niedziela, 4 stycznia 2015

Rozdział.4 Czy te oczy mogą kłamać?

-Zostaw wiadomość.- W słuchawce zabrzmiała poczta głosowa.
-Kurwa.- Syknąłem z ochotą wyrzucenia telefonu na drugi koniec ulicy.
Odwróciłem się, wściekły i zrezygnowany, chyba gorzej być nie mogło.
-Aominecchi?
-He..?- Odwróciłem się gwałtownie i równie gwałtownie głos zamarł mi w gardle.- Kise!

Chłopak stał przede mną, ubrany w bokserki i luźny podkoszulek. Twarz miał bledszą niż kiedykolwiek, rozczochrane włosy niedbale opadały mu na czerwoną od płaczu twarz. Pod lewym okiem, jak i pod prawym widniał nowy siniak.
-Wejdź…- Wyszeptał, wycierając twarz wierzchem dłoni.

Przez chwilę stałem jak wryty, z jednej strony chciałem uciec i nie musieć na to patrzeć, a z drugiej wejść i dowiedzieć się wszystkiego.

Skierowałem się do środka rozglądając wokół, choć w tym momencie nic, co powierzchownie mnie nie interesowało, jedyne co chciałem znać to prawdę.
Oboje usiedliśmy na kanapie, znajdującej się w salonie. Nie wiedziałem jak mam zacząć, nigdy nawet nie starałem się postawić na miejscu takiej osoby.
-Kise..?- Szepnąłem patrząc przed siebie pustym wzrokiem, chciałem uniknąć jego twarzy.- Kto to zrobił?
-Skąd ta nagła troska? Co mi da, że ci powiem?- Podsunął kolana pod brodę.- Przecież mało, co cię interesuje.
-Przestań! Przecież mogę ci pomóc!- Czułem się gorzej niż mogłem, czyli naprawdę uważa mnie za takiego bezdusznika, za którego podają mnie inni.
-Nic nie zrobisz…- Łza spłynęła powoli po jego policzku.
-Daj sobie pomóc!- Nie wiedziałem już, co mam robić. Chciałem by przestał myśleć tak, jakby naprawdę nie było wyjścia. To było żałosne.- Proszę…- Przechwyciłem jego spojrzenie, drgnął mimowolnie, spuszczając wzrok.

-Powiem ci…Chcę ci zaufać i mam nadzieje, że pozostanie to między nami.- Widziałem jak jego PIĘKNI zaciskają się w mocniejszym uścisku, a za jedną łzą lecą następne. Wtedy jeszcze nie rozumiałem, co chciał mi powiedzieć.

-Zaczęło się od tego, że pewnego dnia zadzwonił do mnie telefon z propozycją sesji w znanym magazynie. Wszystko było świetne. Wielka szansa, możliwość spełnienia zawodowo. Oczywiście zgodziłem się i przyszedłem na umówione spotkanie. Fotograf wydawał się być w porządku, pierwsza sesja wyszła bardzo dobrze i byłem bardzo zadowolony.
Za kilka dni znowu do mnie zadzwonił, tak samo jak za pierwszym razem zgodziłem się, lecz wtedy był nieco inny. Kazał mi zrobić rozbieraną sesję…Nie bardzo mi się to podobało…Nie godziłem się na to…
-Powiedziałeś mu to?
-Tak…i to był pierwszy raz, kiedy dostałem…
-Co było dalej?
-Dalej było już tylko gorzej…Szantażował mnie, że jeśli tego nie zrobię wywrze wszystkie wpływy w mieście, by ograniczyć mi dostęp…Nie dałem mu się, bo wiedziałem, że nie jest w stanie tego zrobić…Dałem mu swój adres, w końcu przed sesją złożyłem swoje dane.
Przed treningiem, tego dnia, gdy się spóźniłem, dostałem naprawdę mocno. Pobili mnie, gdy wychodziłem z domu…
-Kto?
-Jego menadżerowie, było ich dwóch, całkiem sporawych. Nie dałem im rady. Powiedzieli mi wtedy, że mam ostatnią szanse, albo przyjdę na tą sesje następnego dnia albo będę miał kłopoty…- Głos Kise złamał się drastycznie.- Tak jak powiedział, tak uczynił. Wróciłem do domu…Było tam...- Chłopak wstał z kanapy zrzucając z siebie koszulę. Cały drżał, a pod tym, co ukazał materiał widniały nie tyle, co siniaki…

Wstałem podchodząc do niego. Opuszkami palców wygładziłem coś na kształt malinki. Ciągnęło się od szyj w dół odznaczając się w różnych miejscach.

Spojrzałem na niego, widząc, jak szloch zbiera mu się w gardle. Posadziłem go z powrotem na kanapę.

-W końcu…-Kontynuował po chwili ciszy.- Rzucili się na mnie zaczynając rozbierać, próbowałem się wyrwać, ale nie mogłem…Byłem zbyt słaby. Rzucili mnie na łóżko, siłą krepując ręce. Wyzywali mnie od szmat i poniżali…
Objąłem go, widząc jak zanosił się na płacz, wtulił się w moje ramię szlochając w materiał bluzy. Chciałem go uspokoić, pogłaskałem po głowię, czując jak coraz mocniej mnie obejmuje.
-Zrobili to Aominecchi! Bardzo bolało, czuje się poniżony i żyje w wstręcie przed samym sobą…
-Już wszystko w porządku…- Przymknąłem oczy, czując jak jego włosy głaskają mój policzek, a ramiona tak uporczywie trzymające się mojej osoby, zupełnie jakbym chciał go zostawić i już nigdy nie wrócić.
-Powiedzieli, że będą to robić nadal…
-Nie pozwolę im.
-Aomiecchi?
-Tak?
-Zostaniesz ze mną?- Błagalna nuta w jego głosie tylko utwierdzała mnie przy fakcie, że nie zostawię go samego.

Gdy Kise poszedł się kąpać zdążyłem zaopatrzyć ranę po wypadku, na szczęście był zbyt roztrzęsiony, by dopytywać się, co się stało. Na szczęście... W końcu nie chciałem go martwić, a znając jego, na pewno przejąłby się tym bardziej niż ja.

Miałem spać na materacu, obok jego łóżka. Niestety, ze snu wyrwał mnie jego krzyk.
Wstałem jak oparzony, chcąc dowiedzieć się co się stało.
-Miałem koszmar…przepraszam….- Wydukał wpatrując się we mnie zmęczonym spojrzeniem.- Aominecchi? - Wszedłem pod kołdrę, dając obejmując go czulę i całując w czoło. Kise wtulił się we mnie, najwyraźniej czując, że jest bezpieczny.



Midorima, czemu zawsze masz rację?

2 komentarze:

  1. OMG ja ce 5 rozdział jezu to jest piekne *^O^* czekam z niecierpliwoscia na next!!!
    ~^O^~~(*+﹏+*)~ㄟ(≧◇≦)ㄏ~(*+﹏+*)~(*¯︶¯*)☆ミ ☆彡(=^.^=)

    OdpowiedzUsuń