zawodu”, „Zawieszony na czas nieokreślony”, „Poddany terapii”, „Na urlopie zdrowotnym”, „Niestabilny psychicznie”, „Zwolniony”…
Już nic nie potrafiłem z tego zrozumieć. Czułem jak historia zatacza koło, a to co zakrywałem, właśnie zostaje dyskretnie odkryte.
Nie miałem zamiaru tak tego pozostawić, nie tym razem. Postanowiłem za wszelką cenę dowiedzieć się więcej o tym policjancie i przebiegu sprawy. Nie dając się zdemaskować. Wszystko by raz na zawsze żyć w spokoju.
Aomine 13.30 Park Centralny w Tokio.
Po tym co stało się dwa dni temu, nie spodziewałem się jakiś wielkich zmian ze strony Kise. Ba, nawet nie spodziewałem się, że będzie chciał się ze mną zobaczyć. Moje zaskoczenie sięgnęło jednak zenitu, kiedy to odebrałem od niego wczorajszego sms-a. Nalegał na spotkanie, a mało tego, przeprosił. Tak naprawdę zdawałem sobie sprawę, że nie miał za bardzo za co, ale co ja tam wiedziałem. Myśląc o tym, czułem jakąś wewnętrzną satysfakcję. Prawda była taka, że wróciłem do pracy w policji, nie oficjalnie, ale właśnie kontynuowałem śledztwo przy boku Midorimy. Uwierzyłem we wszystko co mi powiedział, w końcu po co miałby kłamać, w dodatku jego zeznania pokrywały się niemal idealnie z tym co sam wiedziałem. Na samym początku nie tyle, co chciałem rozwiązać tą sprawę, co czułem jakąś bliżej nieokreśloną potrzebę pomocy Kise. Chciałem to zamknąć, ale jednocześnie martwiłem się o to, że Ryota po tym jak uświadomi sobie kim tak naprawdę jestem, nie będzie chciał współpracować. Z jakiegoś powodu nie zgłosił tego na policję po swojej ucieczce, więc równie dobrze mógł być obserwowany. Nie miałem zamiaru ujawniać się przed nim, ani przed jego pseudo obserwatorami. Musiałem poznać szczegóły przez pryzmat naszej znajomości, to była jedyna opcja. Znajomości? Uśmiechnąłem się sam do siebie niczym rasowy debil. Nie mogłem się oszukiwać i choć głupio było mi to przyznać przed samym sobą, coraz bardziej mi na niej zależało. Kise miał coś w sobie, co zmieniało we mnie podejście, coś co mnie wyciszało. Tego było mi potrzeba, właśnie drugiej osoby, która w jakiś sposób zatroszczy się o moje zdrowie psychiczne. Moje serce przyśpieszyło. Jeszcze ciężej było mi się do tego przyznać, ale Kise był po postu ładny. Z początku twierdziłem, że więcej z niego baby niż faceta, ale teraz jak o tym myślałem, to było to po prostu urocze. Świat oszalał, Aomine Daiki zakochał się w buraczanej blond masie…
- Aomine?- Niemal podskoczyłem słysząc obok siebie nieśmiały głos. No tak, to raczej on. Ciekawe ile już tu stoi i patrzy jak się buczę na prawo i lewo.- Wystraszyłem cię? Przepraszam, dopiero przyszedłem.
- A nie no… Spoko…- Podrapałem się w tył głowy. Blondyn zrobił te swoje psie oczy, zagadkowo przekręcając głowę. Ni to śmieszne, ni to fajne, a jednak wstąpił mi na twarz niezbyt subtelny uśmiech. Cholera, przyszedłem by prowadzić śledztwo, a nie żeby randkować. Wyczucie kurwa, to się nazywa wyczucie.
- Przepraszam, że cię tu sprowadzam, ale zapomniałem ci czegoś oddać.- Nagle ni z gruszki ni z pietruszki, wyjął z torby jedną z moich teczek.- Nie przeglądałem zawartości, jednak przypomniałem sobie, że niechcący szukając telefonu, wytrąciłem ją z torby.- Nie wiedziałem ile w tym prawdy, ale w głębi duszy niemal modliłem się o to, by to co mówił faktycznie było prawdą. Jeśli przejrzał zawartość, to znaczy że wie o mnie wszystko.
- Dzięki, mam w niej głównie kilka wpisów z banku, dobrze że w porę do mnie zadzwoniłeś.
- A więc niedługo wyjeżdżasz?
- Niekoniecznie, muszę zostać na jakiś czas. Mam mały bałagan w sprawach prywatnych.- W sumie to w sprawach pracy, w końcu najpierw muszę rozwiązać twoją sprawę, drogi Kise. Cieszyłem się jednak z tego, że Midorima załatwił mi u szefostwa darmowy pobyt w jednym z mieszkań w samym centrum miasta. Nie wiedziałem, ile będę musiał zostać, a sam absolutnie nie byłbym wstanie opłacić tego wszystkiego. Dodajmy jeszcze fakt, że samo mieszkanie było naprawdę na miarę dobrze zarabiającego biznesmena. Trochę gorzej jak będą kazali mi to później spłacać…
- Rozumiem, zapewne masz nieco stresującą pracę.
- Można tak powiedzieć…
- Jeszcze raz przepraszam, że cię tu sprowadziłem z powodu głupiej teczki.
- Nic się nie stało, w końcu i tak nie mam nic do roboty.
- Skoro jesteś tu z powodu pracy, pewnie mieszkasz gdzieś tutaj, delegacja? A może jesteś politykiem, biznesmenem…?
- Heh, no można tak powiedzieć…- Skurczybyk definitywnie próbował się tego dowiedzieć. Jedyne wyjście to dyskretna zmiana tematu.- Niedaleko otworzyli budkę z goframi… Jestem cholernie głodny, to jak, idziemy?
- W sumie ja też nic nie jadłem, chętnie pójdę.- Uśmiechnął się, a jego oczy zabłyszczały niczym u małego dziecka. Najwidoczniej zapomniał o tym, o co się mnie pytał. I gitara, o to chodziło.
Kise
Aomine definitywnie próbował wybronić informacji o tym gdzie pracuje. Nie mogłem zdobyć informacji o śledztwie, dopóki nie sam nie przyznał mi się, że pracuje w policji. Ukrywał to przede mną, skacząc z tematu na temat. Postanowiłem na razie nie drążyć tematu, w końcu nie chciałem by poczuł, że zależy mi na tej informacji. Jedynym wyjściem była luźna rozmowa, a zaraz potem pewnie sam się wygada. Choć tak naprawdę czułem miłe uczucie, spacerując z nim ramię w ramie. Lekki powiew owiewał mi twarz, a wokół spadały złote, jesienne liście. Atmosfera zdawała mi się być niemal magiczna. Dawała ukojenie i poczucie spokoju przy jego boku. Czasami zdarzało mi się zerkać. Widziałem wtedy swój ideał, czyli kogoś kim sam chciałem być. Wysoki, dobrze zbudowany, o ramionach w których można czuć się bezpiecznie. Z rysami twarzy, o których marzyłby nie jeden dorosły mężczyzna. O spojrzeniu hardym i jednocześnie ciepłym. Poczułem jak moje policzki oblewa barwny rumieniec, więc czym prędzej odwróciłem wzrok, chowając twarz w zagłębieniu szalika. Nie powinienem myśleć w ten sposób, a jednak własne pragnienie przejęło górę nad zdrowym rozsądkiem.
- Hej, Kise! Z bitą śmietaną czy polewą?- Nim się nie obejrzałem staliśmy jeż przy budce, a Aomine żwawo trajkotał ze sprzedawczynią.- Ze śmietaną.- Odparłem weselej niż mogłem przypuszczać. Jak jeden facet może zmienić mój nastrój do tego stopnia?
- Najdroższa pani, dwa gofry ze śmietaną.- Odparł nonszalancko. Sprzedawczyni roześmiała się pod nosem, z resztą podobnie jak ja.
Chwilę potem siedzieliśmy na ławce dyskutując o wszystkim i jednocześnie o niczym. Daiki wygłupiał się, ja śmiałem się do łez. Dawno nie czułem się tak swobodnie i chciałem by to uczucie trwało wiecznie.
- Kise, masz dziewczynę? Wiesz w sumie nic na ten temat nie mówiłeś, a wątpię by ktoś z twoim wyglądem był samotny. Laski pewnie biją do ciebie drzwiami i oknami…- Zaczerwieniłem się momentalnie na tą uwagę. Czy właśnie dostałem komplement?
- Nie, jestem singlem od kilku lat.- Spuściłem wzrok, nadal lekko się uśmiechając. Prawda była taka, że nie chciałem zawierać związków. Po tym co mnie spotkało, nie byłbym w stanie już nikomu zaufać. Nie pozwoliłbym się nikomu dotykać…
- W sumie ja też. Kto by chciał takiego jełopę, dla którego wyrzucenie skarpetek do prania to wyczyn na miarę światową… Gotować też nie umiem, chociaż nie… Zupkę z torebki umiem zrobić.
- Ucz mnie, mistrzu.
- Ej, nie nabijaj się… Nie lekceważ moich umiejętności. Po prostu ukrywam swój talent przed matką, bo popadnie w stan głębokiej beznadziejności.
- Mieszkasz z rodzicami?
- Tak jakoś wyszło…
- Ja w sumie z siostrą… Rodzina forever co nie?- Nie spodziewałem się, że Aomine mieszka z rodzicami. Zakładałem bardziej jakieś duże mieszkanie w samym centrum. Wyglądał jak wyglądał, więc co się dziwić. Nie powinienem oceniać książki po okładce. Szczególnie takiej encyklopedii jaką był Aomine.
- Masz coś w kąciku.- Wciąż wesoło się śmiejąc, przysunąłem się nieco bliżej, tak że nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Nie myśląc nad tym ani chwili, sięgnąłem po serwetkę, delikatnie pozbywając się śladu po bitej śmietanie.
- Kise?- Odskoczyłem niemal jak poparzony, zdając sobie sprawę z tego co właśnie wyczyniam. Co ja wyprawiam? Cholera, beznadziejność zaczęła mi się udzielać. Znowu coś spieprzę, nawet naszą znajomość! Powinienem ulżyć światu…
- Przepraszam, siostra zawszę mi tak robiła, udzieliło mi się…- Wstałem z ławki, nawet nie oglądając się na twarz Aomine.- Powinienem się zbierać, jutro poniedziałek, muszę przygotować kawiarnię…- Nie zdążyłem dokończyć, poczułem jak czyjaś ręka łapie mnie za nadgarstek. Stałem z szeroko otwartymi oczyma, czując jak ta sama ręka, powoli obraca mnie ku sobie.
Rumieniec oblał moje policzki, a oczy lustrowały uśmiechniętą twarz nieprzyzwoicie przystojnego faceta.
- Drugi raz nie pozwolę ci nawiać…
- Aomine ja…- Wiedziałem, że nie mogę tego zrobić. Byłem brudny, skażony, nic nie warty… Jednak poddałem się temu. Poczułem jak silne ramiona, o których tak długo myślałem, obejmują mnie, a usta które za pomocą kilku słów potrafiły wywołać uśmiech na mojej twarzy, napierają na moje wargi. Ciepło wywołane jego bliskością rozlewało się po moim ciele. Ręce delikatnie drżały, a w podbrzuszu rozpływała się wyraźna ekscytacja. Powieki opadły powoli, pozwalając ulec niebezpiecznej pieszczocie. Pokusa była silniejsza od zdrowego rozsądku, który zdawał się znikać wraz z tym, jak wilgotny język Aomine pieścił moje podniebienie, wilżył pulsujące wargi, rozprowadzał ciepłą i wilgotną nutkę pożądania. Wplotłem ręce w jego włosy odwzajemniając pocałunek. Wyczułem tytoń, połączony z nutką wody kolońskiej. Mój język pracował szybciej, a po brodzie spływała pozostałość po tym czułym incydencie. Oddech przyśpieszył, a ja zdałem sobie sprawę z tego jak nisko upadłem. Czemu mu to robiłem? Przynoszę wstyd, jestem zwykłą nic nie znaczącą zabawką. Jestem tak cholernie brudny, a mimo tego przyjmuję to, czym mnie darzy… A najgorsze jest to, że sprawiało mi to radość.
Ponownie obaliłem zdrowy rozsądek. Ktoś taki jak ja, nie ma prawa zaznać miłości, bliskość ze mną jest czymś obrzydliwym… Mimo tego, nie mogłem się oderwać. Nie mogłem i nie chciałem.
Park Centralny
- Nie gadaj.
- To jego szukał szef.
- Skoro tak, to co on robi z gliną? Pamiętam gościa, naskoczył na nas wtedy z tym swoim koleszką z wydziału. Jakoś udało mu się uciec, ale ten drugi marnie skończył. Od tej pory nie drążył sprawy. Szefuś zmienił kryjówkę, sprowadził sobie przyjaciela i psy nie mogą wywęszyć jej do tej pory.
- Chyba, że blond lala ośmieli się wszystko wyśpiewać…
- Powaliło cię? Uciekł, nikt specjalnie się nie przejął. Nie zapominaj jednak, że mają na niego haczyk. Jedno słówko policji i życie w kawałkach. Nie odważy się.- Brunet poprawił okulary, wykrzywiając wargi w chorym uśmiechu.- Ale wiesz Makoto, dobrze by było zgłosić to szefostwu. Zawszę można by przypomnieć mu o naszym istnieniu, wiesz w końcu przez te kilka lat mógł poczuć się aż za bezpieczne.
- Racja Imayoshi, ty to masz jednak łeb jak sklep.
- Ty za to puste półki.
Przedmieścia Tokio
~London bridge is falling down…falling down… London bridge is falling down, my fair lady…
- Szefie, oto dokładny protokół z dzisiejszej obserwacji drugiej grupy eksterminacyjnej.
~London bridge is falling down…falling down… London bridge is falling down, my fair lady…
- Nie lubię, gdy sobie tak szef podśpiewuje.- Czerwono włosy chłopak momentalnie znieruchomiał. Blade ręce oderwały się od klawiszy pianina, a różnobarwne tęczówki spojrzały na menadżera. Na usta wstąpił delikatny uśmiech.
- Reo, proszę… Mógłbyś być dla mnie nieco milszy.- Szatyn spojrzał na niego, wzdychając do siebie. Czasami nie rozumiał, jakimi ideałami kieruje się jego pracodawca, o ile czymkolwiek się kieruje. Od dawna wiedział, że Akashi Sejiuro wyznacza własne ścieżki, wymijając te, które są już wydeptane przez innych.- Nie pomyślałeś, że mógłbym być smutny…
- Myślę, że nie przejąłby się pan za mocno.- Urzędnik położył na biurku stos kartek.- Wracając do tematu, oddział specjalny udał się w wyznaczone miejsce, jednakże ponownie nic nie odnaleziono. Teren okazał się być czysty, ani śladu po gangu. Wyznaczone miejsce znowu okazało się być nietrafione.
- Doprawdy, żadna niespodzianka.- Chłopak mruknął tylko, nieco znudzonym tonem. Nie interesowały go te wszystkie zlecenia i marne poszukiwania. Miał kogoś, kto rozwiąże wreszcie cały ten bałagan. W końcu nie zatrudnił Midorimy bez powodu. Miał zamiar uporać się z tym szybko i boleśnie. Wiedział, że jego własne działania nie były zgodne z prawem, a policja nijak miała się do tego co robił. Bezwzględny, bezlitosny i nieograniczony. Życie nauczyło go nieco więcej, niż tych przepoconych tłuściochów z marnej emitancji policyjnej komendy. Stróże prawe? Nie rozśmieszajcie mnie - Tak zwykle rad był reagować na choć małe wspomnienie na ich temat. Spuścizna, która nazywała siebie gangiem, była następnym robactwem które za wszelką cenę pragnął wytępić. Cholerne bachory z zapyziałego śmietniska, które tak bardzo starają się pokazać swoją wielkość, choć tak naprawdę w tym świecie byli nikim. Jedyne o czym marzył, to by pełzali u jego stóp. Tu i teraz.- Gówniane podrygi mnie nie interesują. Przetrzymaj jeszcze trochę, moja mała perełka niedawno wykurowała się z depresji. Daj chłopczykowi broń, a zmieni się w bestię.- Chłopak uśmiechnął się szeroko, zwinnie przechodząc na drugi koniec pokoju. Moment później wargi, które wykrzywiały się w szerokim uśmiechu, sączyły z zadowoleniem szklankę whisky.- Poza tym mój drogi Reo, masz czas wieczorem? Muszę się odstresować.- Podszedł cicho do mężczyzny, łapiąc wymownie za krawat.
- Przykro mi szefie, mam żonę.
- Ech, jakoś pogodzę się ze stratą.- Posmutniał teatralnie, odkładając szklankę.
- Proszę posłuchać. Znaleźliśmy coś jeszcze.
- Słucham zatem. Nasz ukochany pseudo gang wziął sobie za cel moją skromną posiadłość… Ciekawy jestem, czy wiedzą że ich bezbronny panicz jest szefem brygady antyterrorystycznej i antynarkotykowej. Zdziwią się skarbeńka, prawda Reo?
- W zupełności. Jednak jeden z ochroniarzy odnalazł pańskiego psa. Zwierzę miało poderżnięte gardło, w dodatku sprawca podłożył je tuż przed wejściem do posiadłości.
Akashi milczał… pies… gardło… Teraz wiedział: to był sabotaż. Pies miał oznaczać, że wiedzą o policji. Na to czekał.
- Sze…- Cisze przerwał chichot, który zaraz potem zmienił się w coś, czego nie można nazwać jednym słowem. Śmiech na tyle przerażający, co nieludzki. Mężczyzna chwycił za czarny pistolet, lśniący tuż przy jego boku. Strzelił z przekąsem w butelkę whisky, stojącą na samym końcu sali, wciąż się uśmiechając.
- Wiesz Reo, dawno tak dobrze się nie bawiłem, chyba nie doceniałem naszych małych łobuzów.
Opuszczony magazyn. Obrzeża Tokio
- Szefie?- Okularnik z przekąsem rozejrzał się wokół. Wiedział że ich drugi przywódca, rozsławiony w podziemiu Nijimura, na jakiś czas opuścił szeregi, a pałeczkę przejął nie kto inny, jak jego białowłosy kompan. Może i oboje byli na swój sposób inteligentni, jednakże wszyscy dobrze wiedzieli, że to właśnie Shougo był tym gwałtowniejszym i często działał dla zapewnienia sobie rozrywki. Żadną zagadką było, że to właśnie on stał za pobytem Kise w ich skromnych progach.
- Imayoshi? Tłumaczyłem już, że jestem cholernie zajęty.- Chłopak obejrzał się za siebie, słysząc znany, lekko poirytowany głos. Tuż zza ściany kontenera wyłoniła się postać mężczyzny, o uśmiechu równie parszywym co on sam.- Nie kazałem ci przyłazić.
- Pamięta szef tego blondyna, nawiał nam pięć lat temu.
- Jak mogłem zapomnieć o naszej głównej atrakcji?- Wargi białowłosego wykrzywiły się w nienaturalnym uśmiechu. Jak mógł zapomnieć o swojej zabawce, którą tak często użyczał?
Po ataku na jego rodzinę, jakoś udało mu się przeżyć. Nijimura niemal od razu zdecydował o zafundowaniu mu kulki w łeb, jednak on był innego zdania. Jego niewinność i wygląd były tak kruche i jednocześnie cudowne, że z uśmiechem przyglądał się ich rozpadowi. Niszczył go z dnia na dzień, fundując sobie szczerą rozrywkę. Jego wspólnik uważał to za obrzydlistwo, unikał słuchania o jego działaniach. Njiimura doszedł w jego kręgi kilka lat temu i szybko awansował. Haizaki ufał mu bezgranicznie, jednak sam sprawował prawdziwą pieczę nad wszystkim.
- Co z nim? Pewnie teraz upadł niżej niż się dało. Ktoś na tyle zniszczony, nie ma prawa się podnieść. Niech zgadnę, wałęsa się gdzieś po śmietnikach? A może chce wrócić, w końcu po takim czasie może brakować mu wyuczonego zawodu.
- Niestety, nie o to chodzi… Podobno wrócił z terapii, obecnie prowadzi jeden z lokali w centrum miasta. Jak widać cała ta sprawa nie zrobiła na nim wielkiego wrażenia.- Brunet uważnie lustrował twarz szefa, z której natychmiastowo zniknął charakterystyczny uśmieszek.- Jednakże to nie wszystko. Razem z Makoto, widzieliśmy go w towarzystwie tego policjanta. Myślę że raczej go szef pamię…
- Jak mógłbym zapomnieć? Aomine Daiki, śledczy z niepowtarzalnym talentem. Awansował w szczenięcym wieku, prowadził śledztwo ze swoim przyjacielem z komendy, w dodatku na własną rękę. Im, jako jedynym udało się zawitać w nasze szeregi, niestety jeden już nie wyszedł. Właśnie przez niego zmuszony byłem się przenieść i straciłem cholerną część terenów.
- Myśli szef, że ich relacje są przypadkowe?
- Nic kurwa nie jest przypadkowe!- Pięści mężczyzny zacisnęły się mocniej, a twarz wykrzywił cień furii.- Ten śmieć zapomniał, że mamy na niego oko? Jedno złe posunięcie i jego spokojne życie kończy w marnych kawałkach. Chyba trzeba mu co nieco przypomnieć.
- Chce pan wykorzystać materiały?
- Nie, zrobimy to w ostateczności. Póki co, chce zobaczyć, czy można złamać go jeszcze bardziej. Złożymy mu wizytę.
Aomine 13.30 Kawiarnia Kise
Lokal Kise był taki, jakim go sobie wyobrażałem. Przestrzeń była całkiem spora, atmosfera miła, a przy stolikach przesiadywali zadowoleni klienci. Zważywszy na porę dnia, nie było ich może zbyt wielu, ale otoczenie dawało spokojną i jednocześnie relaksującą aurę. Na tyle spokojną, że aż niemożliwą.
Po incydencie z pocałunkiem, postanowiłem dalej prowadzić śledztwo, choć od teraz nie było ono moim najważniejszym priorytetem. Choć Midorima miałby mnie za to udupić i zakopać, wcale nie zamierzałem się tego wypierać. Zakochałem się. Wiem, że nie powinienem był tego robić, może to zbyt egoistyczne z mojej strony, ale nawet ja nie dałem rady przewiedzieć, że nasz wspólnie spędzony czas przywoła tego typu relacje. Może jestem idiotą, ale nie chcę rozdrapywać ran Kise. Nie chce by wspominał o tym, co się stało. Widziałem jaki jest szczęśliwy, kiedy żwawo dyskutował z personelem i klientami. To, co zdarzyło się w przeszłości, mogłoby zakłócić to wszystko.
Tak, zapewne tak bym pomyślał, gdybym nie był sobą. W tym momencie siedziałem przy jednym ze stolików. Kątem oka obserwowałem jak Kise przechadza się wzdłuż i wszerz po lokalu, zajmując się pracownikami. Umówiliśmy się, że poczekam na niego, aż skończy zmianę, a zaraz potem mieliśmy wyskoczyć razem na jakieś żarcie. Mimo całej tej sielanki i wesołych uśmiechów posyłanych w moją stronę, czułem w głębi serca narastający niepokój.
Intuicja w tym momencie ewidentnie dawała o sobie znać. Coś się wydarzy. Rozmasowałem nerwowo czoło, machinalnie lustrując wzrokiem całe pomieszczenie. Chwyciłem filiżankę upijając łyk kawy i jednocześnie wyjąłem z kieszeni niedużego smartphona.
Dzwonek przy drzwiach wydał z siebie delikatny dźwięk, ogłaszając przyjście kolejnego klienta. Podniosłem wzrok znad ekranu, czując jak niepokój coraz mocniej daje mi o sobie znać. W drzwiach zawitał średniego wzrostu mężczyzna. Ubrany dość normalnie i nawet nie pomyślałbym, że jest z nim cokolwiek nie tak, gdyby nie te spojrzenie. Zimne i jednocześnie aroganckie, wydostające się spod krzaczastych brwi. Spuściłem wzrok z powrotem na ekran, wciskając się nieco mocniej za niską ścianką. Tak jak się spodziewałem, ten klient raczej nie zostawi napiwku.
Kise
Czułem, że praca znowu pochłania mnie bezgranicznie, jednak dziś w szczególności chciałem zakończyć ją nieco szybciej. Odwróciłem się, chcąc posłać Aomine jeszcze jedno spojrzenie. Siedział nieco przygarbiony, prawie, że znikając za ozdobną ścianką. Na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie zajętego. Usilnie wpatrywał się w ekran, szukając czegoś w kieszeni kurtki. Wzruszyłem tylko ramionami kierując się w stronę recepcji, po drugiej stronie Sali, gdzie obecnie nie siedział żaden z klientów.
Oparłem się delikatnie o blat lady, notując zawzięcie w swoim podręcznym skorowidzu.
- Dawno się nie widzieliśmy.- Długopis wypadł mi z ręki, a ręce zadrżały ostrzegawczo.
Czyjś oddech, pomieszany z delikatnym chichotem, łaskotał moją szyję. Nie musiałem się odwracać, by wiedzieć kim jest mój rozmówca. Nie musiałem słuchać o przeszłości, by pamiętać o tym ci się zdarzyło, to było aż nazbyt oczywiste. Znaleźli mnie.- Przepraszam, że przeszkadzam drogiej księżniczce w odbudowywaniu swojego szczęśliwego życia, jednakże chcieliśmy się upewnić czy oby nie zapomniałeś już o starych znajomych… Ile to lat minęło? Pięć? Szmat czasu, nie sądzisz? Ostatnio dzięki tobie biznes w zachodniej części kręcił się lepiej, niż byśmy przypuszczali. Niestety jakimś cudem udało ci się nawiać z naszych szeregów… Szefuniu był mocno wpieniony… Wyżywał się na nas, wiesz? Zdajesz sobie sprawę, ilu zarobiło kulkę w łeb przez twój egoizm?
- Nie mam z tym nic wspólnego…- Zacisnąłem szczęki. Zaraz potem usłyszałem głośny śmiech. Wiedziałem, że chcieli mnie zastraszyć, najwidoczniej ktoś z nich musiał widzieć mnie razem z Aomine. Co dalej? Zrobią ze mną ponownie to samo? Skrzywdzą Aomine? Może moją siostrę?
- Wiesz, chcieliśmy ci przypomnieć, że wciąż mamy to.- Zacisnąłem powieki, widząc jak mężczyzna ukazuje mi przed twarzą dowód mojego największego życiowego upadku.- Jeśli zobaczymy, że coś kręcisz, to twoja bogata galeria trafi do odpowiednich miejsc. Po tym jak załatwimy ci odpowiednią sławę, będziesz mógł pracować najwyżej jako gwiazda filmowa. Zawsze to jakiś show biznes… Wiesz w końcu pójdziesz w ślady rodziców. Wielkie telewizyjne gwiazdy i ich zeszmacony synek. Właściwie skoro już zaczęliśmy ten temat… Ulubiony glina naszego szefa, już cię przeleciał? Wie, że masz wprawę?- Próbowałem uspokoić oddech, jednak moje serce biło jak szalone. Miał rację, jednak komu to wszystko zawdzięczałem? Im i tylko im. Nie miałem zamiaru stać i łaskawie oddawać się w ich ręce, by robili ze mną co tylko zapragnął. Odbudowałem zbyt wiele, by to zburzyć. Teraz jedynie pozostało mi posprzątać całe pozostałości.- To co wrócisz do pra…
- Zamknij się!- Odwróciłem się gwałtownie, dzierżąc w drżącej dłoni pistolet. Nie panowałem nad sobą, choć tak bardzo się starałem. Podczas rozmowy z nim, cały czas wiedziałem, że mam go przy boku. Powstrzymałem się, przed użyciem, w końcu wiedziałem, że to tylko pogorszy moją sytuację. Nie wytrzymałem. Stanę się mordercą. Kawałek lśniącej stali, potrafiącej uczynić to co chciałem w zaledwie sekundę. Miałem go na wyciągnięciu ręki.
- W takim razie powiem szefowi, że nastąpiła mała komplikacja.- Szatyn również chwycił za swoją artylerie, sprawiając że moja pewność siebie ulotniła się, a do gardła podeszła ogromna gula. Moje serce biło w zastraszającym tempie, a obraz rozmywał się przed oczyma. Zdałem sobie sprawę, że nie dam rady strzelić. To on zrobi to za mnie…
Chwilę potem usłyszałem strzał. Zamknąłem oczy, szykując się na najgorsze. Moje dłonie kurczowo trzymały się blatu, a wzrok pozostał rozmyty.
- Szlak!- Zdałem sobie sprawę, że wcale nie jestem ranny. Spudłował? Niemożliwe, z tej odległości nie mógł. Odchyliłem ostrożnie powiekę. Przede mną klęczał mój napastnik, z całej siły próbując zatamować głębokie krwawienie z postrzelonej dłoni. Broń leżała metr dalej, tak, jakby ktoś specjalnie ją wytrącił.
- Aomine?- Chłopak uspokajał oddech, stojąc kilka metrów dalej. W jednej ręce trzymał czarny pistolet, a w drugiej lśniła policyjna odznaka. Patrzyłem z szeroko otwartymi oczami, jak jego twarz przybiera opanowany wyraz, a niebieskie tęczówki wypatrują przenikliwie.
- Myślisz, że dam się zastrzelić psu?- Wszystko działo się szybko. Szatyn szarpnął się sięgając po wytrącony pistolet i skierował go w moją stronę, jednak refleks Aomine z pozoru uratował sytuacje. Nim ten zdążył odpowiednio wycelować, Daiki z zawrotną szybkością kopnął czarny pistolet, przyjmując strzał na kostkę.
Nic nie zrobiłem. Stałem, widząc jak Aomine upada na ziemie, wykrzywiając twarz w grymasie bólu. Przeciwnik przechwycił jego broń, pozostawiając rannego i bezbronnego. Mój głos zadrżał. Widziałem jak próbuje wstać, jednak rozległy postrzał mu na to nie pozwala. Członek gangu podszedł do niego, przykładając mu broń do skroni.
- Najpierw rozwalę mu mózg po podłodze, a potem tobie.- Uśmiechnął się szeroko. Widziałem, jak jego palce zaciskają się mocniej na spuście, by za chwilę, wypuścić ostatni pocisk. Zamknąłem oczy, czując jak po moim policzku spływają pojedyncze łzy. Upadłem na kolana ściskając dłonie w pięści. Byłem bezwartościowy, to przeze mnie zginie. To ja powinienem był być na jego miejscu! Cholera!
Zgryzłem szczęki, słysząc wystrzał. Pojedyncze łzy zmieniały się w płacz, a uczucie bezsilności dawało o sobie znać. Już nic nie miałem…
- Cel zdjęty.- Głos który usłyszałem, nie należał do niego, ani nawet do Aomine. Podniosłem się, zaraz potem czując jak żołądek podchodzi mi do gardła, a uczucie wymiotne niebezpiecznie wzrasta. Mężczyzna, który nas zaatakował, leżał martwy. Wokół niego rozpływała się szkarłatna ciecz, a na czole widniało miejsce po postrzale. Odwróciłem się, za mną stał wysoki facet w ciemnym garniturze. Jego zielone włosy przyczesane były za pomocą żelu, a w zabandażowanej dłoni lśniła broń.
- Mówiłem ci, żebyś zaczekał debilu.- Poprawił z przekąsem okulary, kierując się w stronę Aomine.
- Jemu to powiedz!- Chłopak wskazał na zwłoki leżące tuż obok.
- Zbieramy się.- Nic nie mówiąc podążyłem za nimi. Tajemniczy mężczyzna, który nas uratował musiał pochodzić z otoczenia Daikiego. Być może to właśnie z nim, tak żwawo pisał przed całym tym incydentem. Czy to znaczy, że wie o wszystkim? Jedynym, o czym marzyłem, to wyjaśnienie tego wszystkiego sam na sam z Aomine. Pora skończyć z tajemnicami, nawet jeśli oznaczałoby to, że już nigdy go nie spotkam.
Pół godziny wcześniej. Przedmieścia Tokio.
- Shintaro, zajmij się mną…
- Daj już spokój, niezobowiązujący seks z własnym szefem to już i tak dużo.- Czerwono włosy uśmiechną się pod nosem, opadając na poduszkę, tuż obok śledczego. Widząc jak ten stuka nerwowo w klawiaturę telefonu, przysunął się bliżej, podgryzając zaczepnie płatek jego ucha.
- Dziewczyna?
- Aomine.
- A już myślałem.- Zaświergotał, opierając się na łokciu.
- Akashi, już niedługo spawa dobiegnie końca. Będziesz musiał nam pomóc.- Czerwone tęczówki lustrowały go zaintrygowane, a twarz gwałtownie spoważniała.
- Nie działamy sami. Szef tego dziecinnego gangu musi być skończonym głupcem, nie potrafiąc wyczuć intrygi rozgrywającej się tuż pod jego nosem.
- Jesteś pewien co do niego?
- Mój drogi Shintaro, ja Akashi Sejiuro nigdy się nie mylę.
- W takim razie czas na mnie.- Midorima wstał zbierając za sobą porozrzucaną garderobę.- Resztę zostawiam tobie.
- W pełni się z tobą zgadzam.
Aomine. Mieszkanie w centrum 15.00
Poczułem jak mój niepokój ustaje, gdy czarny mercedes prowadzony przez Midorime, zaparkował na podziemnym parkingu.
Niezbyt przejmowałem się rozległym krwawieniem, które silnie obejmowało moją nogę. Wdrapując się na najwyższe piętro, co jakiś czas przyglądałem się Kise. Niestety co rusz gdy nasze spojrzenia się spotykały, następowała ciężka atmosfera. Zaraz potem w jego złotych oczach iskrzyły się łzy, a co rusz gdy przypadkowe spojrzenie kierowało się na moją ranę, widziałem jak jego wargi drżą nieznacznie. Miałem przeczucie, że będziemy musieli poważnie porozmawiać. Sprawa zrobiła się zbyt niebezpieczna, a nasze znajomość definitywnie sprowadziła nie tyle co dobrego, a same niebezpieczne sytuacje.
- Muszę cię opatrzyć.- Midorima prowadzący mnie przez całą drogę, zamknął pośpiesznie drzwi. Cała nasza trójka weszła do mieszkania, jednak ani mnie, ani tym bardziej Kise, nie przyszło do głowy by drążyć temat.- To nie będzie szczególnie przyjemne.- Westchnął ostrzegawczo. Nie interesowało mnie to za bardzo, jednak odruchowo się skrzywiłem, czując nieznaczne szczypanie w okolicach rany. Usiadłem ciężko na kanapie, a były lekarz uklęknął przede mną dezynfekując dokładnie postrzelone miejsce.
Kątem oka zerknąłem na Kise. Jego twarz wyrażała jedynie zmęczenie, a na policzkach i wokół oczu odznaczały się ślady po płaczu. Opierał się o szybę, rozciągającą niemal na całej długości ściany, i patrząc przed siebie pustym wzrokiem. Zawszę musiałem coś spaprać.
- Aomine.- Odwróciłem się raptownie, łapiąc znaczące spojrzenie zielonych oczu.- Założę ci kilka szwów, jednak pamiętaj by się nie przemęczać. Opowiem wszystko szefostwu… Chociaż zdaję sobie sprawę, że mogą już wiedzieć to i owo. Nie musicie się o nic martwić. Całą sprawę potraktujemy tak, jakbyście nie mieli w niej udziału. Przynajmniej niech tak uważa komenda.
- No dobra, a co z Kise?
- Na razie nie pozwolę ci działać. Będziemy kontynuować sprawę, po tym jak wyzdrowiejesz, a tymczasem Kise nie może wrócić do domu. Zostaniecie tu, objęci programem ochrony świadków.
- A co z moją siostrą?- Blondyn który do tej pory jedynie milczał, odezwał się po chwili wahania.
- Pozwól na się tym zająć.
- To na pewno dobry pomysł…?
- Aomine, nie ma lepszego wyjścia.- Westchnął ciężko. To prawda, nie było innego wyjścia…
Kise
Z ulgą poczułem, jak zielonowłosy mężczyzna opuszcza mieszkanie. Czyli, że zostaliśmy sami?
Przysłuchując się ich rozmowy, upewniłem się jedynie, że Aomine wie co nieco na mój temat, a co gorsza słyszał wszystko co mówił ten nieżyjący członek gangu. Miałem wrażenie jakby moja psychika całkowicie odmówiła posłuszeństwa, robiąc kolejne błędne koło. Chciałem rozpaść się na dobre i nie przeżywać tego na nowo, ale moja bezradność wyżerała mnie od wewnątrz. Jedyne co mogłem zrobić to stać i powtarzać sobie, dlaczego wciągnąłem w to Aomine.
Ile to czasu minęło od kiedy się poznaliśmy? Nie ważne ile mięło, jednak dziś osoba na której zależało mi coraz mocniej, prawie zginęła przeze mnie i na moich oczach. To znowu się działo..
Miałem ochotę stoczyć się jeszcze bardziej, jednak przed tym postanowiłem powiedzieć Aomine to co wiem. Nawet jeśli miałbym stracić to co nas łączyło.
- Trzymaj.- Znana mi umięśniona sylwetka, stanęła tuż obok, podsuwając do ręki kubek z parującą substancją. Kiedy zdążył to zrobić? Widocznie miejski widok i przygnębienie, pochłonęły mnie od tego stopnia, że nie zauważam tego co się dzieję wokół. - Chyba musimy wyjaśnić sobie kilka rzeczy.- Odparł prawie że szeptem.
- Zgadzam się z tobą.- Cała ta sytuacja była tak komiczna, że niemal mnie bawiła. Nim się obejrzałem na moje usta wdarł się histeryczny uśmiech. Blady i okłamany. To jak śmiech przez łzy.- Pozwól, że zacznę.
- W porządku.- Aomine stanął obok mnie, trzymając szklankę z mocną cieczą. Widocznie był typem osoby, której mocna kawa nieszczególne pomoże. Zmarszczył lekko brwi, patrząc razem ze mną, jak słońce powoli gaśnie, a miejsce światła zapalają się do życia. W mieszkaniu zapanowała cisza, a ciemność coraz mocniej pochłaniała jego zakamarki.
Wziąłem głęboki oddech, raz na zawszę pozbywając się tego co usilnie skrywałem.
- Zapewne wiesz już, że to co miało miejsce w moim życiu, nie było wesołe. Nie musisz się domyślać, w końcu dzisiejsze spotkanie utwierdziło cię w tym. Kilka lat temu zamieszkiwałem z rodziną obrzeża miasta. Mój ojciec był urzędnikiem, nie takim od razu zwyczajnym… Wpływowy człowiek, mający odpowiednie kontakty w odpowiednim miejscu i czasie. Moja matka nie odstawała od niego ani trochę, piękna śpiewaczka, towarzysząca mu u boku na każdym przyjęciu. To byli dobrzy ludzie, których nie powstydziłoby się nie jedno dziecko. Wspaniali rodzice, dające szansę na świetlaną przyszłość. Mam dwie starsze siostry…- Parsknąłem cicho.- Albo raczej miałem. Jedna z nich zniknęła… Bez wieści, bez śladu, jakby rozpłynęła się w powietrzu. Kilka dni później do naszej rezydencji dotarł list, od osoby podającej się za sprawcę jej porwania. Chcieliśmy w to wierzyć, a jednocześnie modliliśmy się o to, by informacja okazała się fałszywa. W tamtym czasie wśród bogatych ludzi z odpowiednimi wpływami, znany był bezimienny gang. Właśnie wtedy zdaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy ich ofiarami i zarazem kolejnym celem. Wiedzieli, że się zorientowaliśmy, dlatego odwiedzili nas przy najbliższej okazji. Z pozoru nie żądali od nas wiele. Obiecali, że wypuszczą Misaki, że nic jej się nie stanie, jeśli będziemy im posłuszni. Moi rodzice zbyt bardzo obawiali się o jej życie, by od tak donieść na policję, dlatego żyliśmy pod kloszem. Kontrolowali każdy nasz ruch, czerpali korzyści z tego na czym zarobiliśmy, mieli wkład w nasze działalności, wymuszali na nas byśmy zapoznawali ich z łudźmy z wyższych rang. W ten sposób udawało im się zdobyć ważne rangi, ale i jednocześnie pozostać anonimowym i żyć bez podejrzeń.- Ścisnąłem mocniej trzymany kubek, czując jakby wszystko nawracało.- Wtedy zaczęła się właściwa część. Nie pamiętam co się dokładnie stało, ale usłyszałem huk. Przebudziłem się, wstając z łóżka, zaciekawiony i zarazem zaniepokojony. Gdy schodziłem po schodach, usłyszałem ochrypły krzyk, jednak działałem machinalnie. Pobiegłem tam, skąd słyszałem dźwięk.- Zatrzymałem się na moment. Aomine wciąż patrzył przed siebie. Słońce już schowało się za horyzontem, a u dołu widniała świetlista miejska panorama.- Byli tam, a wraz z nimi dwóch facetów ubranych w czarne garnitury. Ciało mojej matki leżało niemal obok mnie. Wciąż pamiętam, jak jej jasne włosy odbijały delikatne światło z iskrzącego kominka, a rubinowa substancja pochłaniała ich kolor. Zaraz potem obejrzałem się za siebie… Zaledwie kilka metrów dalej klęczał mój ojciec… Krzyczał, żebym uciekał, brzmiał tak ochryple… Z jego piersi wystawał lśniący sztylet. Nie ruszyłem się miejsca, co jakiś czas zerkając to na ojca, to na matkę. Widziałem, jak po jego twarzy spływają łzy… Nie chciał bym tak skończył, a jednak miałem wrażenie jak jakaś nadprzyrodzona siła trzyma mnie, przyciskając do ziemi. Mimo, że tak bardzo chciał bym był bezpieczny, nie potrafiłem odpowiedzieć na jego wolę.
Chwilę potem błysk w jego oczach wygasł, a jeden z mężczyzn ustalił z drugim, że wezmą mnie ze sobą… Jak to określili: „spodobam się szefowi”- Wziąłem głęboki oddech. Wiedziałem, że muszę powiedzieć wszystko niezależnie od tego jak bardzo się boje.- Zaciągali mnie do samochodu, grożąc, że jeśli się postawię to zabiją Misaki. Czekałem cierpliwie, wmawiając sobie, że wszystko będzie dobrze… Do czasu gdy mój dom nie stanął w płomieniach, a strach o życie drugiej z sióstr niemal nie przygwoździł do ziemi. Zapomniałem wtedy o niej… Do tej pory nie mogę sobie tego wybaczyć.
Zabrali mnie do swojej kryjówki… Z początku ignorowali moją obecność, jednak wszystko działo się do momentu, gdy stanąłem twarzą w twarz z ich szefem. Nie miałem pojęcia jak się nazywał, ale gdy tylko na mnie spoglądał, widziałem jak na jego wargi wdrapuje się ten parszywy uśmieszek… Nie pamiętam już jak bardzo mnie poniżył… Obok niego stał jeszcze jeden, wyglądał na kogoś, kto służył mu prawą ręką. On był zupełnie inny. Jego zimne spojrzenie lustrowało mnie niemal pogardliwie, jednakże skrywało się za tym coś innego. Czekałem, aż zadecydują co się ze mną stanie, choć prawda była taka że nie widziałem dla siebie chociażby nikłej nadziej. Ten białowłosy, ich szef… Nakazał mi bym został „atrakcją”, wtedy ten drugi niemal krzyknął… Chciał się mnie pozbyć. Prosił tego z uśmieszkiem, by mnie zabić, że jestem świadkiem, że wiem za dużo… że powinienem był nie żyć. Teraz jak na to patrzę, to byłoby to najlepsze rozwiązanie.
- Chyba domyślam się, co było dalej. Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz.- Kątem oka widziałem jak brwi Aomine ściągają się nieco. W dłoni wciąż lśniła szklanka z alkoholem, a on sam sprawiał wrażenie nienaturalnie spokojnego.
- Nie chcę nic ukrywać. Szczególnie przed tobą.- Uśmiechnąłem się zrezygnowany. Nie miałem co płakać, żałować czy tulić się do jego piersi. Jedyne co mogłem zrobić to powiedzieć prawdę i raz na zawszę rozstać się z nim.- Jak się spodziewałem, byłem zabawką… Z początku krzyczałem, opierałem się, miałem nadzieje, że całe te piekło szybko dobiegnie końca. Niestety… Wraz z czasem, jak te obleśne ręce i ślady pozostawiały na mnie swoje znaki, tak ja bywałem coraz mocniej zrezygnowany. To, jak mnie dotykali wywoływało u mnie wymioty… Wtedy czekała mnie kara. Szef nie lubił, gdy ktoś się na mnie skarżył. Pewnego razu, gdy odmówiłem… szef postanowił dać mi pouczenie. Nie wiem ile dawałem radę znosić, jednak w tamtym momencie prosiłem by ktoś zakończył moje cierpienie. Gdybym tylko od razu dostał kulką w łeb… Nie mogłem się ruszać, ciemność niemal przysłaniała mi pole widzenia... Mimo to, on nadal wciąż to robił. Czułem, jak jego palce niemal siłą wsuwają się do mojego gardła, ucinając oddech, a ruchy bioder przyśpieszają, mimo spływającej mi po udzie stróżki krwi. Zbierała się tuż obok moich kolan, wymieszana z substancją, która była niczym innym jak oznaka tego, jak bardzo sprawia mu to przyjemność. Czułem się zupełnie jak zwierzę…
- Aomine?- Zaniepokojony spojrzałem w jego stronę. Ze szklanki zniknęła znacząca zawartość, a z dolnej wargi leciała delikatna szkarłatna stróżka krwi. Wiedziałem, że próbuje się powstrzymać. Mimo tego, twarz wciąż pozostała spokojna. Nie drżał, nie wzdychał, nie wyzywał mnie. Słuchał w spokoju.
- W porządku. Mów dalej.
- Wtedy pojawił się on. Wszedł do pomieszczenia, wolnym krokiem kierując się do nas…
Z nikąd powiedział mu, że teraz on chce sobie ulżyć…Obaj patrzyliśmy na niego oniemiali… Nigdy wcześniej nawet mnie nie dotknął, kompletnie go to nie interesowało, więc dlaczego?
W tamtym momencie było mi już wszystko jedno… Białowłosy wyszedł z pomieszczenia, pozostawiając mnie na wpół przytomnego, sam na sam z nowo przybyłym… Byłem przygotowany na ból, jednak nic takiego nie nastąpiło. Usiadł obok mnie, przykrywając swoją kurtką. Jego spojrzenie wciąż było zimne, jednak nic poza tym. Siedział obok mnie przez jakiś czas, jakby myśląc nad czymś zawzięcie. Przez większość czasu pisał z kimś na telefonie, po czym zwrócił się do mnie:
- Szef będzie dzisiaj nieobecny, to jedyna szansa by twoja ucieczka się powiodła. Wybieraj, albo chcesz tak żyć już zawszę, albo wyjdziesz stąd i spróbujesz żyć normalnie. Ta druga opcja zdaje się bardziej optymistyczna, ale wiedz, że masz małe szanse, by wrócić do normalności. Nie po tym co się stało.
Przemyślałem wszystko, zdecydowałem się, że chce uciec. Udało mi się, tajemniczy facet bez problemu pomógł mi opuścić to piekło i na jakiś czas zatarł ślady. Jeszcze tego samego dnia wylądowałem na ulicy, ledwo trzymając się na nogach. Strach, zimno i ból prawie mnie wykończyły. Uratował mnie jeden z przechodniów, a potem zaprowadził do lekarza, jednak w żadnym razie nie do szpitala. Jego działalność musiała być nielegalna. Dopiero teraz, po czasie zorientowałem się, że ten zielonowłosy mężczyzna był osobą, która zaopiekowała się mną gdy byłem w tak ciężkim stanie. Zaś ten przechodzień, z tego co pamiętał, miał na imię Takao… Co jakiś czas zwracali się do siebie po imieniu. Nie pobyłem u nich zbyt długo, bo zaraz potem znalazła mnie moja siostra… Myślałem, że zginęła podczas wybuchu pożaru, jednak ona żyła i miała się dobrze. Zacząłem prowadzić normalne życie, oczywiście do teraz… - Dopiero teraz zorientowałem się, że cały czas płakałem. Moja twarz była spokojna, na ustach widniał uśmiech, głos nie drżał, a jednak łzy ciągle odbijały żywe światła zza ogromnej szyby.- Jednak spotkałem ciebie. Zakochałem się jak głupi dzieciak…
- Kis…
- Potem prawie cię zabili…
- Kise…
- Aomine, nie warto…
- Skończ pierdolić.- Cichy świst przeciął powietrze, a ja poczułem jak mój policzek zaczyna delikatnie pulsować.- Jak myślisz, że odejdę sobie jak gdyby nigdy nic, po tym co mi powiedziałeś, to chyba cię rozczaruje.
Oniemiały wróciłem wzrokiem, na widok rozciągający się za szybą. Nie odpowiedziałem, wiedziałem, że to nie będzie konieczne.
- Nie zostawię cię, choćbyś mnie znienawidził.- Poczułem, jak staje tuż za mną. Aromat wody kolońskiej połączony z alkoholem wypełnił moje nozdrza. Silne ręce chwyciły w pasie, kojąco sunąc po drżącej skórze. Powieki nagle stały się nadzwyczaj ciężkie, opadając powoli, gdy jego wilgotne usta delikatne całowały kark, pozostawiając za sobą nieznaczne ślady. Jęknąłem cicho, czując jak moje ciało doznaję ukojenia, rozluźniając każdą z poszczególnych części, na wspomnienie jego dotyku. Nie powinienem… Nie powinienem mu tego robić. Jestem brudny, nie zasługuje na takie traktowanie. Ale Aomine zna całą prawdę, więc czemu?
Poczułem, jak jego dłoń schodzi nieco niżej, naciskają na wybrzuszenie w okolicach intymnych. Nawet moje własne ciało buntowało się przeciw rozsądkowi… Jeśli ulegnę, zrobię to już po raz drugi…
- Kocham cię…- Moje nogi zmiękły, czując jak jedna z dłoni gładzi mój policzek, a aksamitny głos dostaje się wprost do ucha. Oddałem się temu. Oddałem się po raz drugi.
Odwróciłem się ku niemu, kładąc delikatnie dłonie na umięśnionym torsie. Podniosłem wzrok, krzyżując spojrzenie z błękitem jego oczu. Moje serce przyśpieszyło, a ciało zareagowało niemal mechanicznie. Przymknąłem oczy, czując na wargach ciepło jego ust, wprawiające moje ciało w delikatny dreszcz. Zarzuciłem mu ręce na szyje, przyciągając do siebie coraz mocniej, na co zareagował impulsywnie. Uchyliłem usta, zaraz potem czując jak jego wilgotny język spotyka się z moim, wywołując nikłe pojękiwania. Rozpalał moje podniebienie, wilżąc wargi i jednocześnie prowadząc do utraty tchu. Czułem, jak gwałtowny dreszcz rozpala mnie jeszcze mocniej, więc oddałem się mu doszczętnie.
- Aomine…- Wyspałem cicho, gdy tylko uniósł mnie bez większego wysiłku, idąc w stronę sypialni. Jego mieszkanie mimo ciemności sprawiało wrażenie jakby jaśniało wszystkimi światłami. W jego pokoju, również rozciągała się ta niezapomniana panorama. Oświetlone ulice, przemieszczające się po nich pojazdy i najdrobniejszy odblask. Wszystko to odbijało się na tle czarnego nieba, delikatnie przybranego przez jeszcze jedne, większe światło, zwane poniekąd księżycem. Złe myśli momentalnie wyparowały, a ja nie chciałem znaleźć się nigdzie indziej.
Mój oddech odbijał się uchem od cichego pomieszczenia, a serce biło jeszcze mocniej, gdy muskularne dłonie zrzucały ze mnie kolejne części garderoby, jednocześnie pozwalając mi zająć się jego własnymi. Zaczerwieniłem się delikatnie, zachłannie chłonąć każdy pocałunek jakim mnie uraczył. Jego twarz wciąż była spokojna, a oczy równie czujne, tak jakby badał mój najmniejszy ruch. Jakby uważał, by nie zrobić mi krzywdy.
Kiedyś może i poczułem co to znacz ból, teraz jednak byłem pewien, że nic się nie stanie. Nie w momencie gdy mam go przy boku.
Siedzieliśmy na łóżku, więc skorzystałem z okazji i uklęknąłem, obejmując jego uda. Poczułem jak jedna z jego dłoni masuje moje udo, druga zaś opuszkami palców muska moje plecy. Delikatnie wpiłem palce w jego włosy, przysuwając do siebie. Moment później jego wargi składały na moim torsie delikatne pocałunki, przegryzając bądź w ostateczności podszczypując skórę. Jęknąłem przeciągle czując jego ciepły język na swoim sutku, więc machinalnie wsunąłem palce nieco głębiej w jego włosy, równocześnie dociskając, by w pełni oddać się tej pieszczocie.
- Aomine, ja…- Wciąż sapałem, nie mogąc złożyć poprawnego zdania. Zresztą jak się okazało, wcale nie musiałem. Silne ramiona płynnym ruchem położyły mnie na pachnącej pościeli, a sam ich właściciel ponownie wpił się w moje usta. Pochylał się nade mną dotykając kolejno szyj, brzucha, ud i przyrodzenia, badając uważnie reakcję na choćby najmniejszy bodziec.
Przyjemność zastępowała mój zdrowy rozsądek, zatracając całkowicie.
Zbliżył się jeszcze mocniej, moment później oplotłem go nogami, przyciągając jeszcze bliżej siebie, tym samym obejmując ramionami.
- Aomine… chce teraz…- Odparłem niemal niezrozumiale. Całość przytłaczała mnie tak bardzo, że nie byłem w stanie trzeźwo myśleć. Jedyne czego chciałem, to w końcu poczuć jego dominacje.
- Kise, przecież wiesz, że będzie bola…
- Proszę…
Spojrzał na mnie nieco zaspokojony, jednak nie dałem za wygraną. Musnąłem lekko jego wargi, zamykając w żelaznym uścisku.
To było genialne, dawno nie czytałam tak dobrego Aokise. Czekam na dalszą część i weny życzę~
OdpowiedzUsuńMiło to słyszeć *--* Bardzo dziękuje
UsuńWena rośnie <3
Pozdrawiam ciepło ;)
Nie śledzę bloga Yuuki, nie wiem czemu...Po prostu, tak jakoś...
OdpowiedzUsuńAle nie dziwię się, że ten tekst zajął pierwsze miejsce. Naprawdę wspaniale to wyszło. A autorzy piszący DOBRE AoKise, to aktualnie rzadkość. A może to ja jestem zbyt wybredna? W każdym bądź razie, czekam na kolejną część ^^
Pozdrawiam i weny życzę~~ ^^
Uhhh... Ja jeśli chodzi o Aokise to przetegowałam już cały internet (oczywiście ten polski) i doczytałam wszystko co było. Niektóre były naprawdę dobre :3
UsuńJeśli chodzi o Yuuki, to mimo wszystko serdecznie polecam, jako że sama obcuje tam już od baaardzo długiego czasu ^--^
Bardzo dziękuje i wzajemnie :D
*zawsze pisze komentarz sto lat po przeczytaniu*
OdpowiedzUsuńPo pierwsze - gratulacje wygranej! Należało się :>
Ech, przypomniałaś mi o mojej starej miłości do AoKisków. Ona nigdy nie zardzewieje.
Łoo, jestem taka spóźniona, że jest jużnawet druga część, więc lecę tam~