Nowo zakupiony garnitur od Armaniego, przeżywał właśnie
ciężkie chwilę, gniotąc się za każdym razem, gdy Sawamura usiłował przepchnąć
się przez tłum ludzi.
Głowę zaprzątały mu miliony myśli, a każda zdawała się być
gorsza od poprzedniej; Jak ma się zachować? Jakie pytania zadać? Co się stanie
jeśli zawali? Czy będą w stanie go zwolnić? Z tym ostatnim wolał nie ryzykować,
jako że jego szef witał go wszech i wobec z szerokim uśmiechem, gdy tylko
przekraczał próg gabinetu. Może było to tylko zwykłą grą pokazową, by w
rzeczywistości zaczął czuć się zbyt pewnie, a nawet zaczął zaniedbywał swoje obowiązki. Nawet jeśli, to bardzo mało prawdopodobne, w końcu w takiej sytuacji
nie dostałby tak ważnego zlecenia. Ile to ubiegali się o sam wywiad? Podobno
długo i bez sukcesu, a teraz gdy już się udało, to wysłali tam najmniej
doświadczonego pracownika.
Jaki rozsądny człowiek się na to decyduje? Nikt, chyba że
jest albo wariatem, albo skończonym kretynem.
Skręcił w jedną z ulic, kierując się w stronę centrum.
Ostatecznie rozejrzał się wokół, jakby miejska panorama rozciągająca się za
pryzmatem delikatnego deszczu, miała pomóc mu pozbierać myśli. Spojrzał na
kawiarnię, do której często chodził gdy tylko skończył pracę, bądź też gdy ktoś
ze znajomych zaproponował mu filiżankę herbaty. On decydowanie wolałby znaleźć się
na boisku, rozładować energie i cieszyć się grą, jednak w tej chwili żądał zbyt
dużo.
Otaczała go nieco inna atmosfera, do której musiał się przystosować czy
mu się to podobało, czy nie. Nie znał po części źródła swojej irytacji i zastanawiał
się czy to z nim jest coś nie tak, czy z całym otoczeniem. Rozwiązania były
dwa; albo wszystko jest za spokojne, albo on jest zbyt energiczny by móc w
pełni funkcjonować w całej tej otoczce.
Sawamura Ejiun, dwudziestojednoletni student, któremu życie z
jednej strony wyrządziło największą możliwą krzywdę, a z drugiej zawzięcie
stara się go uszczęśliwić.
W ten sposób czuł się jedynie obciążony, nie zauważając
„szczęścia”, które rzekomo spotykało go na każdym kroku.
„ Taki młody, a drzwi do kariery powoli się uchylają!”-
mimo, że słyszał już nie raz, to ten temat wciąż go krępował. Zwykle gdy
słyszał to z ust innej osoby, uśmiechał się delikatnie jak gdyby w podzięce za
miłe słowa, po czym dyskretnie odwracał głowę w bok, by nie dać po sobie poznać
brak entuzjazmu. Prawda była jednak taka, że nie miał najmniejszego prawa się
nie zgodzić.
Niegdyś były miotacz w liceum Seidou, porzucił pasje, czy
raczej została mu ona odebrana, na rzecz pracy w Nowym Yorku. Daleko od domu,
bliskich i tego z czym związany był od dawien dawna. Mieszkał tu już od momentu
skończenia pierwszej klasy liceum, początkowo uczęszczając do normalnej szkoły.
Było ciężko, jednakże nawet on potrafił poradzić sobie w niekorzystnych sytuacjach
i obrócić je na swoją korzyść. Co prawda znajomość języka momentami dawała mu
się we znaki, ale został zmuszony by pozbyć się tego problemu i to jak
najszybciej. W jego zawodzie było to konieczne.
Gdy tłum rozszedł się w różne kierunki, za sprawą
pobliskiego skrzyżowania, Sawamura rozejrzał się nerwowo w poszukiwaniu
odpowiedniego zejścia na peron.
Czasami on sam nie rozumiał jakim sposobem nie jest w stanie
zapamiętać tej samej trasy, choć uczęszczał nią od długiego czasu, ponadto robiąc
to dzień w dzień.
Zdjął z głowy kaptur, gdy tylko znalazł się na niższym
piętrze, prowadzącym do stacji metro. Upewniwszy się, że srogo kosztujący go
garnitur, wciąż trzyma się na miejscu; choć jego stan daje sporo do myślenia,
wyjął z kieszeni służbowy telefon.
W jednej chwili nie wiedział, co przeraziło go bardziej; trzy
smsy od współpracownika, czy niebezpiecznie późna godzina widniejąca w samym
rogu ekranu. Wczorajsza gra do późna dała mu się we znaki, i choć nie był to
pierwszy raz, to mimo wszystko miał wrażenie, że nigdy się nie nauczy. Który to
już raz zaspał? Ciężko zliczyć coś, co powtarza się notorycznie od długiego
czasu.
Zawsze trudno było mu przyswoić sobie coś raz, a dobrze.
Często słyszał to od kolegów, a nawet najbliższej rodziny, w końcu jego
zachowanie czy nawet samo banalne postrzeganie rzeczywistości, udzielało się
dosłownie wszystkim w najbliższym otoczeniu.
Energiczny, chaotyczny i hałaśliwy,
o ile nie wyzwany od durnia… Czasami miał wrażenie, że to ich szczerość jest
bardziej nie na miejscu, niż jego natura, ale nigdy nie miał im tego za złe.
Wręcz przeciwnie, uznał że to odpowiednie określenie.
Teraz stał na jednym z podziemnych peronów, obmyślając w
głowię sensowne wytłumaczenie i opatulając się mocniej wełnianym szalikiem.
Miękki materiał delikatnie łaskotał jego skórę, a oddech przybierał postać
nikłego obłoczka, gdy tylko spotkał się z zimnym powietrzem.
Wyciągnął z kieszeni kurtki drżącą dłoń, spoglądając ponownie
na zegarek. Przerażenie powoli ogarniało jego podświadomość, w momencie gdy
przypomniał sobie o konsekwencjach jakie go spotkają.
- Cholera, znowu się spóźnię!- przełknął nerwowo ślinę,
wiedząc że tym razem nie pójdzie mu tak łatwo. Może i ostatnio odpracował te półtorej
godziny, jednak odjęło mu to czas przeznaczony na naukę. Robił zbyt wiele na
raz, do tego stopnia, że z pozoru skromny grafik uginał się od natłoku zajęć.
Jeszcze niedawno naukę stawiał nieco niżej, ale teraz nie miał zbyt
wiele do powiedzenia i bardzo dobrze o tym wiedział.
Oderwał się, wracając z powrotem na ziemie, gdy w jednym z głośników
dobiegł go melodyjny, amerykański akcent.
Odetchnął głęboko, widząc jak pociąg wjeżdża dokładnie tam
gdzie powinien. Nie zastanawiając się nawet chwili dłużej, pobiegł do drzwi,
gdzie wyczekiwała już grupka równie poirytowanych pasażerów.
Wsiadając do przedziału, uderzyło w niego ciepłe powietrze,
a zdrętwiałe ręce wracały powoli do normalności. Mrowiące koniuszki palców
wyciągnęły służbowy telefon, lecz ku nieszczęściu ich właściciela, zegar nie
miał najmniejszego zamiaru się cofnąć. Zawsze może zwalić winę na pociąg, choć
szczerze wątpił w to, że ktoś nabierze się na ten numer po raz kolejny. To
prawda, w Japonii transport miejski był znacznie bardziej szybszy i punktualny,
ale tu też nie miał za bardzo na co narzekać. Mógł jechać taksówką, ale w
ramach oszczędności postanowił ograniczyć ten sposób podróży. Mógł też zrobić
prawo jazdy, ale co mu po tym, skoro większość czasu spędzi w korkach?
- Cześć Ejiun.- zapominając na moment, o swoim okrutnym
losie, spojrzał w kierunku, skąd dochodził do niego kobiecy głos.
- Emily?
- Znowu spóźniłeś się na pierwszy pociąg? Który to już raz?- blondynka zerknęła na niego znużona.
- A ty? Od kiedy dojeżdżasz tak późno?- wytknął, chcąc
postawić koleżankę do pionu.
- Od kiedy mam na drugą zmianę.- odparła dobitnie,
zakładając ręce na biodrach.- Choć z tego co wiem, to tobie bardziej by się
przydała.- Pociąg ruszył powoli, a ona usiadła obok bruneta, wyjmując z teczki
arkusz dokumentów.- Nie wiem, jak masz zamiar wytłumaczyć się tym razem, ale
postaraj się nie wylecieć.
- Nie musisz mi przypominać.- Sawamura pochylił się do szyby,
opierając zmęczoną głowę na zimnej nawierzchni.- A to co?
- A, o tym mówisz?- podniosła z kolan stosik kartek.-
Resztki wywiadu z zeszłego tygodnia.
Muszę to złożyć do kupy. Wiesz jak trudno przeprowadzić
rozmowę z kimś, kto nagminnie odwraca kota ogonem? Dołóżmy do tego jeszcze
nagonkę terminów i wychodzi nam to, co wychodzi.
Zerknął na nią kontem oka. Mimo iż byli w podobnym wieku, to całkowicie
się różnili. Ona, miała za sobą dobrą szkołę, dyplom i krótkie, aczkolwiek
sukcesywne doświadczenie. Chciała zostać dziennikarką, więc czuła się w tym
zawodzie jak ryba w wodzie. Potrafiła działać i i poradzić sobie
nawet z najtrudniejszym rozmówcą, dyskretnie wyciągając nawet najskrytsze fakty
z jego wypowiedzi. On był zupełnym przeciwieństwem.
Zaledwie kilka lat temu piął się w karierze sportowca,
jednak w związku z pewnymi wydarzeniami ostatecznie zrezygnował. Po znajomości
dostał o dziwo dobrą pracę, do której miał się jako tako nadawać. Może i tego
właśnie oczekiwali, jednak w głębi serca czuł się strasznie przytłoczony całym
tym środowiskiem. Zdawał sobie sprawę, że nie jest to coś, co chciałby robić.
Wyjechał do Nowego Yorku, zostając dziennikarzem sportowym.
Choć określenie „dziennikarz”, to trochę za dużo powiedziane. Z początku
jedynie asystował i pomagał ale dopiero od pewnego czasu zaczęto traktować jako
osobną jednostkę. Nie wykonywał jakiś specjalnie skomplikowanych prac.
Szefostwo z reguły zlecało mu łatwą i mało odpowiedzialną pracę, to też patrząc
na nijakie doświadczenie, czy bardzo młody wiek.
Co mógł powiedzieć? Miał zaledwie 21 lat, a co za tym idzie
czuł się jak ciężko pracujący gówniarz.
Właśnie, miał 21 lat i prawie kompletnie się nie zmienił. Ni
to z zachowania, ni to z wyglądu, ni to z głupoty, która towarzyszyła mu do
teraz. Może tylko zgubił odrobinę swojego nadmiernego entuzjazmu, ale to akurat
mógł zwalić na otaczających go ważniaków w garniturach i kolorowych krawatach,
z którymi zmuszony był spędzać większość swojego czasu. Mimo tego, naprawdę
potrzebował tej pracy.
- Niedługo wysiadamy.- koleżanka z pracy rzuciła mu jedynie,
chowając dokumentacje z powrotem do damskiej torebki.- Nie przyśnij znowu.
- Nie mam zamiaru.
- Twoje wory pod oczami, zdają się mówić zupełnie co innego.
Macie dwa różne zeznania, a tobie coś trudno zaufać.
- Dzięki.- burknął tylko, z powrotem nerwowo obracając
telefon w dłoni.
Na chwilę zapanowała cisza. W przedziale siedziało zaledwie
kilkoro pasażerów, którzy zdawali się
nie zauważać ludzi wokół siebie. Kilka miejsc dalej ciemnoskóry chłopak
przysypiał ze słuchawkami na uszach, okularnik w garniturze stukał w klawiaturę
laptopa, a pani na wysokich obcasach, przekładała kolejne strony książki. Nic
ciekawego.
- Powodzenia.
- Hę?
- W rozmowie.
- Aa… Jasne.- westchnął, znowu spoglądając na zegarek, jak
zwykle niezbyt pocieszony.
Gdy tylko pociąg
staną na stacji, Sawamura puścił się biegiem ku schodom, pozostawiając
skołowaną koleżankę. O mały włos nie potrącił kilku niewinnych przechodniów, a
jego czerwony szalik ledwo trzymał się na miejscu, niebezpiecznie wisząc.
Był spóźniony, w dodatku bardzo.
Mijał ludzi, wbiegając przed maski samochodów i prawie
gubiąc czarna teczkę, która towarzyszyła mu od momentu wyjścia z pociągu. W
takich chwilach przeklinał cały ten tłok i miejski chaos.
Uśmiechnął się delikatnie, widząc niezbyt wysoki biurowiec,
połyskujący w porannych promieniach. Zostało mu zaledwie kilka metrów…
Chęć jak najszybszego dostania się na miejsce, przysłoniła
cały zdrowy rozsądek. Nie rozglądając się na boki, wbiegł na ulicę, za którą
rozciągało się jego miejsce pracy.
Nagle poczuł jak coś mknie obok niego, powodując znaczące
draśnięcie. Jego serce zabiło szybciej, a ciało straciło równowagę, upadając
ciężko na asfalt. Zdążył odwrócić na moment wzrok, by zobaczyć jak czarny
motocyklista w ostatnim momencie łapie równowagę, niemal cudem wymijając
nadjeżdżający samochód. Z przerażeniem poczuł, jak jego przed ramie pulsuje w
rytm zwiększającego się bólu, a ciało drży. Wstał dopiero w momencie, gdy
kierowca samochodu, stojącego tuż za nim, skarcił go włączając klakson.
Świadomość powoli przebijała się przez nagły paraliż, a
zdarzenia który trwały zaledwie przez ułamek sekundy, stawały się jaśniejsze.
Wbiegł na ulicę, cudem unikając potrącenia przez
motocyklistę. Kierowca chciał go wyminąć, jednak zdołał go lekko drasnąć, przez
co obaj stracili równowagę. On upadł na ulicę jednak tamten w ostatniej chwili
złapał stabilność, cudem wymijając samochód, wyjeżdżający nieopodal.
Sawamura z
przerażeniem zdał sobie sprawę, że od nieszczęścia dzielił go zaledwie ułamek
sekundy. Jeden nic nie znaczący ułamek, który był dla niego granicą. Mógł to
samo powiedzieć o kierowcy. Z jednej strony czuł się potwornie winny i nad
wyraz głupi, w końcu prawie doprowadził do poważnego wypadku, a z drugiej czuł
ogromny podziw. Reakcja tego człowieka była natychmiastowa, tak jakby z góry
wiedział, co ma się wydarzyć. Był prawie że pewien, że szczęście to za mało.
Osoba której wleciał pod koła, uratowała zarówno i siebie jak i jego. Odetchnął
jeszcze raz, chcąc by tlen powoli przeniknął do jego płuc i ukoił drżące ciało.
Kilku przechodniów zebrało się wokół, siejąc
zainteresowanie. Zapewne bardziej interesował ich chłopak siedzący na środku
ulicy niż sam stan jego zdrowia. Choć cała sytuacja z ich punktu widzenia nie
wyglądała na nic niezwykłego, to z jego strony miało to zupełnie inne
znaczenie. To też gdy pospiesznie zszedł, idąc wciąż lekko oszołomiony do
budynku, gapie szybko powrócili do normalnego trybu, z powrotem powracając do
swojej naturalnej ignorancji.
Ostatecznie próbował się uspokoić, chcąc stworzyć pozory
spokoju i swojej wiecznie energicznej twarzy. Było to trudniejsze niż
przypuszczał.
Wchodząc przez duże,
oszklone drzwi, otrzepał ubrudzone spodnie i kątem oka spojrzał na zegar,
wiszący tuż nad recepcją, gdzie starsza kobieta notowała coś z przekąsem w
podręcznym kalendarzu.
- Dzień dobry.- rzucił przez ramię, biegnąc do windy. Jak na
złość metalowe drzwi zatrzasnęły mu się niemal przed nosem, czemu towarzyszyło
głębokie westchnienie. Czuł się, jakby całe zło tego świata oddziaływało
właśnie na niego.
Jego dłoń wciąż drżała, ale z sekundy na sekundę czuł się
coraz spokojniejszy.
Niestety nie trwało to zbyt długo. Wchodząc do windy, jak na
złość przypomniał sobie że jest mocno spóźniony.
Kiedy drzwi otworzyły się
ponownie, brunet ruszył szybkim krokiem przez jasny korytarz. Nie czuł się
dobrze w tej pracy, wiedział też że nie nadaje się do zawodu dziennikarza. Schludne ubranie za blatem biurka, czy bieganie z notesem za
sławnymi twarzami, w dodatku daleko od domu, było do niego niepodobne. Mimo tego
nie miał wyboru.
- Sawamura Ejiun?- przed jego twarzą pojawiła się młoda
kobieta. Sekretarka szefa.- Pan Evans prosi, by stawił się pan u niego w trybie
natychmiastowym.
Na moment gula podeszła mu do gardła, zaraz potem
odpowiedział nieco głośniej niż przypuszczał;
- Tak jest!
Kobieta widocznie przyzwyczajona, kiwnęła tylko głową. Zaraz
potem zniknęła za pierwszym lepszym zakrętem, stukając obcasami.
Sawamura mruknął pod
nosem ciche „przepraszam”, po czym skierował się do szatni.
Szalik ledwo trzymał się wyznaczonego miejsca, spodnie
odznaczały się śladem po upadku na asfalt, a ramie ponownie bolało przy choćby
delikatnym dotknięciu. Mimo wszystko ręka była zaledwie stłuczona, nic
poza tym.
Zdjął kurtkę, krzywiąc się przy tym bardziej niż by
należało, po czym skierował się w najmniej przyjemnym kierunku.
Jego kroki odbijały się echem w korytarzu, by w końcu
ucichnąć przy progu dużych, ciemnych drzwi. Zapukał kilka razy, czując lekki
niepokój. Stłumiony głos dochodzący z środka pomieszczenia, nakazał mu wejść,
więc nieśmiało uchylił je, kątem oka zaglądając do środka.
Przestronny pokój, z jasnymi ścianami. W kącie stało spore
akwarium, a za biurkiem siedział mężczyzna w średnim wieku, nagminnie
przeglądający stosy kartek. Tuż nad nim wisiała spora tablica, na której
widniały liczne fotografie, karteczki samoprzylepne i dane statystyczne.
Sawamura nie miał pojęcia co jest do czego, jednak nie była to jego działka.
Postanowił ograniczyć swoją ciekawość i nerwowym krokiem skierował się ku
siedzeniu naprzeciwko szefa, na którym siedział zaledwie kilka dni temu.
- Słyszałem, że dziś ponownie się spóźniłeś.- znudzony głos
dotarł do jego uszu.
- Tak.- rzucił nerwowo, na co mężczyzna oderwał wzrok od
tego co właśnie robił i skierował go na znacznie młodszą twarz. Przez moment
patrzył na niego beznamiętnym spojrzeniem, po czym przejechał dłonią po twarzy,
opadając na oparcie krzesła.
Na jasnych włosach jaśniał nadmiar żelu, a nierówno ogolona
twarz idealnie komponowała się z przekrwionymi oczami. Nie trzeba być
geniuszem, by zauważyć, że zapewne zarwał nockę, o ile nie kilka.
- Szczerze powiedziawszy pojawiło się na ciebie ostatnimi
czasy sporo uwag ze strony innych pracowników.
- Ja…
- Ale ja dobrze wiem, kogo zatrudniam. Od twojego pierwszego
wejścia wiedziałem, że kwalifikuje do tej pracy małe tornado. Rozgadanego,
niedoświadczonego, chaotycznego, bardzo młodego i zbyt energicznego
pracownika. Ewidentnie nie przeszkadza mi to. W środowisku nadmiernie sztywnych
ludzi, ktoś o podobnych cechach zrobi sporo dobrego. Znam twoją sytuacje i wiem, że ta praca jest ci potrzebna.
- Dziękuje…
- Co nie zmienia faktu, że musisz natychmiast zmienić
nastawienie. Jeśli tego nie zrobisz, ja zmienię nastawienie do ciebie.
Rozumiemy się?
- Tak…- odpowiedź padła niemal szeptem, a twarz Sawamury
ściągnęła się nieco.
- To teraz czekam na odpowiedź.- Mężczyzna uśmiechną się momentalnie,
wyciągając z biurka kilka kartek.- Porozmawiajmy o twoim zleceniu.
Sawamura patrzył na niego zmieszany. Przez większość swojej
pracy głównie asystował, by nabrać choć niewielkiego pojęcia na temat pracy
dziennikarskiej. Przysłuchiwał się, przyglądał i poznał kilkorgu sławnych
sportowców. Od jakiegoś czasu działał osobno. Dawano mu łatwe i przejrzyste
zadania, choć musiał przyznać, że momentami było mu naprawdę trudno. Wiele razy
zapominał co miał wykonać, to też był zbyt nachalny, to wypytywał nie o to co
trzeba, lub też robił z siebie pośmiewisko. Mimo tego, jakoś mu to szło, lecz
poziom stresu przy każdym najmniejszym spotkaniu sięgał zenitu.
- Mówiłem ci to już kilka dni temu. Jedna z naszych kluczowych dziennikarek zachorowała.
Walczyliśmy o ten wywiad bardzo długo, a gdy już uzyskaliśmy zgodę, znowu
pojawiły się problemy. Nie możemy tak po prostu sobie go odpuścić.- Kąciki jego
ust ponownie powędrowały ku górze.- Przeprowadzisz wywiad z drużyną
baseballową.- Sawamura wpatrywał się w niego z szeroko otwartymi oczami, jakby
chcąc zaprzeczyć.- Znasz się na tym, prawda? Powinieneś sobie poradzić.
- Ale…- Nie był na to przygotowany, właściwie zastanawiał się nad tym od kilku dni, jednak najwyraźniej jego szef postanowił wydać ostateczną odpowiedź.
- Nie masz się o co martwić.- sięgnął po jeden z
segregatorów, kontynuując- Nie zmuszę cię do biegania po trybunach. W przyszły piątek
odbędzie się gala dotycząca akcji charytatywnej, połączonej z otwarciem nowej
kliniki sportowej. Poinformowano mnie, że pojawi się na niej również łapacz
zespołu, jako przedstawiciel całej drużyny. Niestety reszta zawodników nie
mogła uczestniczyć ze względu na przygotowania do półfinałów.
Na moment w pokoju zapanowała cisza, Sawamura wpatrywał się
tępo w blondyna o zmęczonym spojrzeniu i entuzjastycznym uśmiechu. Wiedział
jedno, że jeśli chce wyjść z twarzą, to powinien przyjąć tą robotę. Baseball
był czymś, co niegdyś kochał i poświęcał się ku niemu do samego końca. Teraz
miał szansę zdobyć odskocznie od niezbyt wygodnej pracy. Czuł jednak niepokój
myśląc o gali, na której miał być niczym szpieg. Wkradać się między ludzi i dać
się pokroić za choćby najmniejsze informacje.
- Przyjmę to zlecenie. Bardzo dziękuje.- odparł po chwili,
wytężając wzrok w rozłożony na biurku segregator.
- To wspaniale. Teraz posłuchaj… Z tego co wiemy, ich łapacz
jest dość otwarty na wywiady, to tym lepiej dla ciebie. Chcę przestrzec cię
natomiast przed jego dość ekscentryczną naturą… Z tego co wiem, niektórzy mieli
problem by odróżnić to, co mówi żartem, a kiedy mówi prawdę. Czuje się bardzo
śmiało w towarzystwie, a czasami wybija z rytmu, rzucając choćby złośliwe
uwagi. Szczery do bólu, momentami arogancki i sprytny w rozmowie.
Jeśli chce
coś ukryć, zrobi to w taki sposób, że nikt nie zdoła dostrzec kiedy to
nastąpiło.
Sawamura słuchał uważnie, jakby pochłaniają każdą
informacje. Wiedział, że zadanie nie będzie tak łatwe, jak mogło się wydawać.
Wszystko będzie zależeć od tego, czy zawodnik będzie chciał z nim otwarcie
mówić, nie wykręcając kota ogonem.
- Nazywa się Ronnell Thompson.
Wyjął z kartoteki kilka druków i podał chłopakowi:
- Tu masz w skrócie kilka informacji o samej drużynie. Zespół
jest dość młody, więc informacje o poszczególnych zawodnikach są znikome,
jednak to co tu jest, powinno nadać trochę światła całej sprawie.
- Bardzo dziękuje!- Sawamura przyjął wszystko, czując się
już nieco spokojniej.
Wstał z krzesła, kierując się ku wyjściu.
- Sawamura…
Dłoń zatrzymała się na klamce, a Ejiun odwrócił wzrok w
stronę pracodawcy.
- Na drugi raz uważaj na drodze…