niedziela, 6 marca 2016

1 Między dobrem a złem

[Info w zakładce "Miedzy dobrem, a złem. Haikyuu"] 

Wielki mur. Wielki mur piętrzący się przede mną przysłania mi widok. Nie jestem w stanie zobaczyć świata, rozciągającego się tuż za nim. Co bym nie zrobił, niezależnie od tego jak postąpię, nie widzę nic poza nim. Gnębiony przez wyolbrzymione ambicje, zostaje przywrócony na ziemie. Zaraz potem ujawnia się realna świadomość mojej własnej beznadziejności, a głębokie nadzieję toną w stercie niespełnionych planów.
Tak, w ten sposób opisałbym swoje samopoczucie, w momencie gdy tylko skierowałem wzrok na nierówny stos dokumentów. Oczywiście, można to zrobić znacznie krócej i zwięźlej ­­­– szlak by to trafił.
Zegar umieszczony na pulpicie niedużego monitora, drażniącego moje oczy od dłuższego czasu, uparcie przekonywał mnie o przyszłych dwóch godzinach pracy. Najprawdopodobniej gdyby nie dwie mocne kawy, już dawno wyzionąłbym ducha, oparty o te piekielne akta.
Nazywam się Iwaizumi Hajime i naprawdę nienawidzę swojego stanowiska. Jako dwudziesto-trzy letni gówniarz, a zawodowo policjant, rzekomo mający zajmować się sprawami przestępczości zorganizowanej, nie wyściubiłem jeszcze nosa zza dusznego gabinetu. To nie tak, że się nie nadaje, choć szczerze powiedziawszy sam nie mam o tym zielonego pojęcia. Ciężko jest potwierdzić coś, czego się nie wie, a jeszcze trudnej, gdy nie miało się z tym styczności. 
– Posegregowałeś dane z zeszłego miesiąca? Chciałbym je dzisiaj odnieść – Akaashi Keiji, chłopak w moim wieku, w dodatku z tym samym problemem. Obaj kisimy się w słoiku beznadziejności. Gdy będąc jeszcze nastolatkiem, mówisz wszystkim wokół, że już wiesz co chcesz robić w przyszłości, ludzie cię podziwiają. Jednak w momencie gdy wybierasz bardzo nietypowy zawód, pełen niebezpieczeństw, wymagający silnego zdrowia psychicznego i obrócenia całego dotychczasowego życia do góry nogami, stajesz się kimś w rodzaju superbohatera. Jesteś inny, a twoja inność wychodzi poza skalę czystego rozumowania. „Dlaczego akurat to?”, „Jesteś pewien, że sobie poradzisz?”, „To ciężka praca…” słyszałem to zewsząd, otoczony najbliższą rodziną i znajomymi ze szkoły średniej.
Wielu z nich patrzyło sceptycznie, inni podziwiali, a jeszcze inni mieli na to wywalone. Ja jednak nie zrezygnowałem i tonąc w morzu edukacji, połączonej z ciężką harówą, skończyłem w przyciasnej koszuli z nierówno zawiązanym krawatem i bolącym nadgarstkiem. Jeśli moje wcześniejsze testy na zbadanie zdrowia psychicznego i sprawności fizycznej, miały na celu przygotować mnie na podpisywanie tych wszystkich śmieci, to uroczyście oznajmiam, że oblałem sprawę.
Od dobrego roku, który nieszczęśliwie straciłem, pracując w tym niewdzięcznym miejscu, nie zrobiłem nic co mogłoby zagrozić mojej egzystencji. Nic poza skaleczeniem się kartką i przytrzaśnięciem sobie palca spinaczem. Może to głupie, ale byłem rozczarowany. Szykując się na pracę w tym miejscu, nie przyszło mi nawet do głowy, że będę zajmować się czymś cholernie nieistotnym. Prawda, ktoś musiał, jednak byłem jedną z niewielu osób, które nie miały na swoim koncie nawet jednej przeprowadzonej sprawy. Czas mijał, a wymarzony awans zdawał się nie istnieć.
– Zadałem ci pytanie.
– Ee?
– Czy uzupełniłeś to, co ci ostatnio przyniosłem? – Akaashi wlepił we mnie znudzony wzrok, bujając się delikatnie na krześle. Kątem oka zerknąłem na sąsiednie biurko; wiecznie czyste i posegregowane, tam nawet zszywki miały swoje wyznaczone miejsce. Mój kolega z biura był życiowym pedantem, wiecznie zorganizowanym i poukładanym. Jednocześnie to dzięki niemu i jego  kalendarzykom, dotrzymywaliśmy określonych terminów i ułatwialiśmy sobie pracę. – Naprawdę muszę to dziś zanieść.
– Zostało mi jeszcze trochę. Daj mi 20 minut.
– Dam ci 10 – wymamrotał, biorąc do rąk długopis. Dobrze znałem tę postawę.
– Nie rozkręcaj, bo i tak nie mamy czym pisać.
– Weźmiesz nowy z biura – odparł jedynie, bezwzględnie rozkładając go na części.
Tak, nasza dwójka pracowała jako taka pseudo policja, z definicji mająca zajmować się najgroźniejszymi przestępami, zorganizowanymi gangami i wszystkim tym, z czym normalnie ciężko sobie poradzić. Tymczasem sprawa wygląda tak jak wygląda.
Wypuściłem powietrze, wyglądając za plastikową roletę, rozwieszoną na oknie. Było stosunkowo ciepło jak na późny wieczór. Po pracy miałem zamiar zajechać do sklepu, po czym uwalić się na łóżku w swoim pełnym samotności domu.
Gdzieś na chodniku spostrzegłem czarny samochód, zaparkowany dosyć niechlujnie jak na moje zdolności. Może i zdawałem na prawo jazdy niecałe cztery miesiące temu, jednak szło mi zadziwiająco gładko.
– Idź do domu, widzę jak przysypiasz na miejscu – mordercza beznamiętność na twarzy szatyna, sprowadziła mnie na ziemie. Czasem bywało tak, że w momencie gdy ja miałem dość, on najzwyczajniej w świecie się nudził i sam z siebie prosił o oddanie mu roboty. – Wyglądasz jak typowy, zniszczony człowiek zza biurka.
Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem, jednak on wciąż patrzył na mnie wyczekująco.
– Niech będzie, tylko nie mów szefostwu. – Jeszcze gdyby ich to obchodziło. – Moja zmiana kończy się za półtorej godziny.
– Jasne – kiwnął ostatecznie, otrzymując ode mnie nieskończoną pracę, a ja z wdzięcznością ruszyłem do drzwi.
– Do jutra – rzuciłem, naciskając na klamkę.
– Jutro mnie nie ma.
– Aaa… okey – Mimo, że lubiłem Keji'ego, zwykle trudno było mi złapać z nim wspólny język.
Pewnym krokiem minąłem innych pracowników, rzucając w ich kierunku ciche „do widzenia”, a do bliższych kolegów standardowe „cześć”.
Ostatecznie upuściłem biuro, biorąc z wieszaka ciemną kurtkę i obwiązując nieszczelnie szalik wokół szyj. Stanąłem przed lustrem, próbując przywołać całą tę garderobę do porządku, jednak po pewnym czasie dałem sobie spokój. I tak wyglądałem jak z liceum.
Pchnąłem ciężkie, szklane drzwi, moment później robiąc z dłoni prowizoryczny daszek, byle by tylko uchronić przekrwione oczy przed słońcem. Pogoda zaskoczyła całe miasto, bo mimo późnego wieczoru, było stosunkowo ciepło. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, oświetlając ostatnimi promieniami wysokie budynki i szklane okna. Powietrze straciło swój duszny posmak, zamiast tego stając się bardziej rześkie i wilgotne.
– No i na co mi ten szalik? – wymamrotałem sam do siebie z przekąsem. Chwilę siłowałem się z ciemnym materiałem, po czym niedbale wrzuciłem do teczki.
Al’a biurowiec komisariatu nie był duży, jednak znacznie większy w porównaniu do standardowych budynków. Wszystko zależało od punktu widzenia i tego co się kto spodziewał. Dla mnie całość wyglądała jak najzwyklejsze miejsce pracy, jednak ludzie często uważali je za zbyt ubogie i mało okazałe. Nie wiedziałem o co im chodzi, w końcu większość z nich w porównaniu ze mną, naprawdę nie miała na co narzekać.
Powlokłem się w kierunku czarnego forda, z którego tak na marginesie byłem cholernie dumny. Częściowo zawdzięczałem go rodzicom, częściowo własnym oszczędnością, a połowicznie własnej pensji. Tak, chociaż tu nie było tragedii.
Wyjąłem z kieszeni kurtki kluczyki, przeklinając pod nosem syf w ich wnętrzu, po czym z ulgą usiadłem za kierownicę. Mimo zmęczenia i niebywałej chęci pójścia spać, nie mogłem powstrzymać się od delikatnego uśmiechu. Uśmiechu, w momencie gdy przekręciłem kluczyki, a do moich uszu dobiegł ledwie słyszalny szum silnika. Nie byłem jakimś super znawcą motoryzacji, ale traktowałem ten samochód jak własne dziecko, którego oczywiście nie posiadałem.
Ostrożnie wyjechałem ze strzeżonego parkingu, wcześniej okazując legitymacje i skierowałem się wzdłuż głównej drogi. Podróż zajmowała mi średnio dwadzieścia minut, a z pesymistycznego punktu widzenia, koło czterdziestu. To była chyba jedyna wada jeżdżenia samochodem. Mieszkałem w małym, niespecjalnie wyróżniającym się mieszkaniu o nieco suchym wyglądzie. Gdy chciało się skupić na „karierze”, nie miało się większych chęci na wczuwanie się w niewielki metraż.
Ziewnąłem przeciągle, a łzy w kącikach przysłoniły mi widoczność. Szybko przetarłem je wierzchem dłoni, skupiając się na kolejnym skrzyżowaniu.
– Za dziesięć metrów, skręć w prawo.
– Nie tym razem – odparłem, słysząc rzeczowy głos GPS’A – Wypada coś zjeść, w końcu na lodówkę nie mam co liczyć.
Jechałem jeszcze pięć minut, o dziwo ani razu nie natrafiając na czerwone, ani nie zatrzymując się przed robotami drogowymi. Na miejscu byłem dość szybko i odruchowo wyjąłem portfel, podjeżdżając autem pod punkt zamówień, umiejscowiony z tyłu budynku. Ostatnią rzeczą o jakiej teraz marzyłem, było szukanie wolnego miejsca w zatłoczonym lokalu. Myśląc o tym, jednocześnie z góry pogodziłem się z ufajdaną tapicerką.
– Dzień dobry, co będzie? – uraczył mnie z głośnika kobiecy głos.
– Jeden duży zestaw z kanapką i cappuccino – rzuciłem bez zastanowienia. I tak zawszę zamawiałem to samo.                 
– Dobrze, proszę poczekać kilka minut – rozłączyła się, a ja ruszyłem do kolejnego okienka, oczekując na zamówienie. – Proszę bardzo, życzymy smacznego. – Kiwnąłem głową, odbierając beżową torebkę i niewielki, plastikowy kubeczek z pokrywką.
Nie zastanawiając się nad tym dłużej, odpakowałem folię i wgryzłem się w miękką bułkę. Co jak co, ale panierowany kurczak smakował wprost wybornie, szczególnie po całym dniu głodówki w biurze.
Niestety, dalsza trasa nie była już tak kolorowa jak przedtem. Trafiłem na obszerny korek, ciągnący się aż do wjazdu na autostradę. Przekląłem w myślach, ponownie utwierdzając się w tym, jak bardzo chciało mi się spać i jak bardzo tęskniłem za własnym, średnio wygodnym łóżkiem.
Słońce już dawno zaszło za horyzontem, a ulice rozświetlały ogromne bilbordy, światła samochodów i miejskie dzielnice. Dla większości ludzi, dzień zaczynał się właśnie od teraz, w momencie gdy znaczna większość, prowadząca swoje nieskomplikowane życie, już dawno siedzi w domu wraz z rodziną.

Po dwudziestu minutach stania w korku, dojechałem na miejsce, po czym wjechałem na podziemny parking i ustawiłem samochód w typowym dla siebie miejscu, które jak na zawołanie zawsze świeciło pustkami. Mimo, że blok nie był okazały, strzeżone miejsce na zaparkowane auto, było dobrym rozwiązaniem. Nieszczególnie marzyła mi się wybita szyba, zarysowana maska albo przebita opona. Samochód ze szkła – nie dotykać, nie patrzeć.
Wyszedłem na parter, wspinając się po betonowych schodach i przeszedłem chodnikiem kilka metrów dalej. Nim się obejrzałem, stałem już na klatce schodowej, zawzięcie szukając kluczy po kieszeniach.
– Co jest…? – wymamrotałem, po raz kolejny sprawdzając tę samą kieszeń i przegródkę. Dałbym sobie rękę uciąć, że je spakowałem. Nie raz zdarzało mi się zapomnieć kluczy, ale wtedy nie mieszkałem sam! Rodzice zawsze dbali o kilka zapasowych, co nie do końca potrafiłem zrozumieć, jednak w chwilach jak ta, żałuje że nie posłuchałem się ich złotych rad. No nic, zawszę mogę spać na wycieraczce. W sumie, kogo by to zdziwiło? W obecnych czasach, wielu nieposłusznych mężów, pijaków i bezdomnych kończy na wycieraczce.
– Iwaizumi? – sąsiednie drzwi otworzył się delikatnie, a w progu stanął mój sąsiad.
– Cześć Suga.
Sugawara był moim sąsiadem odkąd pamiętam. Mieszkałem tu dopiero od niespełna roku, on zaś wprowadził się trzy lata temu za namową rodziców. Gość był bardzo sympatyczny, to też szybko go polubiłem. Często wpadałem do niego by obejrzeć mecz siatkówki, albo najzwyczajniej w świecie porozmawiać o rzeczach mniej lub bardziej istotnych. W domu bywał głównie w weekendy, a w tygodniu zajmował się pracą w miejskiej bibliotece i udzielaniem korepetycji z angielskiego.
– Wejdziesz? Dziś wpadli do mnie rodzice i nie ukrywam, że zostawili po sobie masę prowiantu.
– Brzmi fajnie, ale aktualnie szukam klucza do mieszkania. – Na moment spojrzał na mnie z uwagą, a sekundę później zniknął za drzwiami. Zdezorientowany, podrapałem się po karku i rozejrzałem wokół.
– Mam! – krzyknął triumfalnie, rzucając mi moją zgubę. – Zostawiłeś w zamku, więc je przechowałem. – Wyszczerzył się, a ja podkreśliłem swoją głupotę głośnym plaskaczem. Jak dużą  trzeba mieć sklerozę, by zostawić klucz w drzwiach?
 – Każdemu się zdarza. To jak? Wejdziesz?
– Przepraszam, naprawdę nie mogę. – Rozłożyłem ręce w geście bezradności. – Jestem zmęczony i muszę się porządnie wyspać. – Jak na zawołanie ziewnąłem przeciągle, zasłaniając usta dłonią.
– W takim razie nie ma sprawy – rzucił ostatecznie, machając ręką. – To do następnego.
– Do następnego – zawtórowałem, widząc jak jego uśmiechnięta twarz znika w mieszkaniu.
Był naprawdę w porządku, kuchnia jego mamy wyśmienita, a ja wciąż rządny pożywienia. Łóżko mimo wszystko wzięło górę i tym razem wygrało.
Z charakterystycznym pstryknięciem zamka, otworzyłem drzwi i powlokłem się do środka. Brudno nie było, ze względu na ilość wolnego czasu, który ostatnio otrzymałem. Pójście na tygodniowy, przymusowy urlop, po części rozbił mnie na kawałki. Będąc sam w domu, nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić, toteż trochę posprzątałem i mogłem w spokoju poćwiczyć. Spojrzałem z utęsknieniem w kierunku hantli, leżących na sąsiedniej szafce.
– Nie dziś – odparłem dobitnie, przekonując samego siebie, że to zły pomysł.
Rzuciłem rzeczy obok szafy i rozpocząłem zdejmować z siebie garderobę. Rozrzucałem ją wokół,  do momentu pojawienia się w łazience. Tam zdjąłem to, co na mnie ostało i bezceremonialnie wrzuciłem do kosza na pranie.
Na moment zatrzymałem się przed lustrem. Krytycznym wzorkiem zmierzyłem swoje sterczące, ciemne włosy, opaloną skórę, pozbawioną wszelakiego zarostu i oczy szkolnego buntownika. Myślałem kiedyś o zrobieniu sobie tatuażu, jednak pomysł ten zszedł gdzieś na drugi plan. Oczywiście, podpowiedział mi go jeden z trenerów, kiedy to jeszcze miałem okazję chodzić na siłownię. Teraz, gdy nikt nie namawiał mnie tekstami typu: „jak fajnie bym z nim wyglądał” lub „czemu jeszcze go nie zrobiłeś?”, straciłem większe zainteresowanie i odłożyłem go na kiedyś tam indziej.
Wchodząc pod prysznic, puściłem gorącą wodę i zacząłem myśleć o pracy. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że nastawiając się na konkretne zajęcie, będę musiał robić coś zupełnie innego. Co ma biuro, do testów sprawnościowych które przechodziłem? Albo do tych wszystkich rozmów z psychologiem, mających rzekomo sprawdzić stan mojej psychiki. Westchnąłem ciężko, znów czując się cholernie rozczarowany. Chciałem robić coś, co większości ludzi nawet nie przychodzi do głowy, a tymczasem było zupełnie na odwrót. 
– Telefon? – Znajomy dzwonek dochodził zza drzwi łazienki. Wyłączyłem wodę, chcąc się upewnić, czy to aby na pewno on. Nie pomyliłem się, w końcu często dostawałem tak późne telefony. Gównie od rodziców, którzy jako nieliczni byli obeznani w godzinach mojej pracy.
Chcąc uniknąć kolejnej awantury, dotyczącej nie odbierania, obwiązałem się ręcznikiem w pasie i cały mokry opuściłem łazienkę. Kałuże tworzyły się z każdym nabywanym przeze mnie krokiem, a alarm telefonu bezlitośnie dawał o sobie znać w całym mieszkaniu. 
– Przecież idę – rzuciłem nerwowo, wygrzebując z kurtki nieduży aparat. Zastygłem na moment, próbując rozpoznać numer wyświetlony na ekranie. Już miałem odrzucić połączenie, kiedy coś mnie tknęło i zdecydowałem się odebrać połączenie.
– Słucham
– Dobry wieczór, tu Daichi Sawamura z Komendy Bezpieczeństwa – rozmówca o mocnym głosie, przedstawił się od razu. – Czy rozmawiam z panem Hajime Iwaizumim?
– Tak, w czym mogę pomóc? – starałem się zachować swobodny ton, jednak przelotne wspomnienie o komendzie zbiło mnie z tropu. – Czy coś się stało?
– Wie pan, zależy dla kogo. – Nawet przez słuchawkę czułem jego uśmiech. – Proszę jak najszybciej przyjechać. Myślę, że to nie jest rozmowa na telefon. – Chwilę milczałem. Odezwałem się dopiero w momencie, w którym zdałem sobie sprawę, że mój rozmówca oczekuje odpowiedzi.
– Tak, już jadę.
– Jeszcze jedno. Proszę nie wchodzić od strony biura. Powiadomię ochronę, więc niech się pan nie obawia.
Podziękowałem krótko i rozłączyłem się. Z ciężkim sercem odłożyłem telefon i rzuciłem się w kierunku sypialni. Nie miałem pojęcia co jest grane, ani czego ode mnie chcą. Jeszcze nigdy nie otrzymałem telefonu z biura, czy raczej z tego drugiego skrzydła, które miało się nijak do papierkowej roboty. Być może jakiś łaskawy szef, w odpowiedzi na mój lament, postanowił ofiarować mi pracę jakiej oczekiwałem.
Przestałem się zastanawiać, wiedząc że nic mi to nie da. Dowiem się wszystkiego jak tylko dojadę na miejsce. Pogrążony w tej myśli, pośpiesznie ubrałem się i kilka minut później stałem już przy samochodzie. Dopiero po zajęciu miejsca za kierownicą zorientowałem się, że jestem zdenerwowany. Zupełnie jak wtedy, gdy po raz pierwszy jechałem na rozmowę  kwalifikacyjną. Rozmowę, która dała mi nadzieje i zarazem ją odebrała. Nie myśląc dłużej, przekręciłem kluczyk w stacyjce i obrałem najkrótszą trasę.

Ruch na drodze znacznie zmalał, co pozwoliło mi uniknąć korków i innych nieprzyjemnych wypadków. Przez całą drogę zastanawiałem się, czego tak naprawdę ode mnie oczekując i z czym powiązana jest cała sprawa. Równie dobrze mogło być to coś nieprzyjemnego i zmuszony będę wyciągnąć konsekwencję, jednak miły ton gościa z którym rozmawiałem, wydawał mi się trwale wykluczać tą możliwość. Ponadto nie przypominałem sobie, bym zrobił coś złego, albo przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.
Chwilę kręciłem się w kółko samochodem, nie wiedząc z której strony budynku zaparkować. Dojeżdżając do pracy, wjeżdżałem na konkrety parking, w dodatku z zupełnie innej strony niż ta, w której się obecnie znajdowałem. Błądziłem jeszcze chwilę, zastanawiając się czy nie spytać kogoś z ochrony, ale szybko zrezygnowałem, gdy dostrzegłem oszkloną część budynku, znacznie większą niż ta w której pojawiałem się na co dzień.
– Niby taka mała placówka, a ile szukania – wymamrotałem sam do siebie, podjeżdżając pod szlaban. Ściszyłem radio i opuściłem szybę. Nie miałem pojęcia jak wyglądała tutaj sprawa bezpieczeństwa, ale po drugiej stronie wystarczyło zbliżyć kartę do czytnika i szlaban podnosił się sam. Tu musiały panować nieco inne zasady, ponieważ nie dostrzegłem nic, co można nazwać czytnikiem. Zacząłem nawet zastanawiać się, czy to przypadkiem ochrona nie sprawdza pracowników. Jak na potwierdzenie całej tej teorii, zaledwie kilka sekund później przy moim aucie pojawił się ochroniarz.
– Karta legitymacyjna? – oparł się o mój samochód, patrząc w skupieniu, jak penetruje schowek. Powoli zacząłem panikować, nie mogąc zlokalizować przepustki. Dość szybko mnie olśniło i sięgnąłem ręką do kieszeni kurtki. W końcu specjalnie jej nie wyjmowałem.
– Proszę – Podałem mu ją, widząc jak marszczy czoło i patrzy na mnie jakimś dziwnie agresywnym wzrokiem. Korzystając z okazji, zawiesiłem wzrok na jego plakietce; Tanaka Ryunosuke. Wyglądał zadziwiająco młodo, jego głowę pokrywała łysina a w uchu błyszczał pojedynczy kolczyk.
Mimo tego, że nie był starym, wąsatym dziadkiem, nie wzbudzał zaufania swoim wyglądem, powiedziałbym nawet że wręcz przeciwnie.
– Nieaktualna. – Patrzyłem skołowany, jak macha mi nią przed oczyma. – Przepustki od strony biura, nie obowiązują na tym terenie – odrzekł dobitnie, akcentując każdy wyraz.
– Byłem umówiony.
– To nie restauracja.
– Przepraszam bardzo, ale jakieś pół godziny temu zostałem poinformowany, o konieczności jak najszybszego przyjazdu na komendę – tym razem to ja akcentowałem każde słowo, ścigając brwi. Rozumiałem wszystkie środki bezpieczeństwa, jednak uważałem że ochrona powinna zostać wcześniej poinformowana. Przynajmniej tak miało być. – Ochrona miała zostać uprzedzona – odparłem w końcu, łapiąc gniewne spojrzenie strażnika.
– Ryu, jakiś problem? – nim się zorientowałem, przy samochodzie stanął drugi ochroniarz, uśmiechając się od ucha do ucha. Całkowite przeciwieństwo swojego kolegi. Nie mógł mieć więcej niż metr sześćdziesiąt wzrostu. Zwróciłem również uwagę na jego włosy w kolorze blondu i ciemnego brązu, sterczące uparcie we wszystkie strony.
– To co zwykle, czyli wjazd bez uprawnień. Pan tłumaczy się, że był umówiony, czyli tak jak wszyscy, którzy mają problem z zaparkowaniem. – Już miałem coś powiedzieć, dobitnie informując o racji własnych słów, jednak uprzedził mnie niższy z nich.
– Proszę podać tożsamość – rzucił, wyjmując z kieszeni pogięty świstek kartki.
– Iwaizumi Hajime – burknąłem, a on przytaknął z uśmiechem.
– Zgadza się, pan Daichi poinformował mnie kilka minut temu – skierował wzrok na łysego. – Wpuszczamy.
Wypuściłem z ulgą powietrze, widząc jak szlaban podnosi się do góry, a pan Tanaka wysyła mi mordercze spojrzenie. Zignorowałem go, chwaląc w myślach jego nadgorliwe zaangażowanie w stosunku do wykonywanego zawodu i zaparkowałem w pierwszym lepszym miejscu parkingowym.
Nie przeciągając chwili, zgasiłem silnik i wysiadłem z forda. Rozejrzałem się po otoczeniu, ale szczerze powiedziawszy nie potrafiłem się odnaleźć. Po tej stronie barykady wszystko wyglądało inaczej. Nie chodziło tu o sam układ, ale również o poziom bezpieczeństwa. Gdzie się nie obejrzałem, napotykałem wzrokiem kamery albo kolejne bramki. Przez to całe szaleństwo, straciłem świadomość z której strony w ogóle wjechałem.
Spojrzałem na telefon. Zegar wskazywał jedenastą w nocy, a mnie sukcesywnie zaczęła puszczać adrenalina. Przed wyjściem z mieszkania nie zdążyłem wypić kawy, a uczucie senności które chwilowo utraciło swoją moc, powróciło ponownie. Miałem wrażenie, że o czymś zapomniałem.
– Cholera, gdzie teraz? ­– Stałem w miejscu, nie do końca wiedząc co dalej robić. Najprawdopodobniej miałem spotkać się z tym Sawamurą, ale sytuacja była nieco skomplikowana. Podczas naszej krótkiej wymiany zdań, mój rozmówca nie napomknął ani słowem, gdzie mam go szukać. Albo gdzie mam na niego czekać. Teren był duży. Na domiar złego wszędzie obowiązywała zasada legitymacji, z którą zdążyłem się już dobrze zapoznać. Ostatnią rzeczą jakiej pragnąłem, było wykłócanie się ze strażnikami przy każdej bramce.
Mimo wszystko obiecałem sobie nie panikować, niezależnie od tego jak bardzo się zgubiłem. Idąc tropem czysto logicznego myślenia, postanowiłem odnaleźć punkt informacji i tam dowiedzieć się reszty.
Sztywnym krokiem ruszyłem w kierunku dużych, szklanych drzwi, obracających się w powolnym tempie. Przypominały mi wejście do galerii handlowej.
Gdy wszedłem do środka, rozejrzałem się przelotnie po wnętrzu. Szare ściany, ciemna, kamienna podłoga, duże okna, spore biurko po środku i windy. Pomieszczenie raczej proste, ale eleganckie.
Po korytarzu przemieszczali się mundurowi, osoby w garniturach, kilka kobiet ubranych w eleganckie koszule, a raz nawet dostrzegłem gościa w białym kitlu. Coś jak połączenie standardowego komisariatu z biurem i szpitalem.
Widząc, że jak na razie nikt nie ma zamiaru mnie pogonić, podszedłem do punktu, licząc z nadzieją na jakąkolwiek pomoc.
 – Dobry wieczór – Stanąłem przy szybie, patrząc na faceta siedzącego za biurkiem.
– Dobry wieczór, w czym mogę pomóc? – Podniósł głowę znad ekranu komputera, dzięki czemu mogłem mu się lepiej przyjrzeć. Miał mocno zarysowaną szczękę, włosy związane w luźnego koka i kozią bródkę. Ubrany w czarną koszulę, sprawiał wrażenie dobrze zbudowanego. Wyglądałby groźnie, gdyby nie ten wesoły uśmiech na twarzy.
– Jakiś czas temu dostałem telefon… – zacząłem bez namysłu.
– Imię? – zapytał nagle, patrząc w notes.
– Hajime Iwaizumi. - Powinienem był nagrać się na dyktafon. 
– Dobrze się składa. Pan Daichi był tu i pytał o pana dosłownie kilka minut temu. – Powróciłem myślą do problemów przy wjeździe. Wyglądało na to, że zajęło mi to dłużej niż przypuszczałem – Proszę zaczekać chwilę, zaraz przekaże że już pan jest.
– Myślę, że to nie będzie koniecznie. – Odwróciłem się za siebie. – Daichi Sawamura, rozmawialiśmy przez telefon.
– Dobry wieczór – uścisnąłem jego wyciągniętą dłoń. Był odrobinę niższy ode mnie, ubrany w białą koszulę i czarny krawat. Garderoba choć elegancka, sprawiała wrażenie lekko pogniecionej. Krótkie brązowe włosy opadały swobodnie, a brązowe oczy patrzyły z sympatią. Szczękę pokrywał dwudniowy zarost, kojarzący mi się z przeciętnym wyglądem zapracowanego człowieka, odsypiającego na własnym biurku, zaledwie dwie godziny w ciągu doby.
– Zapraszam do mojego gabinetu, tam spokojnie porozmawiamy. – Nie mówiąc nic więcej, podążyłem w ślad za nim, kierując się sąsiednim korytarzem. Obeszliśmy jedną z większych sal oraz kolejne wejście; z kolej te było już zabezpieczone. Podczas przechadzki, nie rzuciło mi się w oczy nic specjalnego, w zamian z czasem gdy mijaliśmy kolejne zakręty, coraz bardziej traciłem orientacje. W dzisiejszym dniu nie było to nic specjalnego.
– Lubi pan adrenalinę? – wzdrygnąłem się lekko, słysząc to dziwne pytanie. Ogłupiałem na dłuższą chwilę, niepewny. Jasne, że tak, w końcu po to tutaj przyszedłem, ale bałem się od razu odpowiedzieć, to też błądziłem wzrokiem po ścianach. – Proszę się nie obawiać – zaśmiał się, a ja wciąż spoglądałem na niego niepewnie. – To nie żaden test, po prostu tak tylko pytam.
– Oh, okey… – podrapałem się po karku, czując na sobie wyczekujące spojrzenie brązowych oczu. – Tak, można tak powiedzieć – wydukałem w końcu, choć i tak nie zaprzestałem szukać drugiego dna tej pogadanki.
Brunet wydawał mi się bardzo sympatyczny,  wręcz do przesady. Odnosił się do mnie, jak do dobrego kolegi, choć znaliśmy się od niespełna kilku minut. Jedyną rzeczą, która burzyła cały mój światopogląd, były spojrzenia mijanych pracowników. Wielu z nich patrzyło na Daichiego z niepewnością i czasem również z lekkim strachem. Czyżby miał swoją drugą twarz? Właściwie, to równie dobrze mógł grać miłego, a tak naprawdę to prawdziwy tyran.
– Ej Tsukishima! – niespodziewanie krzyknął w kierunku blondyna, zmierzającego z naprzeciwka. Blondyn prychnął pod nosem i z kamiennym wyraz twarzy pofatygował się w naszą stronę.
Był wysoki, znacznie wyższy ode mnie czy Pana Sawamury, ubrany w długi, biały kitel i jasne jeansy. Nosił duże, czarne okulary, przysłaniające złote oczy, a na rękach ubrane miał lateksowe rękawiczki.
– To jest Hajime Iwaizumi. Wspominałem ci o nim – wskazał na mnie, przybierając ten swój firmowy uśmiech.
– Tsukishima Kei – odparł automatycznie.
– Chciałbym, byś był obecny podczas naszej rozmowy. O ile oczywiście nie jesteś zbyt zajęty. – Dopiero teraz zauważyłem, że nowo przybyły rozmówca trzyma za sobą mały, stalowy wózek. Leżały na nim skalpele, nożyki i inne przedmioty, których nazw nawet nie kojarzyłem. Zaintrygowany, zerknąłem kątem oka na „mentora”. Ten, widząc moje pytające spojrzenie, odparł swobodnie:
– Kei jest patologiem. Pracuje z klientami, równie pełnymi entuzjazmu co on sam – okularnik skrzywił się nieco, słysząc tę uwagę.
– Nie wiem, mam sporo pracy – odchrząknął po chwili, odpowiadając na wcześniej zadane pytanie.
– To dobrze się składa, bo powiedziałem tym z laboratorium, że kradnę cię na jakiś czas – już miał coś powiedzieć, jednak westchnął jedynie, kręcąc głową.
Parę chwil później szedł z nami ramię w ramię, wystukując coś na ekranie telefonu. Jego obojętność niemal pełzła po ścianach. Zaprzestałem negować co tutaj robię, ani czego ode mnie oczekują. Mogłem mieć pewność, że zwolnienie nie wchodzi w grę. Na samym wejściu spotkałem masę dziwnych ludzi, którzy niewątpliwie mieli w planach wciągnąć mnie w jeszcze większe dziwactwo.
Nawet nie zauważyłem kiedy w trójkę, przestąpiliśmy próg gabinetu. Gabinetu, w którym miało zmienić się moje dotychczasowe życie.  
  


3 komentarze:

  1. Hej! Obiecałam czytać i sukcesywnie czytam, tylko z komentarzami jest ciężko. Ale się staram, będę się starać przynajmniej każdy rozdział tego fika, bo zapowiada się bardzo dobrze. Nawet lepiej niż bardzo.
    Tak szczerze, nie lubię narracji pierwszoosobowej, toleruję ją na kilku blogach, a w innym wypadku kojarzy mi się tylko ze słabymi opowiadaniami yaoi, gdzie uke jest biedny i nieszczęśliwy, a seme to jego bohater na białym koniu. Już pomijając, że sam podział w yaoi jest czymś, co doprowadza mnie do szewskiej pasji, ale dobrze, to nie o to w tym chodzi.
    Opowiadanie. Opowiadanie, jak już pisałam, zapowiada się bardzo fajnie, dlatego martwi mnie trochę, że tak dawno był rozdział. Wracając, Iwaizumi policjant to już prawie jak kanon XD On tak pasuje do tej roboty i właśnie jeszcze lepiej wygląda jako zmęczony życiem pracownik biurowy, który liczył na jakieś, może, może, bardziej zajmującą i trzymającą w napięciu pracę, a dostał pstryczka w nos. I jest z nim Akaashi, więc tym lepiej. Ogólnie jest dużo postaci, ale to zawsze wychodzi na lepsze. Lubię jak jest dużo bohaterów zaangażowanych w akcję. I Tsukishima bardzo pasuje na patologa/lekarza medycyny sądowej/jak zwał tak zwał. A uwaga na jego temat była piękna. Po prostu idealna.
    W sumie, nie można dużo powiedzieć, co do tego, co będzie się później działo. To dobrze, w końcu o to chodzi, to dopiero pierwszy rozdział, wprowadzenie, etc. Tylko, mam nadzieję, że kolejne rozdziały się w niedalekiej przyszłości pojawią. Bo naprawdę warto to kontynuować.
    To znaczy tak, mam swoje spekulacje, po przeczytaniu w życiu tylu kryminałów człowiek mniej więcej wie, czego może się spodziewać XD
    O, lubię sposób w jaki wykreowałaś Iwaizumiego. I Akaashiego. Tak nie wiem, pasują do nich takie zachowania, Iwaizumi jako narrator jest dobry, wszystko toczy się przyjemnie spokojnie. Później może nie będzie aż tak przyjemnie, ale jak na razie jest fajne. Chodzi mi, że dla Iwaizumiego nie będzie przyjemnie, taki trochę skrót myślowy.
    Chciałam jeszcze pochwalić Twój sposób pisania. Naprawdę zgrabnie wychodzą Ci opisy, są takie lekkie, niewymuszone i pojawiają się w najpotrzebniejszych momentach. Poza tym, lubię, jak opisuje się detale, tak subtelnie wtrąca się je do opisów, bo wtedy to wszystko nabiera większej autentyczności. Dialogi też są bardzo dobre, realistyczne, nie toporne. Ogólnie, lubię Twój styl pisania.
    To chyba wszystko, co chciałam. Mam nadzieję, że nie porzuciłaś tego opowiadania, bo naprawdę byłoby szkoda.
    Powodzenia w jego pisaniu, dużo weny, chęci, czasu. W ogóle, powodzenia w dalszym pisaniu czegokolwiek.
    Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na początku bardzo dziękuję za tak wartościowy komentarz :)
      Po przeczytaniu takiej opinii człowiek od razu zbiera motywację. Cieszę się, że Ci się podobało i wręcz uśmiecham się jak głupia do ekranu. Spokojnie, opowiadania nie porzuciłam i nie porzuce. Tak na marginesie, też nie znoszę podziału uke-seme i nie przepadam za narracją pierwszoosobową, jednak tu uznałam to za wskazane.
      Mam napisane 2 rozdziały do przodu, więc jeśli moja korekta się wyrobi to dam już jutro :P
      Ogólnie miałam długą przerwę bo egzaminy, rzeź w szkole i innd niefajne rzeczy, ale już za trzy dni koniec :D
      Jeszcze raz dziękuję za komentarz ;) To motywuje.

      Usuń
  2. To to będzie kontynuowane, czy nie bo chętnie przeczytam dalej

    OdpowiedzUsuń