Ulice stolicy Rakuzan niemal na swój sposób, bębniły życiem.
Ludzie, czym prędzej śpieszyli się do swoich spraw, starając nie narazić się
jego wysokości.
Słońce powoli chowało się za horyzontem, posyłając ku końcowi
kolejny dzień.
- Publiczna egzekucja?- Rudowłosy żołnierz, z lekko
zaostrzonymi kłami westchną cicho.- Rany boskie, dlaczego akurat nasz oddział
zajmuje się tą paskudną robotą.
- Ciesz się, że król cię nie słyszy. Skończyłbyś razem z
nimi.
Oddział pierwszy. Składał się z najlepszych żołnierzy, w
pełni świadomych i oddanych władcy, co za tym idzie; mających dostęp do
najbardziej poufnych informacji.
Wysoka ranga, wiązała się również z hojnym wynagrodzeniem,
dlatego wszyscy jej uczestnicy, byli ludźmi pławiącymi się w niemal luksusowym
życiu, w stosunku do zwykłej nadwornej straży.
- Reo, powtórz mi jeszcze raz. Wiesz, tak dla pewności…
- Hayama, mógłbyś choć raz się nie narażać, i wysłuchać z
dokładnością, co twój przełożony ma do powiedzenia? Rany, jesteś niemożliwy.-
Wyższy, ciemnowłosy towarzysz podrapał się nerwowo po karku, byle by tylko
znaleźć jakieś odpowiednie słowa na skrajnie nieodpowiedzialne zachowanie
kolegi.
- Starałem się, po prostu; zostałem sforsowany przez natłok
informacji.- Chłopak znowu uśmiechnął się radośnie, lustrząc otaczających go
ludzi.
Szli właśnie przez zaludniony, aczkolwiek cichy rynek.
Otoczenia nie wypełniał już żywy śmiech i głos kupców, z radością wyczekujących
na sprzedaż bądź wymianę towaru. Dzieci, które niegdyś spędzały czas na zabawie
we wioskach, również ucichły, a ludzie; uśmiechnięci i życzliwi wobec siebie,
nakładali maskę spłowiałej obojętności.
Wszystko się zmieniło.
Teraz większość transakcji
kontrolowała była przez najwyższe władze, ceny uległy podwyższeniu, oddziały
często kontrolowały ruch publiczny, a co gorsza od pewnego czasu zaczęto
przeprowadzać również publiczne egzekucję.
Poddani mieli dość, lecz ci, co próbowali postawić się
panującej tyranii, niemal natychmiast tracili życie i narażali swoje rodziny na
niebezpieczeństwo, dlatego też opór zawsze kończył się w ten sam bestialski
sposób.
Podczas zbiorowych manifestacji, zgubie ulegały całe wioski,
palone przez królewskich wysłanników.
- Według instruktarzu, mamy skierować się do jednej z
karczm…
- Czyli przerwa w pracy też jest w planach?
- Daj mi powiedzieć do końca! Na pewno nie będzie ci tak
wesoło, jak dowiesz się gdzie mamy dokładnie iść.
***
Ciemna dzielnica. Jedno z tych miejsc, które skłonny był
ominąć, nawet okrutny władca.
Dom skazańców i przestępców, poszukiwanych przez
najgorszych.
Jednakże siły Akashiego, nie sięgały w te rejony, mimo wiedzy,
iż leżały w zasięgu stolicy Rakuzan. Powodów było wiele, być może miały one
związek z niebezpieczeństwem ze strony bezprawnych ludzi, bądź samymi
konsekwencjami.
Była zaś jedna rzecz, na którą Seijuro patrzył z lekkim
niepokojem. Wiedział, że przestępcy jakby tylko chcieli, spowodowaliby w jego
małej grze niemałe zamieszanie, jednak dopóki on sam, nie przeszkodzi im w
prowadzeniu swojego cichego przestępczego życia w zaułkach stolicy, nic, co jest
w stanie wyrządzić potencjalną szkodę, nie powinno się wydarzyć.
- Co my tu robimy?- Niższy z żołnierzy z lekkim niepokojem
rozglądał się po ciemnej ulicy.
- Przecież ci mówiłem. Idziemy do karczmy.
- Ale czemu tutaj?!
- Oh...!- Reo zerknął na niego z politowaniem, najwyraźniej
skołowany brakiem, jakiego kolwiek domysłu.- Poszukujemy pewnego skazańca. Krążą
plotki, że jest jednym z najlepszych łowców jakichkolwiek spotkano. Droga
przestępcza nadała mu cechy bezbłędnego tropiciela i cichego zabójcy. Akashi
wysłał nas, abyśmy mu go przyprowadzili.
- Eee…- Rudzielec podrapał się z namysłem po głowie.- Ale,
po co mu on? Przecież król nigdy, mimo wiedzy o tych zabójcach, nigdy nie
wysyłał ich pod pstryczek. Gustuje raczej w nieposłusznych obywatelach.
- Też tego nie wiem. Na pewno musi mieć swoje powody, a my,
jako oddział specjalny nie mamy innego wyjścia, jak wykonywać dane nam
polecenia. Mam tylko nadzieje, że wyjdziemy stąd cało. Nie podobają mi się
tutejsze typy.
Szli przez chwilę w milczeniu, a gdy wyszli zza zakrętu, przed
ich oczyma rozciągał się spory budynek. Z wyglądu przypominała karczmę, a
spoglądając na wielki drewniany napis, tylko potwierdzili swoje przypuszczenia.
Za zakurzonymi oknami widać było delikatnie palące się światła Na zewnątrz
panował mrok, rozwiany jedynie przez delikatne promienie księżyca.
Dwójka żołnierzy weszła do karczmy, przyciągając wrogie
spojrzenia klientów.
- Rozpoznali nas…- Ciemnowłosy niemal wyszeptał do swojego
kolegi, wciąż nieubłagalnie kierując się w stronę baru. Osób było niewiele,
albo po prostu niewielu z nich pozostawało widocznymi. Pomieszczenie wypełniała
przenikliwa cisza i lekki odór spalenizny, co tylko współgrało z delikatnym
światłem dawanym przez świece. Najwyraźniej nikt z obecnych nie miał zamiaru w
jakikolwiek sposób rozrysowywać swojej obecności.
- W czym mogę pomóc, mili panowie?- Wysoki blond barman
odezwał się ironicznie, sięgając po butelkę whisky.
Uśmiechną się lekko, a w oczach
zabłysły mu delikatne iskry.- Podać coś? Nigdy nie witaliśmy w naszych
skromnych progach królewskiej straży, lecz jeśli szlachetny władca postanowił
nas uraczyć w ten sposób, czemuż by nie przywitać jego wysłanników w dobrej ku
tej okazji sposób.- Dodał nalewając sobie szklankę trunku.
- Właściwie jesteśmy tu w pokojowych zamiarach.
- Oh…To bardzo panów przepraszam, ale zaopatrzenie
ewidentnie wskazywałoby na co innego.- Spojrzał spod byka na przewieszone w
pasie miecze.
- Proszę się nie martwić, to pierwszy i ostatni raz, kiedy
straż ingeruje w Ciemnej dzielnicy. Oczywiście dopóki jej przedstawiciele nie
będą ingerować we władze i stolicę.
- Tym już niech sobie pan nie zaprząta głowy. Trzymamy się
swoich terenów, w przeciwieństwie do pewnej królewskiej padliny.- Smukła dłoń
mężczyzny zacisnęła się nieco mocniej na trzymanym naczyniu.
- Jesteśmy tu z jednego powodu. Poszukujemy tropiciela, o
którym dość dużo mówiono w stolicy. Z rozkazu króla skłonni jesteśmy go
aresztować.- Głos Reo przybrał surowszego tonu, a młody mężczyzna za ladą przez
chwilę ostygł, po czym wybuchną głośnym śmiechem.
Posłańcy przez chwilę stali w osłupieniu, całkowicie
wytrąceni z równowagi.
- Cz-czy on bywa tutaj?- Hayama odezwał się niepewnie, wiedząc,
że muszą dowiedzieć się czegokolwiek o poszukiwanym, a tak nieoczekiwana
reakcja mogła na przykład świadczyć o tym, że król wprowadził ich w błąd.
- Sami go o to zapytajcie.- Wskazał ruchem dłoni na
siedzącego w kącie, okapturzonego mężczyznę.- Masz gości! Chcą cię porwać, więc
uważaj.- Blondyn wciąż nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
Żołnierze podeszli cicho do wskazanej w kącie postaci.
Mężczyzna odziany był w czarny skórzany płaszcz, a kaptur niemal całkowicie
przysłaniał jego twarz. Mimo ciemności, dało się dostrzec przewieszone w pasie
ostrze miecza, które połyskiwało lekko wraz z odbijanym od świec, światłem.
Sama jego postać emanowała siłą i czymś w rodzaju tajemniczości.
Teraz już powoli docierało do niech, czemu jego osoba była
ostatnimi czasy głównym tematem wśród ulicznych przechodniów, a co
najważniejsze, czemu sam Akashi obdarzył go tak wielkim zainteresowaniem.
- Czego?- Surowy, lodowaty głos spod kaptura dotarł do ich
uszu.
- Z rozkazu króla Rakuzan, Akashiego Sejiuro, jesteśmy tu by
cię aresztować.
Łowco pójdziesz z nami.
- Króla? Tego małego gnojka z ego większym niż własne
dupsko?- Czarna postać odparła sennie, wciąż jednak nie ulegając wieści o
rozkazie. Barman tylko widząc zakłopotanie na ich twarzach roześmiał się
jeszcze głośniej, przyciągając za sobą pytające spojrzenia klientów.
- Nie mamy czasu na niedomówienia. W tej chwili jesteś
aresztowany!- Hayama wiedząc, że nie może tak po prostu wyjść z karczmy bez
wypełnienia zadania, sięgnął po miecz, gotów w każdej chwili zniewolić Łowce.
- Doprawdy, nienawidzę jak takie śmiecie psują mi miły
wieczór.- Okapturzony wstał, wyjmując z pochwy podłużny miecz, znacznie większy
niż broń przeciwników, co nie zdołało obejść ich uwadze.
- Nie chcemy problemów.
- Tsk… Sami sobie je sprowadziliście.
- Rany, rany…- Drzwi karczmy otworzyły się zamaszyście, a do
wnętrza stanowczym krokiem kierowała się niska postać.- Czemu nie traktujesz
mnie poważnie łowco? Dlaczego Palasz tak wielką nienawiścią do kogoś, kto z
góry wypatruje twych nikłych poczynań i trzyma w sidłach wąskiej nadziei twe
nic nie warte życie? Wiesz, ludzka egzystencja skrywa wiele tajemnic, lecz
największą z nich jest uczucie po jej stracie.- Czerwono żółte tęczówki
zabłysły- Być może dlatego, że teoretycznie jej nie ma.
- Czego chcesz…?
- Zawrzyjmy układ łowco! Wykonasz jedno moje polecenie, w
zamian ja obdaruje cię bogactwem i sprawię że twoje nic nie warte życie w
najczarniejszych szumowinach tego miasta zyska sens i sprawiedliwość w samym
sercu stolicy. Nie będziesz musiał się ukrywać, ani martwić o karę za
dotychczas popełnione zbrodnie. Twe nieludzkie grzechy zostaną ci wybaczone.
Czyż nie tego pragniesz? Spokojnego życia w dostatku i niekończącym się aż do
śmierci majątku? Wszystko to za sprawą jednego powierzonego przeze mnie
zadania.
Cisza powoli robiła się niemal trująca, a nerwowa atmosfera
niemal drastycznie wzrosła. Strażnicy towarzyszący młodemu władcy z niepokojem
wpatrywali się w jego lekki uśmiech, a on sam mierzył się wzrokiem z rozmówcą.
- A co jeśli ci odmówię?
- Wtedy zginiesz pod zarzutem spisku przeciw koronie.-
Czerwono włosy uśmiechną się jeszcze szerzej. Wiedział, że będzie nieugięty.
Nie miał zamiaru rezygnować. Był absolutny, wszyscy to wiedzieli. Chciał, by
ludzie snuli do niego podziw i Stach, bez względu na cenę.
Wszyscy mieli go wysławiać i klękać do stóp, a on pragną
mieć w swych rękach pieczę nad ich życiem. Niczym bóg, decydować o nim. Był pewny,
że tak jest.
Mężczyzna odziany w czarny płaszcz, zrzucił z siebie
przysłaniający kaptur. Był bardzo młody, o ciemnej karnacji i mocno zarysowanej
męskiej twarzy, krótkie granatowe włosy w lekkim stopniu zlewały się z ciemnym
strojem a jego oczy niemal nienawistnie spoglądały na króla.
- Co to za zadanie?- Odparł lodowatym tonem.
- Oh, nic trudnego. Przyprowadzisz mi tylko pewną osobę.