- Shin-chan?
- Co znowu Bakao?- W zamian za swój krótki odzew, zostałem
nieco zbesztany.
- Czy to nie jeden z graczy Pokolenia Cudów?- Mój sokoli
wzrok zlokalizował na migotającym ekranie czerwoną czuprynę. Chłopak poruszał
się zwinnie, przebiegle kiwając przeciwników, z gracją dokonując kolejnej
zagrywki.
- Nie bądź głupi, przecież wiesz, z kim będziemy grać.-
Posłałem mu głupawe spojrzenie.
Oczywiście, że wiedziałem, ale materiał, który
znalazłem całkowicie zbił mnie z tropu.
Midorima na prośbę o obejrzeniu starych nagrań z meczu Teiko
zareagował nieco nerwowo, wzbraniając się, że umiejętności Akashiego w
gimnazjum, a obecnie nie mają większego znaczenia. Nagranie mogło być po prostu
nieaktualne. Jakby tak nad tym dłużej pomyśleć, miał więcej racji.
Westchnął
ostatecznie, dając za wygraną, gdy przytargałem kolejne nagrania, tym razem z
drużyną Rakuzan. Skorzystał na tym cały nasz zespół.
Z rozdziawioną gębą wpatrywałem się w zawodnika z numerem 4.
Uważnie obserwowałem jego ruchy, olewając innych graczy. Jednym słowem….ideał.
- Coś ty taki
skupiony?- Ktoś pomachał mi dłonią przed oczyma. Ściąłem się z lekka.
Podniosłem wzrok napotykając rozbawioną twarz Taisuke. Tylko
fajnie było by wiedzieć, dlaczego.
- Eh…No, bo chcę się do-dobrze przygotować.- Palłem głupa,
szczerząc się jak dziecko na wystawie.
- Aha, w porządku. Ale wiesz, że wszyscy już wyszli?-
Zdezorientowany rozejrzałem się po pokoju. W ławce siedziałem tylko ja, zaś
naprzeciwko kapitan usiłował zebrać porozkładane płyty z nagraniami na swoje
miejsce.
Shin-chan też się zmył, więc stąd ten nagły brak kąśliwych
uwag w moim kierunku.
- Która godzina?
- Która godzina?
- 20.00, a bo co? Siedziałeś jak zaczarowany przez dobre 40
minut.- Chwycił sporej wielkości karton szykując się do wyjścia.- Reszta wyszła
dobre pół godziny temu.
- Serio?!- Aż tak szybko to zleciało? Jak mogłem tego nie
zauważyć? Chyba naprawdę przysnąłem, albo coś…
- Radzę ci się zbierać. Chyba, że chcesz zaliczyć bliskie
spotkanie z mopem woźnego.
Powinniśmy ulotnić się już jakiś czas temu.
- Idź… Muszę jeszcze gdzieś zajść.
- Jak tam chcesz.- Wzruszył ramionami, pozostawiając mnie
samego wśród pustych ławek. Przeciągnąłem się leniwie, podnosząc z ziemi
sportową torbę.
- Chyba powinienem odpocząć…- Podrapałem się po karku,
zamykając drzwi klasy. Obraz czerwono włosego zawodnika wciąż tkwił mi w
głowię.
Chwilowe zainteresowanie przeradzało się w fascynację.
Może powinienem
zapytać o niego Midorimę? Albo nie…zapewne dość szybko mnie spławi, pouczając i
tłumacząc, że to i tak bez sensu.
Czasami go nie rozumiałem, w końcu moim
zdaniem lepiej jest powiedzieć, co się wie, niż robić wykład o byle, co.
Pogodziłem się z tym smutnym faktem, lecz znałem pewną osobę, która bądź, co
bądź opowie mi to z przyjemnością.
- Kise?
- Witaj Takaocchi! Skąd masz mój numer telefonu?
- Kiedyś Shin-chan zostawił u mnie swoją komórkę, więc
postanowiłem użyczyć sobie kilku rzeczy.- Kąciki moich ust powędrowały do góry
na wspomnienie słodkiej galerii.- Mam sprawę.
- Słucham.
- Oglądaliśmy eliminacyjne mecze Rakuzan. Chodzi mi o
zawodnika z numerem 4…
- Chodzi ci o Akashicchi?
- Właściwie to tak…
- Więc?
- Sprzedałbyś mi małe info?- Uśmiechnąłem się złośliwie sam do siebie.- W zamian dam ci kilka ciekawostek z Seirin, co ty na to?
- Sprzedałbyś mi małe info?- Uśmiechnąłem się złośliwie sam do siebie.- W zamian dam ci kilka ciekawostek z Seirin, co ty na to?
- Co cię tak wzięło?
- Nic, po prostu ciekawość ciekawskiego trzeba zaspokoić,
prawda?
- Niech pomyślmy… Dlaczego by nie…- Odezwał się po chwili
ciszy.
- U ciebie za pół godziny?
- W porządku.
- Jest!- Rozłączyłem połączenie, wychodząc poza teren szkoły.
Sam w sumie nie widziałem powodów swojej ekscytacji, ale to mało ważne.
- Z czego się tak cieszysz?- Podskoczyłem, o mały włos nie
zaliczając gleby.
- Shin-chan! Przestraszyłeś mnie! Od kiedy tu stoisz?-
Wlepiłem wielkie jak spodki oczy w przyjaciela, który był raczej bardziej
poirytowany niż skruszony.
- Od godziny, Bakao!- Iskierki w zielonych oczach przeszyły
mnie na wylot. Przecież nie kazałem mu na siebie czekać. Ja nawet nie wiedziałem,
kiedy wyszedł!
- Nie prosiłem cię o czekanie…
- Zapomniałeś?- Westchnął poprawiając zsuwające się z nosa
szkła. Kiedyś zaprowadzę go w końcu do optyka… Jak Boga kocham.- A jednak…-
Odwrócił się dostrzegając mój pytający wyraz twarzy.
Z całej siły usiłowałem
przypomnieć sobie czegoś, co znając życie zapomniałem.
- Miałem pomóc ci w matematyce.- Zgromił mnie, gdy usilne
próby przypomnienie sobie, co tak właściwie miałem w planach nic nie dały.
- Ach…No tak!- Jak ostatni dureń zrobiłem efektownego face
plama.
- Nie bij się. Jeszcze nie daj Boże ci się pogorszy.
- Dzięki za troskę…
- Tak czy inaczej Kazurami.- Użył imienia. To gorsze od
„Bakao”- Widzę, że masz już plany.
- Coś mi wypadło…- Wyjąkałem zdezorientowany. Musiałem jakoś
uciec od tej niewygodnej rozmowy. Wkręcę go, że zostawiłem mleko na gazie,
potrącili mi babcie na pasach albo terroryści zaatakowali mój dom...
Cokolwiek!- Moja koleżanka jest w ciąży! Shin-chan ona rodzi!
- To ci wypadło?- Widziałem jak jego ręce opadają załamane.
Czyli mi nie uwierzył…- Umówiła się z tobą? Poza tym, co ty masz do porodów? Z
własnych spostrzeżeń wiem, że dzwoni się po pogotowie albo jedzie do szpitala.
- Musze się śpieszyć!- Jedyną mądrą opcją była ucieczka, a
znając Midorime, bieganie za mną było ostatnią czynnością, jakiej by się
podjął.- Kise czeka!
- Czyli kto „rodzi” koleżanka czy Kise?- Spojrzał na mnie jak
na wariata, gdy spanikowany, chcąc uniknąć dalszych tłumaczeń rzuciłem się do
biegu, mały włos nie lądując pod kołami.
Chociaż wiedziałem, że wyjaśnienia mnie nie miną, ale o to
pomartwię się potem.
Jedyne, o co prosiłem to o to, by zielonowłosy przyjaciel nie
zapisał mnie do psychiatry.
Pogoda była dość przyjemna.
Powoli panował zmrok a na niebie
nie widniała ani jedna chmurka.
Delikatny powiew musnął moją twarz, wprawiając
w ruch ciemne kosmyki.
Zwinnie zrzuciłem z siebie bluzę, rozkoszując się miłą aurą.
Nic tak bardzo mnie nie uspokajało jak letnie wieczory, w dodatku, gdy miałem
możliwość solidnie się przewietrzyć.
Wyjąłem z kieszeni torby odtwarzacz, rozkoszując się
ulubionymi kawałkami. Bieg i muzyka działały na mnie kojąco, do tego stopnia,
że po chwili zapomniałem jak bardzo się wygłupiłem.
Zerknąłem na wyświetlacz.
Od: Kise Ryota
Gdzie jesteś??? :3 //:P//
Czekam :D *__*
- Matko Boska. Ile emotikonek…- Czyli ta kwestia dotycząca
wiadomości Kise była prawdziwa. On naprawdę nadużywa znaków.
Do: Kise
Zaraz będę, coś mnie zatrzymało.
Odpisałem pośpiesznie, choć tak naprawdę nie było w tym
większego sensu, gdyż w przeciągu kilku minut stałem pod domem kolegi.
- Wozi się, nie powiem…- Zżerała mnie nieco zazdrość, widząc
na podjeździe drogi samochód i zdumiewająco wypielęgnowany ogród. Słyszałem coś,
że rodzice blondyna moją całkiem niezłe fundusze, nie wspominając o dodatkowej
robocie ich syna, ale widzieć to na własne oczy to już inna sprawa. No nic,
przynajmniej nie będę miał wyrzutów sumienia pożyczając drobniaki.
Pożyczając
mam raczej na myśli wziąć i zapomnieć, że się wzięło.
Zdarza się.
- Hej Takaocchi!- Nie zauważyłem, kiedy wyskoczył wprost
przed moim nosem.- Chodź, chyba nie chcesz stać na podjeździe.- Kurde… Znowu
miałem zawieche.
- Ja-jasne- Odburknąłem tylko, idąc wiernie w ślad za nim.
Niemal przez całą drogę zastanawiałem się, co blondyn mówił do mnie, podczas
gdy podziwiałem jego ogródek.
- Jesteś jakiś nieobecny…- Cmoknął w moją stronę złośliwie,
gdy znaleźliśmy się w skromnie urządzonym pokoju. Zdziwiło mnie to. Kise i
skromny wystrój absolutnie do siebie nie pasują.
- Nie tylko ty mi to mówisz.- Usadowiłem się wygodnie na
czarnej kanapie, spoglądając jak wychodzi z pokoju, przychodząc po chwili z
dwoma kubkami.
- Więc…Co chcesz wiedzieć?- Uśmiechnął się lekko siadając
naprzeciw.
- Zapytaj mnie, czego nie chce.- Posłałem mu kąśliwe
spojrzenie, które odwzajemnił tym samym.
On i Ryota jakby nie patrzeć mieli
bardzo podobne charaktery, w większości upierdliwe i niepoważne. Albo jest się
pięknym albo mądrym...
- Od kiedy tak bardzo interesuje cię Akashicchi?
- Zaimponował mi.
- Serio? To raczej niecodzienne.
- Co masz na myśli?
- Jest dość trudny. Mówi ci coś przysłowie: „Po trupach do
celu”
- Tsa…
- No właśnie.- Upił kolejny łyk herbaty odstawiając kubek na
biurko.- Nikt z nas nie do końca go rozumiał. Masochista z niego… Dąży do
ideału wywracając wszystko do góry nogami.
W dodatku bywa przerażający.- Zerknął na mnie kontem oka.-
Niemniej jednak jest z bogatej rodziny. Mieszka z ojcem, który w wymaga od niego
niemalże wszystkiego.
- Po co to?
- Ponieważ dzięki temu uważa, że jest godny ich rodziny. Myślę,
że koszykówka pozwala mu, chociaż na moment oderwać od codziennych obowiązków…-
Zamyślił się przez chwilę wbijając gdzieś w oddali złote tęczówki.- Ale to już
moje zdanie…
Odwróciłem się, trawiąc na moment to, co usłyszałem. Mimo tego,
że Ryota przedstawił go dość nieprzyjemnie, czułem rosnącą ciekawość, lecz na
wiele z pytań musiałem odpowiedzieć sobie sam. Niemniej jednak było coś, co
interesowało mnie bardziej niż sama jego postać.
- Kise?
- Tak?
- Byłeś kiedyś zakochany?
- Heh?
- Tak od pierwszego wejrzenia?
- Nie nadążam za tobą.- Zaśmiał się pod nosem obracając w
dłoniach niewielkiego smartphona.
- Pytam poważnie… Spojrzałeś kiedyś na kogoś, czując, że ta
osoba staje się dla ciebie ideałem. Miałeś chęć poznać każdy szczegół jej
życia? Nie mogłeś oderwać wzroku…- Zaczerwieniłem się gwałtownie zdając sobie sprawę,
co zrobiłem. Czyżbym…? Nie… Przecież my się nawet nie znamy! Zachowuje się jak
dwunastolatka, która pierwszy raz dostrzegła swojego muzycznego idola.
- Takao…?
- Heh…?
- Przepraszam! Muszę do toalety!- Wybiegłem z pokoju jak
poparzony kierując się w stronę łazienki. Spojrzałem w lustro. Na mojej twarzy
malował się pokaźny burak.
Odkręciłem kran, biorąc w dłonie lodowatą wodę i
chlapiąc się nią obficie.
- Jestem durniem!- Chodziłem nerwowo po łazience,
przeczesując włosy.- Właśnie Takao! Jesteś durniem! Dobrze, że to wiesz…-
Koniec użalania. Wyszedłem z łazienki, mokry jak cholera.
- Będę się zbierał... Późno już.- Rzuciłem przekładając sobie
przez ramię torbę.
- Ja-jasne…- Kise wpatrywał się we mnie nieco zagubiony.-
Aha! A tak w ogóle to, o co chodzi z tą ciążą?
Zatrzymałem się na wpół kroku, zerkając z przerażeniem.
- Midorima do ciebie dzwonił?
- Tak…
- Nie ważne, kiedyś ci opowiem.
- Akashi…- Z moich ust wydarł się błagalny jęk.- Pro-proszę…
- Prosisz?- Objął mnie jeszcze mocniej, przyciskając
spragnione usta do klatki piersiowej.
- Proszę…- Przymknąłem oczy, czując pod palcami jego miękkie włosy. Tak miękkie, i tylko moje…
- Proszę…- Przymknąłem oczy, czując pod palcami jego miękkie włosy. Tak miękkie, i tylko moje…
- Kazurami… - Wydyszał do mojego ucha.. Tak seksowny… Tylko
mój…
Nie mogłem dłużej przedłużać tej chwili.
Splotłem nasze
języki w kolejnym namiętnym pocałunku, oblizując z rozkoszą wargi.
Czułem jego pulsujące ciało, górujące niczym pan nad swoim
poddanym.
Odchyliłem głowę, dając się ponieść przepełniającej
rozkoszy.
Wszedł we mnie niemal bezboleśnie, przy każdym następnym ruchu
pocierając swoim ciałem o moje.
Objął twarz dłońmi, składając pojedyncze pocałunki. Tak
delikatny… urzekający…
- Dobrze ci?- Oblizał moje ucho czule, przyśpieszając ruchy.
- Tak, Akashi…- Jęknąłem cicho, czując jak cały drżę i niemal
roztapiam się pod dotykiem gorących dłoni…
Miałem wrażenie, że jestem spełniony, że jeszcze moment i uda
mi się osiągnąć to, czego obaj tak bardzo pragnęliśmy.
Spojrzałem spod
zmrużonych powiek w oczy swojego kochanka, chcąc by to trwało wiecznie.
SIĘ KURWA POMYLIŁEM
- Kazurami, spóźnisz się do szkoły!
Gwałtownie podniosłem się z łóżka, z przerażeniem czując
mokry ślad.
- O kurwa…- Zakląłem pod nosem siadając zrezygnowany na
łóżko.
Teraz to się załatwiłem.